Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek zapewnił, że naukowiec krytykujący w internecie Pawła Kukiza „nie będzie na tej uczelni pracował”. Minister nie może zwolnić naukowca, ale może zastraszać. Jak na ironię, jest też autorem „pakietu wolności akademickiej”
Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek wystąpił w programie „Gość Wiadomości” w TVP w piątek 13 sierpnia. Mówił m.in. o tych, którzy krytykują Pawła Kukiza — za poparcie PiS w głosowaniu nad lex TVN. (Cały program można obejrzeć w serwisie TVP.)
Czarnek przy okazji odniósł się także do wpisów na Twitterze pracownika naukowego Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Na prywatnym koncie („za kłódką”, czyli mogli je obserwować tylko ci, którym zezwolił na to właściciel konta) dr Maciej Borkowski z Instytutu Filologii Germańskiej UAM nazwał Kukiza „gnidą” i „gnojem”, a posłów jego ugrupowania, którzy poparli PiS — „kundlami Kaczyńskiego”.
„Chcę zapewnić, że ten naukowiec, który w ten sposób obrzydliwie wyrażał się pod adresem pana posła Kukiza z jednego z ważnych miast w Polsce, nie będzie na tej uczelni pracował, bo nie ma miejsca dla tego rodzaju hejterów wśród naukowców, w kadrze polskich naukowców”
- powiedział Czarnek, nie wymieniając jednak „hejtera” z nazwiska.
„Rzeczpospolita” poprosiła o komentarz oszołomionego naukowca (tutaj).
„Jestem w szoku. Nie wiem, co się dzieje, to jest jakiś koszmar. Niech mnie ktoś uszczypnie” - odpowiedział dr Borkowski. Twity skasował „Poniosły mnie emocje” - tłumaczył. „Ja nie jestem dumny, że to napisałem. To było pod wpływem wzburzenia” - dodał.
Szczęśliwie dla dr. Borkowskiego minister Czarnek nie może go zwolnić z pracy - ani oświadczeniem w TVP, ani w inny sposób. Może tylko atakować naukowca w telewizji (chociaż i to ma znaczenie, o czym napiszemy niżej).
Minister może zwrócić się do komisji dyscyplinarnej uczelni, a ta ma suwerenne prawo podjęcia decyzji (może też po prostu nie zrobić nic).
„Minister Czarnek to bardzo słaby prawnik. Może co najwyżej złożyć skargę do rzecznika dyscyplinarnego UAM i grzecznie poczekać na wynik wewnątrzuczelnianego postępowania. Jego wynikiem za taki «czyn» w najgorszym wypadku może być upomnienie”.
-
">napisał na Twitterze prof. Mikołaj Pawlak, wicedyrektor ds. badań naukowych w Instytucie Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji na Uniwersytecie Warszawskim.
Szybko też przypomniano ministrowi, że sam był autorem - krytykowanego zresztą przez wiele instytucji nauki polskiej - „pakietu wolności akademickiej”.
O potrzebie zagwarantowania wolności (rzekomo zagrożonej) dla wykładowców o poglądach konserwatywnych (rzekomo prześladowanych) minister wypowiadał się wielokrotnie od chwili objęcia stanowiska.
Wspominał także o „kilkudziesięciu” przypadkach takich szykan, chociaż nigdy nie ogłosił ich listy, nie podawał także licznych przykładów – w jego wypowiedziach pojawiał się tylko przypadek prof. Ewy Budzyńskiej z Uniwersytetu Śląskiego, wobec której wszczęto postępowanie dyscyplinarne po skargach studentów (chodziło o m.in. nieprawdziwe i niezgodne z wiedzą wypowiedzi o aborcji podczas zajęć; o sprawie pisaliśmy obszernie, np. tutaj: Żłobek jak obóz koncentracyjny. Co mówiła na zajęciach prof. Budzyńska, której broni Gowin).
Czarnek zapowiadał wprawdzie, że chodzi mu o „wolność dla wszystkich”, ale zwykle mówił o konserwatystach. „Pakiet wolnościowy” zakłada, że nauczyciel „nie może zostać pociągnięty do odpowiedzialności [dyscyplinarnej] za »wyrażanie przekonań religijnych, światopoglądowych lub filozoficznych«”.
Politycy rządzącej prawicy twierdzą niekiedy, że wolność wypowiedzi na uczelniach była zagrożona za rządów PO-PSL. Mówił tak np. w marcu 2021 roku rzecznik rządu PiS Piotr Müller (wcześniej współpracownik Jarosława Gowina w ministerstwie nauki).
Podają przy tym tylko jeden przykład. Müller mówił wówczas o tzw. sprawie Zyzaka, czyli publicznej awanturze, którą wywołała publikacja opartej na pracy magisterskiej, paszkwilanckiej biografii Lecha Wałęsy, „Lech Wałęsa – idea i historia”.
Książka Zyzaka (wówczas pracownika IPN) ukazała się w marcu 2009 roku w wydawnictwie „Arcana”, którego szefem był prof. Andrzej Nowak – historyk, dziś bardzo bliski rządzącej prawicy, a wówczas – m.in. promotor pracy magisterskiej Zyzaka.
Co wywołało oburzenie części opinii publicznej? Przede wszystkim obyczajowe epizody z życia Wałęsy, które nie miały znaczenia dla jego dalszych losów i opisane zostały na podstawie bardzo wątpliwych źródeł.
Zyzak napisał m.in., że Wałęsa miał nieślubne dziecko, opierając się na anonimowych relacjach składanych 30 lat po fakcie. Napisał także, iż Wałęsa donosił SB, „sikał do kropielnicy” i był „nożownikiem z kompleksem Edypa”. Kiedy ówczesna ministra nauki prof. Barbara Kudrycka zapowiedziała wysłanie kontroli na Uniwersytet Jagielloński. Tusk i Schetyna (podobnie jak i większość mediów, w tym np. „Gazeta Wyborcza”) skrytykowali pomysł, do żadnej kontroli ani zagrożenia wolności nauki nie doszło — po dwóch dniach ministra wycofała się z pomysłu.
W odróżnieniu od polityków z rządu PO-PSL, politycy rządzącej prawicy atakują naukowców krytycznych wobec władzy często, z aplauzem prorządowych mediów — i nigdy za to nie przepraszają (a w każdym razie OKO.press nie zna przypadku, w którym by przeprosili).
W listopadzie 2020 roku minister Przemysław Czarnek zażądał w liście do rektora Uniwersytetu Szczecińskiego podjęcia „stosownych kroków” wobec prof. Ingi Iwasiów, literaturoznawczyni, krytyczki literackiej, poetki i prozaiczki.
W czasie protestów prof. Iwasiów nie wahała się używać języka demonstrujących kobiet: „Nie jak profesorka, tylko jak kobieta powiem: jebać i wypierdalać”; „Wzrost krzywej zakażeń idzie na wasze sumienie. Nasz system immunologiczny odpowiada krótko: wypierdalać!”; „Zwracam się do państwowej telewizji, państwowego radia i innych reżimowców – wypierdalać!”.
W rozmowie ze szczecińską „Wyborczą” mówiła: „To nie są moje słowa, lecz hasła tego strajku, ja je tylko powtórzyłam. Niestety, żałuję, że nie ja je wymyśliłam, bo chciałabym być autorką tak celnej metonimii tego, co się dzieje obecnie w Polsce”.
Zaatakowały ją publiczne media, a zwolennicy PiS żądali wyrzucenia jej z uczelni. W obronie Iwasiów wystąpiło 102 akademików i akademiczek uniwersytetu. To „próba publicznego linczu” – napisali w liście poparcia (OKO.press pisało o nim tutaj).
Minister zapewne wie, że nie może zwolnić naukowca z pracy. Może go jednak próbować zastraszyć.
Niewiele osób ma ochotę na bycie przedmiotem ataków telewizji publicznej oraz wpływowych polityków - nawet jeśli formalnie ani jedni, ani drudzy nie mogą im nic zrobić. O zastraszeniu środowiska naukowego mówił np. w wywiadzie dla „Wyborczej” w czerwcu 2021 roku prof. Janusz Majcherek, jeden ze zwolnionych profesorów z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie (oficjalnie z powodu oszczędności). „Jeżeli na uczelniach, czyli instytucjach stworzonych do tego, żeby gwarantowały swobodę myślenia, panuje lęk przed odezwaniem się pod nazwiskiem, to jest już namacalny dowód, jakie panuje zastraszenie. Otrzymuję od wielu sygnały z poparciem, sympatią itd., ale z zastrzeżeniem, że niestety nie mogą się wypowiedzieć publicznie”
- mówił prof. Majcherek.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze