Przywódca najemników z Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn wycofał swoje oddziały, które w sobotę wieczorem maszerowały w kierunku Moskwy, i schronił się w Białorusi. „Putin nie był tak słaby od chwili, gdy został prezydentem w 2000 roku” – pisze rosyjski korespondent „Guardiana”
Miał być pucz i walka o Moskwę.
Zamiast tego Jewgienij Prigożyn, założyciel PMC Wagner, prywatnej firmy wojskowej, postanowił zatrzymać swój „marsz sprawiedliwych” 330 km przed rosyjską stolicą w sobotę 24 czerwca wieczorem. Powód? Niechęć do rozlewu „rosyjskiej krwi”, który w tamtym momencie wydawał mu się nieunikniony. Wydarzenia z piątku wieczór i soboty relacjonowaliśmy w OKO.press na żywo. Zakończyliśmy informacją, że wojska Wagnera wycofują się z zajętego w sobotę Rostowa nad Donem.
Zgodnie z umową wynegocjowaną przez białoruskiego prezydenta Alaksandra Łukaszenkę
Prigożyn opuścił Rosję i jest już na terytorium Białorusi.
Umowa zakłada, że oddziały, które brały udział w marszu na Moskwę (po drodze zestrzeliwując co najmniej trzy śmigłowce i jeden samolot) nie poniosą żadnych konsekwencji w ramach uznania ich dotychczasowych dokonań dla Rosji. Pozostałe zostaną wcielone do rosyjskiego wojska.
Część komentatorów spodziewa się, że szef PMC Wagner z Białorusi ucieknie do któregoś z państw Afryki, gdzie wagnerowcy w interesie Rosji biorą udział w niektórych konfliktach zbrojnych. W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” rosyjski politolog i publicysta Iwan Prieobrażenski poddaje w wątpliwość te przewidywania.
„[Prigożyn] wie, że wszędzie go dosięgną. Jego jedynym ratunkiem jest zniszczenie swoich głównych wrogów i przejęcie co najmniej części władzy. Powiedzmy to wprost: Prigożyn miał do wyboru albo umrzeć, albo spróbować zwyciężyć” – uważa Prieobrażenski.
Według amerykańskiego think tanku Institute for the Study of War odwrót wagnerowców oznacza koniec istnienia tej formacji w dotychczasowym kształcie pod przywództwem Prigożyna.
Sensacyjne doniesienia opublikował w sobotę wieczorem amerykański dziennik „The Washington Post”. Z ustaleń gazety wynika, że służby wywiadowcze Stanów Zjednoczonych od połowy czerwca wiedziały, że wagnerowcy szykują się do zbrojnego ataku na terytorium Rosji wymierzonego w rosyjski resort obrony. Nie było jednak wiadomo kiedy.
Cytowani przez „The Washington Post” anonimowi oficerowie amerykańskiego wywiadu zapewniają, że rząd USA był poinformowany o planach szefa rosyjskich najemników. Amerykańskie władze przygotowywały się na kilka scenariuszy: zastanawiały się, czy Władimir Putin utrzyma się przy władzy i co wydarzy się w Rosji w razie jego odsunięcia. Wojna domowa i polityczna destabilizacja kraju wiązałaby się z realnym zagrożeniem atomowym: nie wiadomo, kto w miejsce Putina dostałby dostęp do czerwonego przycisku.
Napięcie na linii wagnerowcy-rosyjskie ministerstwo obrony narastało od kilku tygodni.
Wg Amerykanów zapalnikiem była decyzja rządu Rosji, by podporządkować sobie najemników. 10 czerwca 2023 resort obrony wydał dekret zobowiązujący oddziały ochotnicze do podpisania kontraktów z rządem. Dla Prigożyna było jasne, że rosyjski establishment chce w ten sposób przejąć jego ludzi.
Nic w tym zresztą dziwnego: oddziały Wagnera okazały się szczególnie cenne podczas walk o ukraiński Bachmut. Pod koniec maja 2023 Rosjanie zajęli miasto (a raczej to, co z niego zostało), ale Prigożyn stracił 20 tys. ludzi. W publicznych nagraniach narzekał, że ministerstwo obrony Rosji nie dostarcza mu sprzętu i zaopatrzenia. Ostrzegał, że wycofa wojska, jeżeli to się nie zmieni, i oskarżał o niekompetencję ministra Siergieja Szojgu i szefa sztabu generalnego Walerija Gierasimowa.
Większość mediów jest zgodna, że choć problemów z Prigożynem można się było spodziewać, Władimir Putin nie był przygotowany na to, co wydarzyło się wieczorem 23 czerwca 2023.
Putin jak dotąd nie skomentował wynegocjowanego przez Łukaszenkę układu.
