Na pace Jelcza zawsze toczą się najlepsze rozmowy. Ostatnio dwóch gości się kłóciło, byli Żydzi, byli Ukraińcy, byli też geje – że będą związki partnerskie i że kto to widział? Kiedyś bym przemilczał, teraz się odezwałem: “Weźcie się już odpierdolcie, geje to też są ludzie. Może znajdźcie sobie inny temat"
W najnowszym cyklu OKO.press i Kampanii Przeciw Homofobii zaglądamy do polskiej armii i sprawdzamy, w jakiej sytuacji są żołnierze LGBT+ i czego oczekują od polskiego państwa, żeby czuć się bezpiecznie. Część bohaterów występuje pod swoimi imionami, reszta – w obawie przed reperkusjami – zgodziła się porozmawiać anonimowo.
KPH: Jak widziałeś wojsko na początku swojej drogi zawodowej?
Sebastian: Przygodę z wojskiem zacząłem zanim w ogóle do niego wstąpiłem. Studiowałem na Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie. Na początku miałem takie wyobrażenie, że wojskowi to są swego rodzaju nadludzie – silnie we mnie działał taki etos służby. Wiedziałem też o tym, że by się dostać do wojska trzeba przejść testy sprawnościowe, o wiele lepiej zdać maturę. Wojsko jawiło mi się jako grupa wybranych. To się zaczęło zmieniać z czasem.
Już w trakcie studiów miałem jako cywil do czynienia z wojskowymi w czasie wspólnych wykładów. Widziałem, jak śpią na zajęciach tak samo jak my, że jakaś szeregowa ma problem z zadaniem z matematyki, ale udaje jej się przejść na kolejny rok. To pozwoliło mi zacząć dostrzegać ludzką stronę wojska, mimo etosu i sporej odpowiedzialności spoczywającej na barkach wojskowych. Przekonałem się, że to jest osiągalne również dla mnie.
Kiedy zdecydowałeś się wstąpić do wojska?
Kiedy studiowałem, musiał to być 2018 lub 2019 rok, pojawił się program Legii Akademickiej, czyli szkolenie wojskowe dla studentów cywilnych. Wykłady były na uczelni w trakcie roku akademickiego, a część praktyczna w wakacje. Zgłosiłem się, to chyba tata zaszczepił we mnie tę pasję, był zafascynowany militariami, wojskiem, bronią.
Ale nie był wojskowym?
Nie, ale rodzina miała tam znajomości. Miał dostać wezwanie, ale jego akta się „spaliły”. Weźmy pod uwagę, że to były zupełnie inne realia: lata 60., fala w wojsku, dziadek lekarz, babcia lekarka, bali się o syna. Tata był bardzo wrażliwy emocjonalnie, za to bardzo go podziwiałem, że jako facet się z tym nie krył. Z perspektywy czasu widzę, że posiadanie broni dawało mu poczucie siły. Myślę, że jego zainteresowania miały na mnie ogromny wpływ.
Jak było na szkoleniu?
Przeszkolenie w ramach rezerwy było programem pilotażowym. Wojskowi nie za bardzo wiedzieli jak nas traktować: ani NSR (Narodowe Siły Rezerwowe), ani studenci wojskowi. Wcześniej była tzw. służba zasadnicza, najpierw wieloletnia i obowiązkowa, z czasem się skróciła, ale nadal był obowiązek jej odbycia, a później przeobraziła się w służbę dla chętnych. Po tym szkoleniu, podobnie jak po służbie zasadniczej, zostaje się przeniesionym do rezerwy, ale ma się już przydział mobilizacyjny. W razie “W” wiadomo, gdzie się trafi, ma się specjalizację, ale nie jest się wdrażanym w wojsko razem z całą “masą” z mobilizacji.
Po szkoleniu poczułeś, że jesteś traktowany jak żołnierz?
I tak, i nie. Według niektórych Legia Akademicka to nie wojsko, śmiali się, że tego kaprala to wygraliśmy w paczce czipsów.
Kaprala?
To szkolenie było podzielone na dwa moduły. Pierwszy, podstawowy, który kończyło się ze stopniem starszego szeregowego. Drugi to był moduł podoficerski, który kończyło się z pierwszym stopniem podoficerskim, czyli kaprala Wojska Polskiego. W dwa miesiące zrobić podoficera, gdzie odpowiedzialność jest już większa, to może rodzić różne problemy. Z perspektywy czasu widzę, że chyba sobie większą krzywdę zrobiłem takim szybkim kursem.
To znaczy?
Dziś bardziej rozumiem te docinki, jest w nich ziarenko prawdy, szybkie kursy są nastawione na uzupełnienie kadry oficerskiej i podoficerskiej, budowanie rezerwy osobowej. A doświadczenie przychodzi z czasem i ciężko je zdobyć, jak się ma szkolenia w rezerwie co dwa lata.
Szkolisz się w tym samym miejscu?
Nie byłem jeszcze chyba tylko w jednostkach wodnych – co karta powołania na ćwiczenia rezerwy, to inna specjalność. To były krótkoterminowe, maksymalnie tygodniowe szkolenia. Jak kończyłem Legię Akademicką przydział szedł na zasadzie: niski do czołgu, specjalność pancerno- zmechanizowana. Na tym podstawowym etapie nikt nie patrzy, że na przykład – jak ja – studiujesz chemię, pirotechnikę i może warto cię skierować w kierunku saperskim, albo chociaż na ratownictwo chemiczne.
Zapomnijmy o logice. Tu brakuje ludzi, to tu cię wpisujemy. Papier dużo przyjmie.
Wtedy pomyślałem, że kurczę, ludzie, jak działa jakieś przedsiębiorstwo, to się raczej wybiera ludzi z kwalifikacjami na pewne miejsca, tak? Nie. Tu brakuje, to tutaj przekierowujemy strumień ludzi. Więc w pierwszej kolejności trafiłem do grupy osobowej pancerno-zmechanizowanej. Później byłem w jednostce lotniczej, jeszcze później mnie przenieśli do samochodówki w Warszawie. W końcu uznałem, że już jestem zmęczony tym ciągłym zmienianiem specjalności i rzucaniem po jednostkach.
Co było momentem przełomowym?
Chyba pandemia. Koleżanka, swoją drogą okazała się biseksualna, opowiadała mi o swojej służbie w WOT. Była pandemia, więc WOT jeździł z policją kontrolować przestrzeganie obostrzeń. Później wybuchła wojna w Ukrainie, koleżanka dyżurowała na lotnisku, na Dworcu Centralnym w Warszawie, koordynowała przepływ ludzi. Pomyślałem, że ja raz na dwa lata gdzieś tam w rezerwie pojadę, a ona już tu jest, działa, może pracować i coś w temacie bezpieczeństwa robić. To był dla mnie impuls, żeby spróbować. Ostateczną decyzję podjąłem właśnie w momencie wybuchu wojny.
Kiedy zacząłeś służbę w WOT? Jak tam jest?
W marcu 2023 roku. To jest jednocześnie dużo i mało. Na początku zostałem skierowany do lekkiej piechoty. I dopiero niedawno mój wniosek o przeniesienie do nowo powstałej kompanii saperów został rozpatrzony pozytywnie.
Są ćwiczenia w terenie raz w miesiącu w weekend, ok. 20:00 w niedzielę wracam do domu, a w poniedziałek idę do zwykłej pracy.
Śpicie w lesie?
Tak, przyzwyczajamy się, jak jest w miarę ciepło na zewnątrz. Wiele zależy od dowódcy. Chciałbym wam pokazać realia: to, że nie można traktować służby wojskowej na równi z pracą na etacie. Zawsze jest jakiś plan, formalne zasady – bardzo szczegółowe, że żołnierzowi przysługuje tyle i tyle wypoczynku, że fajnie, żeby miał ciepły posiłek (to wszystko jest zapisane w Rozporządzeniu MON z dnia 4 marca 2011 w sprawie wyżywienia żołnierzy czynnej służby wojskowej), że powinien odpoczywać w określonych warunkach. W praktyce wiele zależy od okoliczności. Ludzie się wkurzają, często nawet rezygnują, bo to jest norma, że są różne obsuwy (“czekamy, żeby się spieszyć, spieszymy się, żeby czekać”), nie ma czasu na odpoczynek lub dostajemy suche racje żywnościowe i na tym mamy wytrzymać do następnego dnia.
Formalnie można się o to pultać, można powiedzieć: “Nie jestem zawodowym żołnierzem, przyszedłem, żeby się szkolić w wojsku, ale nie zapisywałem się na taką partyzantkę”. A prawda jest taka, że to jest służba, czyli musimy mieć z tyłu głowy, że w razie „W” nikt Ubereats nam nie zamówi na linię frontu. Jak jest alarm bombowy, to się nie wyśpisz, mimo że to było w twoim grafiku.
Prawo pracy nie stosuje się do specyfiki pracy w wojsku.
Dokładnie. Niestety, do niedawna to samo dotyczyło kwestii związanych z mobbingiem, sextingiem i innymi tego typu zjawiskami. Bo to “cywilny wymysł”. Do tego dochodzi podział na “stary beton” i tę bardziej progresywną część.
Hasło “beton” pojawia się w każdej rozmowie.
No tak, ciężko go uniknąć, szczególnie w rozmowie o dyskryminacji. To właśnie ludzie po “Zecie” (służbie zasadniczej) mają takie podejście: Kto to widział? Kobiety w wojsku na jakichś wyższych stanowiskach? Świat się zbliża ku końcowi. O Różowych Skrzyneczkach można zapomnieć.
A ta druga grupa? Na czym polega jej progresywność?
Cóż, widać odwilż. Na szkoleniu podstawowym doznałem szoku. Wypełnialiśmy jakieś papiery i koleżanka coś źle podpisała. Chorąży, który był tuż przed emeryturą, zwrócił jej uwagę: “Co to ma być, szeregowa?”. Odpowiedziała, że odruchowo podpisała i zaraz poprawi. On na to: “Odruchowo to możesz obciągnąć”. I nikt nic nie mógł zrobić, bo koleś szedł na emeryturę, był wysoko postawiony. Odliczaliśmy dni, kiedy odejdzie.
Teraz są rzeczniczki praw kobiet.
Rzeczniczka – Pani Porucznik, która zajmuje się sprawami kobiet, była na przykład w jednostce Wojska Polskiego w Zegrzu. Ona naprawdę ułatwiała dziewczynom życie podczas szkolenia podstawowego.
Jak ci rzecznicy są umocowani?
Rzecznicy to osoby związane z dowództwem wybierane na to stanowisko przez “górę”, są zawodowymi żołnierzami. Jest też funkcja męża zaufania: jest taka osoba spoza kadry oficerskiej wybierana demokratycznie w pododdziale, do której można się zgłosić i ona anonimowo załatwia sprawę danej osoby. Wydaje mi się, że mężowie zaufania i rzeczniczki faktycznie działają.
W WOT też?
Tylko kobiety mają rzeczniczkę, nie ma analogicznej funkcji do spraw innych grup, na przykład osób LGBT+. Dla wszystkich oprócz tego jest mąż zaufania (na tej funkcji może też być kobieta).
Ale poza nimi, w krytycznych momentach wkracza oficer wychowawczy, w WOT też. Niedawno na czacie jednej z kompanii pojawił się jakiś konflikt i obrzucanie się błotem. Temat doszedł do oficera wychowawczego, który zrobił pogadankę na placu apelowym, że pewne zachowania nie przystoją żołnierzowi.
Czy ten mąż zaufania to faktycznie jest osoba, do której masz zaufanie?
Ja wolę załatwiać sprawy bezpośrednio. Czyli zgłaszam nieanonimowo, z tym że wtedy wymagana jest droga służbowa. Nie mogę od razu lecieć do pułkownika, najpierw powinienem się skontaktować z porucznikiem lub podoficerem. To jest jednocześnie plus i minus, bo to są idealne warunki do występowania mobbingu i innych zależności. Bo przecież nie mogę donieść na kogoś wysokiego stopniem do kogoś, kto jest od tej osoby niżej, bo jest hierarchia. Po to są właśnie te różne instytucje, żeby można było troszkę tę drogę hierarchii ominąć.
Czemu nie przez męża zaufania?
Z racji swojego charakteru nie ufam ludziom aż tak, żeby przez męża zaufania coś załatwiać, wolę wyjaśniać sprawy osobiście. Tym bardziej, że my akurat mamy takiego porucznika, który mówi, że jeżeli jest jakaś sprawa, to można się do niego zgłaszać bezpośrednio, jest bardzo ludzki i otwarty.
Ale dowódcy są różni, to zależy od ludzi, znajdą się tacy, co żadnego wniosku nie przyjmą, dopóki nie przyjdzie do nich oficjalne zgłoszenie. Widzę, że zmienia się mentalność, dawniej był ten “beton” bardziej stężały, teraz już trochę puszcza, ludzie są już inaczej wychowywani i inaczej kształceni.
Ostatnio była taka sytuacja, że dostaliśmy racje żywnościowe – zupki chińskie. Niestety nie dostaliśmy ciepłej wody.
Ktoś zamiast iść do naszego porucznika bezpośrednio i to zgłosić, poszedł do góry i wszyscy w dół dostali ochrzan. Można to było zrobić prościej i bez takich konsekwencji.
Czyli twoim zdaniem mówimy o zmianie pokoleniowej ?
Wydaje mi się, że tak. Pamiętam ze szkolenia podstawowego słowa kapitana, że nie obchodzi go nasze wyznanie, nasza orientacja, bo jesteśmy tutaj, żeby się przeszkolić na żołnierzy i mamy być dobrymi żołnierzami. Odłóżmy politykę i sprawy obyczajowe na bok, bo jest cel nadrzędny, który nas powinien jednoczyć.
To był młody człowiek, tylko wykształcony i już ze stopniem oficerskim. Natomiast wiadomo, nie wszędzie tak jest. Chociażby ten chorąży od „obciągania” był z tej samej jednostki. Wciąż obowiązują też różne dziwne przekonania. Na pierwszym szkoleniu dowiedziałem się, że zgodnie z niepisaną zasadą wszyscy się golą rano. Ja nie lubię rano, bo jestem niewyspany, nieogarnięty, wolę tylko się ubrać i wyjść, więc się goliłem wieczorem. Dowiedziałem się, że to znaczy, że jestem ciepły, bo tylko ciepli siedzą w łazience, jak gasną światła na ciszę nocną.
Mówiłeś komuś o swojej orientacji?
Nie mówiłem nikomu o swojej orientacji. W Wojsku Polskim jest podobna sytuacja do tej, która była w Stanach Zjednoczonych. Obowiązuje zasada “don't ask don't tell”, która zakłada, że jak ja się nie będę obnosił, to nikt nie ma prawa mnie o to wypytywać. Żyjemy w takim zdrowym konsensusie. Tym bardziej, że punkt 34 Regulaminu Ogólnego Sił Zbrojnych głosi, że jeżeli jesteśmy w mundurze, jest zakaz zachowań o podtekście nawet seksualnym na terenie jednostki i poza nią. Bo to, że nie wolno uprawiać seksu na jednostce jest oczywiste. Kiedyś się podobno dodawało żołnierzom brom do kawy, żeby nie odczuwali popędu, ciekawe, czy dalej to jest praktykowane.
Spędzasz masę czasu z tymi ludźmi i to w różnych okolicznościach. Lepiej wtopić się w tłum?
Jest takie powiedzenie w wojsku “two is one, one is none”. Podstawową jednostką funkcjonalną jest sekcja, albo drużyna, gdzie mamy od 9 do 12 osób. W takich grupach jesteśmy szkoleni, w takich grupach śpimy i jemy. Chodzi o to, żeby być jedną komórką w trakcie działań. Dodatkowo jesteśmy podzieleni na pary – Buddy Teams, nigdy nie jestem sam, zawsze jest ze mną mój Buddy. Jest to bardzo homo friendly, nawet wysikać się trzeba chodzić we dwóch, jest duża zażyłość. Jak służba trwa latami, może potrzebny być brom w kawie.
Zmierzam do tego, że w wojsku ciężko sobie pozwolić na indywidualność. Trzeba mieć to na względzie, że ma być chujowo, ale jednakowo. Jak jeden zapomni beretu, to wszyscy zakładają czapki. Wyrażanie poglądów przez dodatki nie jest mile widziane.
Żeby nie było takiej sytuacji, że kolega będzie się na krucjaty szykował, a ja będę chodzić z tęczą.
Ogranicza się przestrzeń na ekspresję poglądów, żeby nie było takich sytuacji, które by nas dzieliły, tylko żebyśmy skupiali się na tym, co nas łączy.
Co twoim zdaniem by się wydarzyło, gdybyś złamał ten “zdrowy konsensus” i zaczął mówić znajomym z rezerwy i WOT, że jesteś gejem?
Patrząc z perspektywy swojego coming outu wśród bliskich przyjaciół, którzy mnie znają, mam dobre doświadczenia. Ludzie, na których zdaniu mi zależy, bardzo dobrze to przyjęli. Stąd odpowiadając na pytanie, jak ktoś bezpośrednio by się spytał w cztery oczy, to nie widzę problemu się wyoutować przed kimś, komu mogę zaufać, kto jest mi w jakiś sposób bliski – chociażby z racji wspólnej służby. Ale czy mi zależy na zdaniu obcych ludzi? Nie widzę takiej potrzeby.
Nie wkurzają cię homofobiczne teksty?
Z perspektywy czasu widzę, że kiedyś gryzłem się w język, a teraz wyrażam swoje zdanie. Na przykład ostatnio na wyjazdowym szkoleniu saperskim WOT. Oficjalnie w wojsku nie porusza się tematów światopoglądowych, politycznych, społecznych, bo jesteśmy na służbie w konkretnym celu. Po intensywnych ćwiczeniach nikt nie ma czasu, sił i chęci na pewne tematy.
Natomiast na pace Jelcza zawsze toczą się najlepsze rozmowy, ostatnio dwóch gości się kłóciło przez całą trasę, byli Żydzi, byli Ukraińcy. Był i temat gejów. Że teraz będą związki partnerskie, że w ogóle kto to widział? Kiedyś bym przemilczał, a teraz się odezwałem: “Weźcie się już odpierdolcie, geje to też są ludzie. Może znajdźcie sobie inny temat?”. Nie będę już milczał, tym bardziej, że wiem, że nie jestem jedyną osobą homoseksualną w jednostce. Nawet okazało się, że w moim plutonie jest jeszcze jeden chłopak, który też jest gejem, tylko wiadomo, “nie wiemy o sobie”.
Ale wiesz, który to chłopak?
“Nasi ludzie” są wszędzie, nawet na Fellow trafił na mnie znajomy ze szkolenia podstawowego. Wiem, który to. Nie mówię mu, że wiem, bo też nie chcę, żeby się speszył, może on nie chce być rozpoznawany? Sam się nie wychylam, więc się na ten temat nie wypowiadam. Ale jeżeli widzę, że niektórzy już po prostu odlatują, to reaguję.
Co się zmieniło, że już teraz nie gryziesz się w język, tylko reagujesz?
Chyba musiałem do tego dorosnąć. Przez długi czas nie mogłem się pogodzić z tym, że jestem gejem. Ja już przerabiałem terapię, niemalże konwersyjną, u psychologa chrześcijańskiego. Musiałem poświęcić dużo czasu, żeby sam siebie zaakceptować i sobie z tym poradzić. To była kwestia dalszego rozwoju, dawniej uważałem tylko, żeby nie wchodzić nikomu w drogę, a teraz wiem swoje i robię swoje. Stąd też moja rozmowa, mówienie o naszych doświadczeniach jest ważne.
Dlaczego?
W dobie wszechobecnych social mediów, w momencie kiedy mamy szansę na rzeczywistą zmianę prawa, nasz przekaz musi być słychać. Musimy się przebić przez “bańki informacyjne” i przełamywać stereotypy, nieprawdziwe przekonania. Jak na przykład to, że geje są niemęscy i chodzą w rurkach jako argument dla leczenia homoseksualizmu i kryzysu wzorców męskości poprzez powszechny pobór do wojska. A tu proszę, kolejny artykuł, że geje już siedzą w wojsku z własnej woli i robią robotę cicho, nie odstając od reszty kolegów.
Ciekawe też jest to, że w Polsce wciąż zakładamy, że jak ktoś jest gejem, to na pewno jest też lewakiem i ma z góry określone poglądy na różne tematy. A to wcale nie jest prawda, ludzie są różni. Chciałbym, żeby to było w Polsce bardziej widoczne.
A ty jak byś siebie określił?
Właśnie to jest dość śmieszne, bo na początku bliżej mi było do poglądów prawicowych. Ale spokojnie, jakby nie to, że od razu skrajności, nacjonalizm i te sprawy, po prostu poglądy wynikające z patriotyzmu. Teraz ciężko to określić, obyczajowo bliżej mi do lewicy, gospodarczo do prawicy.
Czy gdyby związki partnerskie zostały wprowadzone, wyutowałbyś się?
Nie ukrywam, że związki partnerskie są tematem, który mnie w naszym kraju boli. Jest to jeden z czynników, w związku z którym zastanawiam się, czy widzę tutaj siebie. Patriotyzm patriotyzmem, ale jeżeli własna ojczyzna nie jest w stanie cię zaakceptować, mimo że się dla niej poświęcasz... Patriotyzm to nie jest tylko służba w wojsku, to jest przede wszystkim rzetelna praca, nie że pójdę na odpierdol na osiem godzin, żeby wziąć pensję i potem przepić, przejeść, tylko jednak podpisuję się pod tym, co robię. Z takiego założenia wychodzę, że nie jestem w pracy za karę, tylko robię coś ważnego dla społeczności, w której żyję, płacę podatki itd.
Jesteś w związku?
Aktualnie nie, więc ciężko mi mówić o korzystaniu z tego prawa, ale kiedyś bym chciał, szczególnie jeśli chodzi o kwestie praktyczne: wspólnota majątkowa, wspólne konto w banku, dziedziczenie, sprawy medyczne. Jak trafię do szpitala, może mnie odwiedzić tylko rodzina. Chciałbym prawa według którego mój przyszły partner nie będzie dla mnie obcą osobą, będziemy zabezpieczeni w razie śmierci, choroby itd. To podstawa, minimum minimorum. Czy dostaniemy inne przywileje i pakiety socjalne, to jest dla mnie poboczna kwestia. Wbrew opinii Ministra Obrony Narodowej, nie planuję z partnerem wyłudzić działki rolnej. Najważniejsze jest poczucie bezpieczeństwa.
I ustawa o związkach partnerskich dałaby ci to poczucie?
Szkoda, że mówimy o związkach partnerskich, nie o równości małżeńskiej, ale na przykładzie innych krajów widać, że to pierwszy krok do zmiany. Najpierw wprowadzono w bardzo ograniczonej wersji związki partnerskie, potem je rozszerzono o prawa rodzicielskie i adopcję, a dopiero później wprowadzana była równość małżeńska. Oczywiście, jest to frustrujące, bo te zmiany w Zachodniej Europie zachodziły ok. 20-30 lat temu. Cały czas mam w głowie zdanie Prezydenta Dudy “to nie ludzie, to ideologia”, które nie tylko dało legitymizację homofobii, ale i bezpośrednio pozwoliło odczuć, że pomimo służby dla kraju wciąż jestem traktowany jako obywatel drugiej kategorii, jako jakiś element obcy i wrogi.
Myślę, że najważniejsza jest ta pierwsza zmiana, żeby społeczeństwo zobaczyło, że żadna tragedia się od tego nie dzieje, ziemia nadal się kręci. To oswaja społeczeństwo z równością i umożliwia dalsze zmiany prawne, które z dużym prawdopodobieństwem pociągną za sobą zmianę mentalności.
Rozmawiała: Olga Pawłowska-Plesińska, Stowarzyszenie Kampania Przeciw Homofobii
Redagowali: Anton Ambroziak, OKO.press; Olga Pawłowska-Plesińska, KPH
Jesteś osobą LGBT+ i pracujesz w wojsku, studiujesz na wojskowej uczelni, jesteś w rezerwie lub działasz w Wojskach Obrony Terytorialnej? Chcesz podzielić się swoim doświadczeniem i poznać inne wojskowe osoby LGBT+? Skontaktuj się ze Stowarzyszeniem Kampania Przeciw Homofobii i OKO.press. Mając na względzie Twoje bezpieczeństwo, zapewniamy pełną anonimowość: [email protected] +48 22 423 64 38, [email protected]
Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press
Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press
Komentarze