Zaskakująca obojętność Polaków na dziejący się właśnie dramat skłania do refleksji, czy i jak zapamiętamy pandemię? Czy zdarzenie, które doprowadziło do największej od II wojny światowej tragedii, jeżeli chodzi o liczbę śmierci, pozostanie przedmiotem odniesienia w zbiorowej świadomości?
Grupa aktywistów, popularyzatorów nauki, „osób ze środowisk lekarskich, psychoterapeutycznych, nauczycielskich, proszczepiennych i edukujących w aspekcie covid” postanowiła 3 grudnia zorganizować akcję, żeby pomóc bliskim zmarłym.
„Od żałoby tak naprawdę nie da się uciec. Najlepiej ją po prostu przeżyć, jednocześnie ucząc się, jak żyć bez osoby zmarłej. Jest to trudny i bolesny proces. Ale jeśli na poziomie wspólnotowym nie przeżywamy żałoby po 150 tys. osobach, które już zmarły podczas tej pandemii – czy bezpośrednio na covid, czy z powodu zapaści systemu ochrony zdrowia – to ci zmarli zostają zdehumanizowani” – mówi OKO.press Maciej Roszkowski, jeden z pomysłodawców akcji Dzień Covidowej Żałoby Narodowej.
Według danych z rejestrów stanu cywilnego oraz z GUS od początku pandemii w Polsce mogło umrzeć nawet 170 tys. osób ponad średnią z ostatnich lat. Co najmniej 100 tys. z nich to ofiary COVID-19, a prawdopodobnie ta liczba jest znacznie wyższa.
Niestety nasze państwo nie zorganizowało i nie planuje zorganizować ani jednego dnia żałoby narodowej z powodu epidemii wykazując się smutną obojętnością.
Skoro państwo nie zrobiło i nie planuje zrobić tego, co powinno, to my musimy to sami zrobić. Dlatego organizujemy 3 grudnia dzień covidowej żałoby narodowej.
Tego dnia ubierzmy się na czarno, o 18:00 zgaśmy w domu światło i zapalmy świeczkę, aby upamiętnić ofiary pandemii covid w Polsce.
OKO.press symbolicznie uczestniczy w dniu żałoby – dlatego w naszym logo pojawił się czarny kolor.
O tym, jak i czy w pamięci społecznej zostanie przechowana pamięć o tej tragedii pisze dla OKO.press dr hab. Michał Wróblewski z Instytutu Socjologii UMK w Toruniu. Obecnie prowadzi badania dotyczące programu szczepień przeciw COVID-19 oraz aktywizmu środowiskowego związanego z jakością powietrza. Współautor książki „Socjologia epidemii. Wyłaniające się choroby zakaźne w perspektywie nauk społecznych”.
Rok 2020 był w Polsce rekordowy, jeżeli chodzi o liczbę zgonów. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w naszym kraju zmarło ponad 477 tysięcy osób, o ponad 68 tysięcy więcej niż w roku 2019. Większość tych śmierci przypada na ostatni kwartał, czyli szczyt jesiennej fali zachorowań na COVID-19. Nie lepiej jest w roku 2021 – biorąc pod uwagę dane z pierwszych trzech kwartałów będzie on prawdopodobnie gorszy niż rok poprzedni.
Liczby te pokazują skalę, z jaką Polska została dotknięta przez pandemię koronawirusa. Za tymi statystykami kryją się zarówno bulwersujące historie pacjentów umierających w karetkach bądź w swoich domach, jak i tragedie pojedynczych ludzi i ich rodzin.
Dane te jednocześnie nie wywołują żadnej znaczącej reakcji na poziomie całego społeczeństwa. Opinia publiczna nie domaga się szybkich i radykalnych zmian w systemie ochrony zdrowia. Na notowania partii rządzącej, która przecież zarządza za pomocą gabinetu Mateusza Morawieckiego obecnym kryzysem zdrowotnym, większy wpływ miały wywołujące sprzeciw różnych grup społecznych pomysły zmian legislacyjnych (np. „piątka dla zwierząt”) czy decyzje podległych politykom instytucji (wyrok TK ws. aborcji) niż krwawe żniwo pandemii.
Ta zaskakująca obojętność Polaków na dziejący się właśnie dramat skłania do refleksji, czy i jak zapamiętamy pandemię? Czy zdarzenie, które zabrało tysiące naszych rodaków do grobu, doprowadzając na największej od II wojny światowej tragedii, jeżeli chodzi o liczbę śmierci, pozostanie ważnym przedmiotem odniesienia w naszej zbiorowej świadomości? Czy pandemię w ogóle warto zapamiętać?
Wydaje się, że epidemia choroby zakaźnej, która niekiedy potrafi zdziesiątkować całe społeczeństwa, jest wydarzeniem odciskającym piętno na życiu danej zbiorowości. Chyba najlepszym tego przykładem jest Czarna Śmierć, czyli epidemia dżumy, która w XIV wieku spowodowała śmierć, według różnych szacunków, od 30 do 60 proc. populacji Europy.
Sama spektakularność wydarzenia nie jest jednakże warunkiem wystarczającym, aby było ono zapamiętane przez następne pokolenia. Badacze i badaczki zjawiska pamięci społecznej podkreślają, że wspólnoty muszą wykonać odpowiednią pracę, by pamięć o tragicznych zdarzeniach mogłaby być przekazywana z pokolenia na pokolenia. Ta praca upamiętniająca to zarówno cykliczne rytuały (np. uroczyste rocznice), jak i tworzenie materialnych nośników (np. pomników).
Zależność między wydarzeniem a pamięcią społeczną dobrze widać na przykładzie hiszpanki. Chociaż pandemia grypy w latach 1918-1920 mogła uśmiercić nawet 100 milionów ludzi na całym świecie, to została praktycznie wymazana ze świadomości społecznej.
Historyk Alfred W. Crosby nazwał ją nawet "zapomnianą pandemią". Po hiszpance nie pozostały wyraźne ślady w sztuce czy literaturze, nie interesowali się nią historycy ani media, nie ma praktycznie żadnych pomników upamiętniających ofiary najbardziej śmiercionośnej plagi XX wieku.
Zupełnie innym przykładem jest epidemia HIV/AIDS, która dotknęła USA (a potem inne kraje) na początku lat 80. W społecznej świadomości, nie tylko amerykańskiej, wydarzenie to utrwalone zostało w wielu filmach („Filadelfia”, „Dallas Buyers Club”), serialach (“Anioły w Ameryce”, „Bo to grzech”), książkach („Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek”, „Wierzyliśmy jak nikt”) czy projektach artystycznych (AIDS Memorial Quilt).
Pierwszego grudnia każdego roku obchodzimy Międzynarodowy Dzień Walki z AIDS. Wirusem HIV zostały zakażone i niestety zmarły rozpoznawalne na całym świecie gwiazdy kina i estrady (Rock Hudson, Freddy Mercury, Liberace).
Skąd ta różnica? Dlaczego hiszpanka nie wywołała wielu działań upamiętniających i została zapomniana, a HIV/AIDS jest nadal obecne w wyobraźni społecznej?
W przypadku hiszpanki wydaje się, że dużo ważniejszym wydarzeniem była I wojna światowa, która być może „przyćmiła” pandemię grypy i tym samym bardziej wpłynęła na wyobraźnię społeczną. Ponadto w świecie w pierwszych dekadach XX wieku choroby zakaźne nadal pozostawały poważnym zagrożeniem dla zdrowia i życia, więc śmierć z ich powodu nie była tak nagła i nieoczekiwana.
Z kolei w przypadku HIV/AIDS, niezwykle ważną okolicznością jest fakt, że epidemia ta zrodziła silny aktywizm wśród pacjentów. Środowiska LGTB zrobiły wówczas bardzo wiele, by walczyć z niesprawiedliwą stygmatyzacją i dyskryminacją w związku z łączeniem HIV/AIDS jedynie z nieheteronormatywną orientacją seksualną.
Można tutaj założyć, że HIV/AIDS dla społeczności LGBT było jednym z ważniejszych doświadczeń formacyjnych, chociaż okupionym oczywiście niepotrzebnym cierpieniem.
Pamięć społeczna może odgrywać pozytywne funkcje dla społeczności, która ją kultywuje. Popularne jest przecież przekonanie, że powinniśmy pamiętać o narodowych tragediach czy ważnych postaciach historycznych. Przeszłość to jeden z kluczowych budulców tożsamości społecznej.
W kalejdoskopie przegranych i wygranych powstań, bitew i wojen, postaciach niosących sztandary i cierpiących za wolność, swoje miejsce powinny również znaleźć epidemie i ich ofiary.
Dla wielu ekspertów pandemia COVID-19 nie była zaskoczeniem, ale nieuchronną konsekwencją niestabilnego świata, w którym żyjemy. Postępująca globalizacja i coraz dalej posunięta ingerencja człowieka w środowisko naturalne sprawiają, że nasza rzeczywistość jest bardziej, a nie mniej narażona na niebezpieczeństwo ze strony nowych patogenów.
W przyszłości czekają nas prawdopodobnie kolejne pandemie, być może poważniejsze niż ta, z którą obecnie walczymy. Musimy być na nie gotowi, również jako społeczeństwa. Właśnie dlatego powinniśmy społecznie zapamiętywać takie wydarzenia jak COVID-19.
Dobrą ilustracją tego twierdzenia są kraje azjatyckie, powszechnie chwalone za reakcję na zagrożenie koronawirusem w pierwszych miesiącach pandemii. Tylko częściowo się wyjaśnić sprawność zarządzania kryzysem specyficznym ustrojem tych państw.
Oczywiście, autorytarnie zarządzane Chiny czy częściowo zmilitaryzowana Korea Południowa mogły szybciej i efektywniej wprowadzać ograniczenia życia społecznego. Nie bez przyczyny są jednakże całkiem niedawne doświadczenia epidemii SARS oraz MERS, które wybuchały kolejno w 2003 oraz 2012 roku.
Społeczeństwom dotkniętym tymi wirusami łatwiej było w trakcie trwania obecnej pandemii zastosować się do wielu nakazów, na przykład noszenia maseczek. Podczas gdy w krajach azjatyckich obraz zamaskowanych przechodniów nie jest czymś zaskakującym, o tyle dla Europejczyków było to działanie w pierwszej chwili dziwne.
Te zależności potwierdzają badania. W roku 2020 przeprowadzono analizę wyszukiwań internetowych. Pokazała ona, że mieszkańcy rejonów dotkniętych przez SARS, którzy często podróżowali do Wuhan, mają większą świadomość zagrożenia w związku z nowym koronawirusem niż mieszkańcy innych rejonów Chin.
Naukowcy wskazują również, że szybka i udana reakcja Hongkongu na zagrożenie koronawirusem związana była z faktem, że tamtejsi mieszkańcy pamiętali epidemię SARS, która w tym rejonie uderzyła najmocniej.
Pamięć społeczna epidemii może zatem przyczynić się do lepszego radzenia sobie z zagrożeniami ze strony chorób zakaźnych. Społeczeństwa bazując na swoich doświadczeniach mogą lepiej reagować na niebezpieczeństwo, to znaczy mieć większą świadomość ryzyka, szybciej podejmować działania zaradcze, bardziej akceptować ograniczenia życia społecznego i dłużej trwać w stanie podwyższonej gotowości.
Społeczeństwa muszą jednak starać się zapamiętać to, co je spotkało. To społeczne konstruowanie wydarzenia w taki sposób, aby stało się elementem pamięci społecznej odbywać się może na wiele sposobów. Na jednym biegunie na pewno znajdują się wszelkie odgórne sposoby tworzenia pamięci, na przykład poprzez kształtowanie społecznych wyobrażeń przez państwo.
Tworzenie miejsc pamięci, ustanawianie rocznic ważnych wydarzeń, stawianie pomników czy tworzenie narracji wyrażanej w przekazach kultury masowej czy w mediach – repertuar jest dość szeroki.
W przypadku chorób zakaźnych jako przykład może posłużyć SARS. Epidemia ta była prezentowana przez chińskie media państwowe jako przykład zbiorowego wysiłku i narodowy sukces.
Na drugim biegunie są z kolei działanie oddolne, spontaniczne. Miało to miejsce podczas epidemii HIV/AIDS, której pamięć ukształtowały w dużej mierze świadectwa ofiar i ich bliskich, a także silny ruch społeczny.
Pandemia cały czas trwa i przed nami zapewne jeszcze wiele ciężkich chwil. Trudno w związku z tym odpowiedzieć na pytanie, czy COVID-19 podzieli losy hiszpanki i zostanie zapomniany, czy wręcz odwrotnie – stanie się ważnym w dziejach ludzkości wydarzeniem.
Z jednej strony pandemia była dla wielu z nas bardzo niecodziennym doświadczeniem. Zamknięcie w domu, praca i nauka zdalna, puste ulice, ludzie noszący maseczki – takie przeżycia i obrazy mogą zostać na długo.
Z drugiej jednakże strony żyjemy w świecie, którego rytm wyznaczają media społecznościowe. Nawet największe i najbardziej makabryczne tragedie mogą zostać szybko „przepalone” przez Twittera czy Facebooka.
Użytkownicy żyją kolejnymi tragediami, kryzysami i konfliktami, przez co zmienność wydarzeń i towarzyszących im emocji jest niezwykle duża.
Media społecznościowe potrafią skłonić użytkowników do znacznych inwestycji swoich emocji, czasami w błahych sprawach, ale robią to na krótki moment, by potem znaleźć kolejne źródło fascynacji.
W tych okolicznościach problematyczny staje się sam status pamięci społecznej, która powinna przecież trwać dłużej niż kilka dni, a taki jest cykl życia soszialowych informacji.
Niemniej jednak w różnych rejonach świata pojawiają się przykłady podejmowania prób społecznego konstruowania pamięci wokół ofiar SARS-CoV-2. W kwietniu tego roku niemieckie władze, w tym prezydent Frank-Walter Steinmeier i kanclerz Angela Merkel, równo w rok po wybuchu pandemii, złożyli hołd ponad 80 tysiącom zmarłych.
Szacunek ofiarom oddał również Joe Biden, zapalając w Białym Domu symboliczną świecę. W Hiszpanii podobny gest wykonała rodzina królewska.
We Włoszech 18 marca ogłoszono Dniem Pamięci o Ofiarach Epidemii. Jest to symboliczna data, gdyż właśnie tego dnia w 2020 roku świat obiegły obrazki wywożonych z Bergamo trumien.
W Polsce brak jest odpowiedników tego typu inicjatyw. Co jakiś czas pojawiają się głosy, że jako społeczeństwo powinniśmy podjąć symboliczne działania i uczcić ofiary, których, w skali całej Europy, było naprawdę dużo. Przykładem może być pomysł Rafała Trzaskowskiego, by koło pomnika warszawskiej Nike zasadzić kwiaty, układające się w napis #NieZapominajmy.
Jest to jednak inicjatywa wyjątkowa – tego typu działania nie są podejmowane ani przez władze centralne, ani w szerszej skali przez samo społeczeństwo.
Warto w tym miejscu wrócić do wątku obojętności Polaków na pandemią. W kontekście problemu pamięci społecznej, może mieć one głębsze znaczenie. Lekceważenie skali tragedii przekłada się bowiem na całkowity brak praktyk upamiętniających, dzięki którym to, co przeżywane jednostkowo bądź w wąskim, rodzinnym gronie, stałoby się doświadczeniem wspólnotowym.
Smutna konstatacja jest taka, że
jako społeczeństwo nie czujemy potrzeby zbiorowego wyrażania żałoby, a tym samym nie czujemy na tyle silnej więzi z innymi, by przeżywać swoje prywatne tragedie na poziomie szerszej społeczności.
Pandemia koronawirusa pokazała nam, że jesteśmy bardziej zbiorem odpowiedzialnych za siebie i swoje rodziny jednostek, a nie powiązaną silnymi relacjami wspólnotą i że działamy bardziej w trybie jednostkowych strategii przetrwania, a nie logiki troski i dobra wspólnego.
Mając na uwadze wskazane wcześniej pożytki z pamięci społecznej, ta sytuacja sprawia, że jesteśmy wspólnotą niezwykle wrażliwą i podatną na zagrożenia kryzysowe. Nie czcząc ofiar i lekceważąc skalę tragedii, tracimy szansę na odpowiednie przepracowanie kryzysu na poziomie ogólnospołecznym, przez co ewentualne doświadczenia nabyte w walce z pandemią nie zostaną odpowiednio zobiektywizowane.
Brak pamięci społecznej jest również wyrazem braku silnych więzi, a to one sprawiają, że ludzie mogą reagować na zagrożenia jako wspólnoty, a nie jako jednostki, tym samym zwiększając szansę na przetrwanie.
Fakt, że nie chcemy jako społeczeństwo przyjmować do świadomości tego, co się dzieje, sprawia, że nie odczuwamy potrzeby podejmowania radykalnych kroków by sytuację poprawić. A to przekłada się na przykład na negatywny stosunek Polaków do obostrzeń czy obowiązku szczepień przeciwko COVID-19. Wspólnota nie pamiętająca o tych, którzy odeszli, jest wspólnotą słabą.
Brak działań upamiętniających w przypadku COVID-19 może zaskakiwać, biorąc pod uwagę jak silne w polskiej kulturze są rytuały związane z historią, przede wszystkim z jej tragicznymi epizodami. Wybuch II wojny światowej, powstanie warszawskie, żołnierze wyklęci, a ostatnio katastrofa smoleńska to przykłady udanej konstrukcji pamięci społecznej wokół wydarzeń kluczowych dla naszego społeczeństwa.
Zwróćmy jednakże uwagę, że są to przykłady polityki historycznej, czyli działań odgórnych. Polityka historyczna jest oczywiście praktyką selekcji i polega na upamiętnianiu tych wydarzeń, które mają sens polityczny. Widać to szczególnie wyraźnie w przypadku wypadku Tupolewa pod Smoleńskiem.
Wiele wskazuje na to, że COVID-19 nie jest atrakcyjnym z politycznego punktu widzenia kandydatem do upamiętnienia. Czczenie ofiar jest być może sposobem na pobudzenie społecznej solidarności, rodzi jednakże ryzyko zwrócenia uwagi opinii publicznej na zaniechania, błędy i tragiczne w skutkach decyzje polityków.
Przypominanie nam, że jako społeczeństwo straciliśmy tak dużo, jest politycznie niebezpieczne, ponieważ może rodzić pytania o odpowiedzialność i ryzyko rozliczeń.
Brak działań, które mogłoby pamięć społeczną pobudzić sprzyja uwewnętrznieniu indywidualnej odpowiedzialności za to, co się dzieje. Jeżeli traci wspólnota, to winą można obarczyć instytucje i polityków, gdy tracę ja albo moja rodzina, to jest to wyłącznie moja wina.
Ten egoistyczny sposób myślenia, który funkcjonuje zgodnie z logiką radykalnie odmienną od logiki pamięci społecznej, pomaga w pewnym sensie politykom w doraźnym zarządzaniu pandemią.
Wzbierająca IV fala zachorowań i zgonów jak na razie nie wywołała reakcji rządzących. W planach rządu nie ma ani wprowadzenia lockdownu, ani paszportów covidowych, które mogłyby przyspieszyć program szczepień.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że między rządzącymi a dużą częścią obywateli doszło do zawiązania milczącego kontraktu społecznego. Z jednej strony rządzący nie wprowadzają radykalnych rozwiązań, które mogłyby zakłócić porządek dnia codziennego, z drugiej obywatele nie mają pretensji, że niektórzy umierają w karetkach czy przepełnionych szpitalach.
Taki kontrakt jest możliwy tylko w logice skrajnie indywidualistycznej, w której zagrożenie jest wyzwaniem dla jednostki, a nie wspólnoty, i to jednostka, a nie wspólnota musi sobie z nim poradzić.
Być może poprzez brak społecznej pamięci o ofiarach COVID-19 jesteśmy jako społeczeństwo rozbici i tym samym łatwiej nami manipulować oraz zarządzać naszymi emocjami.
I odwrotnie – próby włączenia do polskiego imaginarium pandemii jako doświadczenia wspólnotowego pomogłoby nie tylko przygotować na kolejne kryzysy, ale być może wymogłoby na politykach bardziej odpowiedzialne decyzje.
Socjolog, filozof, pracuje w Instytucie Socjologii UMK w Toruniu, interesuje się socjologią medycyny oraz socjologią środowiskową, obecnie prowadzi badania nad sceptycyzmem szczepionkowym i aktywizmem związanym z jakością powietrza, autor m.in. „Medykalizacja nadpobudliwości. Od globalnego standardu do peryferyjnych praktyk” (Kraków 2018), „Socjologia epidemii. Wyłaniające się choroby zakaźne w perspektywie nauk społecznychģ (razem z Ł. Afeltowiczem; Toruń 2021).
Socjolog, filozof, pracuje w Instytucie Socjologii UMK w Toruniu, interesuje się socjologią medycyny oraz socjologią środowiskową, obecnie prowadzi badania nad sceptycyzmem szczepionkowym i aktywizmem związanym z jakością powietrza, autor m.in. „Medykalizacja nadpobudliwości. Od globalnego standardu do peryferyjnych praktyk” (Kraków 2018), „Socjologia epidemii. Wyłaniające się choroby zakaźne w perspektywie nauk społecznychģ (razem z Ł. Afeltowiczem; Toruń 2021).
Komentarze