Rosyjska propaganda wydawała się zagubiona. Jak pisaliśmy, w sobotę wieczorny dziennik „Wiesti” pokazał wcześniejszą wypowiedź Putina, w której rosyjski autokrata zapowiadał krwawą rozprawę z Prigożynem. Następnie telewizja zakomunikowała, że doszło do negocjacji i wagnerowcy się wycofują. Poza tym pokazywała spokój na ulicach Moskwy oraz polityków, którzy deklarowali lojalność wobec Putina. Widzowie nie dostali żadnych wyjaśnień: skąd konflikt i dlaczego się zakończył.
Faktem jest, że oddziały Wagnera wjechały do Rosji z okupowanej Ukrainy i nie spotkały się ze znaczącym oporem. Ekspresowo przedostały się przez ważne ośrodki miejskie: Rostów nad Donem i Woroneż, entuzjastycznie witane przez grupy zwolenników. W międzyczasie regularna armia w panice próbowała konstruować barykady. Na stołecznych ulicach pojawiły się wojskowe pojazdy, a mieszkańcy dostali w poniedziałek wolny dzień. Media obiegły informacje, jakoby Władimir Putin wsiadł w samolot i opuścił Moskwę. Plac Czerwony w niedzielne popołudnie wciąż pozostawał zamknięty.
Korespondent brytyjskiego dziennika „Guardian” Luke Harding porównał te obrazki do nieudanego puczu z 1991 roku, kiedy KGB próbowała zapobiec upadkowi władzy komunistycznej. Związek Radziecki rozpadł się kilka miesięcy później.
„Jakikolwiek będzie efekt zdumiewającego spektaklu, którego świadkami byliśmy w ten weekend, Putin nie był tak słaby od chwili, gdy został prezydentem w 2000 roku. Jego decyzja o inwazji na Ukrainę okazała się poważnym strategicznym błędem – największym w jego karierze i takim, który prędzej czy później może odsunąć go od władzy” – pisze Harding.
Jego zdaniem, mimo że zainscenizowane przez Prigożyna trzęsienie ziemi szybko dobiegło końca, wstrząsy wtórne będą nawiedzać Rosję przez wiele miesięcy. Sytuacja polityczna w kraju jest dziś dużo mniej stabilna:
niepodzielność władzy Putina i jego zdolności przywódcze stanęły pod znakiem zapytania.
Według Institute for the Study of War brak skoordynowanej odpowiedzi Kremla na bunt wagnerowców wskazuje na „słabość procedur bezpieczeństwa wewnętrznego wynikającą z zaskoczenia i dużych strat poniesionych w Ukrainie”.
To oczywiście dobre wieści dla walczącej Ukrainy.
W czerwcu ukraińskie wojsko rozpoczęło kontrofensywę, której celem jest przerwanie korytarza między okupowanym przez Rosję Krymem a Donbasem. Jak dotąd postępy Ukraińców były jednak dość powolne. Bunt Prigożyna zwiększa ich szanse: Rosja osłabła militarnie, osłabło także morale żołnierzy. Uwaga dowództwa z obrony rosyjskich pozycji została przekierowana na wydarzenia w kraju.
„Z całą pewnością to wykorzystamy, wkrótce zresztą zobaczycie” – powiedział brytyjskiemu „The Independent” rzecznik ukraińskiej armii na wschodzie Serhij Czerewaty. Dodał, że Ukraina od dawna spodziewała się, że poleganie na najemnikach będzie dla Rosji kłopotem.
„Prigożyn rządzi w mediach: ma wpływową armię trolli, sieć kanałów na Telegramie, dziennikarzy wojennych. To wszystko dociera do rosyjskich żołnierzy i ich demoralizuje” – stwierdził Czerewaty.
Rosyjskie ministerstwo obrony poinformowało w niedzielę, że rosyjska armia odparła ataki sił ukraińskich w obwodach donieckim i zaporoskim, w tym 10 ataków w regionie Bachmutu.
Władimir Putin wystąpił natomiast w publicznej telewizji i podkreślił, że „specjalna operacja wojskowa”, czyli wojna w Ukrainie, pozostaje dla niego najwyższym priorytetem. „Od niej zaczynam swój dzień i na niej go kończę” – wyznał Putin. W żaden sposób nie odniósł się jednak do udaremnionego zamachu stanu. Część komentatorów uważa, że nagranie zostało przygotowane wcześniej. Nie wiadomo, gdzie obecnie przebywa prezydent Rosji.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, w wieczornym komunikacie w sobotę powiedział, że Putin „ewidentnie bardzo się boi” i że najpewniej pozostaje w ukryciu: „Dziś świat zobaczył, że szefowie Rosji niczego nie kontrolują. Zupełnie nic. Kompletny chaos. Całkowity brak jakiejkolwiek przewidywalności. I dzieje się to na terytorium Rosji, które jest w pełni wyposażone w broń”.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze