Jedno z pierwszych rozporządzeń nowego prezydenta ustanawia zasadę, że polityka USA będzie oparta na uznawaniu wyłącznie dwóch płci, męskiej i żeńskiej, określanych jako „niezmienialne i zakorzenione w fundamentalnej oraz bezdyskusyjnej rzeczywistości".
Dekret wydany przez Donalda Trumpa 22 stycznia 2025 roku jest zatytułowany „Obrona kobiet przed ekstremizmem ideologii gender i przywracanie biologicznej prawdy rządowi federalnemu”. Cofa szereg zmian wprowadzonych przez administrację prezydenta Bidena, które liberalizowały zasady dotyczące określania płci w dokumentach państwowych.
Polityka Stanów Zjednoczonych ma być oparta na uznawaniu tylko dwóch płci, określanych jako „niezmienialne i zakorzenione w fundamentalnej oraz bezdyskusyjnej rzeczywistości”. W dokumentach państwowych rozporządzenie nakazuje zastąpienie terminu „gender” (tożsamość płciowa) terminem „sex”, oznaczającym płeć biologiczną.
Jedną z pierwszych konsekwencji rozporządzenia mogą być zmiany w amerykańskich paszportach, które od 2022 roku oferują trzy opcje w kategorii płci: męską, żeńską i X – inną. Dotychczas wybór ten nie musiał być zgodny z płcią widniejącą w innych dokumentach danej osoby, a zmiana identyfikacji nie wymagała przedstawienia żadnej dokumentacji medycznej.
Nowe rozporządzenie nakłada obowiązek, aby wszystkie agencje zarządzające więzieniami, schroniskami dla migrantów i innymi „intymnymi przestrzeniami” dokonywały w nich podziału osób zgodnie z płcią biologiczną.
Dekret może być również krokiem w kierunku realizacji obietnicy wyborczej Donalda Trumpa dotyczącej zakazu udziału osób transpłciowych w sportach kobiecych.
Zanim zaczniemy narzekać, że Trump reguluje kwestie tożsamości płciowej aktami prawnymi, wyjaśnijmy najpierw, czym jest rozporządzenie wykonawcze.
To rodzaj aktu prawnego wydawanego przez prezydenta Stanów Zjednoczonych, zwykle w celu umożliwienia urzędnikom i agencjom rządowym podjęcia działania w trybie natychmiastowym. Rozporządzenia nie wymagają głosowania w Kongresie Stanów Zjednoczonych.
Kongres może uchwalić ustawę unieważniającą lub zastępującą rozporządzenie, jednak taka ustawa może być przez prezydenta zawetowana. Rozporządzenie wykonawcze może też zostać unieważnione przez Sąd Najwyższy, jeśli jest sprzeczne z konstytucją.
Co istotne, rozporządzenie wykonawcze obowiązuje tylko instytucje federalne i jej pracowników (choć jego skutki mogą dotykać wszystkich obywateli). Rząd federalny nie ma narzędzi, by wymóc egzekwowanie prezydenckich rozporządzeń wykonawczych przez poszczególne stany. Taki nakaz może wydać natomiast sąd federalny.
W praktyce oznacza to, że rozporządzenie wykonawcze może być ignorowane przez poszczególne stany, dopóki sąd federalny nie nakaże jego przestrzegania.
Zacytujmy definicje przyjęte w akcie wykonawczym z 22 stycznia 2025 roku:
(a) „Płeć” odnosi się do indywidualnej niezmiennej klasyfikacji jako osoba płci męskiej lub żeńskiej. “Płeć” nie jest synonimem ani nie obejmuje pojęcia „identyfikacji płciowej”.
(b) „Kobiety” lub „kobieta” oraz „dziewczynki” lub „dziewczynka” oznacza, odpowiednio, dorosłych i niedojrzałych ludzi płci żeńskiej.
(c) „Mężczyźni” lub „mężczyzna” oraz „chłopcy” lub „chłopiec” oznacza odpowiednio dorosłych lub niedojrzałych ludzi płci męskiej.
(d) „Płci żeńskiej” oznacza osobę, która w chwili poczęcia należy do płci wytwarzającej duże komórki płciowe.
(e) „Płci męskiej” oznacza osobę, która w chwili poczęcia należy do płci wytwarzającej małe komórki płciowe.
(tłum. własne)
Rozporządzenie jest, co tu dużo mówić, przedziwne. “Małe komórki płciowe”, “duże komórki płciowe”, “poczęcie”. Czy nie można było napisać po prostu “plemniki”, “komórki jajowe” i “zapłodnienie”?
Nie jest to aż tak istotne. Ważniejsze jest, że rozporządzenie definiuje płeć męską i żeńską (już na etapie zapłodnienia!) na podstawie pewnego kryterium fizjologicznego. Jest nim wytwarzanie komórek płciowych odpowiedniego rodzaju.
Nie jest to dobre kryterium.
Zapłodniona komórka jajowa, czyli zygota, posiada pewien zestaw genów. Wśród nich najczęściej są także chromosomy płciowe: XX oraz XY.
Zwykle XX prowadzi do rozwoju jajników, które w okresie dojrzewania płciowego rozpoczynają wytwarzanie komórek jajowych. Natomiast posiadanie chromosomów XY zazwyczaj prowadzi do rozwoju jąder, które po okresie dojrzewania rozpoczynają produkcję plemników.
Nie są to jednak jedyne możliwe zestawy chromosomów płciowych, które występują wśród ludzi. Zdarza się jest także zestaw XO (czyli jeden chromosom X zamiast dwóch) oraz XXY.
Osoby z tym pierwszym zestawem (XO) w większości przypadków (80-90 procent) nie wytwarzają komórek jajowych z powodu niewykształconych jajników. Osoby z drugim zestawem (XXY) niemal zawsze nie produkują plemników mimo wykształconych jąder.
Kim są, kobietami czy mężczyznami? Bo w chwili poczęcia i w każdej późniejszej nie należą do żadnej “płci wytwarzającej komórki płciowe”. Definicja z tego rozporządzenia pozostawia je w pustce prawnej.
Osoby z zespołem Swyera mają chromosomy XY. Jednak z powodu wady genu SRY na chromosomie Y rodzą się z żeńskimi narządami płciowymi. Mają macicę, jajowody i pochwę. Nie mają natomiast gonad, czyli jajników. Nie przechodzą dojrzewania płciowego.
Terapia hormonalna sprawia, że mogą przejść dojrzewanie płciowe i funkcjonować jako kobiety. Ze względu na wykształcone żeńskie narządy płciowe taką płeć zresztą przypisuje się im przy urodzeniu.
Zgodnie z literą rozporządzenia Trumpa osoby z zespołem Swyera powinny mieć przypisaną płeć męską, bowiem w momencie zapłodnienia mają chromosomy XY, które zwykle sprawiają, że rozwijają się jądra, które produkują plemniki. Zespół Swyera jest dowodem, że bywają od tego wyjątki.
Nie jest jasne, czy osoby z zespołem Swyera mające wpisaną w dowodzie płeć żeńską będą musiały teraz zmieniać dokumenty.
Czasami zygota ma chromosomy XY, czyli te, które najczęściej determinują rozwój męskich cech płciowych (choć nie jest to regułą). Jednak z powodu mutacji pewnych genów zarodki te pozostają niewrażliwe na męskie hormony płciowe (androgeny) w okresie rozwoju płodowego.
Tu są trzy możliwości.
Niewrażliwość na androgeny może być całkowita. Wtedy osoby z zestawem genów XY przychodzą na świat najczęściej z żeńskimi narządami płciowymi, lecz bez jajników – jak w zespole Swyera. Nie produkują komórek jajowych.
Przy częściowej niewrażliwości na androgeny osoby z zestawem XY przychodzą na świat z narządami, które trudno ocenić jako jednoznacznie męskie lub żeńskie. Większość osób z tym zespołem nie ma plemników. Jeśli jądra je produkują, zwykle jest ich niewystarczającą ilość, by zapewnić płodność.
Przy łagodnej niewrażliwości na androgeny dziecko przychodzi na świat z męskimi narządami płciowymi, przy czym zdarza się, że po okresie dojrzewania jądra nie wytwarzają plemników (jest to jedna z częstych przyczyn męskiej niepłodności).
Zgodnie z literą rozporządzenia Trumpa osoby z zespołem niewrażliwości na androgeny również powinny mieć przypisaną płeć męską (w momencie zapłodnienia mają chromosomy XY, które zwykle sprawiają, że rozwijają się jądra, które produkują plemniki). Niezależnie od tego, którą płeć im wybrano w dzieciństwie i jakie mają narządy płciowe.
Są także osoby, które mają „męski” zestaw chromosomów (XY), lecz przychodzą na świat z zewnętrznymi narządami płciowymi przypominającymi żeńskie – ale nie na zawsze.
W okresie dojrzewania ich ciało ulega maskulinizacji. Zstępują jądra, łechtaczka przekształca w penis, obniża się głos i pojawia zarost – stają się mężczyznami.
Jest to spowodowane rzadką wadą genetyczną, która powoduje niedobór 5α-reduktazy. Ten enzym odpowiada za przekształcanie testosteronu w 5α-dihydrotestosteron (zwany także DHT). Ten ostatni hormon jest niezbędny, by wykształciły się męskie organy płciowe w okresie płodowym.
Niedobór DHT nie ma wpływu na rozwój w okresie dojrzewania płciowego, bo odpowiada za nie testosteron. DHT pełni podczas dojrzewania marginalną rolę, wpływając głównie na rozwój owłosienia ciała i zarostu.
Niedobór 5α-reduktazy to zaburzenie rzadkie, jednak w niektórych regionach globu nieco częstsze (co opisywano m.in. w tej pracy opublikowanej w „Fertility and Sterility”, która powołuje się na wcześniejsze publikacje).
Na Dominikanie takie osoby zwane są güevedoces, co oznacza „jądra w wieku dwunastu lat” (co opisywało BBC w 2015 roku). W Papui Nowej Gwinei kwolu-aatmwol (“żeńskie stające się męskim).
W przeszłości osoby takie wychowywano jak dziewczynki. Często korygowano narządy płciowe w żeńską stronę i usuwano jądra. Dziś nie jest to oczywiste. Część rodziców skłania się ku wychowywaniu dziecka z tym zaburzeniem bez narzucania mu płci. Można również wychowywać dziecko jako chłopca (co jest rzadsze głównie z przyczyn kulturowych).
Osoby z niedoborem 5α-reduktazy często same zmieniają przypisaną im w dzieciństwie płeć po okresie dojrzewania. Nie ma tu reguły, choć wychowywane jako dziewczęta częściej wybierają bycie kobietą.
To rzadkie zaburzenie pokazuje nam, jak skomplikowaną rzeczą może być płeć. Determinują ją chromosomy płciowe, inne geny, hormony w okresie płodowym, hormony w okresie dojrzewania, wychowanie, a wreszcie własny wybór danej osoby. A także nasza wiedza lub jej brak.
Jeśli wiemy, że dziecko urodziło się z niedoborem 5α-reduktazy, możemy powiedzieć, że z biologicznego punktu widzenia jest mężczyzną z niedorozwojem zewnętrznych narządów płciowych, który ustąpi w okresie dojrzewania (i zastanawiać się, co z tym począć).
Jeśli jednak nie znamy wyników badań genetycznych, urodzone z tą wadą dziecko będzie dla nas biologicznie dziewczynką. Tak uważa większość rodziców – oraz lekarzy, którzy nie mają dostępu do badań genetycznych.
Zgodnie z literą rozporządzenia Trumpa osoby z zespołem z niedoborem 5α-reduktazy powinny mieć przypisaną płeć męską (w momencie zapłodnienia mają chromosomy XY, które zwykle sprawiają, że rozwijają się jądra, które produkują plemniki). Nawet jeśli w dzieciństwie je zoperowano i całe życie przeżyły jako kobiety.
Przytoczyłem zaledwie pięć przykładów zaburzeń rozwoju płciowego. Wikipedia wylicza ich ponad trzydzieści.
Prof. dr hab. Paweł Golik, biolog Instytutu Genetyki i Biotechnologii Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego, dodaje: „W kontekście nietypowego przebiegu rozwoju cech płciowych odchodzi się nawet od stosowania takich słów, jak »zaburzenie«, o ile nie wiążą się z dodatkowymi fenotypami o cechach choroby. Definicja co jest chorobą, a co nie jest, to złożony problem w filozofii medycyny”.
Prof. dr hab. Jacek Kubiak, biolog we francuskim Centre National de la Recherche Scientifique (CNRS) i na Université Rennes 1 (gdzie zajmuje się biologią rozwoju, w tym genetyczną regulacją tworzenia gonad), tłumaczy, że nawet kwestia posiadania chromosomów płciowych bywa złożona. Dosłownie.
“To zjawisko chimeryzmu. Bardzo wielu z nas nie jest jednolitymi osobnikami pod względem genetycznym. Niektórzy z nas są mieszanką komórek pochodzących np. od brata czy siostry, z którymi dzieliliśmy macicę w trakcie życia płodowego. Komórki rodzeństwa mogły zostać wchłonięte przez nasz organizm, a po bliźniaku/bliźniaczce, nie pozostał żaden ślad. Wbrew pozorom nie są to przypadki tak rzadkie”.
“Po naszym urodzeniu nikt nie podejrzewa, że w rzeczywistości jesteśmy chimerą składającą się z komórek dwóch osób. A mogą być to komórki dwóch przeciwnych płci, jeśli będąc mężczyzną, wchłonęliśmy komórki siostry, i na odwrót”.
“Zazwyczaj dowiadujemy się o tym, gdy potrzebujemy przeszczepu czy transfuzji krwi i przeprowadza się badania zgodności antygenowej z dawcą. Z tego przykładu widać, że nawet określenie płci na podstawie składu chromosomów X i Y nie jest jednoznaczne, gdyż możemy być mieszanką komórek zawierających chromosomy XX i XY w pełni zachowując morfologię i funkcje narządów rozrodczych męskich lub żeńskich” – tłumaczy prof. Kubiak.
Profesor Kubiak dodaje, że płeć dotyczy nie tylko obecności narządów płciowych (wewnętrznych i zewnętrznych).
“Niezwykle ważnym jej aspektem jest nasza psychika, której centrum zawiadującym jest mózg. I tu kolejny problem – płeć fizyczna zaczyna kształtować się w trakcie rozwoju płodowego stosunkowo wcześnie, natomiast mózg rozwija się bardzo późno. Nasza seksualność psychiczna kształtuje się nadal po urodzeniu i, co więcej, ewoluuje w trakcie naszego życia. Od tego, jak ukształtowany jest nasz mózg, a nie od obecności narządów rozrodczych męskich, żeńskich lub przejściowych, zależy definiowanie przez nas samych, do jakiej płci należymy, jak wybieramy partnerów seksualnych i jaką mamy orientację seksualną”.
“Rozdzielenie w czasie procesów rozwoju narządów rozrodczych i mózgu sprawia, że bardzo łatwo może dojść do niezgodności pomiędzy płcią fizyczną i psychologiczną. Na przykład, jeśli w czasie ciąży u matki zajdą nieprzewidziane zmiany hormonalne. I to Trump ignoruje zupełnie”.
Ta odrębność rozwoju płci somatycznej i psychicznej sprawia, że są osoby, które odczuwają dysforię płciową – czyli głęboki dyskomfort z powodu niezgodności płci przypisanej przy urodzinach z odczuwaną. To osoby transpłciowe.
W USA jako transpłciowe identyfikuje się 1,14 proc. populacji, około 3 mln osób. Kolejne 1,52 proc., około 3,5 mln osób, nie identyfikuje się jako płci żeńskiej, męskiej ani transpłciowe. (to dane z sondażu Household Pulse Survey przeprowadzonego przez US Census Bureau w 2024 roku, za: USAFacts.org).
Tu sytuacja w myśl rozporządzenia Trumpa jest wyjątkowo jasna. Jeśli ktoś przyszedł na świat jako osoba danej płci, ma przy tej płci pozostać i basta.
Osoby transpłciowe będą mieć problemy z wyrabianiem dokumentów oraz ich wymianą, bo federalne instytucje będą zobowiązane wpisać płeć „w chwili poczęcia”. W praktyce zapewne płeć określoną przy narodzinach.
Jest to rozporządzenie wymierzone raczej wprost w osoby transpłciowe, urodzone z zaburzeniami rozwoju płciowego dostaną natomiast rykoszetem. Więcej o tym przeczytacie Państwo w tekście Antona Ambroziaka.
Można zrozumieć intencje tego rozporządzenia. Trump chciałby, aby człowiek przychodził na świat z jasno określoną płcią, żeńską lub męską i to determinowało jego tożsamość płciową oraz rolę społeczną na całe życie. Nie jest to oczywiście jakaś osobista obsesja Donalda Trumpa, raczej idée fixe prawicy na całym świecie.
Niestety już ten pierwszy warunek – jednoznaczne przypisanie płci przy urodzeniu – bywa trudny do spełnienia. Jakkolwiek nie zżymaliby się na to stwierdzenie prawicowi politycy i publicyści (oraz niektórzy biolodzy), płeć biologiczna nie mieści się w prostej dychotomii mężczyzna/kobieta. Bywa trudniej.
Można się umówić, jakie kryteria mają definiować „płeć biologiczną”. Jednak wybór jest spory. No i sam fakt umawiania się na definicję świadczy o tym, że tak zdefiniowana płeć będzie pewnym konstruktem.
Są przynajmniej trzy opcje.
Można przyjąć, że płeć biologiczną określają chromosomy płciowe. To pozostawia osoby XO i XXY bez jasno zdefiniowanej płci. Natomiast osoby z zespołem Swyera, zespołem całkowitej niewrażliwości na androgeny i z niedoborem 5α-reduktazy pozostawia z płcią biologiczną niezgodną z narządami płciowymi, z którymi przychodzą na świat.
Można przyjąć, że płeć biologiczną określa posiadanie odpowiednich gonad (jąder lub jajników). Niestety to równie ułomne kryterium. Pozostawi osoby, u których ani jądra, ani jajniki nie są wykształcone (na przykład z zespołem Swyera) bez określonej płci.
Ponadto do kryterium posiadania gonad trzeba dodać warunek “przy urodzeniu”, żeby nie pozbawić biologicznej płci osób po usunięciu jajników lub jąder (z dowolnej przyczyny).
Można wreszcie przyjąć – jak robiono przez wieki – że płeć określa posiadanie zewnętrznych narządów płciowych charakterystycznych dla danej płci. To pozostawia jednak na marginesie część osób z zaburzeniami rozwoju płciowego, którym trudno jednoznacznie przypisać płeć przy urodzeniu (na przykład z zespołem niewrażliwości na androgeny). I przypisuje błędną płeć osobom z niedoborem 5α-reduktazy.
Wszystkie te kryteria przypisują też błędną płeć osobom transpłciowym.
Wspomnieliśmy tu jedynie o trzech ewentualnych kryteriach: płci chromosomalnej, gonadalnej i zewnętrznej. Jest ich jednak znacznie więcej.
Dr n. med Stanisław Dulko, seksuolog, w “ABC płci”, wyszczególnia, że współcześnie do określenia płci człowieka stosuje się następujące kryteria:
“W sytuacji, gdy wszystkie kryteria są jednoznaczne, możliwe jest dokładne stwierdzenie, czy dana osoba jest kobietą, czy mężczyzną”, pisał dr Dulko.
Nawiasem mówiąc, to właśnie mnogość kryteriów ustalania płci bywa powodem kontrowersji w świecie sportu, gdzie istotne znaczenie ma na przykład płeć hormonalna i metaboliczna.
U ludzi istnieją tylko dwie płcie, męska i żeńska
Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.
Podsumujmy. W toku ewolucji powstał podział na dwie płcie (najstarszym organizmem wykazującym zróżnicowanie płciowe jest żyjący 1,2 mld lat temu krasnorost Bangiomorpha pubescens). Nikt nie podważa, że u ludzi jest płeć męska i żeńska.
Nie oznacza to, że w toku rozwoju płodowego nie zdarzają się błędy. Czasem brak jest któregoś chromosomu płciowego, czasem zdarza się nadmiarowy. Nawet gdy chromosomy są dwa, zdarzają się mutacje, które uniemożliwiają rozwój cech płciowych zgodnych z płcią chromosomalną. Cech płciowych jest jednak dużo więcej – aż kilkanaście.
Ten biologiczny bałagan oznacza, że nie każdego można jednoznacznie określić jako mężczyznę albo kobietę. Jeśli próbujemy ją lub jego określić na podstawie jednych kryteriów, okazuje się, że nie przystają do innych.
A to oznacza, że czasem musimy wybrać, których kryteriów użyjemy do zdefiniowania płci danej osoby. Właśnie tak: wybrać.
To właśnie robi rozporządzenie Trumpa. Na kryterium definicji płci metrykalnej – którą niesłusznie przedstawia jako biologiczną – wybiera produkcję określonego rodzaju komórek rozrodczych.
To chybiony wybór. Nie wszyscy mężczyźni produkują plemniki, a nie wszystkie kobiety – komórki jajowe.
Czy nie ma dobrych rozwiązań? Otóż jest jedno całkiem rozsądne. Zostało przyjęte przez większość społeczeństw oraz systemów opieki zdrowotnej krajów rozwiniętych pod wpływem konsensusu naukowego.
Przyjęto, że płeć określana jest zwykle przy urodzeniu przez lekarzy na podstawie zewnętrznych narządów płciowych. Uznano jednocześnie, że nie jest to doskonały sposób ustalania płci, bo płeć biologiczna jest sprawą skomplikowaną.
Na tyle skomplikowaną, że ustalenie płci metrykalnej na podstawie zewnętrznych narządów płciowych czasem okazuje się błędne. Stąd też przyjmuje się możliwość korekty w określeniu fizycznych i hormonalnych cech płciowych oraz płci metrykalnej.
Konserwatyści mają jednak jakiś problem z akceptowaniem tego (przyjętego w nauce i medycynie) rozwiązania. Bardzo chcieliby, aby płeć przypisana przy urodzeniu towarzyszyła każdemu aż do grobu.
Taka też jest intencja rozporządzenia Trumpa. Zablokować możliwość korekty płci metrykalnej. Nie wiadomo po co
Wbrew często głoszonym przez prawicę opiniom, korekta płci nie jest procedurą łatwą. Wymaga lat obserwacji lekarskiej, diagnoz lekarzy różnej specjalności (np. psychiatry, seksuologa, endokrynologa), terapii hormonalnej przyjmowanej do końca życia, często operacji chirurgicznych, a na koniec przejścia przez procedury administracyjne i sądowe.
Nikt nie przechodzi przez te procedury z powodu zachcianki. Dzieje się to z powodu głębokiej wewnętrznej potrzeby. Z procesu korekty płci rezygnuje (zwykle na etapie terapii hormonalnej) zdecydowana mniejszość osób, które zdecydowały się na tranzycję.
Przegląd różnych badań na ten temat opublikowany w “Journal of Sexual Medicine” w 2024 roku określał ten odsetek między 1 a 9 procent, podobne szacunki podawał przegląd opublikowany w 2023 roku.
Dokonanej tranzycji żałuje niewielki odsetek, około 1-2 procent, twierdził przegląd badań opublikowany w “PRS Global Open” w 2021 roku.
Stosunek prawicy do kwestii korekty błędnie przypisanej płci jest nienaukowy i nacechowany ideologicznie. Nie ma żadnych dowodów na istnienie “trans lobby”, które rzekomo promuje transpłciowość lub nieuzasadnione tranzycje. Orientacji seksualnej ani transpłciowości nie da się “promować”, bo obie cechy są niezależne od ludzkiej woli.
Natura ma za nic nasze szufladki.
Tworzy osobniki, które mają męskie chromosomy i żeńskie narządy płciowe. I osobniki, które mają chromosomy męskie i żeńskie jednocześnie. Jak te sytuacje nazwiemy, to już nasz wybór.
Prof. Jacek Kubiak komentuje dla OKO.press: “Rozporządzenie Trumpa zaprzecza bardzo wielu faktom i osiągnięciom współczesnej biologii, genetyki, medycyny, psychologii, i seksuologii. Jest skonstruowane w taki sposób, aby ukryć rzeczywisty cel polityczny, którym jest utrudnienie funkcjonowania w społeczeństwie osobom, których płeć nie może być zdefiniowana w sposób jednoznaczny”.
“Tymczasem płeć jest dziedziczona w sposób wielogenowy, podobnie jak wzrost czy kolor skóry. Oznacza to, że w praktyce mamy zawsze do czynienia z całym spektrum fenotypów (czyli obserwowalnych i mierzalnych przejawów płci) pomiędzy dwoma ekstremami, którymi są pełna płeć żeńska i męska. Te pośrednie fenotypy, które wcale nie są tak rzadkie w całej populacji ludzkiej, widoczne są np. w postaci zmieniających się proporcji wielkości prącia lub łechtaczki, obserwowanych u poszczególnych osobników”.
“Trump mógłby równie dobrze zadekretować, że mamy tylko ludzi wysokich i niskich, a nie ma średniaków. Bardzo łatwo wyegzekwować to administracyjnie, wpisując do paszportu wzrost np. do 174 cm jako niski, a od 175 cm jako wysoki. To samo Trump robi w swoim dekrecie w kwestii płci. Tyle że nie proponuje robienia pomiarów wspomnianych wyżej narządów płciowych”.
Prof. Paweł Golik: „Jest swoistą ironią to, że rozporządzenie mające wszelkie znamiona denializmu nauki odwołuje się w tytule do »prawdy biologicznej«. Prezydent Trump odwołuje się do prostych reguł rozwoju cech płciowych, które sprawdzają się w większości przypadków – ale w wielu się nie sprawdzają, i biologia o tym od dawna wie. Ludzi, u których rozwój cech płciowych nie przebiega zgodnie z prostymi, szkolnymi schematami, jest 1-2%, czyli w skali USA są to miliony osób”.
I dodaje: „Rozporządzenie neguje dobrze udokumentowane przez psychologię i inne nauki społeczne rozróżnienie »sex« i »gender« (nawiasem mówiąc szkoda, że nie mamy takich dobrych i zwięzłych terminów w polszczyźnie), a także odmawia osobom trans prawa do przypisania płci zgodnego z ich identyfikacją. Tymczasem dysforia płciowa to zjawisko bardzo dogłębnie przez psychologię i neurobiologię zbadane – nie mniej realne niż komórki płciowe, o których mówi rozporządzenie”.
„Trump usiłuje, sposobem właściwym wszystkim populistom, przekonać swoich wyborców, że odbierając prawa mniejszościom, poprawi los większości, co oczywiście nie jest prawdą”.
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Komentarze