0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: 04.02.2024 Warszawa , ulica Foksal 3/5 , Centrum Konferencyjne . Marszalek Sejmu , kandydat na prezydenta RP Szymon Holownia podczas konferencji prasowej na temat : Plany na kampanie prezydencka . Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.pl04.02.2024 Warszawa ...

Z tekstu dowiesz się:

  • Czy Szymon Hołownia kandyduje na serio, czy jednak wycofa się tuż przed wyborami.
  • W jaki sposób Hołownia chce przekonać wyborców, żeby wpuścili go do drugiej tury.
  • Dlaczego wybory prezydenckie zakończą istnienie Trzeciej Drogi, czyli koalicji Polski 2050 i PSL.
  • Czy Hołownia boi się Sławomira Mentzena.
  • Jak Hołownia chce uratować Koalicję 15 października (przed samą sobą).
  • Jaką książkę polecił Donald Tusk Hołowni, a jaką Hołownia – Tuskowi. I co z tego wynika dla polskiej polityki.

Nie będę „potakiwaczem Tuska”

Szymon Hołownia w końcu dołączył do wyścigu prezydenckiego. Co prawda kandydaturę oficjalnie ogłosił w listopadzie 2024, ale kampanię prowadził raczej bezobjawową. Podczas gdy kandydaci z sondażowej czołówki (Trzaskowski, Nawrocki, Mentzen) intensywnie objeżdżają kolejne powiaty, Hołowni na kampanijnym szlaku nie było.

Wystartował jakby z przymusu. W minionym tygodniu przedstawił jednak hasło, zarys programu i strategii. Wynika z nich, że

marszałek Sejmu przyłączył się do tych, którzy będą rywalizować o głosy niezadowolonych z rządu Donalda Tuska.

W tej grupie są już Sławomir Mentzen z Konfederacji, Magdalena Biejat z Lewicy, Adrian Zandberg z Razem i oczywiście Karol Nawrocki z PiS-u.

„Potrzebujemy dzisiaj prezydenta, który nie będzie potakiwaczem premiera. Który nie będzie »yes-manem« Donalda Tuska,

który na wszystko będzie odpowiadał: tak, panie premierze, zachwycony jestem, panie premierze, wspaniale, panie premierze, działajmy dalej” – zapowiedział Hołownia.

Warto odnotować, że Hołownia nie mówi już o zakończeniu wojny polsko-polskiej, to hasło podkradł mu bowiem kandydat PiS-u Karol Nawrocki.

Twierdzi też, że jesteśmy w momencie zwrotnym w polskiej polityce i historii. Tusk i Kaczyński są w wieku przedemerytalnym, a ponieważ nie wychowali następców, zaczyna się walka o to, kto zdominuje polską politykę w najbliższych latach. Diagnoza Hołowni brzmi: zrobi to ten, kto odpowie na aspiracje mieszkańców mniejszych i średnich miast, a zarazem ktoś, kto zaspokoi pragnienie czegoś nowego. Chce być politykiem nowego początku, spokojnie dokonać zmiany, którą i tak wymusza sytuacja na świecie (kryzys klimatyczny, migracyjny i wojna w Ukrainie). Chce też być „stróżem politycznej równowagi”, który nie dopuści, by państwo rozdzierał konflikt między PO i PiS.

Czy Hołownia dojedzie do mety?

To założenia. Ale jest też polityczna szara rzeczywistość. W kuluarach słychać powątpiewanie, czy Hołownia „dojedzie do mety”. Współpracownicy Hołowni powtarzają, że kampania dopiero się zaczyna i wszystko może się wydarzyć. Konkurenci z innych partii twierdzą, że Hołownia już jest spalony – nie ma szans, żeby poprawić sondażowe wyniki (dziś oscylujące wokół 7 proc.).

Poza kiepskimi wynikami sondażowymi na polityczną smutę wokół Szymona Hołowni składa się też chyląca się ku końcowi koalicja z partią Władysława Kosiniaka-Kamysza.

W 2020 roku Hołownia, autor bestsellerowych książek („Kościół dla średniozaawansowanych”, „Bóg. Życie i twórczość”) i współprowadzący program „Mam talent” w stacji TVN, zaskoczył startem na prezydenta. Zręcznie wykorzystał okoliczności: w warunkach trwającej pandemii został „kandydatem z Facebooka”. Jego relacje live, w których jak rasowy kaznodzieja-influencer wygłaszał pogadanki na społeczno-polityczne tematy, biły rekordy popularności. Nie dały mu drugiej tury, ale wynik 13,87 proc. (2 mln 690 tys. głosów przy frekwencji 64 proc.), był powszechnie uznawany za sukces. Ambicji Hołowni jednak nie zaspokoił.

Jeśli się chwilę nad tym zastanowić, to bardziej prawdopodobne wydaje się, że ogół wyborców wybierze telewizyjnego celebrytę prezydentem, niż że koledzy z polityki powierzą mu zarządzanie parlamentem. Hołownia został w 2023 roku marszałkiem Sejmu.

Tyle tylko że on naprawdę chciał – i nadal chce – zostać prezydentem Rzeczypospolitej.

Z czym Hołownia idzie do wyborów w 2025 roku

We wtorek Hołownia ogłosił wyborcze hasło: „To ludzie są najważniejsi”. W czwartek przedstawił „listę zakupów”. Tak właśnie nazwał swój prezydencki program, bo jak twierdzi, ludzie traktują politykę jak dyskont, w którym kupują towary kiepskiej jakości zapakowane w marketing. On chce zaproponować politykę premium. To dziewięć punktów, kolejne trzy mają zostać dopisane po rozmowach z wyborcami.

Na razie Hołownia obiecuje: rozbudowę kolei i transportu publicznego, mieszkania w przystępnej cenie, likwidację prawnych absurdów, zachęty dla tych, którzy inwestują w OZE, reformę europejskiego systemu handlu emisjami (ETS2) oraz porządek w zarządach spółek skarbu państwa.

Na liście jest też nieśmiertelne „uwolnić energię Polaków” – hasło Platformy Obywatelskiej z 2001 roku, które później w bodaj każdej kampanii wyborczej głosił co najmniej jeden kandydat. W wersji Hołowni z 2025, tak samo, jak w wersji PO z 2001, oznacza proste podatki i mniej formalności.

Już na pierwszy rzut oka widać, że wszystkie postulaty dotyczą kwestii gospodarczych.

Najważniejsza jest jednak perspektywa, z jakiej ma mówić Hołownia: Białystok, Ostrołęka, Toruń, Bydgoszcz, Konin, Częstochowa, Wieliszew i Łuków – takie miasta i miejscowości chce reprezentować. Polskę powiatową.

„Wy nas nie rozumiecie”. Walka o Polskę powiatową

Nie różni się tym od innych kandydatów. Do mniejszych miejscowości podróżują dziś wszyscy rywalizujący o urząd prezydenta. Rafał Trzaskowski zapowiedział, że odwiedzi 150 miast, które tracą swoje funkcje społeczno-gospodarcze. Bokser Karol Nawrocki zmienił się w sprintera i jeździ od powiatu do powiatu. Po cztery spotkania dziennie poza wielkimi miastami organizuje Sławomir Mentzen.

Wspierający go radny z zachodnio-pomorskiego, z którym rozmawiam po ogłoszeniu hasła przez Hołownię, przekonuje mnie, że szef jego partii jest bardziej przekonujący dla osób z mniejszych miejscowości niż pozostali kandydaci. Mają w nim widzieć więcej autentyzmu, a mniej kalkulacji wyborczej. „Ludzie tutaj się przejmują tym, czy będą mieli z czego zapłacić za prąd w swoich sklepikach. Z przerażeniem czekają na rachunki. Widzą, że mają gorsze szkoły niż w większych miastach, mają mniejsze szanse. Brakuje autobusów i pociągów”. W końcu mój rozmówca rzuca: „Wy tutaj nie rozumiecie, że dla nas miłość i rodzina jest naprawdę ważna”.

Hołowni nie odróżnia też to, że powołuje się na raport Maria Draghiego. Cytowanie tego raportu to jazda obowiązkowa kampanii 2025. Były szef Europejskiego Banku Centralnego w 400-stronicowej analizie przygotowanej na zamówienie Komisji Europejskiej pokazuje, dlaczego Europa pozostaje w tyle za USA i Chinami. „Europa przespała rewolucję przemysłową” – podsumowuje Hołownia i obiecuje, że dzięki niemu Polska „ruszy ostro do przodu z inwestycjami, z nowym przemysłem”.

A czym Hołownia chce się wyróżnić?

Przeczytaj także:

Uratować Koalicję 15 października przed samą sobą

Jeszcze wczesną jesienią 2024 Hołownia próbował przekonać Donalda Tuska, że wystawienie przez Koalicję 15 Października kandydata z Platformy Obywatelskiej skazuje obóz rządowy na porażkę. Twierdził, że ludzie nie będą chcieli prezydenta z obozu rządowego, bo to zbyt wiele władzy w jednych rękach. Podważał argumenty polityków PO, że w warunkach globalnej niestabilności lepiej będzie, gdy prezydent i premier będą się bez problemu dogadywać. Według Hołowni powrót Tuska do władzy mobilizuje jego przeciwników tak bardzo, że w maju 2025 dadzą zwycięstwo kandydatowi PiS-u.

Stronnicy Hołowni do dziś nie mogą wybaczyć Rafałowi Trzaskowskiemu, że zastąpił wtedy Małgorzatę Kidawę-Błońską, bo gdyby to Hołownia rywalizował z Andrzejem Dudą, z pewnością by go pokonał.

W rozmowie z Piotrem Kraśką w TVN24 Hołownia mówił, że w Pałacu byłby „stróżem równowagi”. „Prezydent z PiS lub PO może zachwiać tą równowagą, najlepszym scenariuszem jest ta koalicja przez dwie kadencje i prezydent ani z PiS, ani z PO” – mówił Hołownia.

Nasi rozmówcy z Polski 2050 z rządu wymieniają grzechy rządzącej koalicji. Największy to brak kierunku, poczucie, że rząd zmierza donikąd.

Drugi to obietnice na wyrost: obiecywanie rozliczeń tak, jakby zaraz po wyborach Kaczyński i Ziobro mieli trafić do więzienia, a to długi proces. Trzeci: warszawocentryczność Platformy Obywatelskiej. Czwarty: flirt z prawicowymi hasłami. Mówiąc o odebraniu części uchodźców z Ukrainy 800+ czy zaostrzaniu polityki migracyjnej, PO kopiuje pomysły Konfederacji. W ten sposób buduje pomost do partii Mentzena i Bosaka, przez który wyborcy rządzącej koalicji mogą uciec do Konfederacji.

We wspomnianej rozmowie z Piotrem Kraśką Hołownia twierdził, że chce reprezentować wyborców Koalicji 15 października. W domyśle: politycy ich zawiedli, a może nawet zdradzili, bo nie zrealizowali obietnic, które im złożyli.

Na razie jednak na niezadowoleniu z rządu poparcie buduje Sławomir Mentzen.

Walka o trzecie miejsce

O tym, jak ważny w polskiej polityce jest „ten trzeci”, pisałyśmy z Dominiką Sitnicką tutaj:

Zapytałam Szymona Hołownię o to, jak interpretuje wzrost poparcia dla Konfederacji i dlaczego według niego stała się ona trzecią siłą polityczną. W odpowiedzi szef Polski 2050 zaprzeczył temu, by Konfederacja była trzecią siłą.

„Obecne wyniki [sondaży] nie mają znaczenia, bo nie ma wyborów” – odpowiedział. „Dzisiaj to my jesteśmy trzecią siłą w Polsce”.

Faktycznie w 2023 roku mimo nawet kilkunastoprocentowego poparcia w sondażach Konfederacja skończyła z wyborczym wynikiem 7,16 proc., czyli 1,5 mln głosów.

Zainteresowanie osobą Mentzena Hołownia tłumaczy tym, że Konfederacja nie ponosi dziś żadnej odpowiedzialności za państwo i może wygadywać cokolwiek. „Są mocni w gębie. Na tym opiera się dziś ich siła. Ta sondażowa”. Twierdzi też, że „partia precz z preczem zawsze jest kusząca, bo wielu ludzi jest wkurzonych na to, co się dzieje”.

Trzeba jednak pamiętać, że Konfederacja zyskała szerokie grono zdeklarowanych wyborców (twardy elektorat), na co wskazują badania Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego, kilkoro rozpoznawalnych liderów (Bosak, Mentzen, Bryłka, Zajączkowska), „oczyściła” się z radykalizmu Grzegorza Brauna, a popularność Mentzena wykracza poza media społecznościowe – jego wiece gromadzą setki osób.

Pytanie, czy Hołownia – należąc do politycznego establiszmentu i będąc częścią obozu władzy – będzie w stanie przekonująco wyrazić zniechęcenie konfliktem dwóch głównych partii.

Koniec koalicji z PSL-em

„W kampanii wyborczej, jak i w życiu pieniądze to nie wszystko. Naprawdę nie warto zaczynać od pieniędzy, bo pieniędzmi się nie wygrywa”. Takimi słowami Dariusz Klimczak, minister infrastruktury z PSL-u, odpowiedział na pytanie Beaty Lubeckiej z Radia Zet, czy PSL przekazał pieniądze na kampanię Szymona Hołowni. Który jest przecież wspólnym kandydatem ludowców i Polski 2050.

Stwierdził, że nie zapadły jeszcze uzgodnienia dotyczące wsparcia Hołowni, a kandydat na razie prosił tylko o zbieranie podpisów. Minister dodał, że ostateczne poparcie zależy „od inwencji i przekazu kampanii”. Nie brzmi to jak wyznanie politycznej miłości, a nawet jak deklaracja zaangażowania.

„Tej koalicji ani my nie chcemy, ani oni jej nie chcą” – mówi jeden z członków rządu z Polski 2050. Uważa, że rozstanie z ludowcami jest przesądzone, a partia Hołowni tylko zyska. Nie będzie wtedy musiała się tłumaczyć ze skrajnie konserwatywnego stanowiska polityków PSL w sprawie aborcji, związków partnerskich czy z blokowania pieniędzy na budownictwo społeczne.

Inny rozmówca z rządu nie przesądza, że koalicja się skończy. „Zobaczymy, jaki będzie wynik. Jesteśmy w momencie, którego za pół roku nikt nie będzie pamiętać”.

W rozmowach z osobami z Polski 2050 pojawia się nazwisko Jacka Siewiery. Wedle korytarzowych doniesień PSL miał się dogadywać z byłym szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego i wystawić go w wyborach prezydenckich. Siewiera odszedł z Pałacu Prezydenckiego przed skończeniem kadencji. Jednak jeden z naszych informatorów przekonuje, że projekt „Siewiera 2025” nie wypalił i już nie będzie do niego powrotu. Jest za mało czasu, by wypromować nieznanego szerzej kandydata. Choć „byłby idealny”.

Wycofa się czy nie? A jeśli się wycofa, to po co?

„Ludzie Hołowni przyglądają się w tej chwili wyłącznie sondażom. Jeśli wyniki do marca, kwietnia się zauważalnie nie poprawią – a do tego trzeba cudu – to całkowicie możliwy jest scenariusz, w którym Hołownia wycofa się jeszcze przed pierwszą turą, przekazując poparcie najsilniejszemu kandydatowi koalicji” – słyszymy na zapleczu Platformy Obywatelskiej.

Pogłoski o tym, że Hołownia miałby się wycofać przed wyborami, słyszeliśmy... jeszcze zanim wystartował.

Startując, Hołownia pokazuje własnej partyjnej bazie i szerokiej opinii publicznej, że nie ustępuje w trudnej sytuacji. A w kwietniu „dla dobra Polski” może stwierdzić, że należy konsolidować poparcie dla obozu władzy i wycofać się ze wskazaniem na Rafała Trzaskowskiego. Taki scenariusz mógłby zostać zrealizowany, gdyby sondażowe poparcie Hołowni pozostało na znacząco niższym poziomie niż poparcie Mentzena.

W lutym 2025 sztab Hołowni liczy jednak na to, że Rafał Trzaskowski zacznie popełniać błędy, nie wytrzyma presji pozostawania faworytem, nie będzie w stanie jednocześnie utrzymać progresywnych zdeklarowanych zwolenników i przyciągnąć bardziej konserwatywnych wyborców. Słyszymy, że w obecny układ sondażowy daje zwycięstwo Nawrockiemu, bo poparcie kandydatów obozu władzy jest zawyżone, a silna polaryzacja służy PiS-owi.

Według polityka Polski 2050 z rządu zniechęceni wyborcy Platformy Obywatelskiej kierują się albo ku Konfederacji, albo ku partii „rozczarowani”. A plotki o tym, że Hołownia miałby się wycofać, rozsiewa sam Donald Tusk, żeby osłabić jego pozycję.

Za tym, że Hołownia nie jest na starcie skreślony, miałoby przemawiać też to, że według badań jest dobrze odbierany przez wyborców Rafała Trzaskowskiego i może stanowić dla nich przystań.

Chociaż prezydentura wciąż pozostaje w horyzoncie ambicji Hołowni, trudno jednak nie zauważyć, że spodobała mu się funkcja marszałka Sejmu. I gdyby Hołownia wycofał się z kandydowania, to właśnie utrzymanie fotelu marszałka byłoby jego celem. Według umowy koalicyjnej w 2025 roku, po dwóch latach rządów, Hołownię zastąpi Włodzimierz Czarzasty, współprzewodniczący Nowej Lewicy, dziś wicemarszałek Sejmu.

W Polsce 2050 są jednak przekonani, że Lewica nie będzie w stanie wyegzekwować realizacji tego punktu, a po wyborach prezydenckich umowa koalicyjna zostanie renegocjowana. „Kto miałby za nim głosować?” – pytają zgodnie politycy Polski 2050 z rządu. Bez głosów Trzeciej Drogi Czarzasty marszałkiem nie zostanie. A jeśli Lewica zagrozi wycofaniem się z koalicji, będzie kryzys rządowy? „Groźby bez pokrycia. Nikt nie szanuje takich, co wygłaszają groźby, których nie zamierzają spełnić”.

Stronnicy Hołowni dodają, że Czarzasty ma na głowie wybory wewnętrzne w Lewicy, które są zaplanowane na drugą połowę 2025 roku. Jeśli nie weźmie w nich udziału lub przegra, jego własna partia może nie wspierać go w walce o fotel marszałka.

Z dwóch mało prawdopodobnych scenariuszy ten, w którym Hołownia pozostaje marszałkiem, wydaje się mimo wszystko bardziej prawdopodobny niż ten, w którym zostaje prezydentem, a nawet wchodzi do drugiej tury.

Wymyślanie nowego początku

Kandydat Hołownia chce być politykiem nowego początku. W wywiadzie-rzece, który przeprowadził z nim Michał Kolanko z „Rzeczpospolitej”, Hołownia mówi:

„Miewamy czasem takie pseudohistoryczne debaty z Donaldem Tuskiem. Ja – swego czasu pasjonat historii, on – historyk z wykształcenia i pasjonat historii niewątpliwy. To znamienne, że pierwszą lekturą, którą mi polecił, była «Hellada królów» Anny Świderkówny, studium tego, co się stało z imperium Aleksandra Wielkiego po jego śmierci, gdy zaczęli o nie walczyć jego podwładni wodzowie. Ja natomiast poleciłem mu ostatnio «Powstanie polityczności u Greków» Christiana Meiera, próbę wyjaśnienia, dlaczego Grecy, którzy mogli wybrać w zasadzie wszystko, wymyślili sobie demokrację”.

W ten sposób Hołownia podkreśla, że on zwrócony jest ku przyszłości, a Tusk tylko zarządza przeszłością.

Na razie jednak jego sztab nie wymyślił hasła na miarę „Wybierzmy przyszłość” Aleksandra Kwaśniewskiego. A kiedy wychodzi w przyszłość i bierze na sztandar budowę CPK, ten „przeszłościowy Tusk” zaraz mu ten projekt zabiera.

Hołownia próbuje opowiedzieć jakąś historię, ale ma ona mało wyraziste kontury, jest zbyt pastelowa. A on sam, choć mówi o nowym początku, nowością już nie jest. Pomysły na kampanię, jak ten z „prezydencką listą zakupów” wydają się wymuszone.

Na koniec jeszcze jeden cytat z wywiadu-rzeki z Hołownią.

„Jestem po wstępnych rozmowach o wymianie obrazów, jakie mam u siebie [w gabinecie marszałka Sejmu] – a jest to głównie Rapacki, ulubiony, bo bardzo płodny, malarz warszawskich urzędów centralnych – na polską sztukę współczesną. Mam wielu gości, często z zagranicy, użyjmy więc tych wnętrz do promocji, zaciekawienia tym, że polska sztuka nie zatrzymała się na pejzażach sprzed stu lat! Tak, przepięknych, ale wyobrażających głównie mokradła. Doskonale wiem, jak ważna jest woda w dobie kryzysu klimatycznego, ale czasem od patrzenia na nie dostaję wręcz reumatyzmu”.

;
Na zdjęciu Agata Szczęśniak
Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze