0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Maciek Jazwiecki / Agencja Wyborcza.plFot. Maciek Jazwieck...

Od pięciu lat przed sądami toczy się proces przeciwko Kai Godek. Chodzi m.in. o słowa, które twarz polskiego ruchu anty-choice wypowiedziała na antenie Polsat News.

30 maja 2018 roku komentując wyniki irlandzkiego referendum ws. liberalizacji prawa aborcyjnego, Godek tłumaczyła: „Irlandia nie może być określana jako kraj katolicki. Tam premierem jest zadeklarowany gej, który obnosi się ze swoją dziwną orientacją. Swoje zboczenie publicznie ludziom…”. Prowadząca program Agnieszka Gozdyra przerwała, by dopytać: „Czyli mówi pani, że jeżeli ktoś jest homoseksualny, to jest zboczeńcem?”.

Godek odpowiedziała: „To jest zboczony, tak, tak”.

11 października 2018 roku szesnaście osób LGBT+ – prawniczki, dziennikarze, pracownicy naukowi, artyści, aktywiści i polityk – złożyli pozew przeciwko Godek o naruszenie dóbr osobistych.

Przeczytaj także:

Sąd pierwszej instancji pozew oddalił, powołując się na utartą linię orzeczniczą, zgodnie z którą dobra osobiste mogą zostać naruszone, gdy nienawistna wypowiedź skierowana jest pod adresem konkretnych osób albo ściśle określonej grupy.

W pisemnym uzasadnieniu sąd stwierdził także, że skarżący nie udowodnili, iż faktycznie są gejami, lesbijkami lub osobami biseksualnymi. Domagał się przedstawienia „opinii biegłego sądowego seksuologa lub przynajmniej (…) zaświadczenia lekarza seksuologa potwierdzających orientację seksualną każdego z powodów”.

10 lutego 2022 Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił wyrok sądu pierwszej instancji i zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia.

Sędzia Małgorzata Kuracka w ustnym uzasadnieniu stwierdziła, że słowa Kai Godek są społecznie nieakceptowalną mową nienawiści. W jej ocenie mogą one obiektywnie ranić, a także wprowadzają szkodliwe rozróżnienie na „my” – „grupa, która jest zła”. Celem tego rozróżnienia ma być szczucie jednej grupy na drugą.

"Pozwana, obrażając grupę obraża każdego z członków tejże grupy. Każdy z powodów ma legitymację czynną procesową w tej sprawie. Kogo innego miałaby dotyczyć ta wypowiedź? Jest ona kierowana do określonych ludzi z krwi i kości” – stwierdziła sędzia Kuracka.

Godek urządza tani amerykański happening

Do ponownego rozpatrzenia sprawy Sąd Okręgowy wrócił dopiero we wtorek 7 listopada 2023.

Już przed rozprawą Godek w mediach społecznościowych mobilizowała prawicowe środowiska do przeciwstawienia się cenzurze. Na miejscu działacze ultraprawicowej Fundacji Życie i Rodzina zorganizowali skromny happening w amerykańskim stylu. Przed sądem rozstawili dobrze znane z ulic polskich miast banery z manipulacjami o rzekomych powiązaniach osób homoseksualnych z szajkami pedofilskimi. Na salę sądową dwóm osobom udało się też wnieść tęczowe torby z Ikei z odręcznymi napisami: „HIV/AIDS” i „ZBOCZENIA”. „Myślicie, że ktoś będzie nas szarpał za nasze torby? Bo chyba za szarpanie takich toreb jest 3 lata więzienia?” – pisali zwolennicy Godek przed rozprawą w mediach społecznościowych.

Ku ich rozczarowaniu do żadnych przepychanek nie doszło. Jeden ze skarżących, dr Jakub Urbanik, w trakcie rozprawy zwrócił jednak uwagę sędziego, że hasła tej treści urągają powadze sądu, a on sam czuje się zagrożony. W odpowiedzi siedzący na publiczności Krzysztof Kasprzak, członek zarządu Fundacji Życie i Rodzina, zaczął protestować, mówiąc, że czuje się zagrożony przez kolczyk w uchu skarżącego.

Na całym świecie ultraprawicowe organizacje wykorzystują procesy sądowe, by zwrócić na siebie uwagę mainstreamowej opinii publicznej. Stąd rekwizyty, próby prowokacji, radykalne gesty. Ale na procesie Godek nie było dziś ani tłumów, ani kamer. Szum robiła garstka osób z jej własnej fundacji, które podczas zeznań skarżących od czasu do czasu wybuchały gromkim śmiechem, jak ze szkolnych ławek.

„Chciałabym, żeby pan udowodnił, że jest gejem”

7 listopada 2023 sąd wysłuchał zeznań trójki powodów.

Michał Korchowiec opowiadał, że słowa Godek o „zboczeńcach”, które w jego opinii zapoczątkowały falę homofobii w debacie publicznej, wywołały w nim poczucie zagrożenia, lęku.

„Jako scenograf, pracujący także przy spektaklach z dziećmi, nie chcę, żeby rodzice moich przyszłych widzów musieli zastanawiać się, czy ich dzieciom wydarzy się krzywda. To jest uwłaczające w mojej pracy, w moim miejscu na tym świecie” – mówił Korchowiec. „Wypowiedź Kai Godek nie tylko poruszyła mnie osobiście, ale była też regresem myślowym, próbą manipulowania społeczeństwem” – dodał. Mężczyzna na dwa lata wyjechał z Polski do Maroka. Jak opowiadał, jednym z powodów emigracji była ucieczka od nagonki na osoby LGBT+.

„Czy można poznać geja po głosie?” – zapytała go Godek. „Chciałabym, żeby pan udowodnił, że jest gejem”.

„A pani mi udowodni, że jest heteroseksualna?” – odpowiedział wyraźnie rozbawiony Korchowiec.

„Mam męża od 17 lat, czwórkę dzieci. Sama je urodziłam”.

Sędzia Adam Mitkiewicz uchylił pytanie prawicowej aktywistki, wskazując, że nie ma związku ze sprawą. Godek próbowała więc prowokować na inne sposoby. Pytała: „Czym w sferze seksualnej jest norma, czy istnieje odstępstwo?”, „Czy uważa pan, że można przestrzegać przed pedofilią w Kościele?”, „Proszę sobie wyobrazić sytuację, w której lepiej jest coś powiedzieć w obronie ofiar, ostrzegając je przed pedofilią”.

„Nazywanie mnie osobą zboczoną nie jest przestrzeganiem przed pedofilią. Proszę sobie nie wkładać w usta dobrych intencji” – odpowiedział Korchowiec.

Słowa Godek uruchomiły lawinę hejtu

„Moja homoseksualność to immanentna część mnie. To coś, z czym się urodziłam. Nie mam na to wpływu. Mówienie o mnie, o osobach homoseksualnych, jako o zboczeńcach, oczywiście dotyka mnie bezpośrednio” – tłumaczyła przed sądem druga z 16 skarżących adwokatka Emilia Barabasz.

Pytana o emocje, które jej towarzyszyły, gdy usłyszała wypowiedź Kai Godek, mówiła o upokorzeniu i poniżeniu.

Barabasz zwracała też uwagę, że słowa prawicowej aktywistki, które odbiły się szerokim echem w mediach tradycyjnych i społecznościowych, mogą mieć wpływ nie tylko na życie osobiste osób LGBT+, ale także zawodowe. „Takie komentarze godzą w społeczny odbiór mnie jako osoby wykonującej zawód zaufania publicznego. Obawiałam się, czy nie spowodują, że czy moi klienci lub inni adwokaci nie zaczną mnie postrzegać jak osoby zboczonej” – mówiła Barabasz.

Pytana o definicję słowa „zboczony” wyjaśniała: „To pejoratywne, negatywnie nacechowane słowo, które w wulgarny sposób określa osoby, które mają zaburzenia seksualne. Orientacja seksualna nie jest zaburzeniem seksualnym, nie jest chorobą, o czym Światowa Organizacja Zdrowia orzekła już ponad 30 lat temu. Za osoby zboczone w społeczeństwie uznaje się osoby, które uprawiają ekshibicjonizm, popełniają czyny pedofilne, praktykują zoofilię. Zrównywanie osób homoseksualnych z tego typu chorobami czy zaburzeniami jest bardzo krzywdzące” – mówiła adwokatka.

Opowiadała, że nienawistne wypowiedzi tworzą lawinę aktów przemocy.

„W 2020 roku na moich drzwiach przez wiele miesięcy pojawiały się obraźliwe napisy. »Jebać LGBT«, »LGBT do gazu«, a także narysowana szubienica, na której wisiały litery »LGBT«. Nie jestem w stanie bezpośrednio powiązać tych zdarzeń z wypowiedzią pozwanej, ale właśnie w taki sposób działa publicznie wygłaszana mowa nienawiści. Daje przyzwolenie i ośmiela kolejne osoby, aby kierowały takie wypowiedzi wobec osób LGBT. A w nas zaczyna wzbudzać strach” – mówiła Emilia Barabasz.

"Czy przed tym jak zawarła pani ślub w Niemczech z kobietą to w urzędzie sprawdzali zaświadczenie, że jest pani lesbijka? – pytała Godek.

„Na szczęście Niemcy to kraj cywilizowany. Wystarczyło ustne oświadczenie” – odpowiedziała Barabasz.

„Czy ma pani dowód, że nie jest zwykłą hetero kobietą?”

O stresie, lęku i niepewności opowiadała też Katarzyna Wiśniewska. „Po ujawnieniu mojej orientacji seksualnej zostałam krzywdząco potraktowana przez rodzinę. Takie wypowiedzi jak pani Godek odbieram tym bardziej osobiście, bo wpływają nie tylko na moją sytuację społeczną, ale też rodzinną” – mówiła.

Wiśniewska jest radczynią prawną i przedsiębiorczynią. Prowadzi sklep z tęczowymi gadżetami. „Po wypowiedziach pozwanej dostawałyśmy na naszych profilach w mediach społecznościowych i na skrzynkę mailową dużo więcej negatywnych komentarzy. To była wprost mowa nienawiści” – opowiadała.

„Czy ma pani dowód, że nie jest heteroseksualną kobietą?” – pytała ją Godek.

Kolejna rozprawa odbędzie się 27 lutego 2024.

Nie ma na to paragrafu? Już niedługo

W większości państw Unii Europejskiej Kai Godek za podobne słowa groziłaby odpowiedzialność karna. Polski kodeks karny wciąż nie przewiduje ścigania homofobicznej mowy nienawiści. I właśnie dlatego skarżący postanowili dochodzić swoich praw na drodze cywilnej.

Artykuł 256 § 1 kk brzmi dziś następująco:

„Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa, lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.

To może się jednak zmienić i to szybko. Z nieoficjalnych informacji uzyskanych przez OKO.press wynika, że

nowelizacja kodeksu karnego ma być częścią umowy koalicyjnej pomiędzy KO, Lewicą, PSL i Polską 2050.

O zapewnienie bezpieczeństwa w sferze publicznej, i to przed narodową debatą o związkach partnerskich, apelowały niedawno do polityczek przyszłego rządu organizacje LGBT+.

Pisaliśmy o tym więcej tutaj:

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze