W rządzie Donalda Tuska kobiety dostaną cztery „ministerstwa troski”, mężczyźni wezmą 15 resortów „kontroli i pieniędzy”, będą też w męskim gronie reprezentować Polskę na świecie. Zaspokojenie aspiracji Polek, które uratowały demokrację, hamuje przede wszystkim Trzecia Droga
Zapowiada się na to, że w rządzie Donalda Tuska na stanowiskach ministerialnych będą tylko cztery kobiety na 20 osób, czyli 20 proc., jak w rządzie Morawieckiego. To dałoby Polsce w klasyfikacji rządowo-genderowej 95. miejsce na 186 krajów świata (ex aequo z Burkina Faso i Mołdową) oraz siódme od końca miejsce w UE.
Zgodnie ze stereotypami genderowymi dla kobiet zarezerwowano w rządzie Tuska „ministerstwa troski”: o ludzi chorych, o edukację dzieci, o rodziny i grupy osób uboższych i z niepełnosprawnościami. A także – już trochę z innej bajki – troskę o klimat i środowisko.
Mężczyźni wezmą kluczowe resorty władzy (premier i wicepremierzy), siłowe MSW, MON, sprawiedliwość, a także finanse i wszystkie resorty gospodarcze. Trzej premierzy, a także ministrowie spraw zagranicznych i ds. UE, będą w męskim gronie reprezentować Polskę na świecie.
Wygląda na to, że opowieści z czasów kampanii o polityce równych szans i spełnieniu „kobiecych postulatów” na czele z prawem do przerywania ciąży, jakie obowiązuje w całej UE (z wyjątkiem Malty), ustąpiły przed wymogami partyjnej układanki. Podział ministerstw odzwierciedla przy tym udział trzech ugrupowań w sukcesie wyborczym całej koalicji: 57 proc. KO i 11 ministrów, 27 proc. TD i 5 ministrów, oraz 16 proc. Lewicy i 3 ministrów.
Rolę hamulcowego w genderowej zmianie odgrywa Trzecia Droga, która w koalicji wyrosła na siłę antykobiecą.
Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia zablokowali liberalizację prawa aborcyjnego. Wśród 65 osób, które wprowadzili do Sejmu, jest tylko 19 posłanek, a tzw. miejsc biorących było na ich listach jeszcze mniej – 16. Na 12 miejsc obsadzanych w ramach paktu senackiego przez Trzecią Drogę kobiet było... zero.
Działa tu paradoks. Mocny wynik wyborczy TD, który dał zwycięstwo demokracji, był do pewnego stopnia rezultatem konserwatywnego (w polskim znaczeniu słowa) podejścia PSL i Polski 2050 m.in. do ról genderowych i lekceważenia praw kobiet przedstawianych jako „kwestie obyczajowe i światopoglądowe”. Trzecią Drogą poszli wyborcy, dla których Lewica była zbyt „lewacka”, a Tusk zbyt „liberalny”. Ten sukces demokracji ogranicza jednak politykę równościową przyszłego rządu.
Tak się złożyło, że byłem na często cytowanym wiecu Donalda Tuska w Lidzbarku Warmińskim 22 maja 2023. Lider KO mówił o PiS, że „ta władza za kobietami nie przepada”.
„Nie wiem, czy nie jesteśmy jedynym rządem europejskim, w którym jest tylko jedna kobieta, mimo że mamy najwięcej ministrów ze wszystkich rządów europejskich” – mówił Tusk. Chwilę później sam sprostował, że kobiet w rządzie jest więcej. Były wtedy trzy plus ministra bez teki Agnieszka Ścigaj. Ale wymowa tego i innych spotkań wyborczych pozostała taka sama – przyszła władza zatroszczy się o potrzeby kobiet i odda im należne miejsce w rządzeniu krajem.
Frekwencja wyborcza wśród Polek była o prawie 2 pkt proc. wyższa niż wśród Polaków, co zapewniło zwycięstwo demokratom. Gdyby głosowali tylko Polacy, w Sejmie rządziłby PiS z Konfederacją z bezpieczną większością 240 mandatów. Gdyby głosowały same Polki, opozycja prodemokratyczna miałaby większość aż 260 mandatów.
