Premier węgierskiego rządu w lipcu może stanąć na czele Rady Europejskiej. Stanie się tak, jeśli szefowie państw członkowskich nie dogadają się w sprawie innego kandydata lub kandydatki, aby zastąpić odchodzącego Charlesa Michela
Dotychczasowy szef Rady Europejskiej, belgijski polityk Charles Michel, zapowiedział w sobotę 6 stycznia, że zamierza wystartować w tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Jeśli zostanie wybrany, obejmie funkcję europosła. Wówczas wygaśnie jego mandat jako szefa Rady Europejskiej – na cztery miesiące przed upływem kadencji.
"Jeśli zostanę wybrany do PE, złożę przysięgę” – powiedział Michel w rozmowie z belgijskimi mediami w sobotę 6 stycznia (cytat za Euobserver). Podkreślił, że obowiązki przewodniczącego RE będzie pełnił do dnia złożenia przysięgi jako europoseł.
„Jako europejski przywódca chcę być odpowiedzialny za moją pracę w ciągu ostatnich czterech lat oraz wciąż brać aktywny udział w europejskiej debacie, oraz pomagać w promowaniu projektu Europa 2030. A [realizacja tego projektu] będzie wymagała reform. Chcę być jednym z budowniczych tej Europy i wciąż służyć europejskiemu projektowi tam, gdzie mogę być przydatny” – powiedział Michel, odnosząc się do swojej propozycji ustanowienia ram czasowych dla kolejnego rozszerzenia UE do 2030 roku.
Ale decyzja Michela o starcie w wyborach do PE i rezygnacji przed upływem kadencji ma szereg konsekwencji dla całego procesu wyboru nowych szefów unijnych instytucji po europejskich wyborach.
Wybory do Parlamentu Europejskiego mają się odbyć między 6 a 9 czerwca 2024 roku. Pierwsza sesja, na której osoby wybrane do PE będą składały przysięgi, planowana jest na środek lipca. Michel zwolni więc fotel przewodniczącego Rady Europejskiej co najmniej cztery miesiące przed upływem kadencji.
Jeśli osoby szefujące wszystkim państwom członkowskim nie dogadają się szybko w sprawie zastępstwa za Michela, zgodnie z traktatami funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej obejmie lider państwa, które będzie sprawować akurat prezydencję. A tak się składa, że od 1 lipca do końca grudnia 2024 roku są to Węgry.
Taki scenariusz jest czymś, czego państwa członkowskie wolałyby uniknąć.
„Pomysł, by Viktor Orbán, który w większości spraw ustawia się na kolizyjnym kursie wobec pozostałych państw członkowskich oraz ma bardzo kontrowersyjne podejście do wojny w Ukrainie, miał reprezentować UE na arenie międzynarodowej oraz czuwać nad wytyczaniem strategicznego kierunku dla Unii w tak trudnym i kryzysowym momencie, w którym jest UE obecnie, wydaje się dla niektórych ponurym żartem. A takie funkcje pełni szef Rady Europejskiej” – mówi OKO.press osoba z RE.
Charles Michel nie jest pierwszym politykiem, który decyduje się na taki krok. Jego decyzja spowoduje jednak pewne zamieszanie w do tej pory obowiązującym systemie obsadzania najwyższych stanowisk w UE.
Do tej pory działało to bowiem tak, że decyzje co do obsady najwyższych stanowisk w UE, były podejmowane w ciągu kilku miesięcy po wyborach, w czasie których trwały jeszcze kadencje poprzedników. Ten czas był niezbędny do tego, by w Parlamencie Europejskim mogła zawiązać się nowa koalicja, która ma decydujący wpływ na obsadę najwyższych stanowisk w UE.
O ile bowiem np. osobę na stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej proponuje Rada Europejska, czyli szefowie rządów i/lub głowy państw członkowskich, o tyle kandydatura ta musi zostać zatwierdzona przez Parlament Europejski.
W praktyce więc, aby skutecznie wybrać osobę przewodniczącą pracom Komisji, kandydat pochodzi z grupy politycznej, która wygrała wybory do Parlamentu Europejskiego i sformowała koalicję.
Ze względu na udział Parlamentu Europejskiego w zatwierdzaniu kandydatów na część z tych stanowisk w UE, negocjacje toczą się de facto w łonie Rady Europejskiej, czyli pośród szefów państw członkowskich, ale przy uwzględnieniu rozkładu sił w Parlamencie. Ostatecznie decyzję o tym, kto obejmie stanowisko np. szefa Komisji Europejskiej, musi przegłosować Parlament.
Polityczna praktyka jest taka, że kandydat na stanowisko szefa KE najczęściej pochodzi więc z największej grupy politycznej w Parlamencie Europejskim (która w wyborach uzyskała najwięcej mandatów), a pozostałe stanowiska przypadają osobom z frakcji koalicyjnych. Czasem zdarza się, że zwycięskiej grupie politycznej przypadają w udziale dwa najwyższe stanowiska w UE – tak było w tej kadencji.
Przy okazji tych wyborów do puli stanowisk, o które będą toczyły się polityczne targi, dochodzi funkcja szefa NATO. Kadencja Jensa Stoltenberga wygasa 1 października 2024. Na nowego szefa NATO typowany jest dotychczasowy premier Holandii Mark Rutte, którego partia polityczna VVD należy do grupy Odnowić Europę.
Ponadto, najwyższe stanowiska w UE mają być sprawowane przez osoby z różnych krajów. Np. osoba przewodnicząca pracom Komisji Europejskiej nie może pochodzić z tego samego kraju, co osoba przewodnicząca pracom Rady Europejskiej, czy PE. Stąd w obecnej kadencji instytucji unijnych mieliśmy taki układ:
Powyborcze obsadzanie najwyższych stanowisk w UE to zatem dość skomplikowana polityczna układanka uzależniona od wyniku wyborów do PE, którą poprzedza intensywny proces negocjacji.
Od ich finału zależy kierunek działań europejskich instytucji na kolejną kadencję.
Decyzja Charlesa Michela ma więc szereg konsekwencji:
Decyzja Michela wzbudziła dość skrajne emocje. Jedni politycy i komentatorzy mówią o skrajnej nieodpowiedzialności i opuszczaniu statku w czasie sztormu (np. eurodeputowana Sophie in ’t Veld z Holandii czy opiniotwórczy austriacki dziennik Der Standard). Inni uważają, że decyzja Michela wpisuje się w całość jego kiepsko ocenianych dwóch kadencji na stanowisku przewodniczącego RE.
Portal Euractiv cytuje wypowiedź Andrew Duffa, byłego eurodeputowanego specjalizującego się sprawach konstytucyjnych. Jego zdaniem odejście Charlesa Michela ze stanowiska przed końcem kadencji będzie „wielkim zaniedbaniem”. Według byłego europosła, przewodniczący Rady Europejskiej odgrywa bowiem kluczową rolę w tworzeniu nowej Komisji w porozumieniu z Parlamentem.
Ze względu na decyzję Michela, istnieje ryzyko, że rola ta przypadnie Orbánowi.
Sam Michel uważa jednak, że taka sytuacja jest normalna w demokracji.
„Jest jeszcze sześć miesięcy do pierwszej sesji nowego parlamentu, więc nikt nie będzie zaskoczony. Mój następca może zostać wybrany pod koniec czerwca lub na początku lipca. Drugie półrocze 2024, tak czy inaczej, będzie okresem przejściowym. Także w Komisji Europejskiej” – tłumaczył swoją decyzję Michel cytowany przez Euobserver.
Zgodnie z traktatami następcą przewodniczącego odchodzącego przed upływem kadencji staje się szef państwa członkowskiego, które sprawuje prezydencję. Państwa członkowskie mogą jednak zwykłą większością głosów zadecydować o innym sposobie wyboru następcy Michela.
I pewnie to zrobią, chcąc uniknąć obsadzenia w tej roli Viktora Orbána.
Do tej pory praktyka polityczna była taka, że przewodniczącym Rady Europejskiej zostawał jeden z urzędujących premierów państw członkowskich. Te kilka miesięcy – od wyboru do objęcia urzędu – były niezbędne m.in. do tego, by wybrany na to stanowisko polityk lub polityczka mieli czas na przygotowanie się do tej zmiany. Np. Donald Tusk, który o wyborze na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej dowiedział się we wrześniu 2014 roku, zdążył jeszcze zrobić intensywny kurs angielskiego na Malcie, zanim 1 grudnia 2014 roku objął nową funkcję.
Jeśli liderzy państw członkowskich będą chcieli uniknąć sytuacji, w której na czele Rady Europejskiej staje Viktor Orbán, będą musieli podjąć decyzję o osobie następcy najpóźniej podczas szczytu zaplanowanego na koniec czerwca. Wskazana przez nich osoba będzie musiała objąć funkcję po Michelu zaraz w połowie lipca. Ale pojawiają się też postulaty, aby, skoro Michel zamierza zrezygnować, proces wyboru jego tymczasowego następcy rozpocząć jeszcze szybciej – na najbliższym szczycie UE 1 lutego oraz aby Michel zrezygnował, jak tylko pojawi się następca.
Na giełdzie nazwisk potencjalnych następców Michela pojawia się była premierka Finlandii Sanna Marin oraz obecna premierka Danii Mette Fredriksen. Fredriksen była też wymieniana jako kandydatka na stanowisko szefowej NATO.
Już sam fakt objęcia przez Węgry rotacyjnej prezydencji w Unii Europejskiej budzi wątpliwości oraz obawy o nadszarpnięcie wizerunku UE. Objęcie przez Orbána stanowiska szefa Rady Europejskiej – nawet tylko na jakiś czas – wydaje się już kompletnym absurdem. Oto bowiem polityk, który z funkcjonującej demokracji parlamentarnej przemienił Węgry w autokrację wyborczą, którego rząd notorycznie łamie prawo UE, a o unijnych urzędnikach nie mówi inaczej niż o „oderwanych od rzeczywistości unijnych biurokratach” (wpis na platformie X z 2 stycznia 2024), miałby przewodzić pracom Unii – układać agendę i decydować o priorytetach.
Wobec Węgier od 2022 roku uruchomiony jest unijny mechanizm warunkowości, w ramach którego UE dokonuje blokady środków UE, jeśli w związku z naruszeniami praworządności istnieje zagrożenie dla unijnego budżetu, a od 2018 roku procedura antynaruszeniowa z artykułu 7. W ramach tej procedury państwa członkowskie mogą zawiesić państwo w prawach członka UE (m.in. odebrać mu głos na forum Rady oraz prawo sprawowania rotacyjnej prezydencji), jeśli państwo to nagminnie łamie zasady praworządności.
W przypadku Węgier takie naruszenia zostały stwierdzone, ale państwa członkowskie nie podjęły decyzji o nałożeniu sankcji. Taką decyzję mogą bowiem podjąć wszystkie państwa członkowskie minus jeden (minus państwo, którego decyzja dotyczy). Tymczasem wiadome było, że za nałożeniem sankcji na Węgry nie zagłosuje rządzona przez PiS Polska, wobec której także uruchomiona jest procedura z artykułu 7.
Dlatego jeden z posłów Parlamentu Europejskiego, Petri Sarvamaa, członek Europejskiej Partii Ludowej z Finlandii, chce ponownie zainicjować przyjęcie przez Parlament Europejski rezolucji wzywającej Komisję Europejską i państwa członkowskie do zastosowania sankcji z artykułu 7 na Węgry, aby tym samym uniemożliwić Węgrom sprawowanie prezydencji. 8 stycznia 2024 roku Sarvamaa wystosował list do członków Parlamentu Europejskiego w tej sprawie.
Parlament już raz, w czerwcu 2023, przyjął taką niewiążącą rezolucję. Ale w tamtym momencie nie było politycznej woli wśród państw członkowskich, by nałożyć tak poważne sankcje na Węgry.
Teraz też jej nie ma, choć sytuacja polityczna jest inna.
Polska nie jest już rządzona przez PiS. Nowy polski rząd mógłby mieć w tej sprawie inne zdanie niż rząd Zjednoczonej Prawicy. Ale na forum UE pojawiło się inne państwo, które może nie być zainteresowane wspieraniem tego rodzaju sankcji. Jest to rządzona przez Roberta Fico Słowacja. Fico, który wrócił do władzy w październiku 2023 roku, na razie pokazuje wspólny front na forum UE i w nie wspiera Viktora Orbána. Ale gdyby przyszło do głosowania sankcji z artykułu 7, mógłby zachować się inaczej. Zwłaszcza że rządzona przez niego Słowacja sama zaczyna mieć problemy z praworządnością.
A jakie podejście do tego, co czeka UE w 2024 roku, ma Viktor Orbán? 2 stycznia w jego mediach społecznościowych pojawiło się wideo, w którym Orbán mówi:
"Rok 2023 był rokiem wielkich zmagań, a 2024 będzie rokiem wielkich planów. To rok wyborów do Parlamentu Europejskiego, w których będziemy się starać osiągnąć znaczącą zmianę polityczną w Brukseli.
Na Węgrzech panuje przekonanie, że biurokraci w Brukseli żyją w bańce. Dlatego Bruksela jest ślepa. Nie widzi prawdziwego życia i jest daleko od problemów, z którymi borykają się ludzie. Nie tylko na Węgrzech, ale w całej Europie.
Celem tych wyborów w 2024 roku jest otwarcie oczu Brukseli na rzeczywistość i naprawienie błędów przywództwa popełnionych w 2023 roku".
Orbán nie skomentował decyzji Charlesa Michela o wcześniejszej rezygnacji z funkcji ani nie odniósł się do możliwości objęcia przez niego tymczasowo funkcji przewodniczącego RE.
Świat
Charles Michel
Viktor Orban
Rada Europejska
Unia Europejska
instytucje UE
mechanizm warunkowości
praworządność
Węgry
wybory europejskie
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze