0:00
0:00

0:00

Aktualizacja z 25 sierpnia 2022. Szanowni Państwo, w tym miejscu artykułu znajdował się cytat i link błędnie przypisujący fragment tekstu do książki "Roztrzaskane lustro" Wojciecha Roszkowskiego. Fragment usunęliśmy do momentu ustalenia właściwego źródła cytatu

Politycy i publicyści związani z PiS przekonują opinię publiczną, że słowa i fakty pozornie jednoznaczne, tak naprawdę znaczą coś zupełnie innego, niż początkowo mogłoby się wydawać.

Przeczytaj także:

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Jak fragment o in vitro przestał być o in vitro

Otóż okazało się, że fragment podręcznika do Historii i Teraźniejszości, który jednoznacznie porównywał dzieci z in vitro do wytworów laboratoryjnej hodowli (tak zinterpretowali to nawet niektórzy politycy PiS, np. Joanna Lichocka), tak naprawdę nie był wcale o in vitro. Ale i tak - jak zapowiedział minister edukacji Przemysław Czarnek - należy z niego zrezygnować.

"Nie ma tam słowa o in vitro. Pan prof. Roszkowski to wyjaśniał. Ja uważam, że ponieważ to zostało do tego stopnia skrzywione, to ten fragment mógłby zniknąć, żeby chronić dzieci poczęte in vitro" - stwierdził Czarnek na antenie Polsatu.

„Lansowany obecnie inkluzywny model rodziny zakłada tworzenie dowolnych grup ludzi, czasem o tej samej płci, którzy będą przywodzić dzieci na świat w oderwaniu od naturalnego związku mężczyzny i kobiety, najchętniej w laboratorium. Coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności, jako produkcji ludzi, można powiedzieć hodowli. Skłania to do postawienia zasadniczego pytania, kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci?”.

Dlaczego więc fragment należałoby skasować? Winnym jest tu oczywiście szef Platformy Obywatelskiej Donald Tusk, który w wypowiedziach polityków Prawa i Sprawiedliwości pojawia się niczym szatan w piosenkach Britney Spears: o czymkolwiek by nie mówili i tak zawsze Tusk się tam objawi, niezależnie, czy wypowiedź puścimy od przodu, czy od tyłu.

"Ponieważ Donald Tusk wykorzystał w sposób nikczemny, przedmiotowo i instrumentalnie dzieci z metody in vitro, to uważam, że z tego fragmentu powinno się zrezygnować' - wyjaśnił widzom Polsatu minister Czarnek.

Szef resortu edukacji odniósł się w ten sposób do słów Donalda Tuska z Jaktorowa: "Czarnek i jego współpracownicy zamieścili w tym podręczniku takie słowa, że dzieci z in vitro, to jest hodowla ludzi, kto będzie kochał takie dzieci. (...) Jeśli coś takiego proponuje się polskiej szkole, polskim dzieciom, polskim rodzicom, to znaczy, że - moim zdaniem - nie ma granic łajdactwa dla nich. Nie ma takiej linii, której nie przekroczą" - mówił tam szef PO.

Tu na momencik się zatrzymajmy, bo warto dostrzec, że ujawniony w podręczniku do HiT fragment o metodzie in vitro (choć słów "in vitro" rzeczywiście w nim nie ma) wzbudził w PiS polityczny popłoch, co samo w sobie jest symptomatyczne. Jeszcze cztery lata temu przedstawiciele Prawa Sprawiedliwości nie mieli bowiem żadnych oporów, żeby samą metodę, jak i dzieci dzięki niej urodzone wyklinać od najgorszych. Dla przykładu kilka cytatów z radnych PiS z Gdańska i Krakowa z 2017 roku:

  • "Czy te pary, które są poddawane zabiegowi in vitro, są poddawane badaniom psychiatrycznym? A jeżeli ktoś się na to decyduje, a jest psychopatą?”;
  • "In vitro to jest fabryka produkująca zarodki”;
  • "Proszę Państwa, w latach 60., od lat 60. były w ten sposób produkowane zwierzęta na wsiach, produkowano metodą pozaustrojowego zapłodnienia. Jeżeli ktoś miał szlachetne zwierzę to gospodarz zapładniał to zwierzę metodą pozaustrojową, żeby mieć super gatunki. Czy my teraz wracamy do tematu zezwierzęcenia? Przecież my jesteśmy ludźmi";
  • "Nie zastanawiacie się nad tym, co się stanie za 20 lat. Jakie dzieci będą tych dzieci. My już żeśmy zaczęli się bawić w genetykę, mamy marchewki, truskawki, które są bez smaku, marchewki pięknie wyglądające, bardzo przepraszam, ale to jest związane z genetyką".

Przy powyższych słowach cytat z Roszkowskiego wydaje się wręcz umiarkowany, dlaczego więc PiS już nie porównuje metody in vitro do procedury prosto z piekła?

Jak pokazywaliśmy na przykładzie głównego wydania "Wiadomości" TVP z 17 sierpnia, obecna strategia PiS na początek kampanii wyborczej polega na wyciszaniu emocji i pokazywaniu obozu władzy jako siły spokoju i umiaru. Po nieudanym eksperymencie z objazdem Jarosława Kaczyńskiego po Polsce na przełomie czerwca i lipca, gdy prezes PiS wygłaszał agresywne przemówienia, szczując między innymi na osoby transpłciowe, teraz wajcha została przestawiona i przekaz jest inny.

Jak pisaliśmy: "Rządy PiS w tej opowieści nie bronią już Polski przed ogromnymi zagrożeniami, ale po prostu zapewniają błogą stabilizację, podczas gdy opozycja chce wprowadzić niepotrzebny chaos. To narracja, w której widz słyszy tylko jedno, powtarzane na wiele sposobów hasło: jest stabilnie. (...) można się spodziewać, że pod takim właśnie szyldem PiS będzie prowadził wczesną jesienią kampanię wyborczą przed przyszłorocznymi wyborami, próbując wywołać strach przed zmianą, zwłaszcza u tych Polaków, którzy władzy specjalnie nie kochają, ale nie są specjalnie zaangażowani w spór partyjny".

Gdy puścić Odrę od tyłu, wtedy zatruje się sama

Podobnie rzecz się ma z katastrofą ekologiczną na Odrze. Po milczeniu o niej przez kilkanaście dni, propaganda medialna informuje teraz o stanie Odry szeroko, pokazując obszernie działania władz, które próbują sobie z nią poradzić, szukają przyczyn, a dzięki zdecydowanej reakcji rządzących sytuacja poprawia się z dnia na dzień.

W tym kontekście zła jest oczywiście opozycja, która stara się wzbudzać niepotrzebną panikę, tymczasem sytuacja jest pod kontrolą. Nawet Niemcy nie odgrywają już roli winowajcy, podkreślana jest współpraca z niemieckimi laboratoriami, w "Wiadomościach" widzimy, że również w Berlinie są niestety śnięte ryby, a rzecznik tamtejszego związku wędkarskiego podkreśla, że Niemcy nie zamierzają obwiniać Polski za ekologiczną katastrofę.

Zmiany tonu nie przewidział jednak szef związanej z PiS "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz, dowodził 13 sierpnia, że nurt rzeki płynie od ujścia do źródła: najpierw Niemcy mieliby zatruć Odrę, a później już skażona woda miałaby cofnąć się do Polski:

"Ja bym sprawdził po prostu kolektory od ścieków w większych miastach wzdłuż Odry. Bo pewnie skończy się tak, że rura gdzieś pękła np. u Niemców i wymyślili rtęć żeby odwrócić uwagę".

Rtęci ostatecznie rzeczywiście w Odrze nie stwierdzono, odwrócenia nurtu rzeki przez Niemców także.

Cała opowieść władzy na temat katastrofy opiera się obecnie na dwóch filarach:

  • po pierwsze, nic nadzwyczajnego się nie stało, katastrofy się zdarzają, trudno walczyć z naturą. Prym w głoszeniu tej opowieści wiedzie poseł PiS Kazimierz Smoliński.

Jak wskazywała w OKO.press Agata Szczęśniak, poszukiwanie winy w naturze pojawiło się również w innych wypowiedziach polityków PiS. W podobnym tonie wypowiedział się w „Sygnałach Dnia” w Polskim Radiu 1 wiceminister kultury Jarosław Sellin. Również on mówił o przyczynach naturalnych. Dodał, że w grę może wchodzić „mix” różnych przyczyn, ale „przyczyny naturalne są kluczowe, bo mamy zmiany klimatyczne”.

I jeszcze poseł Łukasz Mejza w TVP Info: „Albo nam ktoś tę Odrę, bliską memu sercu, zatruł i wtedy uważam, że jedyną wodą, jaką ta osoba powinna oglądać, to woda lecąca z więziennych kranów i to przez najbliższych kilka lat. Albo mamy do czynienia z katastrofą naturalną, która powstała z przyczyn naturalnych i ta hipoteza wysuwa się na czoło”.

  • Po drugie, takie katastrofy zdarzały się już dawniej i nikt nie robił z tego wielkiej afery. W tym wątku przodownicą jest minister Anna Moskwa.
View post on Twitter

Te dwa elementy mają się układać w jeden klarowny przekaz: w sprawie katastrofy ekologicznej rząd PiS nie ponosi żadnej winy. W ogóle żadnych winnych nie ma i najlepiej przestać drążyć temat, bo z naturą, jak wiadomo, jeszcze nikt nie wygrał.

Odwracając spadek PKB, zanotujemy wzrost Pałacu Saskiego

Jak pisaliśmy w OKO.press, w środę 17 sierpnia niepokojące informacje spłynęły z Głównego Urzędu Statystycznego: PKB Polski w drugim kwartale wzrósł rok do roku o 5,3 proc., co oznacza spadek w stosunku do pierwszego kwartału o 2,3 proc. To trzeci największy kwartalny spadek PKB od 1995 roku, a jego skala zaskoczyła analityków, którzy spodziewali się spadku poniżej 1 proc. Ten odczyt zwiększa także prawdopodobieństwo tzw. technicznej recesji, czyli spadku PKB dwa kwartały z rzędu.

Jednak jak dowiedzieliśmy się z TVP, spadku nie ma, jest za to wzrost, czego łatwo było dowieść, pokazując jedynie wartość nominalną, a ignorując dynamikę PKB z kwartału na kwartał. Poza tym polski wzrost jest wyższy niż niemiecki, o czym triumfalnie poinformowały "Wiadomości" w piątek 19 sierpnia. A skoro tak, polska potęga gospodarcza, co rozumie się samo przez się, pozostaje niewzruszona.

Tę prawdę przyswoił sobie bez problemu wiceminister kultury Jarosław Sellin, który w piątkowych "Sygnałach Dnia" dał do zrozumienia, że polski PKB wkrótce poszybuje jeszcze wyżej, a wszystko przez ambitne inwestycje PiS, takie jak np. projekt odbudowy Pałacu Saskiego w Warszawie:

"Jednym ze sposobów walki z recesją, z inflacją, ze spowolnieniem gospodarczym są ambitne inwestycje. To jest jedna z ambitnych inwestycji, ona jest obliczona na dosyć duże pieniądze i będą tam zaangażowane polskie firmy, polscy pracownicy będą tam pracować i zarabiać. Centralny Port Komunikacyjny, przekop Mierzei Wiślanej, to potrzebne dla rozwoju Polski rzeczy, powodują, że w części inwestycyjnej umacniamy wzrost naszego PKB (...) i Pałac Saski też można w ten sposób traktować" - stwierdził Sellin.

Tym samym prorocza okazała się kabaretowa piosenka Bohdana Smolenia z 1984 roku: "Ja mam zdrowe twarde ręce, a ja plecy mocne, zdrowe, a więc bracia jak najprędzej zaczynajmy odbudowę. Niech się mury pną do góry, niech kominy mają pion, zbudujemy po raz trzeci nowy dom". Miejmy nadzieję, że prorocza nie okaże się jej puenta.

;
Na zdjęciu Michał Danielewski
Michał Danielewski

Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze