Aborcja w Niemczech jest przestępstwem, ale powołana przez niemieckie ministerstwo zdrowia komisja chce to zmienić. Jednak zdaniem niemieckich ekspertów zmiany nie uda się wprowadzić za rządów Olafa Scholza
W Niemczech aborcja jest nielegalna i od ponad 150 lat mówi o tym paragraf 218 kodeksu karnego.
“To bardzo dziwny paragraf, który ma długą historię i korzenie w XIX wieku” – mówi Dr Christiane Tennhardt, ginekolożka działająca w Doctors for Choice, organizacji skupiającej lekarzy i studentów medycyny.
I choć aborcja w prawie jest zabroniona, to jeśli spełni się pewne warunki, to ani lekarz, ani kobieta nie zostaną ukarani.
Tennhardt: „Wtedy aborcja możliwa jest do 14. tygodnia po ostatniej miesiączce, bez wymaganej konsultacji i czasu oczekiwania, a procedurę pokrywa ubezpieczenie. Po 22. tygodniu znalezienie lekarza, który wykona zabieg, jest praktycznie niemożliwe”.
Christine Tennhardt opowiada, że w takich wypadkach nie jest konieczna obecność policji: „Czasem przychodzi do mnie pacjentka i mówi, że była pod wpływem alkoholu, a na imprezie została wykorzystana seksualnie. Tego typu sytuacje podchodzą pod paragraf i wtedy zabieg może odbyć się bez trzydniowego oczekiwania”.
Zgodnie z artykułem 218 niemieckiego kodeksu karnego, lekarz musi zobaczyć zaświadczenie, że kobieta co najmniej trzy dni wcześniej miała konsultację w zatwierdzonej przez państwo poradni (1, 2).
Na zdjęciu u góry: demonstracja w Berlinie za prawem kobiet do decydowania o aborcji, wrzesień 2022 . Fot. John MACDOUGALL/AFP.
Bez zaświadczenia aborcja jest niemożliwa. “Osoba, która nie pokaże lekarzowi zaświadczenia o konsultacji, nie zostanie dopuszczona ani do zabiegu chirurgicznego, ani farmakologicznego” – mówi aktywistka działająca w kolektywie Ciocia Basia wspierającym kobiety w uzyskaniu legalnej aborcji w Berlinie. Grupa organizuje wyjazdy, pomaga umówić zabieg, a czasem wspiera finansowo. Aktywistka dodaje, że po pandemii Covid-19 konsultacje mogą przebiegać telefonicznie.
“Irytujące jest to, że zabieg musi być poprzedzony konsultacją, ponieważ cała procedura rozciągnięta jest w czasie. W Berlinie organizujemy noclegi dla pacjentek w mieszkaniach naszych wolontariuszek” – opowiada, dodając, że procedura mogłaby zostać skrócona do kilku godzin, a tak wszystko jest wydłużone nawet do 5 dni.
Co więcej, aktywistka zauważa, że niektóre poradnie odradzają kobietom przeprowadzenie zabiegu. “Dlatego ważne jest, by wiedzieć, gdzie się idzie”.
Jedną z organizacji, które udzielają porad doradczych, jest Profamilia, a lista jej klinik dostępna jest pod tym linkiem.
Aktywistka zauważa, że po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku w Polsce, do kolektywu zaczęły zgłaszać się osoby będące w ciąży między 12. a 14. tygodniem, ponieważ po 12. tygodniu dostają wynik testów prenatalnych, “więc jest to decyzja podejmowana na szybko”.
“To jest absurdalne, aborcja farmakologiczna, do 8. tygodnia ciąży, może zupełnie bezpiecznie odbyć się bez obecności lekarza, w domu” – wskazuje aktywistka.
„Prawo jest surowe i ci, którzy je naruszają, są ścigani, choć rzadko dochodzi do jego łamania” – mówi Erwin Kress z Humanistischer Verband Deutschlands, organizacji pozarządowej zajmującej się prawami człowieka.
Aktywistka tłumaczy, że niektóre Niemki będące w późniejszych stadiach ciąży „jeżdżą do Holandii lub Wielkiej Brytanii ze względu na to, że kraje te mają najdłuższy okres, w którym może się odbyć aborcja na życzenie”.
Później tylko w przypadku poważnych problemów medycznych. W Wielkiej Brytanii zabieg jest możliwy do 24 tygodnia, później w bardzo ograniczonym zakresie – na przykład, jeśli zagrożone jest życie matki lub dziecka.
Tennhardt wskazuje, że w Niemczech problemem nie jest konieczna wizyta w poradni, a to, że coraz trudniej znaleźć specjalistę, który wykona zabieg: „Do Holandii jeżdżą kobiety zwykle po 14. tygodniu – albo nie wiedziały, że są w ciąży, albo dostały pozwolenie od kliniki, ale nie znalazły lekarza, który by się zdecydował na zabieg”.
Jeszcze w 2003 roku liczba klinik wykonujących zabiegi wynosiła 2050. Obecnie jest ich prawie o połowę mniej 1103.
Rząd Niemiec zlecił w marcu 2023 roku komisji przy ministerstwie zdrowia złożonej z ekspertów prawa, medycyny, psychologii i etyki przedstawienie możliwości uregulowania przerywania ciąży poza prawem karnym.
W połowie kwietnia komisja przedstawiła raport proponujący złagodzenie tego prawa. Raport ma ponad 600 stron.
„Co do zasady, aborcje w Niemczech są nielegalne. Komisja doszła do wniosku, że regulacja nie jest możliwa do utrzymania. Według ekspertów, w przyszłości aborcje powinny być dozwolone w pierwszych dwunastu tygodniach ciąży” – mówi Juliane Reichard, prawniczka z kancelarii Kanzlei Reichard i dodaje, że według ekspertów „możliwe byłoby również zalegalizowanie aborcji po dwunastym tygodniu np. w przypadku wyjątków ze względów medycznych lub kryminologicznych, nawet na późniejszych etapach ciąży”.
W Niemczech 96 proc. zgłoszonych aborcji to te wykonane po konsultacji w poradni. W pozostałych 4 proc. przypadków aborcja została wykonana z przesłanek medycznych lub wtedy, gdy ciąża powstała wskutek przestępstwa.
Liczba aborcji w Niemczech od 2017 roku nieznacznie malała. Dopiero wzrosła w 2023 roku i wynosi 103 927. Nastąpiła również zmiana wieku. Wskaźnik aborcji najwyższy jest u kobiet od 25 do 35 roku życia.
Komitet ONZ ds. Likwidacji Dyskryminacji Kobiet opublikował w maju 2023 roku dokument zawierający krytyczne uwagi na temat regulacji prawnych dotyczących aborcji w Niemczech. Organ skrytykował obowiązkowe doradztwo i trzydniowy okres oczekiwania, co według Światowej Organizacji Zdrowia w ogóle nie powinno być obowiązkowe. ONZ skrytykował również fakt, że koszty zabiegu są ponoszone przez pacjentkę.
W 2022 roku rząd usunął z niemieckiego kodeksu karnego paragraf 219a, który wywodził się jeszcze z czasów nazistowskich, zabraniał lekarzom i placówkom publicznie informować o wykonywaniu zabiegu. Do tego czasu wiele osób miało problem, by znaleźć odpowiednią klinikę.
Erwin Kress, uważa, że “w obecnym okresie legislacyjnym nie dojdzie do porozumienia„. Dodaje, że ”dużo podmiotów jest przeciwnych proponowanym rozwiązaniom”, a wśród przeciwników wymienia m.in. Kościół katolicki, partie chrześcijańskie oraz skrajnie prawicową partię AfD (Alternative für Deutschland). Członkowie AFD mają antyunijne i prorosyjskie poglądy, ostatnio ich partia zdobywała na popularności, choć niedawne sondaże pokazują spadek poparcia. Na razie partia ma w 77 deputowanych, co czyni ją piątą siłą w Bundestagu.
