Ministerstwo Sprawiedliwości chwali się, że do nowego projektu tarczy antykryzysowej dodało przepis o "kradzieży szczególnie zuchwałej". Bo okradanie sklepikarzy w dobie pandemii to jak "okradanie powodzian". Identyczny, niekonstytucyjny pomysł przepadł razem z feralną nowelizacją k.k. w 2019 roku. "Legislacyjna recydywa" - komentuje dr Mikołaj Małecki z UJ
Rządowy projekt "ustawy o dopłatach do oprocentowania kredytów bankowych udzielanych na zapewnienie płynności finansowej przedsiębiorcom dotkniętym skutkami COVID-19 oraz o zmianie niektórych innych ustaw" - czyli tzw. "tarcza 4.0" - wpłynął do Sejmu 22 maja 2020. 4 czerwca posłowie i posłanki, głosami PiS, uchwalili go i odesłali do Senatu.
Rząd PiS przedstawił w nim nowe pomysły na ochronę polskich przedsiębiorców i ich pracowników przed negatywnymi skutkami pandemii koronawirusa. O szczegółowych rozwiązaniach i poważnych brakach w kolejnej "tarczy" pisał w OKO.press Jakub Szymczak.
Tytułowe dopłaty do oprocentowania kredytów to jednak zaledwie fragment 134-stronicowego projektu. W sposób typowy dla pomysłów PiS dorzucono do niego szereg przepisów niemających nic wspólnego z ochroną gospodarki.
Najdziwniejszy pomysł? Nowelizacja kodeksu karnego, w ramach której bocznymi drzwiami resort Zbigniewa Ziobry wprowadza rozwiązania identyczne, jak w nieudanym projekcie z 2019 roku.
Wtedy pretekstem do zaostrzania kar była konieczność walki z pedofilią. Dziś Ministerstwo Sprawiedliwości chce bronić sklepikarzy okradanych w czasie pandemii.
"Wracają absurdy, które rok temu skompromitowały Ministerstwo Sprawiedliwości i »reformatorów« prawa karnego - cudzysłów jest tu konieczny" - mówi OKO.press dr Mikołaj Małecki, karnista z Uniwersytetu Jagiellońskiego i ekspert Krakowskiego Instytutu Prawa Karnego.
Kontrowersyjne przepisy ministerstwo zawarło w art. 37 "tarczy 4.0". Wśród nich projekt nowego deliktu jakim ma być "kradzież szczególnie zuchwała" (dodany do art. 115 k.k. paragraf 9a).
Proponowany przepis jest niemal identyczny jak ten, który znalazł się w nieudanej nowelizacji kodeksu karnego z maja i czerwca 2019. Kradzieżą "szczególnie zuchwałą" ma być zatem:
Kradzież "szczególnie zuchwała" ma być także zagrożona wyższą karą - od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. W przypadku zwykłej kradzieży jest to od 3 miesięcy do 5 lat. Problem w tym, że zuchwałość ciężko zmierzyć, a każda kradzież zawiera w sobie jej element.
„Definicja tej kradzieży jest niejasna, a sankcja drakońska. W zasadzie prokurator ma tutaj pełną swobodę, by wsadzić każdego sprawcę drobnej kradzieży do aresztu zarzucając mu - przykładowo - »postawę wyzywającą« lub »lekceważącą« wobec posiadacza rzeczy. Przepis jest oczywiście niekonstytucyjny, bo nie spełnia standardu dostatecznej określoności przepisu karnego" – komentuje dr Małecki.
Zdaniem dr. Małeckiego wprowadzenie kategorii „kradzieży szczególnie zuchwałej” spowoduje także, że zatarciu ulegnie dotychczasowa granica między kradzieżą-wykroczeniem a kradzieżą-przestępstwem.
Proponowany przepis o "kradzieży szczególnie zuchwałej" nie zawiera bowiem żadnych wytycznych dotyczących minimalnej kwoty. W połączeniu z przepisami dotyczącymi "czynu ciągłego", czyli sytuacji, w której złodziej planuje ukraść kilka przedmiotów lub niewielkich sum pieniędzy w pewnym odstępie czasu, dochodzimy do prawdziwych prawnych absurdów.
Dr Małecki porównuje kary za trzy kradzieże kieszonkowe o łącznej wartości 70 zł do zmarnowania 70 mln złotych z publicznych pieniędzy przez osobę zarządzającą spółką. W tej drugiej sytuacji zgodnie z art. 296 k.k. § 3, sprawcy grozi do 10 lat więzienia. W pierwszej, jeżeli proponowane przepisy wejdą w życie, nawet 16 lat.
"Kara grożąca za kradzież sklepową, gdy sprawca zachowa się np. wyzywająco wobec właściciela (czyli "szczególnie zuchwale") to 8 lat więzienia, a gdy zaplanuje z góry dwie takie drobne kradzieże, górna granica automatycznie zaostrzy się dwukrotnie ("do podwójnej wysokości górnej granicy ustawowego zagrożenia")" - tłumaczy Małecki.
