0:000:00

0:00

Prawa autorskie: KRYSTIAN MAJ +48669574000KRYSTIAN MAJ +486695...

Państwa na całym świecie analizują dziś nie tylko to, jak skutecznie spowolnić rozwój epidemii, ale też jak uratować gospodarkę przed całkowitym załamaniem. Ekonomiści nie mają szczególnych wątpliwości - kluczowe jest utrzymanie miejsc pracy i zatrudnienia - inaczej grozi nam nie tylko kryzys bezrobocia i gwałtowne ubożenie społeczeństwa, ale też długotrwałe i mozolne rozpędzanie gospodarki.

Pakiety antykryzysowe z jednej strony mają pozwolić zachować firmom płynność, z drugiej - ochronić pracowników przed skutkami kryzysu.

Przeczytaj także:

Co robi polski rząd? Pierwszy pakiet rozwiązań oferował skąpą pomoc przedsiębiorcom.

"Cholerny wniosek mogę złożyć. I co dalej?" - pytała OKO.press właścicielka salonu kosmetycznego z Otwocka. "Skąd pewność czy i kiedy mi go rozpatrzą? I czy dostanę pieniądze albo zwolnienie z ZUS? Jak mam podejmować decyzję o utrzymaniu salonu w takiej niepewności?"

Jeszcze gorzej wygląda sytuacja pracowników najemnych. "Pracownicy, czyli ci, którzy zapewniają większość wpływów do sektora finansów publicznych, dostaną figę z makiem i rachunek do zapłacenia" – pisał w OKO.press Łukasz Komuda, redaktor serwisu Rynekpracy.org w Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych. "Tarczę antykryzysową" fatalnie oceniają też związkowcy, którzy zaczęli nazywać ją "tarczą antypracowniczą".

O ile rząd - z brzemiennym w skutkach opóźnieniem - zorientował się, że pierwsze rozwiązania dla przedsiębiorstw były dalece niewystarczające i przedstawił nową, znacznie lepszą "Tarczę finansową" wspieraną przez NBP, o tyle ochrona pracowników najemnych wciąż jest zupełnie zaniedbana. Mało tego - rząd sam przygotowuje się do zwolnień w administracji w ramach osobliwie rozumianej sprawiedliwości społecznej.

Nie szokuje więc to, że "sprawdzają się wszystkie negatywne scenariusze", jak mówił premier Morawiecki podczas konferencji prasowej 31 marca. Zapowiadał wówczas, że kryzys będzie wielopoziomowy.

Oczywistym i podstawowym narzędziem wsparcia dla osób, które najbardziej ucierpiały wskutek kryzysu, jest zasiłek dla bezrobotnych. Jak wskazywaliśmy w OKO.press, jest on w Polsce dramatycznie niski i słabo dostępny. Czy w ramach działań antykryzysowych rząd planuje to zmienić?

Pożyjemy, zobaczymy - zdają się mówić politycy PiS i Porozumienia, choć w kwietniu czeka nas kolejna fala zwolnień.

"Opcja hardcore"

Kiedy pod koniec marca wprowadzano pierwszą wersję tarczy antykryzysowej z 800 firm zapytanych przez Konfederację Lewiatan o skutki pandemii i sytuację pracowników:

  • 55 proc. odpowiedziało, że już dziś bardzo poważnie odczuwa skutki pandemii;
  • 69 proc. planowało zmniejszenie zatrudnienia;
  • 47 proc. może czekać na pomoc państwa maksymalnie 3 tygodnie, potem zacznie zwalniać.

Wielu przedsiębiorców znalazło się w trudnej sytuacji - rządowe wsparcie albo do nich nie trafi przez ograniczone środki i zawiłą biurokrację, albo trafi zbyt późno. Każdy robi, co może, ale jest też grono przedsiębiorców, którzy robią to, czego nie mogą - wykorzystują kryzysową sytuację do łamania praw pracowników.

W mediach społecznościowych na grupie "Strajk przedsiębiorców" pojawiły się również takie głosy: "Jak chcesz lub musisz zwolnić, zrób to" - zachęca jeden z komentujących. "Paragrafy są dla ludzi, co mają firmę pół roku, a nie 15 lat. Ja się nie boję sądów i grożenia".

Pod wpisem właścicielki sklepu, która zatrudnia pracowników, ale boi się bankructwa, wykwitają dobre rady. "Zwalniasz w trybie natychmiastowym, najwyżej do sądu pracy pójdą". Ktoś dopowiada, że w takiej sytuacji i tak żadna sprawa się pewnie nie odbędzie.

Inny użytkownik wypisuje kilka możliwych ścieżek: kazać pracownikom pracować w poniżających warunkach, żeby się zbuntowali i nie przyszli do pracy (co daje podstawy do zwolnienia), likwidować stanowiska, żeby nie musieć płacić odpraw, no i "opcja hardcore" - "wszystkim dyscyplinarki od razu i w sądzie zapewne przegrasz, ale masz co najmniej 2 lata oddechu".

Co z pracownikami zostawionymi na lodzie? "Biznesów nie prowadzimy dla ludzi, tylko dla siebie". "Skoro państwo nam nie pomaga - trudno, zwalniam, niech przynajmniej zasiłek dostaną".

Otóż najczęściej nie dostaną.

Zasiłek, co warunków nie tworzy

Jak już pisaliśmy, dla bezrobotnych rząd nie przewiduje żadnej pomocy, a zasiłki są dziś upokarzająco niskie:

  • 607 zł netto dla osób ze stażem mniejszym niż 5 lat, po trzech miesiącach zmniejszana do 487 zł;
  • 741 zł netto dla osób z ponad 5-letnim stażem, po trzech miesiącach: 596 zł;
  • 881 zł netto dla osób z ponad 20-letnim stażem, potem: 702 zł.

Wypłata zasiłku trwa maksymalnie 12 miesięcy, w powiatach o wyższym bezrobociu - pół roku. Dostać go nie jest zresztą tak łatwo, a termin przyznania zasiłku zależy w dużej mierze od rodzaju zwolnienia.

W przypadku tzw. zwolnienia dyscyplinarnego (czyli bez wypowiedzenia) przepisy pozwalają na przyznanie świadczenia dopiero po 180 dniach po wpisaniu do rejestru. Okres czekwania skraca okres pobierania zasiłku, czyli możemy go w końcu nie dostać w ogóle.

Artykuł 75. ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy wśród "negatywnych przesłanek" prawa do zasiłku dla bezrobotnych wymienia m.in. "spowodowanie rozwiązania ze swej winy stosunku pracy lub stosunku służbowego bez wypowiedzenia" w okresie 6 miesięcy przed zarejestrowaniem się w powiatowym urzędzie pracy.

Rząd nie zdecydował się na podwyższenie zasiłków czy wprowadzenie jakiejkolwiek zmiany w przepisach. Dlaczego?

„Wiemy, że zasiłek nie jest najwyższy. Dziś nie jest przewidywane jego podniesienie. Nie chcielibyśmy tworzyć warunków, by tworzyć pretekst do wypychania pracowników na bezrobocie" - mówiła minister Emilewicz, jakby przewidziała argumentacje, ale nie doceniła bezwzględności niektórych pracodawców gotowych skorzystać nawet z "opcji hardcore".

Co może wtedy zrobić nieuczciwie zwolniony pracownik? Pójść do sądu pracy. Problem w tym, że są przeciążone, a sprawy ciągną się latami. Rok temu ministerstwo sprawiedliwości zlikwidowało 12 sądów pracy, bo utrzymywanie ich było zdaniem resortu "sprzeczne z zasadą racjonalnego wykorzystywania kadr".

Pracownicy boją się zwolnień

Między 24 a 30 marca agencja zatrudnienia Randstad przeprowadziła specjalną edycję badań rynku pracy na próbie 1016 respondentów. Wyniki pokazują skokowy wzrost poczucia zagrożenia utratą pracy. 55 proc. badanych.

Zwolnień najbardziej obawiali się:

  • pracownicy hotelarstwa i gastronomii;
  • sprzedawcy i kasjerzy;
  • robotnicy niewykwalifikowani;
  • pracownicy związani z handlem

Widać też wyraźną różnicę między pracownikami ze względu na formę zatrudnienia.

Najbardziej zagrożeni są pracownicy na umowach cywilnoprawnych, których jest w Polsce zatrważająco wielu. Chociaż trwające do niedawna niskie bezrobocie i niedobór rąk do pracy nazywano "rynkiem pracownika", to nie wpłynął on znacząco na poprawę form zatrudnienia. Śmieciowe zatrudnienie rosło.

Agencja zatrudnienia Personnel Service ocenia, że do końca wakacji pracę straci nawet 2 mln ludzi.

”Jeśli do końca roku źródło utrzymania straci połowa osób pracujących na umowy cywilnoprawnych i połowa samozatrudnionych oraz co dziesiąty pracownik etatowy, to bez źródła utrzymania znajdzie się dodatkowe 2,6 mln ludzi. Gdyby wszyscy stawili się do Powiatowych Urzędów Pracy (PUP), to stopa bezrobocia mogłaby wzrosnąć do 20,9 proc."– szacował w OKO.press Łukasz Komuda, ekspert rynku pracy.

Badanie przeprowadzone przez Konfederację Lewiatan pokazało, że najwięcej obaw mogą mieć pracownicy małych i średnich firm (o ile zwolnienie jeszcze ich nie dotknęło na przełomie marca i kwietnia). Odpowiednio 70 i 80 proc. takich przedsiębiorstw planuje zwolnienia.

Co na to rząd?

Emilewicz: pożyjemy zobaczymy

"Trudno wróżyć, ale z naszych codziennych analiz wygląda na to, że na koniec roku możemy się spodziewać wzrostu z dzisiejszych 920 tys. osób bezrobotnych do około 1,4 mln, a więc to jest bezrobocie na poziomie 9-10 proc." - poinformowała minister rodziny pracy i polityki społecznej Marlena Maląg.

"Jeśli będziemy mieć bardzo dużo bezrobotnych, na pewno będziemy musieli dokonać korekty tego świadczenia" - zapowiedziała minister Emilewicz.

Trudno nie zatrzymać się na chwilę przy absurdalnej logice tej wypowiedzi. Nowa wicepremier mówi de facto, że ewentualna mniejsza liczba bezrobotnych usprawiedliwia świadczenie na obecnym, niskim poziomie. Innymi słowy: jeśli bezrobotnych jest mało, to można nie przejmować się tym, że nie mają środków do życia.

Kiedy więc rząd rozważy podniesienie zasiłku? "W maju, czerwcu" - zapowiedziała. Analizą sytuacji mają się z minister rodziny zająć dopiero pod koniec kwietnia. Program wsparcia 1000 plus dla branży turystycznej jest natomiast zdaniem minister w "zaawansowanej fazie koncepcyjnej".

O tym, jakie podejście mają wobec zwolnień rządzący, najlepiej świadczy najnowszy projekt ustawy, w którym ułatwiają sobie zwalniania pracowników administracji. Uzasadnienie? "Sprawiedliwość społeczna" rozumiana w perwersyjny sposób - skoro sektor prywatny zwalnia, to sektor publiczny też musi (żeby było sprawiedliwie). W tych absurdalnych zawodach cenę płacą ludzie, którzy z dnia na dzień tracą poczucie elementarnej stabilności, a często środki do życia.

Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Problem z obecnymi świadczeniami dla bezrobotnych polega nie tylko na ich mizernej wartości, ale też na nikłej dostępności i krótkim okresie wypłacania. O tym, jak mógłby wyglądać zasiłek dla bezrobotnych "na poważnie", można przeczytać w tej analizie:

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze