Komisja Europejska chce intensywniej walczyć z dezinformacją, która zagraża państwom demokratycznym. Polskie władze wreszcie zdecydowały, że one też chcą zwiększyć ochronę obywateli przed sieciowymi zagrożeniami i uruchomić unijne przepisy. Ale nie nowe, tylko takie sprzed 3 lat
12 listopada 2025 Komisja Europejska ogłosiła dwa nowe programy: Europejską Tarczę Demokracji oraz Strategię na rzecz społeczeństwa obywatelskiego. Ich celem będzie ochrona fundamentów systemów demokratycznych w państwach unijnych. Te fundamenty to: wolni ludzie, uczciwe wybory, niezależne media, silne i chronione przed dezinformacją społeczeństwo obywatelskie oraz silne instytucje demokratyczne.
To realizacja jednej z najważniejszych obietnic wyborczych Ursuli von der Leyen, przewodniczącej Komisji Europejskiej.
Programy prawdopodobnie będą dobrowolne, więc państwa unijne nie będą musiały się w nie włączać, a przynajmniej nie będą musiały realizować wszystkich elementów. Jednak powinno nam zależeć, aby Polska skorzystała zarówno z Europejskiej Tarczy Demokracji, jak i Strategii na rzecz społeczeństwa obywatelskiego. Oba programy dają bowiem konkretne narzędzia, chroniące przed dezinformacją, manipulacją, a także budujące odporność na techniki wojny kognitywnej, stosowane między innymi przez Rosję.
Chodzi o zbudowanie demokratycznego systemu ochrony przed używaną przez Rosję bronią narracyjną i poznawczą.
Zasięg jej oddziaływania jest tak duży, że zasadne jest nazwanie jej bronią masowego rażenia.
Także Polska przymierza się do wprowadzenia przepisów dotyczących infosfery. Chodzi o ograniczanie nielegalnych treści na platformach społecznościowych i zwiększenie ochrony użytkowników internetu. Jednak nie są to nowe propozycje, które właśnie zapowiedziała KE.
Polska jest solidnie spóźniona w tych kwestiach. Nasz Sejm dopiero teraz debatuje nad prawem unijnym sprzed trzech lat – Digital Services Act (DSA). W większości państw Unii prawo to obowiązuje od początku 2024 roku i poprawia sytuację użytkowników platform. Ale nie u nas. Polacy wciąż nie są chronieni ani przed dezinformacją, ani przed patologicznymi treściami.
Dezinformacja, a szerzej – wojna kognitywna, czyli różne formy wprowadzania w błąd oraz niejawnego oddziaływania na sposób myślenia obywateli państw unijnych to coraz poważniejsze zagrożenie. Wzrosło zwłaszcza od momentu rozpoczęcia przez Rosję wojny w Ukrainie, w lutym 2022 roku. Obywatele państw zachodnich, w tym Polacy, są poddawani stałemu wpływowi realizowanych przez Rosję (choć nie tylko przez nią) operacji dezinformacyjnych i propagandowych.
Dodajmy do nich sabotaże, prowokacje militarne, cyberataki, szpiegostwo, niejawne formy współpracy gospodarczej z Rosją, budowanie sfer tak zwanego „miękkiego wpływu”, czyli oddziaływania przez kulturę, edukację i sztukę, aż po niejawnych rosyjskich agentów wpływów, funkcjonujących w przestrzeni publicznej – a będziemy mieli pełen obraz rosyjskiej wojny kognitywnej w Unii Europejskiej.
Według niektórych unijnych ekspertów Polska jest jednym z najsilniej atakowanych przez Rosję państw w ramach wojny hybrydowej.
Dzieje się tak, ponieważ Polska od początku wojny nieprzerwanie wspiera Ukrainę. Jest też kluczowym krajem, jeżeli chodzi o przekazywanie pomocy do Ukrainy przez inne państwa. Przez Polskę przebiegają trasy transportowe, dzięki którym do walczącego sąsiada dociera uzbrojenie.
Jednak wojna kognitywna nie dotyczy wyłącznie tematów politycznych czy wojny.
Celem Kremla jest nie tylko włączenie Polski do rosyjskiej strefy wpływów, ale także osłabienie państwa.
Rosja realizuje ten cel przez pogłębianie podziałów społecznych, wywoływanie chaosu informacyjnego czy nawet fizyczne osłabianie zdrowia obywateli. Dlatego rosyjska wojna kognitywna obejmuje szeroki zakres tematyczny. Rosyjskie ingerencje informacyjne widoczne są zarówno w tematach dotyczących polskiego wojska czy obrony cywilnej, jak i zdrowia czy ekologii, o podważaniu zaufania do państwa i autorytetów naukowych nie wspominając.
Środowiska eksperckie od lat apelują o wprowadzenie systemowych rozwiązań, które będą chronić obywateli przed dezinformacją. Wojna kognitywna zagraża bowiem spójności społecznej, pogłębia polaryzację i niszczy zaufanie instytucjonalne oraz społeczne, które jest fundamentem systemu demokratycznego. Regularnie piszemy o tym w OKO.press, pokazujemy składowe części zagrożenia oraz skutki tego rodzaju oddziaływania.
Najnowsza propozycja Komisji Europejskiej pokazuje, że instytucje unijne zrozumiały, iż bez podjęcia działań ochronnych Unia może nie przetrwać. Dlatego stworzono programy, wspierające system demokratyczny, ale też europejską wspólnotę.
„Demokracja jest fundamentem naszej wolności, dobrobytu i bezpieczeństwa. Europejska Tarcza Demokracji wzmocni kluczowe elementy, które pozwalają obywatelom na co dzień żyć zgodnie z naszymi wspólnymi wartościami demokratycznymi – wolnością słowa, niezależnymi mediami, odpornymi instytucjami i prężnym społeczeństwem obywatelskim. To siła Europy i musimy zwiększyć naszą wspólną zdolność do jej ochrony w każdej chwili” – powiedziała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, prezentując programy.
Co konkretnie proponuje Komisja Europejska? Przede wszystkim powstanie Europejskie Centrum Odporności Demokratycznej, które umożliwi wymianę informacji badawczych i eksperckich na temat wojny kognitywnej.
Chodzi o stworzenie struktury instytucjonalnej, która umożliwi wspólne przeciwstawianie się zagranicznym ingerencjom dezinformacyjnym.
Do tej pory podobne struktury powstały w niektórych państwach, ale ograniczona była współpraca między krajami, choć dezinformacja i propaganda nie znają dziś państwowych granic, a ich mechanizmy są podobne. Wymiana informacji ma obejmować głównie badaczy, organizacje społeczeństwa obywatelskiego, środowiska akademickie, weryfikatorów faktów oraz media.
Powstanie również Europejska Sieć Weryfikatorów Faktów, aby zwiększyć możliwości fact-checkowania newsów w całej Unii Europejskiej. Istniejące już Europejskie Obserwatorium Mediów Cyfrowych ma z kolei przedstawić nowe narzędzia do monitorowania i analizy infosfery, zwłaszcza w okresach przedwyborczych oraz w sytuacjach kryzysowych (bo właśnie wtedy nasila się dezinformacja zewnętrzna, jest też wówczas najbardziej niebezpieczna). Stała wymiana informacji będzie też zachodzić w ramach Europejskiej Sieci Współpracy Wyborczej.
Można się również spodziewać rekomendacji Komisji Europejskiej w sprawie dopuszczalnego wykorzystania sztucznej inteligencji w procesach wyborczych. Ma też powstać specjalny przewodnik po dobrych praktykach dotyczących bezpieczeństwa polityków i innych osób zajmujących się polityką. To potrzebne, ponieważ osoby zajmujące się polityką narażone są na niejawne oddziaływanie wywiadów obcych państw.
Tymczasem na przykład w Polsce politycy nie dostają „z urzędu” żadnej ochrony kontrwywiadowczej.
Brak takiej ochrony oraz częsty brak świadomości zagrożenia wywiadowczego polityków, zwłaszcza nowo wybranych posłów, może skutkować nawiązywaniem kontaktów zagrażających bezpieczeństwu państwa.
Powstanie też nowy Program na rzecz Odporności Mediów. Chodzi o wsparcie finansowe dla niezależnych mediów (także lokalnych), a także zwalczanie tak zwanych SLAPP-ów. To nieetyczna praktyka pozywania dziennikarzy i osób publikujących informacje (np. influencerów) w celu uciszenia słusznej krytyki, zastraszenia i wyczerpania finansowego tych osób, a nie faktycznego dochodzenia sprawiedliwości. Komisja Europejska zamierza przedstawić nowe rekomendacje w tej sprawie, wyda też zalecenia zwiększające bezpieczeństwo dziennikarzy.
Trzeci element europejskiej tarczy, chroniącej demokrację, to wsparcie społeczeństwa obywatelskiego. Unia Europejska przeznaczy pieniądze na działania zwiększające umiejętność rozpoznawania manipulacji i dezinformacji w infosferze. Mają one być adresowane do osób w każdym wieku, w tym do młodzieży.
Komisja Europejska stawia również na rozwój narzędzi służących do prowadzenia konsultacji społecznych oraz innych technik partycypacyjnych.
Pojawi się też zachęta do wprowadzania innowacji na platformach internetowych, które umożliwią obywatelom większy udział w procesach demokratycznych. Wyraźnie chodzi więc o zachowanie tradycyjnych wartości demokratycznych, ale przy wykorzystaniu nowoczesnych narzędzi.
Powstanie internetowe Centrum Wiedzy o Przestrzeni Obywatelskiej oraz platforma społeczeństwa obywatelskiego, ułatwiająca dialog na temat wartości demokratycznych. Wzrośnie również pula środków finansowych na wsparcie dla organizacji społeczeństwa obywatelskiego w krajach członkowskich.
Ponadto wspierane będzie podejmowanie decyzji przez władze (na różnych szczeblach) w oparciu o dowody naukowe. Komisja Europejska chce nawet przyjąć
zalecenie w sprawie zbierania dowodów naukowych w procesie kształtowania polityki.
To chyba pierwsze tego rodzaju podejście, jednoznacznie łączące politykę z nauką. Choć zalecenie wydaje się dość proste, będzie musiało uwzględniać proces budowania konsensusu naukowego. A także zapobiegać podejmowaniu decyzji na podstawie pojedynczych badań, niepotwierdzonych kolejnymi doniesieniami naukowymi.
Przedstawiona przez Komisję Europejską Europejska Tarcza Demokratyczna to spójny pomysł na to, jak wspierać demokrację wobec rozległych ataków informacyjnych, realizowanych przez państwa autorytarne i dyktatury. Wprowadzenie choćby jednego elementu tego programu poprawiłoby sytuację w Polsce. Obecnie jesteśmy narażeni na rosyjskie oddziaływanie bez żadnej ochrony.
To tak, jak gdyby inne państwo codziennie ostrzeliwało nas bronią masowego rażenia i nie spotykało się z żadną odpowiedzią.
Dezinformacja, manipulacja i propaganda, rozprowadzane przede wszystkim za pomocą platform społecznościowych w internecie, są właśnie tego rodzaju bronią masowego rażenia, która co prawda nie rani fizycznie, ale niszczy poznawczo. Ta broń jest wymierzona zarówno w system demokratyczny, jak i w samą Unię Europejską.
Tymczasem w Polsce wciąż brakuje choćby podstawowych narzędzi ochrony przed takimi atakami. Unia Europejska już w 2022 roku przyjęła Digital Services Act, czyli akt o usługach cyfrowych. DSA z jednej strony chroni użytkowników platform społecznościowych przez niezasadnymi decyzjami tych platform, choćby przed bezpodstawnym zablokowaniem konta. Daje bowiem możliwość odwołania się od takiej decyzji do sądu. Z drugiej strony nakłada konkretne obowiązki na największe platformy internetowe – społecznościowe i zakupowe.
Chodzi o ochronę użytkowników przed treściami nielegalnymi (na przykład przed materiałami nawołującymi do terroryzmu, pedofilią, rasizmem). A także o ochronę twórców przed naruszeniem prawa własności i innymi niekorzystnymi praktykami.
Przepisy te miały wejść w życie najpóźniej w lutym 2024. I w większości państw unijnych tak się stało. W Polsce najpierw zwlekał z tym PiS. Po zmianie władzy ruszyły co prawda prace nad zmianą prawa w tym zakresie, były nawet konsultacje społeczne, ale wszystko trwało bez końca. Aż wreszcie w maju 2025 Komisja Europejska pozwała Polskę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) za niewdrożenie DSA. Razem z Polską zaskarżono również Cypr, Portugalię, Hiszpanię i Czechy. We wrześniu polski rząd przyjął wreszcie projekt nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, który wdraża DSA.
Warto sobie uświadomić, co oznacza ta opieszałość polskich władz.
Co najmniej od początku 2024 roku użytkownicy platform internetowych byliby lepiej chronieni w sieci.
W razie zablokowania konta mieliby dużo prostszą niż obecnie drogę do jego przywrócenia. Mogliby się odwołać także w sytuacji usunięcia ich wpisu przez platformę. Dzieci i młodzi ludzie rzadziej byliby narażeni na treści przestępcze. Tymczasem kończy się rok 2025 i nadal tej ochrony nie mamy.
Nie wiadomo też ostatecznie, czy w ogóle będziemy ją mieć. Prawicowe partie opozycyjne już bowiem zapowiadają, że zagłosują przeciwko nowelizacji. Potrzebna więc będzie mobilizacja parlamentarzystów rządzącej koalicji, by przepisy przeszły przez Sejm i Senat.
Co zawiera rządowy projekt? W zasadzie właśnie to, co od 2022 roku znajduje się w DSA. Na podstawie nowych przepisów powstanie krajowa procedura blokowania treści przestępczych, dotyczących wykorzystywania osób nieletnich, oszustw internetowych, handlu ludźmi czy kradzieży tożsamości. Państwo będzie miało lepszy nadzór nad największymi platformami (dziś takiego nadzoru de facto nie ma).
Natomiast użytkownicy będą mogli zaskarżać decyzję platform o usunięciu treści czy zablokowaniu konta,
między innymi przez złożenie skargi bezpośrednio do dostawcy usług czy też do Urzędu Komunikacji Elektronicznej. To właśnie UKE pełnić będzie w Polsce rolę koordynatora ds. usług cyfrowych. Łatwiej będzie też zgłaszać nielegalne treści. A zweryfikowani badacze dostaną dostęp do danych analitycznych z platform.
Jednak tego rodzaju zmiany dla prawicy oznaczają… cenzurę. Prawicowi politycy obawiają się, że prezes UKE będzie intencjonalnie wydawał nakazy blokowania treści krytycznych wobec rządu czy Unii Europejskiej. Tymczasem przepisy wdrażające DSA tylko nieznacznie zwalczają dezinformację. W projekcie wskazano wąski katalog przestępstw, których będzie mogło dotyczyć blokowanie treści. Oraz jeszcze węższą listę podmiotów, które będą mogły się o taką blokadę zwrócić. To organy ścigania, Krajowa Administracja Skarbowa lub tak zwany zaufany podmiot sygnalizujący. Ten ostatni wcześniej będzie musiał przejść całą procedurę, by uzyskać taki statut.
W kontekście zwalczania dezinformacji trzeba zaznaczyć, że wśród treści usuwanych będą mogły znaleźć się te nawołujące do nienawiści na tle narodowym, etnicznym, rasowym czy religijnym, a także propagujące totalitaryzmu. To nic nowego, rozpowszechnianie tego rodzaju wpisów jest już dziś w Polsce zabronione.
Inne materiały nie będą mogły być blokowane, nawet jeśli będą zawierały oczywistą dezinformację.
Wciąż więc nie będzie można usuwać fake newsów o szczepieniach czy materiałów zawierających inne fałszywe informacje na temat zdrowia. Nowelizowana ustawa nie daje też możliwości blokowania treści nawołujących do nienawiści na tle orientacji seksualnej czy tożsamości płciowej.
Mimo to prawica twierdzi, że rząd chce wprowadzić cenzurę w internecie. Zaś prezydent Karol Nawrocki ocenił, że tak naprawdę chodzi wyłącznie o ograniczenie wolności słowa.
„Pod pozorem walki z nielegalnymi treściami i dezinformacją rząd chce ograniczyć wolność słowa, poprzez wprowadzenie mechanizmu blokowania wypowiedzi arbitralnymi decyzjami administracyjnymi urzędników. Nie tak to powinno wyglądać” – napisał na platformie X.
Projekt znajduje się w tej chwili w sejmowych komisjach. Trwają prace nad poprawkami do rządowej propozycji.
„Liczę, że po przyjęciu przez rząd projekt szybko przejdzie przez parlament, zyska podpis prezydenta i sprawa zakończy się jeszcze w tym roku” – mówił w „Gazecie Wyborczej” minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski. – „To jest nasz wspólny interes. I żeby była jasność, ustawa nie jest od tego, by blokować konta polityczne, bo wtedy dopiero byłaby awantura i zarzuty o cenzurę. Chodzi o to, by eliminować fałszywe treści produkowane przez internetowe trolle, a przede wszystkim przez boty".
Skoro wprowadzenie unijnych przepisów sprzed trzech lat budzi wśród polskiej prawicy tyle emocji, zapewne jeszcze trudniejsze będzie włączenie się do Europejskiej Tarczy Demokratycznej. Ultrakatolicki Instytut Ordo Iuris już przekonuje, że Europejska Tarcza Demokracji „może ograniczyć wolności obywatelskie” (choć wystarczy przeczytać unijny projekt, by wiedzieć, że jest zupełnie odwrotnie, wolności obywatelskie są tam wzmacniane). Zaś prawicowy portal tysol.pl twierdzi wprost, że Tarcza ma być „instrumentem cenzury w UE”.
W prawicowych przekazach na temat tego programu zupełnie nie uwzględnia się kwestii bezpieczeństwa państwa, ochrony wyborów przed zewnętrznymi ingerencjami czy po prostu ochrony obywateli przed skutkami fałszywych przekazów.
Propaganda
Świat
Władza
Krzysztof Gawkowski
Karol Nawrocki
Ursula von der Leyen
Komisja Europejska
akt o usługach cyfrowych
dezinformacja
DSA
European Democracy Shield
Europejska Tarcza Demokratyczna
świadczenie usług cyfrowych
zwalczanie dezinformacji
Analityczka mediów społecznościowych, ekspertka. Specjalizuje się w analizie zagrożeń informacyjnych, zwłaszcza rosyjskiej dezinformacji i manipulacji w sieci. Autorka książki „Efekt niszczący. Jak dezinformacja wpływa na nasze życie” oraz dwóch poradników na temat zwalczania dezinformacji. Z OKO.press współpracuje jako autorka zewnętrzna. Pisze o dezinformacji, bezpieczeństwie państwa, wojnie informacyjnej oraz o internetowych trendach dotyczących polityki. Zajmuje się też monitorowaniem ruchów skrajnie prawicowych i antysystemowych.
Analityczka mediów społecznościowych, ekspertka. Specjalizuje się w analizie zagrożeń informacyjnych, zwłaszcza rosyjskiej dezinformacji i manipulacji w sieci. Autorka książki „Efekt niszczący. Jak dezinformacja wpływa na nasze życie” oraz dwóch poradników na temat zwalczania dezinformacji. Z OKO.press współpracuje jako autorka zewnętrzna. Pisze o dezinformacji, bezpieczeństwie państwa, wojnie informacyjnej oraz o internetowych trendach dotyczących polityki. Zajmuje się też monitorowaniem ruchów skrajnie prawicowych i antysystemowych.
Komentarze