Minister finansów Andrzej Domański mówi, że złoty się umacnia, a rentowności polskich obligacji spadają dzięki zmianie władzy. Śledzimy kilka trendów makroekonomicznych, by sprawdzić słowa ministra. A przy okazji zaglądamy do budżetu za 2024 rok
Nowy minister finansów Andrzej Domański jest bardzo dumny z nowego budżetu. Ma obiektywne powody do zadowolenia – dokument udało się przygotować w cztery dni od wejścia do ministerstwa. Wcześniej odchodzący rząd PiS nie chciał, zdaniem ministra Domańskiego, współpracować i dzielić się dokumentami.
O podstawowych założeniach budżetu pisaliśmy tuż po konferencji prasowej ministra finansów i premiera Donalda Tuska 19 września. Teraz zaglądamy do samej ustawy i sprawdzamy, co mówił o niej minister Domański w sejmowej debacie.
Przedstawiając budżet w Sejmie 21 grudnia, minister Domański zaczął od warunków makroekonomicznych. Jego zdaniem już teraz bardzo dużo zawdzięczamy nowemu rządowi.
Nie ma najmniejszej wątpliwości, że zmiana władzy zainicjowana wyborami 15 października wywołała pozytywną reakcję gospodarki, pozytywną reakcję rynków finansowych
Minister ma sporo racji — rynki na wynik wyborów zareagowały dobrze. Ale to niepełny obraz, więc pozwolimy sobie wyrazić pewne wątpliwości. Na pewno perspektywy makroekonomiczne na przyszły rok wyglądają pozytywnie. Szykuje nam się najstabilniejszy rok od wybuchu pandemii. Rynkowe prognozy wzrostu PKB są bliskie zakładanemu przez rząd 3 proc.
Co zdaniem ministra Domańskiego polepszyło się dzięki wynikowi wyborów i nowemu rządowi?
„Od połowy października złoty umocnił się wobec euro i dolara odpowiednio o 5 i 9 proc., będąc w tym czasie jedną z najsilniejszych walut na świecie” – mówił Domański w Sejmie.
Minister podaje prawidłowe dane. Ale od początku października – gdy nie wiadomo było jeszcze, jaki będzie wynik wyborów – złoty umocnił się wobec dolara odpowiednio o 7 i 11 proc., a więc mocniej.
Między lutym a lipcem złoty umocnił się wobec dolara o 12 proc. Ale tutaj minister niekoniecznie przypisywałby zasługę rządowi Mateusza Morawieckiego. Część dobrej sytuacji naszej waluty można przypisać perspektywom zdobycia środków z KPO, ale w przynajmniej równym stopniu to też czynniki zewnętrzne. Na przykład złagodzenie kursu amerykańskiej Rezerwy Federalnej, co zmienia sytuację amerykańskiej waluty.
Dodajmy jeszcze na marginesie, że kurs waluty to miecz obosieczny. Niskie kursy walut to niższe dochody dla polskich eksporterów.
Dalej minister mówił też:
„Rentowności polskich obligacji spadły wczoraj poniżej 5 proc., czyli najniżej od wiosny ubiegłego roku. To zasługa wiarygodności rządu Donalda Tuska i niższych oczekiwań odnośnie stóp procentowych na świecie”.
Tutaj wymienia też inną przyczynę, więc nie przypisuje pełnej zasługi rządowi. Po krótkotrwałym szczycie blisko 9 proc. w październiku 2022 roku rentowność polskich obligacji dziesięcioletnich jest w ciągłym trendzie spadkowym. Od 23 października tego roku niemal ciągle spadają. Jeśli ciągłe spadki to zasługa spodziewanej zmiany władzy, wówczas potencjalny rząd Tuska odpowiada też za spadki rentowności w Czechach, Rumunii i na Węgrzech.
Na Węgrzech i Rumunii wykres spadków rentowności wygląda identycznie, w Rumunii bardzo podobnie, rentowności spadają wszędzie. Jest to międzynarodowy rynek i bardzo dużo zależy od międzynarodowych trendów.
Minister Finansów chwali się też wzrostami na polskiej giełdzie. Kurs indeksu WIG20 rośnie nieustannie od początku października, ale szerszy trend wzrostowy trwa od dołka w październiku 2022 roku.
Dlaczego polska giełda obecnie rośnie?
28 grudnia na specjalistycznym portalu dla inwestorów comparic.pl Łukasz Nowacki pisze:
„Przedostatnia sesja bardzo udanego na GPW roku przynosi wyrównanie maksimów trendu wzrostowego zarówno na szerokim WIG-u jak i na WIG20. Podobna sytuacja ma miejsce na Wall Street, gdzie nadal kursy indeksów pną się w górę. Dopóki to się nie zmieni, hossa na GPW będzie trwała. Na razie fundamenty przemawiają za dalszymi wzrostami, gdyż rynki wyceniają mający rozpocząć się cykl obniżek stóp procentowych w USA”.
Silny wzrost amerykańskiego indeksu giełdowego Dow Jones rozpoczął się pod koniec października.
Rzeczywiście zaraz po wyborach WIG20 (wspólny indeks 20 największych spółek giełdowych w Polsce) szybko wzrósł. A następnie, od wtorku do końca tygodnia, dosyć szybko spadał. Później wrócił do trendu wzrostowego, rozpoczętego przed wyborami, a w długim okresie – ponad rok.
Komentarze znawców giełdy zwracają uwagę, że istotnie zmiana władzy miała tutaj znaczenie. Obietnica dostarczenia środków z KPO, potencjalnie mniej kłótni z UE – to wpływa na dobre nastroje inwestorów.
Ale powodów jest znacznie więcej. I polska i globalna gospodarka są obecnie w dobrej sytuacji, nastroje są pozytywne, wszędzie spodziewany jest wzrost. A PiS nie zostawił polskiej gospodarki w ruinie. 15 października dał impuls, ale kredyt zaufania może się szybko skończyć. Szczególnie że polska giełda nie jest strukturalnie silna. Ogólny trend od początku drugiej dekady XXI wieku jest lekko spadkowy.
Podsumowując – minister Domański zbyt hojnie przypisuje nowej władzy zasługi za obecną sytuację makroekonomiczną. Natomiast wymienione tu wskaźniki pokazują, że sytuacja rzeczywiście jest dobra, a perspektywy na kolejny rok bardzo pozytywne. A w takiej sytuacji łatwiej planuje się duży budżet państwa.
Zajmijmy się więc teraz kilkoma szczegółami planowanego budżetu na 2024 rok.
Daje to deficyt na poziomie 184 mld zł.
Podatki zawsze są największym źródłem dochodów w budżecie. Dochody podatkowe w 2024 roku to 603,9 mld zł.
W tym:
W przypadku PIT i akcyzy są zmiany w stosunku do budżetu przygotowywanego przez PiS. Inaczej jest w przypadku CIT i VAT. Nowy rząd szacuje, że dochody z VAT będą o prawie 4 mld zł większe, niż sądzili poprzednicy. Dochody z CIT są natomiast w nowej ustawie o aż 8 mld zł mniejsze niż w ustawie PiS.
Ogółem poziom dochodów (wszystkich, nie tylko podatkowych) jest mniejszy o nieco ponad 2 mld zł.
Po stronie zysków niepodatkowych mamy między innymi 6 mld zł zysku wypłaconego z NBP. Wiele wskazuje jednak na to, że tych pieniędzy nie będzie. O dużej stracie mówił na antenie TVN24 członek Rady Polityki Pieniężnej Ludwik Kotecki. W pierwszej połowie grudnia „Business Insider” pisał, że strata może wynieść nawet 20 mld zł. Nie oznacza to jednak, że NBP zrobił coś nie tak. NBP nie jest bankiem komercyjnym, nie musi wypracowywać zysku, jego zadania są zupełnie inne.
A sama strata wynika przede wszystkim z wysokiego kursu złotego. Jak podaje NBP, a koniec listopada 2023 r. oficjalne aktywa rezerwowe Polski, zarządzane przez NBP, wynosiły 170,9 mld EUR, a w przeliczeniu na dolary amerykańskie 186,7 mld USD. Jedną ósmą tych aktywów stanowi złoto, reszta to rezerwy walutowe (w dolarach amerykańskich, euro, ale też funtach brytyjskich, dolarach kanadyjskich, australijskich i nowozelandzkich i koronach norweskich). Umocnienie się złotówki automatycznie przekłada się na stratę NBP.
Budżet w takiej sytuacji nie musi dopłacać do NBP, ale też niczego nie dostanie. Jeśli więc strata w NBP się potwierdzi, w budżecie będzie więc o 6 mld zł mniej. I trzeba wówczas zadać pytanie, dlaczego NBP nie poinformował o tym Ministerstwa Finansów wcześniej. Na konferencji prasowej 19 grudnia minister finansów Andrzej Domański mówił, że działali na podstawie danych otrzymanych z NBP i nie mogą układać budżetu na podstawie doniesień medialnych.
6 mld zł w budżecie mniej na tym etapie prac wcale nie musi oznaczać dramatu i braku spełnienia obietnic. Budżet jest żywy – uchwalenie ustawy budżetowej nie oznacza automatycznie, że dokładnie tak wyglądać będzie wykonanie budżetu na koniec roku. 6 mld zł mniej z NBP nie oznacza automatycznie, że trzeba będzie szukać oszczędności.
Często wpływy podatkowe okazują się większe, niż pierwotnie zakładano. W 2021 roku zakładano 404 mld zł dochodów, po całym roku było ich 495 mld zł. Aż taka różnica to jednak wyjątek, budżet na 2021 roku układano jeszcze w czasach dużej niepewności co do przebiegu pandemii. Ale w 2022 roku dochody ostatecznie były wyższe o 13 mld zł – tutaj istotna była inflacja i zwiększone wpływy z podatków pośrednich.
Z pewnością niższy niż planowany dochód NBP nie jest problemem, którym musimy się przejmować na tym etapie prac nad ustawą.
Podczas debaty sejmowej nad budżetem minister mówił, że za wzrost deficytu odpowiadają przede wszystkim podwyżki dla nauczycieli. I ma rację. W kategorii „różne rozliczenia” – a to tutaj kryje się subwencja dla samorządów na pensje nauczycielskie – wydatki rosną o ponad 16 mld zł. Jest to bliskie wzrostowi deficytu budżetowego o 19 mld zł. W uzasadnieniu ustawy czytamy, że koszt podwyżek dla nauczycieli to 20,5 mld zł.
Prawie o 10 mld zł mniej wobec projektu PiS mamy wydać natomiast na obowiązkowe ubezpieczenia społeczne – to spadek ze 189 do 179 mld zł. Niekoniecznie oznacza to, że wydatki na ubezpieczenia będą niższe niż zwykle.
W ramach tej puli zmniejszono planowane kwoty dotacji ze 111,2 mld zł do 99,7 mld zł. Zwykle wysokie założone dotacje były wybiegiem, by na koniec wykazać wydatki niższe od planu. Mamy tu więc do czynienia z urealnieniem tych wydatków, tym razem by wykazać niższe wydatki na poziomie projektu ustawy, a nie rok później, przy wykonaniu budżetu. Dla przykładu – w 2021 roku ostatecznie dotacja była niższa o prawie 20 mld zł.
Sam budżet budzi w tym roku większe niż zwykle emocje przez proces zmiany władzy i konieczność kohabitacji rządu z niechętnym mu prezydentem. Andrzej Duda zawetował już ustawę okołobudżetową, a wszystko przez spór wokół mediów publicznych i ich finansowania. Budżetu zawetować jednak nie może. A media publiczne zostały chwilowo z tej debaty wyłączone, gdy minister kultury postawił je w stan likwidacji.
Rząd ma teraz czas, by przedłożyć prezydentowi uchwaloną ustawę budżetową do 29 stycznia. Jeśli rząd i parlament to zrobią, prezydent, wbrew często powtarzanym, obiegowym opiniom, nie ma możliwości rozwiązania Sejmu i rozpisania nowych wyborów.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze