0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plFot. Slawomir Kamins...

„Mam wrażenie, że ostatnie słowa, które padają z ust prezydenta Zełenskiego, są niegodne polityka, który Polsce wiele zawdzięcza. A Ukraina wiele zawdzięcza Polsce. Przekazany sprzęt, zaopiekowani obywatele ukraińscy, Polska wielkim przyjacielem Ukrainy, hubem transportu nie tylko wojskowego, ale transportu wszystkich potrzebnych towarów na Ukrainę. 95 proc. przechodzi przez Polskę” – powiedział w poniedziałek, 4 listopada, w Radiu ZET Krzysztof Gawkowski, wicepremier i minister cyfryzacji.

„Wydawało mi się, [...] że w takich sytuacjach mówi się do kogoś »dziękuję«, a nie się nagabuje. Bo odnoszę wrażenie, że Ukraina zapomniała i prezydent ukraiński zapomniał, jak w Polsce się zachowywaliśmy i od tego momentu ile pomogliśmy od 2022 roku” – mówi Gawkowski. Dodaje, że gdyby wrócić tych dni, to głosowałby za taką samą retoryką, jaką Polska miała.

„Oczekuję od Ukrainy, a przede wszystkim od prezydenta – a byłem niedawno w Kijowie (…) – że doceniamy to, że mamy przyjaciela, który w trudnych chwilach podał ci rękę, a nie krytykujemy go, kiedy okazuje się, że jeszcze więcej chcemy” – utrzymuje wicepremier.

„Zełenski chce, żeby Polska strzelała rakietami nad Ukrainą, to znaczy chce, żeby Polska weszła do wojny, to znaczy, że chce, żeby Polska była w wojnie z Rosją. Zełenski w tych wypowiedziach chce wciągnąć Polskę do wojny z Rosją. Ja się nie zgadzam na takie wypowiedzi. Naszym obowiązkiem jest dzisiaj walczyć o to, żeby Ukraina trwała. Żeby tę wojnę wygrała. Ale na pewno nie wprowadzać Polskę na wojnę z Rosją”.

Co się wydarzyło?

Wicepremier prawdopodobnie odwołuje się do wypowiedzi Wołodymyra Zełenskiego podczas spotkania z szefami wspólnot terytorialnych obwodu zakarpackiego, które odbyło się 31 października 2024 roku, która odbiła się echem w Polsce w debacie publicznej.

W Polsce słowa Zełenskiego skrócono do prymitywnej formuły – Ukraina uważa, że Polska za mało pomaga.

Ta interpretacja przypomina wcześniejszą narrację o niewdzięczności Ukrainy za pomoc (chociaż te słowa znowu mają miejsce), którą rozkręcali polscy politycy przed wyborami parlamentarnymi latem 2023 roku.

Wcześniej na słowa prezydenta Ukrainy zareagował wicepremier, szef ministerstwa obrony Władysław Kosiniak-Kamysz, który powiedział tak:

„Polska przekazała tyle sprzętu wojskowego Ukrainie, ile było możliwe – granicą są jednak zdolności obronne i bezpieczeństwo Polski. Decyzja o zestrzeliwaniu rakiet jest zawsze odpowiedzią całego NATO, nie jednego państwa. Dziś takiej decyzji Sojuszu nie ma”.

„Wśród krajów pomagających Ukrainie, jeśli wziąć pod uwagę pomoc wojskową, finansową, gospodarczą, humanitarną oraz pomoc dla uchodźców ukraińskich to w proporcji do PKB Polska zrobiła dla Ukrainy więcej niż jakikolwiek inny kraj” – komentował w PolsatNews Radosław Sikorski, szef ministerstwa spraw zagranicznych. „Staramy się pomóc, ale też jesteśmy krajem frontowym. Nam też Rosja grozi i nie wszystko jest możliwe”.

Przeczytaj także:

Kiedy kraje-sąsiedzi Ukrainy będą zestrzeliwać rosyjskie pociski i drony?

Błędna interpretacja oraz uogólnianie mogło wyniknąć z niezrozumienia słów prezydenta Ukrainy. Powielane przez media wyrwane z kontekstu cytaty też nie pomogły dobrze zrozumieć jego wypowiedzi. Publikujemy więc w całości pytanie i odpowiedź Wołodymyra Zełenskiego.

Pytanie:

„Nazarij Pawlij, przewodniczący rady rejonowej w Chuscie na Zakarpaciu:

Być może moje pytanie nie mieści się w zakresie kompetencji władz lokalnych i regionalnych, ale i tak chciałbym usłyszeć Pana opinię [...] na ten temat. Wszyscy wiemy, że Rosja naprawdę bezlitośnie uderza w infrastrukturę krytyczną, naruszając wszystkie umowy międzynarodowe, atakuje szpitale, szkoły, przedszkola, nie wspominając nawet o obiektach energetycznych. Widzimy i wiemy, że Pan i kierownictwo Pańskiego biura, urzędnicy rządowi, parlamentarzyści nieustannie pracują nad przekonaniem naszych międzynarodowych partnerów do zestrzelenia rosyjskich rakiet i rosyjsko-irańskich dronów przynajmniej na granicach w pobliżu naszych zachodnich sąsiadów.

W niedawnym wywiadzie dokonał Pan bardzo trafnego porównania wydarzeń na Bliskim Wschodzie i w Ukrainie. Powiedział Pan, że to jest to samo zło i jest tylko jedna różnica: tam organizacja terrorystyczna zaatakowała Izrael, a tutaj kraj terrorystyczny atakuje Ukrainę. [...] I zauważył Pan, że w przypadku Izraela międzynarodowa koalicja działa maksymalnie szybko i spójnie, ale w Ukrainie niestety tego nie widzimy – żadne rakiety nie są nad nami zestrzeliwane. Mam więc pytanie, Panie Prezydencie, czy uważa Pan, że Pan i Pański zespół będziecie w stanie w najbliższym czasie odwrócić ten negatywny trend wobec Ukrainy, zwłaszcza w kontekście tego, że po stronie Rosji, jak słyszymy, wojska północnokoreańskie wkraczają do wojny”.

Wołodymyr Zełenski:

„Dziękuję za słowa wsparcia i dziękuję za pytanie. Nie jest łatwo szybko na nie odpowiedzieć. Postaram się odnieść do tego szczegółowo. To wojna podwójnych standardów i wojna paradoksów. Absolutnie. Na przykład, jeśli chodzi o kwestię zestrzeliwania rakiet poprzez sąsiadów Ukrainy – Stany Zjednoczone zestrzeliwują rakiety nad Izraelem, chociaż zdecydowanie nie są sąsiadami Izraela.

Cóż, musimy od czegoś zacząć, przynajmniej od czegoś mniejszego. Więc zaczęliśmy od czegoś mniejszego – niech kraje NATO, jeśli NATO się na to zgadza, jeśli Stany Zjednoczone się na to zgadzają, niech kraje NATO używają samolotów NATO i systemów obrony powietrznej i zestrzeliwują tylko te pociski i drony, które lecą w ich kierunku, ponieważ mogą spaść na obywateli ich krajów.

Jeśli uda nam się uzyskać pozytywną decyzję w tej sprawie, będziemy mogli oczekiwać takiej sojuszniczej tarczy, jaką mieli Izraelczycy, gdy Iran zaatakował ich z nieba setkami pocisków.

A co mamy? Na przykład bez wsparcia sojuszników Rumunia nie mogłaby sama powiedzieć, że będziemy zestrzeliwać i ja rozumiem prezydenta Iohannisa, mam z nim bardzo dobre stosunki i nie mógłby zestrzeliwać rakiet ze swojego terytorium. Każdy z tych sąsiednich krajów, co zrozumiałe, boi się podjąć decyzję i zostać w niej osamotniony.

Na przykład mamy dobre stosunki sąsiedzkie z Polską. Obywatele Polski nas wspierali... Tak, są, były różne wyzwania. Nieustannie prosiliśmy ich o zestrzelenie rakiet zmierzających w kierunku Polski. Mamy tam Stryj [w obwodzie lwowskim – red.], mamy tam magazyn gazu, nasz kraj i nasze życie zależą od tych dostaw gazu, zwłaszcza zimą. Chrońcie Stryj. Prosiliśmy: Po prostu chrońcie Stryj. Nie mamy wystarczającej ilości systemów, aby chronić magazyn gazu. Bóg dał nam głęboki magazyn gazu, który jest chroniony dzięki swojej głębokości. Nie całkowicie, ale jest chroniony.

A Polska?

Co robią Polacy? Zestrzeliwują? Nie. Polacy powiedzieli, że jesteśmy gotowi zestrzelić, jeśli nie będziemy z tą decyzją sami. Ale gdyby NATO nas wsparło... Pojechałem, uzgodniłem z sekretarzem generalnym NATO, wtedy był Stoltenberg, że Polsce zostanie powierzona misja. Jaka jest prawidłowa nazwa tej misji – misja policyjna, tak? [Zełenski zwraca się do doradcy – red.]. Misja policyjna to są samoloty NATO.

Naprawdę bardzo chcieliśmy dostać MIG-i od Polski, ale nie mogli nam ich dać, ponieważ nie mieli wystarczającej liczby własnych.

Dlatego uzgodniliśmy z NATO, że powierzy Polakom misję policyjną.

Nasi bałtyccy przyjaciele nie mają własnych samolotów, ale mają misję, która chroni ich niebo. [Baltic Air Policing – funkcjonująca od 2024 roku ochrona przestrzeni powietrznej krajów bałtyckich przez samoloty NATO – red.]

Umówiliśmy się co do tego, a potem:

Czy Polska dała nam samoloty? Nie. Czy był ku temu powód? Tak.

Czy inne kraje zjednoczyły się wokół Polski i powiedziały: tak, jesteśmy sąsiadami, będziemy zestrzeliwać rakiety za pomocą samolotów i systemów obrony powietrznej? Nie. Kiedy zdecydowali się nie zestrzeliwać tych pocisków MiG-ami, które mają w Polsce, poprosiliśmy ich [Polaków – red.], aby dali nam te MiG-i. Gdybyśmy je mieli, stacjonowałyby gdzieś w zachodniej części Ukrainy. No ale co robić?

Jakoś tak to wygląda. Jest tutaj wiele szczegółów, o których nawet nie wypada mówić publicznie. Najważniejszą historią jest to, że sojusznicze siły podrywają się do nieba, zestrzeliwując pociski i drony nad Izraelem, kiedy Stany Zjednoczone tego chciały. Myślę, że to jest odpowiedź na Pana pytanie”.

Jak czytać słowa Zełenskiego i reakcję polskich polityków?

Jak widać, Zełenski wskazuje przede wszystkim na brak zgody NATO co do zestrzeliwania rakiet przez kraje przyfrontowe. Zresztą tylko część wypowiedzi poświęcił Polsce, wspomniał też o innym swoim sąsiedzie – Rumunii (w odpowiedzi na poprzednie pytanie Zełenski mówił o stosunkach z Węgrami, z którymi Ukraina chce wynegocjować przynajmniej nieblokowanie decyzji o zaproszeniu do NATO). Jednak wydaje się, że głowa ukraińskiego państwa podkreśliła, że wiele zależy od decyzji NATO, a zwłaszcza głosu Stanów Zjednoczonych.

Ukraina i Polska żyją w różnych rzeczywistościach. Ukraina w mroku wojny próbuje ze wszystkich sił kreślić plany na przyszłość, szuka rozwiązania, chce po prostu istnieć jako państwo. Jest niecierpliwa, ponieważ codziennie namacalnie odczuwa rosyjską agresję. Codziennie jej obywatele giną w okopach i pod gruzami całymi rodzinami.

W niedzielę, 3 listopada, Zełenski podsumował, że

tylko w ciągu ostatniego tygodnia Federacja Rosyjska wystrzeliła po terytorium Ukrainy ponad 900 bomb, około 30 rakiet i prawie 500 dronów Szahid.

Większość była wycelowana w obiekty infrastruktury cywilnej oraz krytycznej.

Dla Ukrainy jest czymś normalnym, by szukać ambitnych rozwiązań na przetrwanie. Polska ma potrzebę powrotu do 2022 roku i oczekuje od Ukrainy większej wdzięczności. Jak już pisaliśmy wcześniej, Ukraina nie wie, jaka forma wdzięczności będzie akceptowalna i wystarczająca. Polska może czuć się bezpieczna, póki ukraińska armia powstrzymuje rosyjską agresję. To można uznać za najlepszą formę ukraińskiej wdzięczności.

„Naszym obowiązkiem jest dzisiaj walczyć o to, żeby Ukraina trwała. Żeby tę wojnę wygrała” – mówił, cytowany wyżej, wicepremier Gawkowski. Trudno jednak o to bez sprzętu.

Przekazanie kilku polskich myśliwców – oczywiście, gdy będzie to możliwe – pomogłoby Ukrainie wesprzeć siły obrony powietrznej, chociażby na Charkowszczyźnie, która codziennie cierpi z powodu rosyjskich ataków.

Umowa z Polską o bezpieczeństwie

Są też inne przyczyny, dla których Zełenski upomina się o myśliwce. 8 lipca 2024 roku w Warszawie prezydent Zełenski i premier Donald Tusk podpisali polsko-ukraińskie porozumienie w sprawie bezpieczeństwa. Podobne dwustronne umowy Ukraina podpisała już z co najmniej 26 krajami. W dokumentach jest wypunktowana konkretna pomoc, na którą Ukraina może liczyć od tego czy innego kraju.

Jak powiedział Zełenski na konferencji prasowej,

umowa przewiduje opracowanie mechanizmu zestrzeliwania przez Polskę rosyjskich rakiet i dronów wystrzelonych w kierunku Polski.

Prezydent Ukrainy podziękował za te „szczególne ustalenia” oraz za przekazaną dotychczas pomoc. Wyraził nadzieję, że współpraca ministerstw obrony oraz wojskowych przyczyni się do szybkiej realizacji tych ustaleń.

W dokumencie czytamy:

„Uczestnicy zgadzają się, że konieczna jest kontynuacja dialogu dwustronnego oraz z innymi partnerami w celu oceny zasadności i wykonalności ewentualnego przechwytywania w przestrzeni powietrznej Ukrainy pocisków rakietowych i bezzałogowych statków powietrznych wystrzelonych w kierunku terytorium Polski, z zachowaniem niezbędnych procedur uzgodnionych przez zaangażowane państwa i organizacje”.

Uczestnicy „rozważą również dostawę eskadry myśliwców MIG-29, biorąc pod uwagę potrzeby w zakresie bezpieczeństwa Polski i zdolności operacyjnych Sił Powietrznych RP”.

„Kto dzisiaj broni Ukrainy, broni także siebie”

Wynika z tego, że Ukraina i Polska mogą inaczej odczytywać dokument. Polska może negatywnie odebrać zniecierpliwienie Ukrainy w sprawie myśliwców. Natomiast dla Ukrainy jest to pilna potrzeba, to sposób na zachowanie istnień ludzkich.

W tej sytuacji cieszy tylko to, że wahania polskich polityków co do przekazania Ukrainie myśliwców pokazują, że w Europie decydenci zaczynają zdawać sobie sprawę, że powinni odnaleźć sprawczość w kwestiach bezpieczeństwa (zwłaszcza w kontekście wyborów w USA). Zaczynają lepiej rozumieć sytuację, w której mogą się znaleźć i troszczą się o siebie. Nie liczą już tylko na NATO.

„Nam obu bardzo zależało w czasie rozmów nad tym dokumentem, kiedy on powstawał, żeby nie skończyło się tylko na deklaracjach dobrej woli. Każde słowo w tym dokumencie, drogi Wołodymyr, tak jak żeśmy się umówili, te słowa dla nas coś znaczą. I z tych słów będą praktyczne konsekwencje. Traktujemy te słowa naprawdę jako wzajemne zobowiązania, a nie puste obietnice. I że w najbliższym czasie, wspólnie także z innymi sojusznikami będziemy krok po kroku wypełniać intencje tego dokumentu” – mówił premier Donald Tusk po podpisaniu umowy o bezpieczeństwie. Dodał, że „byliśmy realistami, kiedy pracowaliśmy nad tym dokumentem”.

„Dobrze wiemy, że gdyby ta wojna zakończyła się źle, to zakończyłaby się źle nie tylko dla Ukrainy, ale też dla Polski, dla Europy i całego świata zachodniego. [...] Ta pomoc to jest pomoc także samemu sobie. [...] My, Polacy, pomagamy Ukrainie, zarówno ze względu na naszą przyjaźń i solidarność, ale też ze względów na własny dobrze pojęty interes. Kto dzisiaj broni Ukrainy, broni także siebie”.

Co o tym sądzą w Rosji?

Słowa polskich polityków – w przeciwieństwie do słów samego prezydenta Zełenskiego – bardzo poniosły się w propagandowych rosyjskich przekazach. Propaganda Kremla nie ma bowiem zwyczaju informować, co powiedział Wołodymyr Zełenski, raczej z jego słów i zachowania szydzi. Teraz zaś za przedmiot szyderstw obrała sobie to, że nikt na Zachodzie nie umie zrozumieć, o co mu chodzi. Gdyż.... mówi po angielsku z amerykańskim akcentem. To wskazuje, że Kreml będzie wykorzystywał każde nieporozumienie, by zohydzać Ukrainę. To pewnego rodzaju nowość – do tej pory polityków ukraińskich Moskwa przedstawiała jako niesamodzielnych i zależnych od Zachodu. Teraz stawia na ukraińsko-zachodnie różnice.

;
Na zdjęciu Krystyna Garbicz
Krystyna Garbicz

Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.

Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze