Minister Czarnek chce zwolnienia „nauczycieli akademickich o poglądach konserwatywnych, chrześcijańskich, narodowych, z odpowiedzialności dyscyplinarnej czy nawet wyjaśniającej za poglądy”. Sam jednak wzywa do postępowania dyscyplinarnego wobec badaczki, która wzięła udział w strajku kobiet
Na zjeździe klubów „Gazety Polskiej” minister edukacji i nauki prof. Przemysław Czarnek zapowiedział plany wprowadzenia zmian prawnych, które miałyby zagwarantować „wolność akademicką” naukowcom o poglądach prawicowych.
Minister mówił (cytujemy za Gazeta.pl):
„Podstawowa rzecz, która jest dziś widoczna, to jest wolność nauki – jej nie ma. (...) Kierunek rozwoju zwłaszcza nauk humanistycznych czy społecznych poszedł nie tam, gdzie byśmy sobie życzyli i to musimy zawracać”.
Minister powołał się przy tym na rzekome dyskryminowanie naukowców o katolicko-narodowo-prawicowych przekonaniach na polskich uczelniach.
„O ile ktoś z poglądami lewackimi może bez trudu zorganizować konferencję, nawet pseudonaukową na dowolnym uniwersytecie publicznym, a co więcej będzie ona dobrze postrzegana przez władze uniwersytetu, to często słyszymy o tym, że konferencji pro-life, czy o tematyce konserwatywnej, katolickiej nie można zorganizować, bo nie ma czasu, nie ma miejsca, albo po prostu władze się nie zgadzają. Takie sytuacje są coraz częstsze”.
Minister - co stało się już tradycją - nie podał żadnego konkretnego przykładu rzekomej dyskryminacji wykładowców o nie lewicowych czy liberalnych poglądach na polskich uczelniach. Zapowiedział jednak zmiany w przepisach:
„W tym zakresie już są zaprojektowane i analizowane przepisy, które będą się składały na pakiet, który będzie pakietem wolnościowym. Pakiet, który będzie zwalniał nauczycieli akademickich o poglądach konserwatywnych, chrześcijańskich, narodowych, z odpowiedzialności dyscyplinarnej, a nawet wyjaśniającej za poglądy”.
Dokładnie w tym samym czasie, kiedy minister Czarnek występuje w sprawie (rzekomo) zagrożonej wolności akademickiej, sam domaga się wszczęcia procedury dyscyplinarnej wobec prof. Ingi Iwasiów z Uniwersytetu Szczecińskiego, literaturoznawczyni i pisarki.
Podczas protestu w ramach Strajku Kobiet 23 października prof. Iwasiów użyła wobec rządzących słów niecenzuralnych.
Używała języka demonstrujących kobiet: „Nie jak profesorka, tylko jak kobieta powiem: jebać i wypierdalać”; „Wzrost krzywej zakażeń idzie na wasze sumienie. Nasz system immunologiczny odpowiada krótko: wypierdalać!”; „Zwracam się do państwowej telewizji, państwowego radia i innych reżimowców - wypierdalać!”.
Naukowczyni stała się wówczas celem ataków zarówno prorządowych mediów (w tym „Wiadomości” TVP), polityków rządzącej prawicy, jak i samego ministra, który w liście do władz uczelni wezwał o wyciągnięcie wobec niej konsekwencji dyscyplinarnych. Z kolei w obronie prof. Iwasiów wystąpiło środowisko naukowe. Jeden z listów z wyrazami poparcia publikowaliśmy w OKO.press.
Za badaczką ujęło się także 102 pracowników Uniwersytetu Szczecińskiego oraz marszałek województwa zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz (PO). Opozycyjny polityk apelował do rektora, aby „nie poddawał się naciskom”.
Nie wiadomo, jaką formułę ów „pakiet wolnościowy” ministra dla prawicy przybierze.
Kłopot z wypowiedzią Czarnka polega na tym, że opowieści rządzących o „dyskryminacji” katolików czy zwolenników rządu na uczelniach zawsze są niekonkretne - przykłady, które dałoby się zweryfikować, nigdy nie padają.
Tak było wówczas, kiedy skarżył się na to prezydent Andrzej Duda podczas zaprzysiężenia Przemysława Czarnka 19 października.
Politycy mówią więc np. o zakazywaniu cytowania Jana Pawła II (nie wiemy, komu i gdzie rzekomo tego zakazano) albo o odmawianiu prawa do organizowania konferencji w murach uczelni (znów bez przykładu).
Być może dzieje się tak dlatego, że takich przykładów po prostu nie ma - a w tych, które czasami pojawiają się w prorządowych mediach jako świadectwo dyskryminacji, naprawdę chodziło o co innego. Przypomnijmy:
Prof. Andrzej Zybertowicz, doradca prezydenta, nie otrzymał tytułu profesorskiego (Andrzej Zybertowicz jest doktorem habilitowanym). Prof. Zybertowiczowi, mimo pozytywnych ocen jego dorobku, odmówiono awansu (procedura trwała od 2018 do 2020 roku) na podstawie głosowania w Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów Naukowych oraz negatywnych opinii tzw. superrecenzentów (czyli ekspertów powołanych przez Centralną Komisję do wydania opinii).
Pozytywne recenzje dorobku Zybertowicza wzbudziły jednak wiele krytyki - część z nich była wyraźnie negatywna, ale z pozytywną konkluzją.
„Pracę ściśle naukową Zybertowicza oceniam krytycznie, jego działalność organizacyjną i dydaktyczną więcej niż pozytywnie. Osobiście uważam, że raz wyzwolona wola stania się profesorem jest nie do zatrzymania. Jeśli Andrzej Zybertowicz uznał, że są powody, aby przyznać mu profesurę, to zapewne tak jest”
24 sierpnia 2019 roku prof. Aleksander Nalaskowski, pedagog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, opublikował w tygodniku „Sieci” homofobiczny felieton. W tekście tym pt. „Wędrowni gwałciciele” prof. Aleksander Nalaskowski nazwał uczestników marszów równości „nieszczęśnikami, których dopadła tęczowa zaraza, zniewieściałymi gogusiami, wesołkami na utrzymaniu mamusi, facecikami, chcącymi się wiecznie bawić, obleśnymi, grubymi, wytatuowanymi babami, które ostentacyjnie się całują jak na wyuzdanych filmach, i osobnikami, którym trudno przypisać jakąś płeć”.
Zarzucał im przemoc seksualną, łączył homoseksualizm z pedofilią i powtarzał, że osoby LGBT w Polsce są szczególnie uprzywilejowane.
We wrześniu za ten felieton prof. Nalaskowski został zawieszony. W jego obronie występowali m.in. biskupi. Po tygodniu rektor UMK przywrócił Nalaskowskiego do pracy.
Od marca 2019 roku trwa sprawa prof. Ewy Budzyńskiej z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. OKO.press pisało o niej obszernie (tutaj). Przypomnijmy: opisała ją najpierw w marcu 2019 roku katowicka „Wyborcza” (tutaj). Studenci II roku socjologii poskarżyli się rektorowi na wykłady socjolożki. W trakcie zajęć „Międzypokoleniowe więzi w rodzinach światowych” miała mówić m.in., że:
Uczelnia wszczęła postępowanie dyscyplinarne, a wykładowczyni zwolniła się z pracy. W jej obronę zaangażowała się m.in. radykalna organizacja Ordo Iuris (uznała to za przykład „cenzury światopoglądowej”), a prokuratura prowadziła (jeszcze we wrześniu 2020 roku!) przesłuchania zaangażowanych w sprawę studentów i studentek.
Jak widać, w żadnym z tych przypadków nie mamy do czynienia z prześladowaniem za poglądy, a już w szczególności - za głoszone teorie naukowe (chyba że uznamy homofobię Nalaskowskiego za „teorię naukową”).
Nie bardzo wiadomo też, w jaki sposób zmierzyć rzekomą dominację lewicy na uczelniach.
Z pewnością jednak państwo polskie finansuje za to szczodrze uczelnie katolickie - w tym m.in. KUL, UKSW czy Ignatianum - oraz wydziały teologii na uniwersytetach. Tymczasem gender studies można studiować tylko w kilku ośrodkach w Polsce i trzeba za to płacić (są to studia podyplomowe).
O co więc może chodzić politykom rządzącej partii? Możemy tylko zgadywać. O konieczności zwalczania lewicy na uczelniach pisał w swoim „manifeście” Patryk Jaki w lipcu 2020 roku.
Rządzącym chodzi o wychowanie młodych pokoleń w takim duchu, żeby podzielali poglądy władzy. Jednak nazywanie tego programu przez polityków PiS - w tym ministra Czarnka - „wolnością prowadzenia badań naukowych” jest mylące. Rządzącym chodzi o coś dokładnie przeciwnego: wolność głoszenia homofobicznych poglądów i wykorzystywania języka nienawiści na uczelniach. Pod warunkiem, oczywiście, że to język prawicy.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze