Kontrola treści w internecie powinna opierać się na procedurze, która zagwarantuje prawo do wysłuchania oraz szybkie i przewidywalne decyzje – piszą prawnicy prof. Mateusz Grochowski i dr Katarzyna Łakomiec
Co jakiś czas w Polsce powraca dyskusja o swobodzie wypowiedzi w sieci i „cenzurze Internetu”. Debata ta wybuchła ostatnio na nowo w związku z opublikowanym 12 stycznia w Dzienniku Gazecie Prawnej artykułem Elżbiety Rutkowskiej alarmującym, że Polska chce przyjąć przepisy niebezpieczne dla wolności słowa. Niepokój wzbudziły pomysły na wdrożenie do polskiego prawa unijnego Aktu o Usługach Cyfrowych (Digital Service Act, DSA).
Spór o kształt polskich przepisów odbywa się w przełomowym momencie dla relacji między państwami a właścicielami platform społecznościowych. Wielcy operatorzy platform, jak X czy Meta, rezygnują z roli aktywnych zarządców internetowych społeczności.
„Problem jest znacznie bardziej złożony niż kwestia cenzury internetu i wymaga świadomego ukształtowania wielu elementów instytucji i procedur” — piszą prawnicy prof. Mateusz Grochowski z Tulane University w Nowym Orleanie i dr Katarzyna Łakomiec z Instytutu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk.
Jak pisaliśmy w OKO.press pod koniec 2023 roku, Akt o Usługach Cyfrowych wymaga od Polski nie tylko wyznaczenia organu egzekwującego jego przepisy na poziomie krajowym (koordynatora ds. usług cyfrowych), ale również stworzenia ram jego działania – w tym m.in. procedur kontroli treści zamieszczanych online.
Choć przepisy te powinny były zostać wprowadzone w Polsce prawie rok temu, projekt ustawy jest nadal na etapie prac rządowych.
W połowie grudnia Komisja Europejska wszczęła w związku z tym przeciwko Polsce procedurę przeciwko naruszeniu prawa UE.
Na początku stycznia Ministerstwo Cyfryzacji ogłosiło kolejną wersję ustawy, w której znalazł się kontrowersyjny mechanizm kontroli treści zamieszczanych online. Źródłem zastrzeżeń stał się przepis przyznający Prezesowi Urzędu Komunikacji Elektronicznej (który zgodnie z nowymi przepisami ma zostać polskim koordynatorem ds. usług cyfrowych) kompetencję do wydania nakazu uniemożliwienia dostępu do nielegalnych treści.
Prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej może to zrobić na wniosek:
Podobne działanie Prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej może podjąć na wniosek dotyczący naruszenia praw własności intelektualnej.
Kontrowersje, jakie wywołało to rozwiązanie, wynikają przede wszystkim z zasadniczych wątpliwości co do gwarancji, jakie w postępowaniu przed Prezesem Urzędu Komunikacji Elektronicznej będzie mieć ten, kogo informacja (np. wpis w mediach społecznościowych) będzie przedmiotem postępowania.
Szybka ścieżka administracyjna bez udziału stron i bez wyraźnego trybu odwoławczego, którą przewiduje projekt, może budzić poważne wątpliwości.
Rzecz jest jednak znacznie bardziej złożona, niż można byłoby sądzić na podstawie części opinii, które pojawiły się ostatnio w Polsce. Nie jest prawdą, by – jak zdaje się sugerować część komentatorów – polskie rozwiązanie było prawnym ekscesem, za pomocą którego rząd próbuje krępować swobodę wypowiedzi w sieci.
W ramach wdrożenia Akt o Usługach Cyfrowych Polska ma stosunkowo szeroką swobodę wyboru zarówno organów, które będą kontrolowały informacje zamieszczane w sieci, jak i postępowania przed nimi.
Model, w którym wątpliwe treści są usuwane z przestrzeni wirtualnej na podstawie decyzji administracyjnej nie jest sprzeczny
Kontrowersyjne rozwiązania proponowane w nowelizacji dotyczą jedynie najbardziej wątpliwych treści, czyli tych sprzecznych z prawem, a nie treści uchodzących za szkodliwe (np. treści, które, jak pokazują badania, prowadzą do obniżania samooceny użytkowników mediów społecznościowych).
Osobnym problemem pozostaje natomiast takie ukształtowanie procedury kontroli, by mieściła się w granicach wyznaczonych przez polską Konstytucję.
Akt o Usługach Cyfrowych również w tym zakresie pozostawia stosunkowo szeroki margines swobody, pozwalając państwom członkowskim UE na dokonanie własnych „mikrowyborów” pasujących do krajowych tradycji konstytucyjnych i postrzegania roli poszczególnych praw podstawowych.
Kluczowym wyzwaniem, jakie stoi przed polskimi władza w ramach implementacji Aktu o Usługach Cyfrowych, jest wyważenie, jakie prawa i wolności będą chronione.
Podstawowe pole konfliktu dotyczy swobody wypowiedzi w sieci i zakresu dopuszczalnej ingerencji ze strony władzy publicznej.
Nieograniczona ekspresja w sieci może kolidować z innymi wartościami, przede wszystkim
Niekiedy może dotyczyć to jeszcze bardziej zasadniczych wartości, jak ochrona życia i zdrowia, czego dowiodła pandemia Covid-19, gdy konieczne okazało się usuwanie z sieci zachęt do działań zwiększających liczbę zakażeń (np. zaproszeń na imprezy) czy reklam rzekomo cudownych środków i terapii.
Moderowanie treści w sieci wymaga zawsze wzięcia pod uwagę innego czynnika – czasu.
Ze względu na zasięg platform społecznościowych oraz działanie ich algorytmów, usunięcie wątpliwych treści powinno nastąpić szybko, bez prowadzenia długiego postępowania.
Czas ma jednak także swoją drugą stronę: natychmiastowość usunięcia informacji z sieci może mieć dla jej autora trwałe i dotkliwe konsekwencje. Odwołanie się od decyzji i oczekiwanie na ostateczne rozstrzygnięcie może często trwać na tyle długo, że sama informacja utraci już znaczenie lub (gdy mowa o treściach będących źródłem dochodu) wartość ekonomiczną.
W tym sensie — choć trudno byłoby mówić o “cenzurze” – moderowanie treści w sieci może łatwo doprowadzić do nieproporcjonalnych rezultatów oraz stać się polem nadużyć. Łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której skarga do Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej mogłaby służyć do szybkiego usuwania z sieci niewygodnych opinii, stając się narzędziem walki politycznej lub konkurencji rynkowej.
Dlatego kontrola treści w internecie powinna opierać się na procedurze, która zagwarantuje prawo do wysłuchania oraz szybkie i przewidywalne decyzje.
Z tego powodu kluczowe znaczenie ma:
Odrębnym problemem jest kwestia wyboru organu pełniącego rolę polskiego koordynatora ds. usług cyfrowych.
Prawo unijne nakłada wymóg, aby organ ten posiadał szerokie gwarancje niezależności i neutralności politycznej. W połączeniu z odpowiednio zaprojektowaną procedurą kontrolną gwarancje te są kluczowe dla właściwego nadzoru nad treściami publikowanymi w sieci.
Jednak przypadku Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej zapewnienie takich gwarancji może być utrudnione ze względu na charakter i historię tego organu.
Niepokój budzi nie tyle historia instrumentalizowania Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej do celów politycznych przed 2024 r., co kwestia bardziej zasadnicza. Organ, który dotychczas koncentrował się głównie na technicznych aspektach rynku cyfrowego jako część administracji państwowej, ma stanąć przed nowym wyzwaniem: pełnieniem roli neutralnego arbitra, odpowiedzialnego za wyważanie praw podstawowych i współkształtowanie polityki cyfrowej.
Wyznaczenie Prezesa UKE na polskiego regulatora usług cyfrowych wiąże się z ryzykiem długiego „okresu przejściowego”, w którym organ ten dopiero stopniowo nabierze gotowości do pełnienia nowej roli.
Kontrowersje wokół najnowszego projektu ustawy implementującej Akt o Usługach Cyfrowych skłaniają do postawienia bardziej fundamentalnego pytania: dlaczego w kwestii kontroli wolności wypowiedzi w sieci bardziej ufamy platformom niż państwu?
Ważną lekcją w tym zakresie są ostatnie wydarzenia ze Stanów Zjednoczonych, przede wszystkim coraz bardziej aktywne angażowanie się przez platformy w bieżącą grę polityczną.
Dobrze ilustruje to poparcie, jakiego sektor cyfrowy udzielił Donaldowi Trumpowi podczas kampanii wyborczej oraz tworzenia nowej administracji federalnej. Elon Musk, wraz z Vivekiem Ramaswamym, ma objąć kierownictwo nowo powołanego Departamentu Efektywności Rządu (DOGE).
W pierwszym rzędzie na ceremonii zaprzysiężenie Donalda Trumpa na Prezydenta stali właściciele amerykańskich gigantów technologiczno-komunikacyjnych: Musk (właściciel m.in. X), Jeff Bezos (właściciel Amazona) czy Mark Zuckerberg (właściciel firmy Meta, czyli m.in. sieci społecznościowych Facebook i Instagram), a także prezes Google Sundar Pichai.
Musk i Zuckerberg absolutyzują wolność słowa i zrezygnowali instrumentów moderowania treści zamieszczanych przez użytkowników i weryfikowania ich prawdziwości.
W ten sposób pogrzebany został mit, w który wierzyło wiele osób po obu stronach Atlantyku, że platformy społecznościowe mogą być wiarygodnym partnerem w regulowaniu ochrony praw jednostki.
Potwierdziło się natomiast, że działają one zgodnie z tą samą logiką co inne przedsiębiorstwa na wolnym rynku, a założenie o ich neutralności politycznej było błędne.
Polskie władze muszą dokonać wyboru dużo bardziej istotnego niż techniczne parametry nadzoru sprawowanego przez Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej.
Kluczowe pytanie dotyczy tego, jaka ma być rola Polski w debacie o regulacji platform społecznościowych, w momencie, kiedy wyraźnie zmieniły one swoje podejście do moderacji treści.
W wydanych nieco ponad rok temu „Cyfrowych Imperiach” Anu Bradford zestawia europejski system regulacji internetu, oparty na prawach człowieka i silnej regulacji z systemem amerykańskim, stawiającym na pierwszym planie swobodę rynku i wolność słowa.
Choć w ostatnich latach podział ten wydawał się zacierać, a platformy były coraz bardziej dopuszczane do współregulowania wolności wypowiedzi w sieci, ostatnie wydarzenia w Stanach Zjednoczonych zdecydowanie studzą optymizm w tym obszarze..
Prawa człowieka
Ministerstwo Cyfryzacji
Unia Europejska
akt o usługach cyfrowych
Big Tech
cenzura
Elon Musk
internet
Mark Zuckerberg
Media społecznościowe
Stany Zjednoczone
Urząd Komunikacji Elektronicznej
wolność słowa
wolność wypowiedzi
doktor nauk prawnych, jest profesorem prawa na Tulane University w Nowym Orleanie oraz Affiliated Fellow w Information Society Project na Yale Law School. Pisze o prawie nowych technologii, społeczeństwie cyfrowym i ochronie słabszych podmiotów na rynku.
doktor nauk prawnych, jest profesorem prawa na Tulane University w Nowym Orleanie oraz Affiliated Fellow w Information Society Project na Yale Law School. Pisze o prawie nowych technologii, społeczeństwie cyfrowym i ochronie słabszych podmiotów na rynku.
adiunktka w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, autorka publikacji z zakresu prawa konstytucyjnego oraz praw człowieka. Zajmuje się wpływem nowych technologii na mechanizmy ochrony praw i wolności jednostki. Pracowała jako ekspertka w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich oraz w Wydziale Postępowań przed Trybunałem Konstytucyjnym w Biurze Analiz Sejmowych.
adiunktka w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, autorka publikacji z zakresu prawa konstytucyjnego oraz praw człowieka. Zajmuje się wpływem nowych technologii na mechanizmy ochrony praw i wolności jednostki. Pracowała jako ekspertka w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich oraz w Wydziale Postępowań przed Trybunałem Konstytucyjnym w Biurze Analiz Sejmowych.
Komentarze