„Nawet gdyby koalicja rządząca była w stanie sformułować projekt ustawy i rozpocząć jego realizację, najprawdopodobniej nie zostałby on przyjęty z powodu braku większości” – dodaje Juliane Reihard.
Przeciwnicy i konserwatywne ugrupowania chcą utrzymania obecnych przepisów. Przedstawiciele CDU/CSU zapowiadają skierowanie sprawy do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, jeśli koalicja przyjmie propozycje komisji.
Tennhardt: “Mamy teraz wyjątkową możliwość pozbycia się paragrafu 218, ale nie oszukujmy się. W wyborach, które są jesienią 2025 roku, pewnie wygra CDU. Inne partie wejdą z nią w koalicję i na pewno nic się w tej kwestii nie zmieni”.
Według badania przeprowadzonego przez instytut badań opinii publicznej Forsa, w Niemczech istnieje szerokie poparcie dla liberalizacji aborcji we wczesnych stadiach ciąży (72 proc.). Za aborcją najliczniej opowiadają się wyborcy Zielonych (82 proc.), a najmniej zwolennicy AfD (55 proc.).
W Niemczech koszt zabiegu waha się od 300 do 700 euro. Aborcja farmakologiczna kosztuje mniej niż aborcja chirurgiczna, ponieważ nie wymaga znieczulenia. „Tylko w przypadku, gdy dochód pacjentki wynosi mniej niż 1383 euro, albo jeśli udowodniono medyczne lub kryminologiczne powody aborcji to wtedy koszty pokrywa ubezpieczenie” – wskazuje Juliane Reihard.
Kress: „Koszt zabiegu zależy od metody, tygodnia ciąży oraz lekarza wykonującego zabieg. Zazwyczaj kobieta sama pokrywa koszty”.
Aktywistka Cioci Basi: “Kliniki dyktują ceny. My pracujemy z klinikami, które biorą 400 euro za zabieg chirurgiczny. To jest cena solidarnościowa, w której lekarka rezygnuje ze swojego wynagrodzenia”. Dodaje, że aborcja farmakologiczna kosztuje minimum 300 euro, chirurgiczna zaś co najmniej 500 euro. Jej zdaniem, „taniej niż dokonać aborcji farmakologicznej zgodnie z przepisami jest zamówić tabletki przez stronę Women Help Women (a to jest nielegalne w Niemczech). One kosztują 75 euro”.
“Wzorowanie przyszłego ustawodawstwa w Polsce na niemieckim prawie jest bardzo złym pomyłem” – mówi aktywistka Cioci Basi. “Jesteśmy przerażone takimi pomysłami. Pytanie, kto będzie prowadził takie poradnictwo” – dodaje.
W Sejmie znalazły się cztery projekty dotyczące bezpiecznego przerywania ciąży: dwa Lewicy, jeden projekt Koalicji Obywatelskiej oraz jeden projekt Trzeciej Drogi. Lewica i Koalicja Obywatelska chcą liberalizacji aborcji do 12 tygodnia. Trzeciej Drodze zależy na wprowadzeniu przepisów niwelujących wyrok TK z 2020 roku i zapowiadają wniosek dotyczący referendum w tej sprawie.
Amnesty International wskazuje, że referendum jest złym pomysłem m.in. dlatego, że tylko 18 proc. kobiet w wieku reprodukcyjnym miałaby możliwość wzięcia w nim udziału. Do tego dochodzi fakt, że w głosowaniu nie będą mogły wziąć udziału dziewczyny w wieku 15-17 lat. A przecież referendum dotyczyłoby także ich.
Za prawem do aborcji w połowie kwietnia opowiedział się Parlament Europejski. We Francji prawo do aborcji ma zostać wpisane konstytucji, o czym zdecydowano na początku marca 2024. Poparcie dla prawa do aborcji w tym kraju utrzymuje się na poziomie przekraczającym 80 proc.
Polityka społeczna
Prawa człowieka
Świat
Zdrowie
Olaf Scholz
aborcja
Ciocia Basia
legalna aborcja
Niemcy
Scholz
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Współpracuje z "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Współpracuje z "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Komentarze