"Za 70 mln - 10 lat, za 70 zł - 16 lat. Skala tego absurdu jest porażająca" - dodaje.
Dr Małecki ubolewa, że projekt zmian w kodeksie uwsteczni polskie prawo karne. Bo przepisy o "kradzieży szczególnie zuchwałej" funkcjonowały w Polsce w okresie PRL.
W 2019 roku próba wdrożenia tego pomysłu przepadła razem z całą, forsowaną naprędce nowelizacją kodeksu karnego (więcej na ten temat poniżej). Wtedy pretekstem była konieczność walki z pedofilią. Tym razem identyczny pomysł resort Ziobry tłumaczy rosnącą liczbą kradzieży w dobie pandemii koronawirusa.
"Na przykład w Warszawie i okolicach było ich w marcu więcej o 37,5 proc., a w kwietniu – o 32 proc." - czytamy w ministerialnym komunikacie. Nie wiadomo z czym urzędnicy resortu Ziobry porównali wyniki. Czy chodzi o wzrost w porównaniu do lutego 2020 czy może do marca i kwietnia 2019?
Ze statystyk wojewódzkiej komendy policji w Warszawie wynika, że liczby z marca i kwietnia 2020 są wręcz o kilka procent o niższe niż w ubiegłym roku. Wyraźny wzrost liczby kradzieży między lutym a marcem (37 proc.) oraz marcem a kwietniem (23 proc.) nie odbiega od comiesięcznych wzrostów, które obserwowaliśmy w 2019 roku.
Dla resortu Ziobry to jednak wystarczające uzasadnienie.
"Okradanie w czasie pandemii sklepikarza, który ledwo może utrzymać się na rynku, należy traktować tak, jakby ktoś okradał powodzian. A kradzieże w czasie klęski żywiołowej od lat traktowane są w nauce prawa karnego jako przykłady wyjątkowej zuchwałości, która zasługuje na szczególne potępienie" - czytamy w komunikacie Ministerstwa.
Zdaniem dra Małeckiego większość zmian dotyczących kodeksu karnego, które uchwalono 4 czerwca w Sejmie, to zmiany przeprowadzone w niekonstytucyjnym trybie.
"Naruszono wynikający z Konstytucji i regulaminu Sejmu tryb trzech czytań, bo nowe przepisy karne zgłoszono dopiero podczas posiedzenia Komisji. Złamano także terminarz dotyczący nowelizacji kodeksów, bo nie można ich zmieniać w tak ekspresowym tempie" - wskazuje Małecki.
Rząd wprowadza zmiany w prawie karnym bokiem, bo ubiegłoroczna próba nowelizacji całego kodeksu zakończyła się porażką. W OKO.press pisaliśmy, że Ministerstwo Sprawiedliwości chciało najpierw wykorzystać nadzwyczajną sytuację, jaką było zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, by zaostrzyć przepisy.
Przygotowany naprędce projekt wiosną 2019 roku zebrał krytyczne recenzje m.in. Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Konfederacji "Lewiatan".
Mimo to Ministerstwo Sprawiedliwości, po niewielkich korektach, złożyło go ponownie w Sejmie. Kolejną okazją, by argumentować o konieczności "bezwzględnej walki z przestępcami", była premiera filmu o kościelnej pedofilii "Tylko nie mów nikomu". Wówczas Ziobro obiecywał, że zmiany w kodeksie rozwiążą ten problem.
Był to jedynie pretekst. Projekt nie tylko nie mógł pomóc w walce z pedofilią wśród księży, bezsensownie zaostrzał też kary za szereg innych przestępstw. Całość, mimo rażących błędów, przeforsowano przez Sejm i Senat z naruszeniem procedur, w sposób niekonstytucyjny.
Ryzyko okazało się jednak zbyt duże nawet dla legislacyjnej machiny PiS. Aby zdjąć z ministra sprawiedliwości odium porażki, prezydent Duda nie zawetował projektu, ale wysłał go do kontroli w Trybunale Konstytucyjnym. Tam nowela zaginęła bez wieści.
W 2019 roku eksperci Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka nazwali nieudaną rewolucję w kodeksie karnym „populizmem penalnym". Jej celem miało być bowiem budowanie politycznej pozycji Ziobry, a nie realna poprawa bezpieczeństwa. Rzecznik Praw Obywatelskich dwukrotnie negatywnie opiniował projekt.
"Większość sejmowa z inicjatywy Ministerstwa Sprawiedliwości robi dokładnie to samo [co rok temu - red.]. Nowelizuje prawo karne »bez żadnego trybu«, proponując te same, absurdalne rozwiązania. To już legislacyjna recydywa. Są to niekonstytucyjne, bezprawne praktyki, które kompromitują ludzi odpowiedzialnych za taki sposób działania władzy publicznej" - podkreśla Mikołaj Małecki.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze