Można spotkać się z argumentem, że zachowania homoseksualne są nienaturalne, bo nie pozwalają na płodzenie potomstwa. Sęk w tym, że w toku ewolucji takie zachowania powstały i występują u tysięcy gatunków. I ma to sens z punktu widzenia ewolucji także
Czy zachowania homoseksualne są „nienaturalne”? Jeśli przez „nienaturalne” rozumieć „niewystępujące w naturze”, to ewidentna nieprawda. Zachowania homoseksualne stwierdzono u ponad półtora tysiąca gatunków zwierząt, donosili badacze w pracy opublikowanej w „Nature” w ubiegłym roku.
Są też dość częste u naczelnych. Opisano je bowiem u ponad 50 gatunków małpiatek i małp.
Może w takim razie „nienaturalne” w sensie „niepozwalające na płodzenie potomstwa”? To również nieprawda. Nawet jeśli uprawia się seks przeważnie z osobami (lub osobnikami) tej samej płci, nie wyklucza to możliwości kontaktu seksualnego z płcią przeciwną – ani spłodzenia potomstwa.
Zachowania homoseksualne występują u tysięcy gatunków zwierząt. Wiemy też, że ludzie miewają kontakty homoseksualne od tysięcy lat. Znamy zapisy o homoseksualnych cielesnych i emocjonalnych relacjach ze starożytnej Grecji, Rzymu czy Indii.
Przez tysiąclecia zmieniały się warunki środowiskowe, kulturowe i społeczne, więc to raczej nie one odpowiadają za istnienie pociągu do osób tej samej płci.
Czynnikiem warunkującym orientację seksualną mogłyby być geny.
Na pierwszy rzut oka genetyczny mechanizm orientacji homoseksualnej wydaje się bezsensowny. Osoby homoseksualne mogą mieć i miewają dzieci, lecz zdarza się to dużo rzadziej niż wśród osób heteroseksualnych. Jeśli taki gen istnieje, powinien zatem w populacji zaniknąć. Czasem określa się to mianem „paradoksu Darwina” – jak taki gen mógłby przetrwać?
W prosty sposób. Jeśli na przykład jakiś gen zwiększy płodność kobiet, a u ich potomków płci męskiej zwiększa szanse na orientację homoseksualną, to taki gen będzie się w populacji utrzymywać.
W pracy opublikowanej w „Proceedings of Royal Society B” dwadzieścia lat temu naukowcy twierdzili, że są na to częściowe dowody. Homoseksualni mężczyźni statystycznie częściej mają rodzeństwo.
Matki, których jeden z synów jest orientacji homoseksualnej, miewają statystycznie więcej dzieci.
W pracy opublikowanej „Science Advances” w tym roku natomiast badacze twierdzili, że skłonności biseksualne u mężczyzn statystycznie zwiększają ich płodność.
Są więc pewne „genetyczne tropy” orientacji seksualnej.
Przyczyny orientacji homoseksualnej od dawna były poszukiwane przez naukowców. Początki tych poszukiwań są jednak dość ponure. Odkrycie przyczyn miały pomóc w leczeniu homoseksualizmu – który w latach 50. i 60. ubiegłego wieku leczono głównie szkodliwą terapią awersyjną.
Gdy po raz pierwszy opublikowano „Diagnostyczny i statystyczny podręcznik zaburzeń psychicznych” (“Diagnostic and statistical manual of mental disorders”, w skrócie DSM) w 1968 roku, homoseksualizm wyszczególniono jako zaburzenie psychiczne.
Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatrów zagłosowało za usunięciem orientacji homoseksualnej z DSM w roku 1973. Nastąpiło to jednak dopiero w 1987 roku.
Światowa Organizacja Zdrowia, WHO, usunęła orientację homoseksualną z listy chorób (International Classification of Diseases, ICD) zawstydzająco późno, bo dopiero w 1991 roku.
W zasadzie dopiero od tego czasu badano orientację seksualną bez uprzedzeń. Co nie oznacza, że nie ogłaszano odkryć ocierających się o sensację.
W 1993 r. Dean Hammer ogłosił, że w zbadanych 40 rodzinach, w których dwaj bracia byli orientacji homoseksualnej, 33 braci posiada podobne geny w regionie Xq28 chromosomu X (pracę opublikowano w „Science”).
Późniejsze trzy przeglądy badań naukowych na ten temat stwierdziły, że geny te mają istotny, ale bynajmniej nie wyłączny wpływ na preferencje seksualne mężczyzn.
W 2014 roku opublikowano zaś badania wskazujące, że na orientację seksualną mogą mieć wpływ geny na dwóch chromosomach. Poza miejscem wskazanym w badaniach Hammera u 400 badanych homoseksualnych mężczyzn zlokalizowano też i drugie, na chromosomie 8.
Nie są to badania, które popierałoby środowisko gejów i lesbijek. I słusznie. Gdyby odkryto jakiś konkretny „gen homoseksualizmu” mogłoby to prowadzić do niedopuszczalnych etycznie praktyk – na przykład przymusowych badań genetycznych w krajach, gdzie homoseksualne zachowania są karalne. (W Egipcie można być porwanym z ulicy, uwięzionym i torturowanym za samo podejrzenie o bycie gejem lub lesbijką, opisuje „Human Rights Watch”).
Prawda jest jednak taka, że nie stwierdzono istnienia pojedynczego, konkretnego genu odpowiedzialnego za seksualność. Nie powinno to dziwić, bo prawdopodobnie takiego nie ma.
To jak to w końcu jest? Jest gen, czy go nie ma?
Nie ma konkretnego „genu wysokiego wzrostu”, a są jednak wysocy ludzie. Nie tylko wzrost, wiele cech jest dziedziczonych wielogenowo.
Są geny, które sprzyjają wystąpieniu pewnej cechy (na przykład wysokiego wzrostu), jednak efekt każdego z takich genów z osobna jest słaby (lub wręcz żaden). Dopiero „kupą waszmościowie”, wystąpienie kilku albo kilkunastu takich genów umożliwia powstanie danej cechy.
W przypadku wzrostu takich genów znaleziono kilkanaście tysięcy. To nie pomyłka. Wysoki wzrost jest skorelowany z różnymi wariantami aż 12 111 różnych genów. Choć przeważającą rolę odgrywa zapewne kilkaset z nich, nijak ma się to do obrazów z podręczników biologii, gdzie mieliśmy jeden gen odpowiadający jednej cesze.
Wiele wskazuje na to, że podobnie jest z orientacją seksualną. Duże badanie przeprowadzone na niemal pół milionie osób i opublikowane w 2019 roku w „Science” odkryło, że za orientację seksualną mogą odpowiadać warianty setek – a być może i tysięcy – różnych genów.
W dość licznych pod względem próby badaniach z 2021 roku (opublikowanych w „Nature Human Behavior”) biologowie ewolucyjni z australijskiego Queensland University pod kierunkiem Brendana Zietscha przedstawiali dość kontrowersyjne wnioski.
Wykorzystali dane z brytyjskiego Biobanku, amerykańskiego badania National Longitudinal Study of Adolescent to Adult Health oraz firmy 23andMe. Wybrali z tych badań prawie 480 tysięcy osób, które deklarowały, że przynajmniej raz uprawiały seks z osobą tej samej płci. Ich geny porównano z niemal 360 tysiącami osób, które (jak deklarowały) nigdy seksu z osobą tej samej płci nie uprawiały. W sumie analizie poddano geny ponad 800 tysięcy osób.
Heteroseksualnych badanych posegregowano według deklarowanej liczby partnerów lub partnerek. Ci, którzy deklarowali ich największą liczbę, mieli niektóre warianty genów występujące często u osób, które deklarowały seks z osobą tej samej płci.
Osoby heteroseksualne, ale posiadające geny związane z doświadczeniami homoseksualnymi, częściej były (w osobnej części badania) oceniane przez ankieterów jako fizycznie atrakcyjne.
Zietsch sugerował, że na atrakcyjność oraz na popęd seksualny – które w oczywisty sposób wpływają na liczbę partnerów – mogą mieć wpływ geny, które wpływają także na zachowania homoseksualne.
Nie wszyscy byli jednak przekonani. Wspominany już Dean Hammer twierdził, że badacze odkryli tylko warianty genów determinujące otwartość na nowe doznania. Dodał jednak, że uważał badania za cenne, bo nad orientacją seksualną prowadzi się mało badań dotyczących genetyki.
Ten genetyczny trop nie jest zresztą do końca trafiony, czego dowodzą bliźnięta (i prowadzone na nich badania).
Gdyby za orientację seksualną odpowiadały wyłącznie geny, to jednojajowe bliźnięta, które mają identyczny zestaw genów, zawsze miałyby taką samą orientację seksualną. Tak nie jest. Bracia bliźniacy homoseksualnych mężczyzn są także homoseksualni w około 20 do 50 procentach przypadków, wynika z różnych badań.
Oznacza to, że w kształtowaniu orientacji seksualnej geny mogą odgrywać pewną istotną rolę – jednak istotne są także czynniki środowiskowe. Środowiskowe oznacza przy tym „wszystko, co nie jest genami”. Począwszy od rozwoju płodowego, o czym za chwilę.
O to, czy ważniejsze są geny, czy środowisko, spór toczył się niemal cały XX wiek. A odpowiedź brzmi „to zależy”.
Geny odpowiadają prawdopodobnie za około 80 procent naszego wzrostu, wpływ środowiska, czyli głównie dieta w okresie dorastania, za resztę. Mamy niewielki wpływ na (jakże liczne) geny decydujące o wzroście.
W przypadku ogólnego stanu zdrowia i ryzyka różnych chorób mamy jednak wpływ znacznie większy. Możemy wyłączyć większość niekorzystnych genów, prowadząc zdrowy tryb życia.
Zaraz, wyłączyć geny? A jak najbardziej.
Geny mogą być wyłączane przez różne biochemiczne mechanizmy pod wpływem czynników ze środowiska. Te mechanizmy, w odróżnieniu od genetycznych, nazywa się epigenetycznymi (od gr. epi – oznaczającego „ponad”). Najpowszechniejszym mechanizmem epigenetycznym wyciszającym geny jest dołączenie do nich grupy metylowej (składającej się raptem z czterech atomów: -CH3).
Na przykład geny zwiększające ryzyko wielu chorób można wyłączyć dzięki zdrowej diecie czy wysiłkowi fizycznemu, które sprawiają, że w organizmie pojawiają się na takich genach odpowiednie „wyłączniki”.
Wróćmy jednak do orientacji seksualnej.
W 2015 roku Tuck Ngun z University of California w Los Angeles (UCLA) na konferencji Amerykańskiego Stowarzyszenia Genetyków stwierdził, że jego zespół odkrył pięć miejsc w ludzkim genomie, na których znajdują się charakterystyczne dla orientacji homoseksualnej wzorce metylacji. Oraz że potrafi takie markery warunkujące orientację seksualną identyfikować.
Skuteczność takiego testu była jednak niewielka, bo trafiał tylko w dwóch przypadkach na trzy, pozostawiając 33 procent błędnych wskazań. Ngunowi zarzucono także błędy metodologiczne. Sprawa przycichła.
Jednak od lat 90 ubiegłego wieku wiadomo z badań, że prawdopodobieństwo orientacji homoseksualnej syna rośnie z każdą kolejną ciążą matki mniej więcej o jedną trzecią, co wskazywałoby właśnie na mechanizmy epigenetyczne, a nie same geny orientacji seksualnej. Zjawisko to nazwano „efektem kolejności narodzin”.
Efekt ten potwierdzono także w dużych badaniach, których wyniki opublikowano w 2011 roku w „The Journal of Sex Research”. Przyniosły też nieoczekiwany wynik.
Otóż efekt kolejności narodzin dotyczy nie tylko mężczyzn. W badaniu tym rozpatrywano pary jednopłciowe żyjące w formalnych związkach i okazało się, że żyjące w nich kobiety również mają statystycznie więcej braci niż kobiety hetero.
Orientacja homoseksualna mężczyzn i kobiet jest nienaturalna, bo takie związki nie mogą mieć potomstwa. Homoseksualizm jest wynikiem zmian w genach
Ten zwrot akcji był pewnym ciosem w hipotezę zwaną immunologiczną. Sądzono bowiem, że za „efekt kolejności narodzin” odpowiada reakcja układu odpornościowego matki na komórki z męskim chromosomem Y. Ta odpowiedź immunologiczna mogłaby wpływać na kształtowanie się orientacji seksualnej męskiego potomka – właśnie przez wspomniane czynniki epigenetyczne.
Rzeczywiście, w badaniu z 2017 roku stwierdzono, że u matek, których synowie są gejami, jest więcej takich przeciwciał przeciwko męskim komórkom. Więcej niż u kobiet, których synowie są hetero i więcej niż u kobiet bezdzietnych.
Odkrycie, że „efekt kolejności narodzin” dotyczy także dzieci płci żeńskiej, oznacza jednak, że może nie chodzi wcale o reakcję organizmu matki na płód płci męskiej. Być może chodzi o płód w ogóle – niezależnie od jego płci.
Taki mechanizm ma z pozoru niewielki biologiczny sens. Matka nie ma zbyt wielu korzyści z tego, że jej dziecko jest statystycznie częściej homoseksualne. Z drugiej strony, jeśli rozpatrywać to w szerszym kontekście, nic też na tym nie traci. Dziecko może pomóc w wychowaniu sióstr i braci (oraz siostrzenic, siostrzeńców, bratanic i bratanków), które także mają (statystycznie) połowę matczynych genów.
Mimo postępu genetyki (i epigenetyki) całość biologicznych podstaw orientacji seksualnej jest na tyle złożona, że nadal umyka nauce.
Wiadomo, że takie biologiczne podstawy istnieją, ale nikomu nie udało się ich dotychczas całkowicie rozszyfrować. I być może nie ma to nawet sensu, jeśli w grę wchodzą tysiące różnych genów oraz możliwość ich wyłączania przez mechanizmy epigenetyczne.
“Jest jasne, że ludzkie zachowania seksualne i reprodukcyjne są dyktowane w dużej mierze przez kulturę. Poszukiwanie ich w genach jest zadaniem graniczącym z niemożliwością” – twierdziła (komentując badania Zietscha) Julia Monk, biolog ewolucyjny z Yale University.
Badania biologów nad orientacją seksualną mają też najczęściej jedno poważne ograniczenie. W przeważającej mierze dzielą badanych ludzi na dwie kategorie, hetero- i homoseksualnych, czasem dodając kategorię trzecią, biseksualnych.
To niezmiernie ułatwia zbieranie danych i analizę wyników – ale też wiadomo, że jest uproszczeniem. Bardzo dużym uproszczeniem, co wiemy dzięki pionierskim badaniom Alfreda Kinseya sprzed 75 lat.
Według badań Kinseya opublikowanych w 1948 roku przynajmniej jedno doświadczenie seksualne z drugim mężczyzną ma ponad jedna trzecia (37 proc.) mężczyzn. Z tych samych badań wynikało również, że co dziesiąty utrzymuje głównie kontakty seksualne z mężczyznami.
Jak można sobie wyobrazić, w owym czasie badania te wzbudziły głównie szok i niedowierzanie. Były później wielokrotnie kwestionowane ze względu na ich metodologię, głównie nieprzypadkowy dobór próby. Kinsey w swoich badaniach bowiem uwzględnił między innymi więźniów w większej proporcji, niż statystycznie jest ich w całej populacji.
Trzy dekady później, w 1979 roku, Gebhard i Johnson oczyścili dane Kinseya z niereprezentatywnych grup. I okazało się, że niemal nic to nie zmieniło. Wyszło im, że przynajmniej jedno doświadczenie seksualne z mężczyzną ma za sobą 36,7 procent mężczyzn. Kontakty seksualne głównie z mężczyznami utrzymuje zaś 9,9 procent mężczyzn.
Mimo tych wyników – niemal identycznych z oryginalnymi badaniami – kontrowersje dotyczące tych liczb nie ustały. Badania Kinseya nadal bywają podważane.
Bez wątpliwości zasługą Kinseya jest to, że pytał o (względną) częstość seksu z tą samą płcią (na tle seksu z płcią przeciwną). Czyli umieszczał badanych na skali, na której zero oznacza utrzymywanie wyłącznie stosunków heteroseksualnych, sześć zaś wyłącznie homoseksualnych. Między nimi zaś rozpościerało się całe spektrum zachowań pośrednich.
Kinseyowi zawdzięczamy rozpowszechnienie wiedzy o tym, że ludzka orientacja seksualna nie jest zero-jedynkowa. (Uwzględnił też na skali odpowiedź X – brak kontaktów seksualnych lub pociągu płciowego). Stanowi pewne spektrum. Są ludzie, których pociąga tylko jedna płeć, ale jest całkiem sporo ludzi, których pociągają, w różnym stopniu, obie.
“Żywy świat jest kontinuum w każdym swoim aspekcie. Im szybciej przyswoimy to odnośnie do ludzkich zachowań seksualnych, tym szybciej osiągniemy solidne zrozumienie natury seksu” – pisał.
Gdy w 2021 roku Ipsos przeprowadził ankietę w 27 krajach na wszystkich kontynentach, jako osoby heteroseksualne określiło się tylko 80 procent respondentów. Jako aseksualne (nieodczuwające pociągu płciowego w ogóle) określiło się 1 proc. badanych, jako homoseksualne określiło się 3 proc. respondentów, jako biseksualne 4 proc.
W tym samym badaniu aż 11 procent odmówiło odpowiedzi lub odpowiedziało “nie wiem”. Bo orientacja seksualna nie musi być prostą sprawą.
Na przykład, gdy badani są mężczyźni, około 93 procent określa się jako całkiem heteroseksualni, a jako homoseksualni około 2 procent. Do stu procent brakuje zazwyczaj około pięciu punktów procentowych.
Są to mężczyźni, którzy utrzymują kontakty seksualne z innymi mężczyznami w różnym stopniu. Jednak większość z nich zupełnie nie identyfikuje się jako homoseksualni. W literaturze często określa się ich jako MSM, “mężczyźni utrzymujący kontakty seksualne z mężczyznami”.
Kobiety znacznie częściej podejmują próby kontaktów seksualnych z tą samą płcią, ale też czterokrotnie rzadziej niż mężczyźni określają się jako wyłącznie homoseksualne, natomiast znacznie częściej zaś jako biseksualne – tak opisuje się nawet co dziesiąta kobieta.
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Komentarze