Z sześciu „konkretów” KO dla kobiet w umowie koalicyjnej został ślad tzw. babciowego o „dodatkowym wsparciu kobiet w powrocie do pracy po urlopie macierzyńskim” (konkretnie miało być 1500 zł miesięcznie na opiekę nad dzieckiem), całkiem za to zniknęło prawo do aborcji i „dostęp do koncepcji awaryjnej bez recepty”. W programie Lewicy obietnic dla kobiet w sekcji Równość i szacunek było znacznie więcej.
Umowa koalicyjna zapowiada jednak „wyrównywanie pozycji kobiet na rynku pracy” i dążenie do „likwidacji luki płacowej, a także eliminacji innych barier, stojących na drodze równego traktowania na rynku pracy”.
Jak zatem kształtuje się rynek politycznej pracy w przyszłym rządzie?
Policzenie odsetka kobiet w przyszłym rządzie jest trudne z dwóch powodów. Po pierwsze, nie do końca wiadomo, kto ostatecznie dostanie 18 ministerstw. Po drugie, nie wiadomo, ilu będzie ministrów bez teki, do zadań specjalnych, a nawet pojawiają się spekulacje, że przybędzie jedno ministerstwo (nauki).
„Fakty” TVN z 19 listopada zebrały informacje własne i innych mediów wskazując 14 pewnych i sześć niepewnych nazwisk.
Pewniakami są:
a także obsada 10 ministerstw:
Ponadto ministrem bez teki ma być:
Jak widać wśród 14 pewniaków jest tylko jedna kobieta (Hennig-Kloska).
Nie widomo, kto ostatecznie dostanie kolejne sześć ministerstw:
Jeśli wbrew opisywanym przez OKO.press staraniom Lewicy, Dziemianowicz-Bąk nie obejmie resortu edukacji, przedstawiony wyżej partyjny podział ministerstw wyglądałby tak:
Lewica uznaje to za krzywdzące i jest prawdopodobne, że dostałaby w zamian za edukację „ministerstwo pocieszenia” – zapewne resort gospodarczy kosztem Trzeciej Drogi. Podział 12 – 5 – 3 niemal idealnie odpowiadałby wtedy udziałowi trzech ugrupowań w sukcesie wyborczym całej koalicji.
Nie znając jeszcze ostatecznych decyzji personalnych, możemy być prawie pewni, że rząd będzie liczył 20 osób (premier + 18 ministrów + minister bez teki). To relatywnie dużo (średnia w UE w maju 2023 wynosiła 18,6) i choćby dlatego powiększanie liczby ministerstw (o odrębny resort nauki i szkolnictwa wyższego) wydaje się mało prawdopodobne.
Tak czy inaczej, cztery resorty przypadną kobietom: zdrowia, rodziny, edukacji oraz środowiska i klimatu. To by oznaczało, że w 20-osobowym rządzie kobiety stanowić będą równe 20 proc.
W rządzie Morawieckiego (tutaj aktualny skład) jest 28 osób, poza premierem (Morawieckim) i wice (Kaczyńskim), 18 ministrów i 8 ministrów bez teki. Wśród tych 28 osób jest pięć kobiet, w tym ministra bez teki (Agnieszka Ścigaj) co daje 17,9 proc. Pomijając ministrów bez teki wśród 20 osób kobiet jest 4, co daje odsetek taki sam, jaki w prawdopodobnym rządzie Tuska – 20 proc.
I resorty też podobne: rodzina, zdrowie, klimat i środowisko. Tylko zamiast edukacji – finanse.
Specyfika, że kobiety szefują „ministerstwom troski” a mężczyźni „resortom kontroli i pieniędzy” jest uniwersalną regułą, z której bardziej progresywne kraje dopiero zaczynają się wyłamywać.
Jak wynika z danych ONZ ze 190 krajów, reguła, że kobiety obejmują częściej „resorty troski” a rzadziej „kontroli i pieniędzy” jest uniwersalna i tylko najbardziej progresywne kraje ją przełamują.
Względnie „kobieca” była też kultura (38 proc. ministr), środowisko (32 proc.), edukacja (30 proc.) i praca (29 proc.).
oraz już nieco częściej –
Z danych zebranych w maju 2023 przez Konkret24 TVN wynika, że odsetek ministr w rządach UE wahał się od 58 proc. w Finlandii do 9 proc. w Rumunii. Dla większej czytelności podzielimy europejskie rządy na względnie równe z udziałem minimum jednej trzeciej kobiet (I Liga) i nierówne, gdzie jest ich jedna czwarta (dokładniej 27 proc) lub mniej (II Liga).
Rządów względnie równych jest 15 (na wykresie umieściliśmy też Komisję UE, z udziałem 42 proc. kobiet). Jak widać, w „I lidze” znalazły się wszystkie kraje Europy Północnej i Zachodniej (poza Irlandią z 27 proc.), a także zaskakująco równościowe rządy Hiszpanii (52 proc.) i Portugalii (42 proc.). Z krajów postkomunistycznych – Litwa, Łotwa i Estonia, które pod wieloma względami upodobniają się do państw skandynawskich.
W II lidze są wszystkie kraje postkomunistyczne (poza bałtycką trójką) oraz cały południowy-wschód Europy z Włochami, Grecją, Cyprem, Maltą.
Za Polską Donalda Tuska (według przypuszczeń!) znajdą się Rumunia, Bułgaria, Grecja i Malta. Oraz rządy Victora Orbána i – jak pisaliśmy w OKO.press – politycznego ucznia Orbana i Kaczyńskiego, czeskiego premiera Petra Fiali.
Według statystyk organizacji Narodwów Zjednoczonych kobiety są szefami rządów lub głowami państw w 31 krajach na 186 opisanych.
W Unii Europejskiej mamy sześć premierek: Francji, Danii, Litwy, Łotwy, Estonii, Włoch i szefową KE. Są też trzy prezydentki: w Słowacji, na Węgrzech i w Słowenii.
Średnio na całym świecie kobiety stanowią 26,5 proc. posłów i posłanek. Jeszcze niższy jest odsetek udziału w rządach – 22,8 proc. Wynikałoby z tego, że
Polska jest minimalnie powyżej światowej genderowej równości w parlamencie, ale poniżej średniej rządowej.
Polskie 20 proc. kobiet w rządzie dałoby Polsce 95. miejsce na 186 krajów, ex aequo z Burkina Faso i Mołdową. Z krajów poza Unii Europejskiej (o których – wyżej) wyprzedzałyby nas m.in. Maroko (21 proc.), Argentyna (22 proc.), Gabon (23 proc.), Zimbabwe (24 proc.), Jamajka (25 proc.), Filipiny (26 proc.), nie mówiąc o takich krajach, jak Albania (67 proc.), Chile (58 proc.), Kanada (49 proc.), Peru (47 proc.), Australia (44 proc.), Szwajcaria (43 proc. – trzy kobiety w siedmioosobowym rządzie) i Brazylia (37 proc.).
Jak już to analizowaliśmy posłanek w Sejmie znalazło się najwięcej w historii, ale wzrost w porównaniu z Sejmem IX kadencji jest minimalny – ze 131 na 135 posłanek, czyli z (28,5 proc. na 29,3 proc.). Potrzebne są tu jednak trzy zastrzeżenia.
Po pierwsze, opozycja nie odpowiada za liczbę posłanek PiS (42 posłanki, 22 proc. klubu) i Konfederacji (jedna posłanka, czyli 6 proc. klubu).
Po drugie, wystąpiły duże różnice między trzema siłami prodemokratycznymi:
Gdyby opozycję prodemokratyczną potraktować jako całość, okazałoby się, że wprowadziła do Sejmu 156 posłów i 92 posłanki, czyli odpowiednio 63 proc. mężczyzn i 37 proc. kobiet.
Po trzecie, nie wszystko jest tu winą (i zasługą) polityków. Jak to zanalizował w OKO.press Leszek Kraszyna, na tzw. miejscach biorących list Koalicji Obywatelskiej znalazły się aż 72 kobiety, ale werdyktem wyborców i wyborczyń mandat zdobyło tylko 61.
Odwrotnie było w przypadku Lewicy (10 kobiet na miejscach biorących – 12 posłanek wybranych) i Trzeciej Drogi (16 miejsc biorących – 19 wybranych).
Można zatem powiedzieć, że koalicja trzech sił planowała (dając kobietom miejsca biorące) wprowadzić do Sejmu 98 posłanek (co stanowiłoby 39,5 proc.), ale skończyło się na 92 posłankach (37 proc.) w ich obozie. Za tę obniżkę odpowiada elektorat KO, który uznał, że trochę tych kobiet za dużo.
Odsetek 29,3 proc. kobiet w Sejmie umieszcza Polskę na 68. miejscu wśród 186 krajów świata w zestawieniu ONZ (stan na 1 stycznia 2023 r.), w jednej grupie z Łotwą, Litwą, Estonią, Mali i Maltą, przed Czechami, Bułgarią, Rumunią, Grecją i Węgrami (najmniej w UE – tylko 13 proc.), ale za Chorwacją i Włochami (po 32 proc.), a także Niemcami (35 proc.), Portugalią (36 proc.), Słowenią i Francją (po 38 proc.). Ponad 40 proc. odnotowano w Austrii, Holandii, Hiszpanii, Belgii, Danii, Szwecji i Finlandii.
W Senacie opozycja w ramach „paktu” podzieliła się okręgami, ale ugrupowania miały swobodę w wyborze kandydatów i kandydatek. W efekcie wśród 62 wygranych przez demokratów wyborów większościowych: senatorek jest tylko 16, co stanowi ledwie 26 proc.
Na czworo przedstawicieli sił demokratycznych w Senacie jest trzech mężczyzn i jedna kobieta.
Utwierdza to stereotyp, że w „izbie refleksji”, gdzie wymagane jest wysoka kultura, doświadczenie życiowe i zdolność do wyważonych sądów powinni znaleźć się przede wszystkim mężczyźni. Taki komunikat wysłany przez polityków i polityczki opozycji kształtuje społeczne postawy i ma swoją wymowę edukacyjną.
Tragiczny z punktu widzenia równości wynik zanotowała Trzecia Droga:
W całym 100-osobowym Senacie XI kadencji znalazło się 19 kobiet, czyli mniej niż w poprzedniej kadencji kiedy było ich 24. PiS będzie miał 30 senatorów i 3 senatorki.
Gestem wobec kobiecego elektoratu był wybór Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na marszałkinię Senatu, która zgodnie z precedencją jest trzecią osobą w państwie, po prezydencie i marszałku Sejmu, a przed premierem. Ma to znaczenie dla kolejności witania czy usadzania, ale w mniejszym stopniu przekłada się na realną władzę.
Na szczęście koalicja posłuchała sugestii OKO.press (a potem innych mediów) i na Rzeczniczkę Praw Dziecka wybrała Monikę Horną-Cieślak, młodą (rocznik 1989) adwokatkę dzieci i młodzieży, która w ostatniej chwili zastąpiła pewnego – wydawało się – kandydata koalicji Konrada Ciesiołkiewicza.
Kobiety
Wybory
Adam Bodnar
Borys Budka
Andrzej Domański
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk
Paulina Hennig-Kloska
Szymon Hołownia
Jarosław Kaczyński
Małgorzata Kidawa-Błońska
Władysław Kosiniak - Kamysz
Izabela Leszczyna
Mateusz Morawiecki
Joanna Mucha
Sławomir Nitras
Barbara Nowacka
Viktor Orban
Agnieszka Ścigaj
Adam Szłapka
Donald Tusk
Koalicja Obywatelska
Nowa Lewica
Polska 2050
Prawo i Sprawiedliwość
Trzecia Droga
Bartłomiej Sienkiewicz
Krzysztof Gawkowski
Michał Kobosko
Monika Horna-Cieślak
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze