0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot . Grzegorz Skowronek / Agencja Wyborcza.plFot . Grzegorz Skowr...

Z tej rozmowy dowiesz się między innymi:

  • co zrobić, jeśli kończysz podstawówkę i nie masz pomysłu, do jakiej szkoły iść;
  • jak wybrać zawód przyszłości w erze sztucznej inteligencji;
  • w czym może ci pomóc doradca zawodowy;
  • jak wesprzeć swoje dziecko w wyborze przyszłego zawodu;
  • co zrobić, jeśli po kilkunastu latach pracy czujemy, że wybrany zawód nie jest dla nas.

Zawód alfa

Leonard Osiadło, OKO.press: Pierwszy rocznik nowego pokolenia alfa (urodzeni 2010-2025) właśnie skończył podstawówkę. Czy alfy inaczej wybierają swoją przyszłość niż my, millenialsi?

Anna Sikorska, doradczyni zawodowa: Na pewno w oczach zetek czy pokolenia alfa zyskały technika i branżowe szkoły, czyli dawne zawodówki. Kiedy my 20 lat temu zaczynaliśmy liceum, szkoły przyuczające do zawodu miały bardzo złą sławę. Wiele zmieniły kampanie społeczne, jak na przykład “Szacun dla zawodowców”, promujące szkolnictwo branżowe.

Ja w swojej pracy często spotykam się wręcz z opinią, że po samym liceum nie ma przyszłości, dlatego lepiej wybrać technikum czy szkołę branżową, bo po niej ma się już konkretny zawód.

Ale to jest jednocześnie plus i minus. Bo już kończąc podstawówkę, czyli w wieku około 15 lat, trzeba wiedzieć, jakiego zawodu chcemy się dalej uczyć.

I jak nastolatkowie z pokolenia alfa radzą sobie z podejmowaniem tej decyzji?

Są trzy grupy uczniów. Jedni kończąc szkołę podstawową już wiedzą, co chcą robić w przyszłości. Jeśli jest to zawód, który można zdobyć tylko po studiach, czyli np. prawnik, lekarz, psycholog, to idą do liceum i wybierają klasę z rozszerzonymi przedmiotami, które muszą zdać na maturze, żeby na wymarzone studia się dostać. Podobnie jest z uczniami, którzy mają pomysł na zawód, do którego wykonywania nie potrzebują studiów. Wtedy wybierają odpowiednią klasę w technikum czy w branżowej szkole.

Czyli pierwsza grupa alf wybiera szkołę ponadpodstawową świadomie, bo wie, czego chce. A druga?

To są uczniowie, którzy nie mają jeszcze konkretnego pomysłu na swoją przyszłość, ale wiedzą, że będą chcieli iść na studia i mają mniej więcej pojęcie, jakie kierunki ich interesują.

I to też jest bardzo komfortowa sytuacja, bo przed wyborem profilu w liceum można sprawdzić wzory rekrutacyjne na te wytypowane kierunki studiów, czyli dowiedzieć się, jakie przedmioty będą punktowane przy przyjęciu, i w ten sposób wybrać profil w liceum.

A jeśli totalnie nie wiem jakie studia, to klasę w liceum mogę wybrać też na podstawie przedmiotów, które w podstawówce dobrze mi szły i mnie interesują, i to na ich podstawie wybrać potem kierunek studiów.

Domyślam się, że w takim razie trzecia grupa uczniów nie wie kompletnie nic.

Tak, to są ci uczniowie, którzy nie mają pomysłu na zawód w technikum czy branżowej szkole, a jednocześnie wiedzą, że prawdopodobnie zabraknie im punktów, żeby dostać się do jakiegokolwiek liceum.

I ci uczniowie są w największej rozterce, bo mają najmniejsze pole manewru. Jeśli nie ma szans dostać się do liceum publicznego, można pomyśleć nad liceum prywatnym lub społecznym.

W technikach i branżowych szkołach wchodzą w grę tylko te klasy, do których wystarczy nam punktów. Pula zawodów, z których można wybrać, jest więc zawężona. Trzeba wykonać wtedy sporą pracę, żeby jednak dobrze się sobie przyjrzeć i podjąć najlepszą dla siebie w decyzję w tych konkretnych warunkach.

Przeczytaj także:

Zwolnić blokadę w maszynie losującej

Czy to jest ten moment, w którym doradca zawodowy wchodzi cały na biało i pomaga takiemu zagubionemu uczniowi zdecydować?

Jeśli mamy trudności z samodzielnym podjęciem decyzji, to warto skorzystać z pomocy specjalisty. Niezależnie od tego, do której grupy należymy: czy chcemy upewnić się w swojej decyzji, potrzebujemy wsparcia w wyborze między dwiema opcjami, czy zupełnie nie wiemy, jaki zrobić kolejny krok. Bycie w każdej z tych grup jest okej. I to niezależnie od tego, czy mamy czternaście, dziewiętnaście czy 30 lat.

Do mnie często trafiają osoby, które są jak taka maszyna losująca w totolotku, w której krążą już te piłeczki, czyli wszystkie ich pomysły na siebie, wiedza o tym, jakie mają mocne strony i w czym mogliby byś dobrzy. Teraz chodzi o to, żeby taka maszyna losująca zwolniła blokadę i wypuściła po kolei te wszystkie piłeczki, żeby można było odczytać z nich numerki i zobaczyć, które wygrały. Czasem najważniejszy krok to zobaczyć i uporządkować swoje myśli.

Jak taki proces zwalniania blokady u doradcy zawodowego wygląda?

Po pierwsze przyglądamy się temu wszystkiemu, co już o sobie wiem: jakie mam zainteresowania, cechy osobowości, w jakich warunkach pracy czuję się komfortowo.

Czasem ciężko jest określić te wybory pozytywne, czyli czego chcę albo co mi się podoba. Ale jeśli wiem, co na pewno nie będzie mi odpowiadać, to też jest to już cenna wskazówka.

Czy taki młody człowiek, który jeszcze nigdy w żadnym zawodzie nie pracował, jest w stanie wskazać, nawet taką metodą eliminacji, jaki rodzaj pracy nie będzie mu odpowiadał?

I tutaj właśnie przydaje się wsparcie doradcy zawodowego, który pomaga zrobić rekonesans. Możemy skorzystać z różnych narzędzi diagnostycznych, które określają predyspozycje zawodowe czy typ temperamentu. Takie informacje o sobie mogą pomóc nam zawęzić pulę potencjalnie pasujących zawodów.

Bo jeżeli z testów wychodzi, że jestem spokojna, cierpliwa, dokładna, lubię pracę indywidualną, to mogę zostać na przykład na księgową czy analityczką danych. A jeśli jestem bardziej osobą kreatywną, twórczą, nie lubię działać według procedur, tylko wolę elastyczne środowisko pracy, to może lepiej będę się czuła w zawodzie florystki czy copywritera.

Ale przecież to bardzo stereotypowe myślenie: jak cicha i spokojna to księgowa albo informatyczka, a jak kreatywna to florystka albo graficzka. W rzeczywistości znalezienie odpowiedniego zawodu jest dużo bardziej skomplikowane.

I dlatego musimy przejść z doradcą do kolejnego etapu. Jak już udało nam się zbadać swoje predyspozycje, to patrzymy, jakie zawody do nich pasują.

I to nie jest tak, że jak określimy nasze zainteresowania czy cechy osobowości, to na liście zostają dwie opcje, z których możemy wybrać. To zawsze jest jakaś pula. I trzeba się dobrze nad tymi różnymi wariantami zastanowić.

Bo na przykład moje wyobrażenie o pracy florysty może być takie, że o to jest ktoś, kto sobie siedzi i cały dzień robi piękne kompozycje kwiatowe. Ale czy ja wiem, że nieodłącznym elementem pracy florysty jest także pobudka o 4 rano i wyjazd na giełdę kwiatową?

Wielu uczniów, którzy się do mnie zgłaszają, rozważa zawód kucharza, bo lubią gotować w domu. I ja wtedy zaczynam dopytywać: a czy lubisz też iść na zakupy, żeby skompletować składniki? Czy jest dla ciebie okej posprzątać po tym gotowaniu? I czy wiesz, że kucharz pracuje na stojąco przez wiele godzin, w dynamicznie zmieniających się i stresowych warunkach?

Dlatego na pierwszym etapie pracy z doradcą zawodowym dowiadujemy się jak najwięcej o sobie, a w drugim weryfikujemy nasze wyobrażenia na temat puli potencjalnie pasujących do nas zawodów.

A jeśli taki 15-latek nie ma żadnego wyobrażenia o danym zawodzie, bo nie ma mamy informatyczki ani taty florysty?

Wtedy sięgamy na przykład po Mapę Karier, która przyda się także tym uczniom, którzy samodzielnie wybierają zawód czy dalszą ścieżkę edukacji.

Mapa Karier zawiera opisy zawodów ze wskazaniem umiejętności i kompetencji miękkich potrzebnych do ich wykonywania oraz przybliża środowisko pracy danego zawodu.

Takie informacje mogą dać nam już bardzo konkretne wyobrażenie o poszczególnych profesjach.

Psychotesty i zawodowy Dixit

Ale czy takie testy na osobowość, temperament czy zainteresowania naprawdę mogą pomóc wybrać zawód 15-latkowi? Dalej jestem sceptyczny.

Testy nie dają konkretnej odpowiedzi, ale są czasem dobrym punktem startu dla tej podróży, jakim jest kilkadziesiąt lat kariery zawodowej.

Bo to nie jest tak, że my nie wiemy, jakie mamy cechy charakteru, zainteresowania czy wartości. Czasem brakuje nam po prostu słów, żeby je nazwać.

Czasem jak doradca zawodowy zapyta, jakie są nasze mocne strony, co jest dla nas ważne, to nie umiemy odpowiedzieć na to pytanie. Ale kiedy czytamy wynik testu, to jesteśmy w stanie ocenić, że jakieś określenie do nas pasuje, a inne zupełnie nie.

Ale czy te testy jednak nie szufladkują? Kiedyś też robiłem takie testy na typ osobowości. Na cztery możliwe warianty, między typem kreatywnym a działającym miałem tylko 1 punkt różnicy. A przecież każdy z tych typów determinował kompletnie różne zawody.

I dlatego tak ważne jest, szczególnie w przypadku młodych ludzi, którzy są mniej autorefleksyjni, żeby robić te testy wspólnie z doradcą zawodowym. On dobierze odpowiednie narzędzie, które jest przebadany na danej grupie docelowej, i pomoże zinterpretować odpowiedzi, żeby uniknąć zaszufladkowania.

I jeszcze raz powtórzmy — testy nie dają gotowych odpowiedzi, ale pomagają w uświadomieniu sobie pewnych rzeczy. Prawdziwą odpowiedź daje więc nie sam wynik testu, ale jego analiza w rozmowie ze specjalistą, który będzie dopytywał, co myślimy, z czym się zgadzamy, a z czym nie i jakie wnioski dla siebie bierzemy z tego opisu

Ja w swojej pracy bardziej od testów preferuję pogłębiony wywiad, czy ćwiczenia projekcyjne polegające na pracy z kartami obrazowymi.

Takie karty przypominają bardziej stawianie tarota przez doradcę zawodowego czy raczej grę w Dixit?

Zdecydowanie Dixit. Dzięki kartom, które budzą rozmaite skojarzenia, łatwiej prowadzi się rozmowę, klient bardziej się otwiera i uświadamia sobie pewne rzeczy, patrząc na swoje wybory.

Dodatkowo poszczególne karty mogą być przyporządkowane do różnych środowisk pracy i predyspozycji zawodowych. Czyli klient sięgając po daną kartę wskazuje, które cechy czy skłonności u niego dominują. Jednym z narzędzi, z których korzystam, są karty wyboru, które bazują na tzw. typologii Hollanda. Ona dzieli predyspozycje zawodowe na analityczne, wykonawcze, badawcze, twórcze, społeczne, menedżerskie.

Efektem ćwiczeń z kartami projekcyjnymi jest dwu lub trzyliterowy „kod kariery”, który znacząco zawęża obszar poszukiwań.

Dzięki niemu, wyruszając w podróż ku wymarzonemu zawodowi, już wiem, że muszę jechać bardziej na północ niż na południe. Czyli na przykład bardziej fotograf lub fryzjer, a mniej mechanik pojazdów samochodowych, programista czy geodeta.

Dawanie równouprawnienia myślom

A co jeśli ktoś ma już jakiś pomysł, ale nie jest przekonany, czy to jest właśnie to?

Tutaj też przyda się wsparcie doradcy zawodowego.

Bo to może wyglądać na przykład tak, że rano mam myśl: „Kocham pomagać ludziom, będę lekarzem!”. A wieczorem: „Nie mam szans, medycyna jest taka trudna, nie ma opcji, nie utrzymam się tam”.

Następnego dnia rano: „Kurczę, ale lekarz to pewna praca, dobrze się tam zarabia”. A wieczorem: „Jasny gwint, ale te dyżury, praca wieczorami, przecież to idzie się zajechać”.

Czy któraś z tych myśli jest lepsza lub gorsza? Nie. Trzeba tylko zrobić z nimi coś, co ja nazywam dawaniem równouprawnienia myślom.

Czyli podjąć decyzję biorąc je wszystkie pod uwagę?

Trzeba zacząć od spisania tych wszystkich myśli na kartce. Zobaczenie ich wszystkich naraz to jest właśnie danie im równouprawnienia. Dzięki temu nie podejmujemy decyzji pod wpływem impulsu, czyli tej jednej konkretnej myśli, która w danym momencie się pojawia.

Zbieram więc te wszystkie myśli w jednym miejscu i przystępuję do ich rozbrajania: co z tego wszystkiego jest dla mnie naprawdę ważne? I dochodzę do wniosku, że na pewno chcę pomagać innym, ale dyżury w weekend to już może być za dużo. A tak w ogóle to nie wiem czy mam szansę dostać się na tak trudne studia.

Ja bym wtedy pomyślał, że skoro mam tyle „ale”, to pewnie jest to głupi pomysł i bym go porzucił.

A może zamiast odwracać się od tego pomysłu, lepiej byłoby przyjrzeć mu się pod innym kątem. Czyli na przykład zastanowić się, jakie mam inne opcje związane z pomaganiem ludziom, na przykład w obszarze medycyny, w których nie ma pracy na dyżurach i łatwiej jest się dostać?

Mogę wtedy przejrzeć ofertę uczelni medycznych i zobaczyć, że pod tą słynną medycyną kryje się tak naprawdę nie tylko kierunek lekarski, ale też pielęgniarstwo, terapia zajęciowa, radiologia, ratownictwo medyczne, farmacja czy dietetyka.

I może w takim razie lepszym pomysłem na realizowanie potrzeby pomagania ludziom będzie dietetyka? A jeśli dietetyka to może wcale nie musi to być Uniwersytet Medyczny, ale może być też AWF albo Uniwersytet Przyrodniczy, na który łatwiej się dostać?

Nie myśl o zawodzie. Pomyśl o kompetencjach.

W przypadku takich zawodów jak lekarz, fryzjer czy dietetyk, można łatwo sobie wyobrazić, jak taki zawód może wyglądać. A co z takimi stanowiskami, które we wszelkiego rodzaju ankietach określa się jako “pracownik biurowy”? Czy Wy jako doradcy zawodowi potraficie wytłumaczyć takiej młodej osobie, na czym może polegać praca w korporacji zajmującej się brokerstwem ubezpieczeniowym albo dostarczaniem rozwiązań do pracy w chmurze?

Przede wszystkim trzeba odróżnić pojęcie zawodu od stanowiska pracy.

Stanowisko pracy to jest to, co widzimy, wchodząc na portal z ofertami pracy. W tysiącach ogłoszeń czytamy, że są poszukiwani specjaliści i menedżerowie do spraw wszelakich. Ale każde z tych stanowisk bazuje na określonych kompetencjach, które są typowe dla jakiegoś zawodu.

Do tego dochodzi pojęcie branży, czyli obszaru tematycznego, który skupia różne zawody. Czyli mamy na przykład branżę marketingu i reklamy, w której będzie pracował zarówno specjalista ds. PR-u, jak i specjalista ds. e-commerce, ale także UX designer czy montażysta spotów reklamowych.

Korporacja zajmująca się brokerstwem ubezpieczniowym to już z kolei konkretna firma, czyli zespół ludzi, który zajmuje się wytwarzaniem jakiegoś produktu lub oferowaniem usługi. Jednak aby produkt lub usługa trafiła do klienta, potrzeba zarówno osób, które zajmują się stricte tym produktem lub usługą, jak i tych, które pozwalają samej firmie działać, czyli pracownicy administracji, dział IT, HR czy księgowość.

A czy pracując z licealistą nad wyborem studiów, jesteś w stanie doradzić mu na takim poziomie szczegółowości jak stanowisko? Czy z doradcą zawodowym da się wybrać tylko taki zawód jak lekarz, prawnik, księgowy, może nawet HR-owiec, ale broker ubezpieczeniowy czy product manager to już nie bardzo?

Na etapie bycia uczniem czy absolwentem szkoły ponadpodstawowej, nie ma potrzeby wyszukiwania konkretnego stanowiska pracy.

Ale jeśli masz ciocię, wujka, kuzyna, który pracuje na jakimś stanowisku i tobie się podoba ta jego rola, bo widzisz, że fajnie zarabia i mówi z pasją o swojej pracy, to jest to warte przemyślenia. Możesz zapytać go, co zrobił, że dostał taką pracę, a potem przyjrzeć się tej ścieżce, którą miałbyś podążać i na spokojnie zastanowić się, czy ci ona odpowiada.

W jaki sposób mogę to ocenić?

Zgłosiła się do mnie kiedyś klientka, która powiedziała, że została prawniczką, bo na lekcji wychowawczej w liceum było spotkanie z osobą, która bardzo fajnie opowiadała o tym zawodzie. I moja klientka pomyślała, że skoro tej osobie się tak fajnie pracuje, to u niej zadziała to podobnie. Z jej ambicją i inteligencją nie miała problemów ze skończeniem studiów prawniczych. Dziś pracuje w zawodzie, ale jest po prostu nieszczęśliwa. Bo okazało się, że jest totalnie artystyczną duszą i zawód, który wybrała, jest dla niej po prostu za ciasny.

Dlatego wszystkie rady od innych musimy przefiltrować przez nasze potrzeby i wartości. Jeśli ktoś opowiada nam o swojej pracy, która jest dla niego pasją, to on będzie zarażał nas tym entuzjazmem. Ostatecznie trzeba jednak oddzielić ziarno od plew i zastanowić się, czy do mnie też to może pasować. I tu przydaje się wiedza o sobie, o której mówiliśmy wcześniej.

Czyli przedstawiciele pokolenia alfa, którzy kończą teraz podstawówkę, czy nawet zetki będące obecnie na studiach, nie muszą jeszcze wiedzieć, że będą w życiu specjalistą ds. x?

Najlepiej myśleć o swojej przyszłości nie przez pryzmat konkretnych stanowisk, ale zestawu kompetencji, jakie chce się zdobyć, a potem wykorzystywać w swojej pracy.

To jest szalenie ważne zwłaszcza w kontekście obaw, jakie młodzi ludzie wiążą z rozwojem sztucznej inteligencji. Młodzi słyszą i czytają w social mediach najróżniejsze rzeczy, ale ciężko im odróżnić fakty od fantazji na temat tej przyszłości. To budzi w nich bardzo dużo lęku.

Czy AI zabierze alfom pracę?

Jak doradca zawodowy może w takim razie pomagać w wyborze zawodu w erze AI, kiedy w momencie rozpoczynania szkoły ponadpodstawowej albo studiów wiele zawodów jeszcze nie istnieje?

Zgłosił się do mnie ostatnio uczeń liceum, który bardzo chciał zostać fotografem, bo to była jego pasja. Ale usłyszał gdzieś, że fotografowie za chwilę nie będą potrzebni, bo zastąpi ich sztuczna inteligencja.

I tu pojawia się pytanie — czy przez sztuczną inteligencję zawód fotografa wyginie czy po prostu się zmieni?

Przypomnijmy sobie, jak zawód fotografa wyglądał ponad 100 lat temu. Osoba ukryta pod czarną płachtą robiła czarno-białe zdjęcia, na których wszyscy mieli dziwne miny, bo musieli na dłuższy czas zastygnąć w bezruchu.

A dzisiaj fotografowie mogą dostać się wszędzie z aparatem w ręce, zajmują się obróbką zdjęć cyfrowych, robią fotografie paszportowe, ślubne, produktowe i reporterskie. Ten zawód ewoluuje już od dawna i wejście sztucznej inteligencji to być może po prostu kolejny etap tej ewolucji.

Dlatego być może mój klient może dalej myśleć o zawodzie fotografa, mając czujność na to, jak zmienia się rynek fotograficzny i jakie kompetencje będą mu w związku z tym potrzebne.

I właśnie dlatego lepiej skupić się na kompletowaniu kolejnych kompetencji, a nie wyborze konkretnego zawodu?

Dokładnie tak. Bo za chwilę może się okazać, że ja przygotowując się do pracy w zawodzie fotografa, pomyślę o tym, żeby nauczyć się także programów graficznych, które korzystają ze sztucznej inteligencji. I być może za pięć lat stwierdzę, że fotografia już mi się przejadła, ale nadal mam kompetencje związane z kadrowaniem, estetyką, doborem koloru, kompozycją i wykorzystaniem AI.

I wtedy może zostanę grafikiem? A może zatrudnię się w agencji marketingowej? Albo bazując na tych kompetencjach, wyląduję w jakimś nowym zawodzie, o którym dzisiaj nawet mi się nie śniło.

W tym kontekście trudno zatem mówić o planowaniu swojej kariery zawodowej. Bardziej przydatna wydaje się umiejętność przewidywania i łączenia kropek.

Są takie kompetencje, które nazywamy transferowalnymi. Są to uniwersalne umiejętności, które można wykorzystać w różnych branżach, zawodach lub sytuacjach życiowych. I taką absolutnie najważniejszą dziś kompetencją transferowalną jest umiejętność uczenia się.

Skoro nie wiemy, jak będzie wyglądał świat za kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt lat, ale możemy być niemal pewni, że będą zachodzić w nim dynamiczne zmiany, to zdobycie teraz, w wieku kilkunastu lat umiejętności szybkiego uczenia się nowych rzeczy, na pewno w przyszłej karierze zawodowej zaprocentuje.

Naucz się uczyć, zdobywać wiedzę, trenować umiejętności, bo to w przyszłości może okazać się twoją najcenniejszą umiejętnością, jaką będziesz mieć do zaoferowania pracodawcom.

Pieniądze to nie wszystko

Mówi się, że w erze AI znów będzie zapotrzebowanie na humanistów, którzy będą umieli pisać prompty. Ale kiedy 20 lat temu zaczynaliśmy liceum, panowało przekonanie, że jak nie masz pomysłu na siebie, to idziesz do klasy o profilu humanistycznym, bo język polski i historia to są najłatwiejsze przedmioty.

Wtedy mówiło się, że po humanie nie ma pracy. My dwoje przeczymy tej teorii, bo każde z nas znalazło dla siebie bez problemu zawód. I to nie jeden, bo oboje przez te ostatnie kilkanaście lat zajmowaliśmy się już zawodowo najróżniejszymi rzeczami, na różnych stanowiskach, w bardzo różnych organizacjach.

Kierowanie się w wyborze ścieżki zawodowej obiegową opinią, że po czymś jest praca albo nie, może nas zaprowadzić na manowce.

Zgłosił się do mnie ostatnio klient, trzydziestolatek, który lata temu wybrał w liceum klasę mat-fiz, bo wszyscy mówili, że po takim wykształceniu będzie praca. Po maturze poszedł na ekonomię, potem na magisterkę z rachunkowości. I rzeczywiście — już na studiach znalazł pracę w zawodzie, pracuje w nim do teraz i bardzo dobrze zarabia.

Tylko po tych wszystkich latach czuje, że to jest zupełnie nie to, co chce w życiu robić. I zaczyna się dramat, bo przecież na każdym etapie swojej edukacji podejmował racjonalne decyzje. Problem w tym, że doprowadziły one go w wieku 30 lat do wypalenia zawodowego.

To ja mam dla przeciwwagi inną historię. Znam osobę, która bardzo chciała zostać nauczycielką przedszkolną. Skończyła studia pedagogiczne, pracowała kilka lat w przedszkolu i naprawdę to kochała. Ale dziś rozwiązuje HR-owe tickety w korporacji, bo z pensji przedszkolanki nie była w stanie utrzymać się w dużym mieście. I ona mówi: „Kurczę, dlaczego jak szłam na te studia, to nikt mi nie powiedział, że z pracy przedszkolanki nie będzie się dało wyżyć?”.

Każdy z nas ma inną hierarchię wartości, którą się kieruje. I może być tak, że ona w ciągu życia się zmieni. W wieku 20 lat wynagrodzenie mogło nie być dla mnie takie ważne, miałem wtedy inne potrzeby, ale po kilkunastu latach moja sytuacja życiowa się zmieniła, a wraz z nią przetasowała się także hierarchia wartości.

I nagle to wynagrodzenie staje się dla mnie o wiele ważniejsze. Albo wręcz odwrotnie, zrezygnuję z dobrze płatnej pracy, żeby zająć się tym, co naprawdę przynosi mi spełnienie.

A czy nastolatkowie z pokolenia zetek albo alf myślą o pieniądzach przy wyborze przyszłego zawodu?

Podobnie jak u dorosłych, wszystko zależy od konkretnej osoby i jej hierarchii wartości. Dla niektórych uczniów pieniądze w ogóle nie są ważne, chcą znaleźć zawód, w którym będą mogli się realizować, bez względu na potencjalne wynagrodzenie.

Ale spotykam też takich młodych ludzi, którzy na wejściu mówią, że kasa jest dla nich najważniejsza i oni chcą taki zawód, w którym się sporo zarabia. Dla nich 10 tysięcy miesięcznie na rękę to jest minimum i chcą mieć pewność, że będą w stanie tyle zarobić.

Tylko skąd taki młody człowiek ma wiedzieć, gdzie się dobrze zarabia? Kiedyś utarło się, że dobrze zarabiają lekarze i prawnicy, teraz do tej puli dorzuca się też programistów. Ale to chyba nie jest tak, że tylko w tych trzech zawodach można zarobić? Albo z drugiej strony, że każdy lekarz, prawnik i programista ma dom z basenem i spędza wakacje na jachcie?

Kwestię zarobków można zweryfikować, rozmawiając z przedstawicielami poszczególnych zawodów. Trzeba jednak pamiętać, że to ile zarabia dana osoba, może być wypadkową wielu różnych czynników. Bardziej miarodajne będzie więc pytanie o widełki zarobków w danym zawodzie.

Można także sprawdzić strony typu wynagrodzenia.pl, na których prowadzone jest społeczne badanie wynagrodzeń. Warto zwrócić uwagę na liczbę respondentów danego badania — im większa, tym lepsza wiarygodność.

Z kolei ministerstwo nauki prowadzi monitoring Ekonomicznych Losów Absolwentów. Na stronie ela.nauka.gov.pl można sprawdzić, ile przeciętnie zarabia się po różnych kierunkach studiów. I tutaj widać jak na dłoni, że po ekonomii czy międzynarodowych stosunkach gospodarczych jest inna średnia niż po pedagogice wczesnoszkolnej.

Pytanie, które zabija relację

W kwestii finansów pomocni mogą być też chyba rodzice? Sami mają za sobą lata kariery zawodowej, mają znajomych pracujących w różnych branżach i pewnie orientują się, ile mniej więcej zarabiają.

Rodzice w ogóle pełnią bardzo istotną rolę w podejmowaniu przez młodych decyzji o wyborze zawodu czy ścieżki edukacji.

Jednak coraz częściej spotykam się z tym, że rodzice boją się wypowiadać w tej kwestii, żeby przypadkiem niczego swojemu dziecku nie narzucić. I wycofują się z dawania wsparcia, wolą wysłać dziecko do doradcy zawodowego.

Szkoda, bo wtedy taki młody człowiek nie dostaje feedbacku od osoby, która przecież zna go najdłużej. A powiedzenie „hej, moim zdaniem jesteś dobry w tym i w tym” albo „ja widziałabym cię w tym i w tym” to nie jest narzucenie niczego, tylko bardzo cenna wskazówka.

Ale jest też sporo takich rodziców, którzy wręcz bombardują pytaniami „Czy już wiesz na co chcesz iść?”.

Takich pytań słyszymy mnóstwo w okolicach matury czy egzaminu ósmoklasisty. I to nie tylko od rodziców, także od ich znajomych, rodziny, nauczycieli. I stąd bierze się ogromna presja. Bo ile można odpowiadać „nie wiem”?

Rodzic patrzy z perspektywy dorosłego i całego zgromadzonego bagażu doświadczeń. I myśli sobie, że gdyby jego dziecko wiedziało już, co chce robić, to byłoby mu w życiu dużo łatwiej niż jemu. Bo on po tylu latach pracy widzi, jak musiał błądzić, zawracać z tej wcześniej obranej drogi, gdzieś po drodze złapał gumę na wybojach i miał przestój… I chciałby tego wszystkiego dziecku oszczędzić.

To co powinni robić rodzice, nie pytać w ogóle?

Zachęcam nie tylko rodziców, ale wszystkich dorosłych, żeby odpuścić pytania w stylu „Czy już wiesz, do jakiej szkoły chcesz iść?”, „Czy już wiesz, kim chcesz być w przyszłości?”, „I co będziesz po tym robił”?

Zamiast tego, lepiej z autentyczną ciekawością podpytywać o to, jakie opcje taki młody człowiek rozważa i wyrazić gotowość do wsparcia: „Chodź, obejrzymy razem informatory”; „Słyszałem, że są drzwi otwarte. Może chcesz, żebym pojechał tam z tobą albo cię podwiózł?”;„Może chciałbyś porozmawiać z wujkiem Piotrem o jego pracy, umówić nas na spotkanie?”.

Chodzi o wysłanie sygnału, że jeżeli ten młody człowiek chce wykonać jakiś krok, ale się boi albo nie wie jak, to może zwrócić się do nas o pomoc.

A czy rodzice mogą jakoś radzić swoim dzieciom w kwestii wyboru zawodu?

Cenniejsze niż dawanie rad, będzie podzielenie się tym, jak wyglądała nasza droga zawodowa. Ale znowu, nawet jeżeli już w przedszkolu wiedzieliśmy, że chcemy być neurochirurgami, to unikajmy moralizowania „a ja to w twoim wieku to już…”.

Skupmy się bardziej na opowieści o tym, skąd wziął się w ogóle pomysł na ten zawód, co zrobiłam, żeby do niego dojść, jakie były kolejne kroki, jakie przeszkody musiałam po drodze pokonać. Pokażmy, że nie wszystko było dla nas łatwe i oczywiste. I jak sobie z tym radziliśmy.

I bądźmy cierpliwi. Rodzice są czasem zestresowani, że to ich opowiadanie nie przyniosło spodziewanych efektów, bo dziecko wcale nie oznajmiło na drugi dzień, że chce zostać informatykiem.

Można od razu przygotować się na to, że tak nie będzie. Ale przynajmniej zbudujemy relację, a nie dystans. Bo powtarzanie pytania, kim chcesz być w przyszłości, wywołuje tylko u dziecka napięcie i niczego mu nie ułatwia.

Nie bój się zatrzymać domina

Być może naszą rozmowę czytają jacyś ósmoklasiści lub maturzyści, którzy lada moment będą wybierać swoją dalszą drogę. I może są przerażeni, bo nadal nie wiedzą. Co byś im poradziła?

Wybierz dzisiaj najlepiej, jak jesteś w stanie. Czyli nie idealnie, ale też nie na przekór sobie.

I najważniejsze — daj sobie prawo do zmiany. Czyli obserwuj siebie i jak najszybciej reaguj.

Ten chłopak, który skończył ekonomię, bo po niej miała być praca, już po pierwszym semestrze wiedział, że to nie jest dla niego. Ale zdał ten semestr, bo głupio było nie zdać, a skoro zaliczył semestr, to stwierdził, że dokończy też rok. A jak dokończył rok, to uznał, że szkoda tego zainwestowanego czasu i dokończył licencjat. A potem poszedł na magisterkę z rachunkowość, bo to było coś pokrewnego i łatwiej było się dostać. W trakcie poszedł na praktyki, po których dostał pracę i tak zasiedział się jużw tym zawodzie.

A całe to domino zostało zapoczątkowane decyzją o pójściu na profil mat-fiz w liceum, bo ktoś powiedział, że po tym będzie praca.

Czyli przez to, że w wieku 15 lat podjął, jak się okazało, błędną decyzję.

Ale gdyby zawrócił już po tym pierwszym semestrze na ekonomii, to być może wystartowałby w rekrutacji na jakieś inne studia. I okej, może straciłby rok, który wtedy wydawał mu się bardzo ważny. Ale z perspektywy trzydziestolatka, którym jest dzisiaj, ten rok to naprawdę niewiele.

Ale zliczając liceum, studia i kilka lat pracy to błądził 10 lat jak Odyseusz.

Ale czy on zmarnował tych dziesięć lat? Moim zdaniem nie. Zdobył mnóstwo wiedzy, doświadczenia, kontaktów. Nauczył się być pracownikiem, co wcale nie jest taką oczywistą umiejętnością. To już nie jest ten sam chłopak, który miał 19 lat i szedł na studia. Jest już o wiele bogatszy.

Choć na pewno łatwiej byłoby mu zawrócić, gdyby zrobił to po przejechaniu kilku, a nie tysiąca kilometrów.

Czyli najlepiej po prostu zaufać sobie?

Jeśli pomyślimy o naszej karierze zawodowej jak o wielkiej podróży, to mając 15 lat, po prostu ruszam samochodem spod domu. Nie muszę już wtedy wiedzieć, że moim miejscem docelowym jak to mówi nawigacja, jest ulica Emilii Plater 6 w Warszawie. Wystarczy, żebym wiedziała, że chcę jechać na wschód, a nie na zachód.

Jak ujadę tych kilkanaście kilometrów, to zaczepię jakiegoś przechodnia i zapytam o drogę, zobaczę jakiś drogowskaz, usłyszę jakąś audycję w radiu… I po każdym przejechanym kilometrze ten cel będzie mi coraz bardziej precyzował. Z kolei na każdym rozwidleniu dróg daję sobie komfort, że mogę źle skręcić. Mam do tego prawo. Najwyżej zawrócę i spróbuję wybrać inną drogę.

A tych widoków, które zobaczyłam, ludzi, których poznałam, i rzeczy, których się nauczyłam i dowiedziałam o sobie, nikt mi nie zabierze. Zawracam bogatsza o to wszystko. Najważniejsze, by z otwartością na nowe jechać dalej.

;
Na zdjęciu Leonard Osiadło
Leonard Osiadło

W OKO.press od 2022 roku. Pisze o prawach człowieka, przekłada zawiłości prawne na ludzki język, tropi przypadki dyskryminacji i niesprawiedliwości społecznej. Wcześniej pracował w Gazecie Wyborczej, a także w organizacjach pozarządowych (Polska Akcja Humanitarna, Krytyka Polityczna), gdzie zajmował się fundraisingiem i komunikacją. Z wykształcenia politolog po UAM, prawnik i dziennikarz (oba Uniwersytet Warszawski). W ramach stypendium studiował także na National Taipei University na Tajwanie. Aktualnie uczeń Autorskiej Szkoły Muzyki Rozrywkowej i Jazzu im. Krzysztofa Komedy w klasie perkusji.

Komentarze