"Idioci, barbarzyńcy" - wykrzykiwał w złości do dziennikarzy minister Piontkowski. Miał na myśli osoby, które na murze budynku MEN namalowały imiona ofiar szkolnej homofobii. "Pod rządami PiS pali się znicze pomnikom, ubolewa się nad murami, ale nie chroni się ludzi" - komentuje Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy
"Kacper, Dominik, Wiktor, Michał, Milo, Zuza" - imiona dzieci i młodzieży, które zabiły homofobia i transfobia, pojawiły się w nocy z 29 na 30 września 2020 na budynku Ministerstwa Edukacji przy ul. Szucha w Warszawie. Elewacja została pomalowana czerwoną i niebieską farbą. Imionom towarzyszył też napis: "Twoje dziecko LGBT+".
To reakcja na tekst "Gazety Wyborczej" z 29 września, w którym opisano kolejną samobójczą śmierć nastolatki. Dziewczynka, mieszkanka Kozienic w woj. mazowieckim, miała 12 lat. Z relacji rówieśników ma wynikać, że dziewczyna była szykanowana w szkole i internecie ze względu na orientację seksualną. W mediach społecznościowych wciąż można znaleźć nienawistne komentarze, które dziewczynka otrzymała, gdy ujawniła, że jest w związku z koleżanką.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Kozienicach.
30 września o godzinie 11:00 konferencję przez budynkiem MEN zorganizował minister edukacji Dariusz Piontkowski. Wydawało się, że będzie to pożegnanie z urzędem, bo od kilku dni trwa giełda nazwisk nowych szefów resortu oświaty. Okazało się, że minister wyszedł do mediów, by zganić sprawców "aktu wandalizmu" - jak sam określił pomazanie muru.
Minister nie szczędził im gorzkich słów.
"Barbarzyńcy, idioci" - mówił Piontkowski. I dodał, że "sprofanowany" został budynek, który zajmuje szczególne miejsce w polskiej historii. "Tu męczeni byli przez gestapo polscy więźniowie, budynek przetrwał wojnę. (...) Mamy zdjęcia z monitoringu, które wyraźnie pokazują, że
zrobili to z pełną premedytacją, nie był to akt desperacji, wzburzenia emocjonalnego, tylko zaplanowana akcja.
Widać moment, kiedy malują napisy na ścianie budynku".
Minister wyraził ubolewanie, że renowacja budynku pochłonie kilka tysięcy złotych. "Mamy nadzieję, że policja złapie sprawców, a sąd ukarze, by kolejni barbarzyńcy nie niszczyli polskich budynków. Mam nadzieje, że to wywoła powszechne oburzenie" - wygrażał Piontkowski.
Złości, którą w trakcie konferencji pokazywał szef resortu edukacji, nigdy wcześniej w jego publicznych wystąpieniach nie widzieliśmy. Jak mówi OKO.press posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, powodów do frustracji z pewnością ministrowi Piontkowskiemu nie brakuje.
"Zaraz przestanie być ministrem, a jego następca wyprzedzi go w wyścigu o laur homofoba roku. Ale ta złość, którą widzieliśmy, bulwersuje. Nie przypominam sobie, by Dariusz Piontkowski zabierał głos, gdy na młode osoby LGBT szczuto; gdy poseł Czarnek (prawdopodobnie będzie następcą Piontkowskiego na stanowisku ministra) mówił, że osoby LGBT nie są równe normalnym ludziom. Pytany przez dziennikarzy o homofobię, odpowiadał, że nic nie wie, nic nie słyszał. Umywa ręce.
W Polsce pod rządami PiS pali się znicze pomnikom, ubolewa się nad murami, ale nie chroni się ludzi. Zwłaszcza tych, którzy nie pasują do obrazka PiS.
O ludzi trudniej dbać niż o pomniki, bo ludzie mają swoje poglądy - nie daj Boże, inne niż rządząca partia".
Według posłanki Lewicy w takiej sytuacji minister powinien przedstawić konkretny plan działania, np. wprowadzić edukację antydyskryminacyjną do szkół. Ale przede wszystkim powinien zwrócić się do uczniów i osób LGBT.
"Jak wiele znaczyłoby, gdyby powiedział: »Słyszę was. Widzę waszą desperację«. Człowiek, który stoi na czele systemu oświaty musi umieć brać odpowiedzialność, także pedagogiczną. Rozumieć młodych ludzi. Nie może być tylko urzędnikiem swojej partii.
Ma służyć dzieciom, niezależnie jakiej są orientacji seksualnej.
Dobry minister rozumiałby też znaczenie buntu i oporu, które są tak istotne, gdy walczy się o sprawy fundamentalne, o życie" - mówi Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
"Zobaczyliśmy człowieka, który bardziej niż krwią dzieci, przejmuje się czerwoną farbą na murze" - mówi OKO.press Hubert Sobecki ze Stowarzyszenia "Miłość nie wyklucza". W jego opinii słowa i postawa ministra przekroczyły wszelkie granice, nawet biorąc pod uwagę fakt, że wszyscy szefowie resortu edukacji jak ognia unikali potępiania homofobii w szkołach.
"Gdy w 2015 roku, po śmierci Dominika z Bieżunia, minister Kluzik-Rostkowska wyszła do nas przed budynek MEN, by potępić wszelką nienawiść, musieliśmy upominać ją, by przez usta przeszło jej to słowo - homofobia. Abstrahując od różnych poziomów wrażliwości, poglądów i zaplecza politycznego, to pokazywało, że ministrowie nie są przygotowani do radzenia sobie z kryzysem, jakim są samobójstwa dzieci dręczonych z powodu prawdziwej lub domniemanej orientacji i tożsamości. Mówiąc delikatnie, są niekompetentni. Minister Piontkowski jest do tego tchórzem, gdy ignoruje pytania o śmierć dziewczynki.
A z poziomu czysto ludzkiego, fakt, że minister wychodzi przed budynek MEN i bredzi o graffiti dzień po tym, gdy zginęła 12-latka, jest bankructwem moralnym.
Ten człowiek tylko wyciera sobie gębę flagą, świętościami, tradycją i pustymi hasłami, a będąc w rządzie PiS realnie przyczynia się do przemocy wobec młodych osób LGBT".
OKO.press regularnie pisze o przejawach i konsekwencjach homofobii w życiu publicznym.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze