0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot: KCPUFot: KCPU

2 października 2024 roku ministra zdrowia Izabela Leszczyna poinformowała na portalu X, że przyjęła rezygnację dr. Piotra Jabłońskiego – dyrektora Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom i odwołała go z zajmowanego stanowiska. To efekt burzy, jaka rozpętała się po wprowadzeniu do sprzedaży saszetek z alkoholem Voodoo Monkey.

Portal Rynek Zdrowia poinformował, że dyrektor sam podał się do dymisji, ale miała to być reakcja „wymuszona”, w związku z aferą z alkotubkami.

W sprawę zaangażował się premier Donald Tusk, który oświadczył, że „osoby, które do tego dopuściły, mogą spodziewać się konsekwencji”.

Przeczytaj także:

Dr Piotr Jabłoński dość długo nie chciał rozmawiać z mediami. Ostatecznie zdecydował się na udzielenie dwóch wywiadów – jednego z nich OKO.press. Pytamy w nim o kulisy dymisji, a także w jakiej rzeczywistości żyjemy dziś w Polsce, jeśli chodzi o alkohol i co zrobić, by Polacy pili mniej i nie niszczyli sobie w ten sposób zdrowia.

Sławomir Zagórski, OKO.press: Mógłby pan już „na zimno” opowiedzieć co zdarzyło się w kwestii alkotubek?

Dr Piotr Jabłoński*: Nie jest to ciągle jeszcze dla mnie sprawa zamknięta i taka, o której mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że mam do niej dystans.

Milczałem w tej kwestii, gdyż uważałem, że ważniejsze jest zapewnienie spokojnego funkcjonowania Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom, bez wciągania w konflikt moich koleżanek i kolegów. Ale ponieważ pojawiły się głosy, które obarczają mnie odpowiedzialnością za alkotubki, zdecydowałem się przerwać milczenie.

Uważam, że nie miałem żadnego wpływu na to, jak potoczyła się ta sprawa. Byłem jedną z osób, które wskazywały, że tego typu działalność jest w Polsce legalna i w związku z tym należałoby coś z nią zrobić.

Uważam, że zostałem potraktowany w sposób nieprofesjonalny, nieetyczny. Bardzo mi ciężko o tym mówić.

Nigdy nie było takiej rozmowy

Kiedy po raz pierwszy dowiedział się pan o alkotubkach?

To był czerwiec tego roku, a może wcześniej. Centrum dostało tylko jedno pismo w tej sprawie. Zwróciła się do nas Izba Skarbowa z pytaniem, czy tego typu opakowania są w Polsce legalne. Odpowiedzieliśmy, że są. Nie mogliśmy udzielić innej odpowiedzi.

Natomiast, kiedy rozmawialiśmy np. z mediami, wskazywaliśmy, że to może rodzić różnego rodzaju problemy. Może być niebezpieczne ze względu na skojarzenia z musami, napojami przeznaczonymi dla dzieci.

Nikt nie przedstawił nam wzoru, jak ma wyglądać produkt. Jaka ma być kolorystyka, grafika. Nie wiedzieliśmy, że to będzie aż tak nawiązywać do produktów przeznaczonych dla dzieci. Niezależnie od tego uważaliśmy, że w Polsce trzeba zmienić prawo i zabronić tego typu działań.

Wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny, wypowiadając się w mediach, stwierdził, że „działalność Centrum w ostatnim czasie była nieco za słaba i pan dyrektor się z tym zgodził”.

To nieprawda.

Spotkałem się ponad tydzień temu z panem ministrem Koniecznym i powiedziałem, że nigdy takiej rozmowy nie było. Nigdy nie padły między nami słowa, że aktywność Krajowego Centrum w ostatnich miesiącach była mniejsza, niż powinna. Nie mogłem więc zgodzić się z takimi słowami, bo one nie padły. Ale nawet gdyby padły, też bym się z nimi nie zgodził, bo one nie odzwierciedlałyby stanu rzeczywistego.

Jaka była reakcja wiceministra?

Przyjął moją wypowiedź do wiadomości. Nie toczyliśmy sporu o to, co kto powiedział i jak.

Dla mnie w każdym razie te słowa zabrzmiały niesprawiedliwie, fałszywie i dlatego zareagowałem zarówno w mediach, jak i potem w rozmowie z panem ministrem.

Wymuszona dymisja

Może pan zdradzić, w jaki sposób doszło do pana dymisji? Rynek Zdrowia poinformował, że była to „dymisja wymuszona”.

Te słowa najlepiej oddają atmosferę i przebieg tamtego spotkania.

Jak już wspomniałem, nie chciałem wciągać instytucji, z którą ciągle czuję się związany, w długotrwałe spory. Gdybym nie przyjął proponowanych rozwiązań, musiałbym je zaskarżyć do sądu pracy. Sprawa ciągnęłaby się. Musiałbym wzywać świadków.

Uznałem, że skoro tak mnie potraktowano po 25 latach pracy, to znaczy, że ja już nie mam czego szukać w ministerstwie.

Ale niech pan spojrzy naokoło. Czy ktoś nas pytał o zdanie, jak rozpowszechniano alkohol w małych opakowaniach? Czy ktoś nas pytał o alkotubki? O lody? Czy ktoś interesuje się tym, że od lat na półkach sklepowych, w zasięgu wzroku rodziców i dzieci, stoją pralinki, czekoladki i różnego rodzaju słodycze z alkoholem? Czy naprawdę problem nadmiernego, niebezpiecznego wzoru używania alkoholu w Polsce tkwi w alkotubkach?

Na pewno nie. Takie jest moje głębokie przekonanie.

Ponieważ jednak sprawa obudziła emocje, sam premier zapowiedział przed kamerami, decyzje personalne. Podejrzewam, że w ministerstwie odbyła się szybka narada, kto ma zapłacić głową i padło na pana.

Chyba nic więcej nie da się dodać.

Decyzje są nieodwracalne

Może pan zdradzić szczegóły swojej ostatniej rozmowy z wiceministrem Koniecznym? Władze z pewnością zorientowały się, że to nie była właściwa decyzja, ale politykom trudno przyznać się do błędu.

Rozmowa dotyczyła przyszłego funkcjonowania Centrum. Zadań, jakie przed nim stoją, zapewnienia ciągłości ich realizacji, a także pewnych koncepcji na przyszłość, jak KCPU ma się rozwijać.

Myślę, że obie strony są świadome, że decyzje co do mojej osoby są nieodwracalne.

Nie wyobrażam sobie, żeby osoby kierujące ministerstwem były w stanie przyznać się do błędu, nawet jeśliby uznały, że błąd popełniły. To się chyba w Polsce nie zdarza.

I żadna petycja tu nie pomoże? W pana obronie podpisało się blisko 6 tys. osób.

Ta petycja i liczne protesty, które składały różnego typu organizacje, to jedna z moich motywacji do przerwania ciszy. Jedna – to fałszywe oskarżenie mnie o zaniedbania. A druga – to, że chcę podziękować tym wszystkim osobom, które mnie wsparły w trudnym dla mnie czasie.

To, co mogę zdradzić z rozmów, które prowadziłem z przedstawicielem ministerstwa, to że powiedziałem, i mówię to wszędzie: „Uważam, że zostałem skrzywdzony. Potraktowany nieuczciwie i niesprawiedliwie”.

Ale to, co dostałem od ludzi, ten poziom wsparcia, poziom solidarności ze mną, to wartość, której nie jestem w stanie opisać słowami. Każdemu człowiekowi w kryzysie i każdemu człowiekowi skrzywdzonemu czy źle potraktowanemu, życzyłbym takiego wsparcia, takiej solidarności i zrozumienia.

Każda passa ma swój koniec

Załóżmy jednak, że dzwoni do pana wiceminister, mówiąc: „Przepraszamy. Pomyliliśmy się, potraktowaliśmy pana niesłusznie”. Byłby pan skłonny wrócić?

Tak.

Nie pytam pana o sympatie polityczne, jednak przykre, że spotyka to pana za czasów tego rządu.

I dobrze, że pan nie pyta, bo nie odpowiedziałbym.

Chciałbym zwrócić uwagę, że zajmuję to czy podobne stanowisko, bo przedtem dyrektora Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii, od 1999 roku. Współpracowałem z AWS, z Lewicą, z PiS, z PO, potem znowu z PiS-em, z różnymi rządami i zawsze uważałem, że moim zadaniem jest mówić ministrom, to, co wynika z mojej najlepszej wiedzy i przekonań, co jest właściwe, co powinniśmy robić.

Natomiast potem nadchodzi czas na decyzje polityczne, na które mam już mniejszy wpływ, albo – jak widać – żaden.

Starałem się zawsze, żeby instytucje, którymi kierowałem, a przede wszystkim problematyka, którą się zajmowałem – uzależnienia, narkotyki, alkohol, zdrowie publiczne – były rozpatrywane z punktu widzenia interesu społecznego, a nie interesów politycznych.

Jakiś czas mi się udawało. Każda passa ma swój koniec. Nawet najlepsza.

Liczą się tylko ludzie

Czasami złą decyzję udaje się cofnąć. Opisywaliśmy protesty po decyzji o zamknięciu oddziału dziennego podjętą przez dyrekcję Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Minister Leszczyna mówiąc „pacjenci są najważniejsi”, kazała utrzymać istnienie oddziału.

Nawiązując do tego, że pacjenci są najważniejsi, przez lata starałem się tak postępować. Zawsze powtarzałem slogan: „Po pierwsze ludzie”. Oni są najważniejsi.

A teraz zmodyfikowałem go na: „Liczą się tylko ludzie”. Nie „po pierwsze”, ale „wyłącznie oni”.

To, co jesteśmy w stanie robić dla innych, jest najważniejsze. A już w branży, w której się poruszamy, czyli ochrona zdrowia, bezpieczeństwo, poprawa jakości życia, stworzenie drugich i trzecich szans dla tych, którzy są czasami bezradni wobec nałogu, nie ma rzeczy ważniejszych.

Cieszę się, że pewne błędne decyzje udaje się cofnąć. Sądzę, że to nie ma zastosowania do mojej sytuacji. Potrzebny był kozioł ofiarny, znaleziono kozła ofiarnego.

Na pana pytanie o moim ewentualnym powrocie, odpowiedziałem krótko „tak”. Z tym, że to nie jest kwestia, czy bym wrócił, czy nie wrócił. Ważne byłoby na jakich warunkach. Ale tych warunków nie będzie. I wszyscy już o tym wiemy.

Profilaktyka i leczenie to za mało

Panie doktorze, w jakiej rzeczywistości żyjemy dzisiaj w Polsce, jeśli chodzi o alkohol.

Myślę, że sytuacja jest unikatowa.

Przez lata konsumpcja alkoholu w Polsce per capita rosła. Bogaciliśmy się, rosła dostępność ekonomiczna alkoholu. Za to, co zarabiamy dzisiaj, możemy kupić nieporównywalnie większe ilości alkoholu niż dawniej.

Rosła też dostępność geograficzna.

Ilość punktów sprzedaży w tej chwili osiągnęła poziom jeden punkt na trzystu mieszkańców.

Informacje o ludziach, którzy piją szkodliwie, populacji osób uzależnionych, – te statystyki też rosną. I poza, przepraszam, że użyję tego określenia, „gorzkimi żalami”, że coś takiego się dzieje, nie wydarzyło się NIC. Żadnego kozła ofiarnego tu nie znaleziono.

Dzisiaj mamy nieco inną sytuację. Po raz pierwszy od dawna konsumpcja alkoholu spada. Spada drugi rok z rzędu i osiągnęła poziom sprzed lat osiemnastu. Tak dobrej sytuacji, tak dobrego trendu, nie mieliśmy od dawna.

Zaczęły zmieniać się postawy społeczne. Lata edukacji publicznej, profilaktyki, tłumaczenia ludziom, że nie ma bezpiecznej ilości alkoholu, to zaczęło się przebijać do świadomości społecznej.

To nie jest jeszcze wielki trend, ale widać go w wybranych grupach społecznych. Pojawia się np. wśród młodych ludzi.

Po raz pierwszy od lat widać u nich spadek zainteresowania czy może raczej spadek sięgania po alkohol. Towarzyszy temu, co może być potwierdzeniem tych trendów, np. wzrost sprzedaży piwa bezalkoholowego.

Powinniśmy wykorzystać te trendy społeczne, dlatego że każdy socjolog, każdy psycholog społeczny, wie, że jeśli pojawia się jakiś trend społeczny, to zwykłe działania socjotechniczne, polityczne, nie przynoszą efektu, jaki byśmy chcieli. Natomiast jeśli trendy społeczne się zmieniają, jest bardzo duża szansa na wzmocnienie tej zmiany. Tak było np. w przypadku palenia papierosów.

Teraz mamy unikatową sytuację z alkoholem i powinniśmy zrobić wszystko, żeby te trendy wzmocnić. Myślenie, że problem uzależnienia, szczególnie od alkoholu, możemy rozwiązać poprzez profilaktykę, a przede wszystkim poprzez leczenie osób, które piją szkodliwie lub są uzależnione, jest absolutnie błędne.

Leczenie to działanie konieczne, niezbędne dla niesienia pomocy, ale żeby skutecznie walczyć z problemem alkoholu, trzeba kilku rzeczy.

Co trzeba zrobić w kwestii alkoholu

Może je pan wymienić?

One są znane od lat. Były do znudzenia powtarzane przez Państwową Agencję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Są na wszystkich stronach Światowej Organizacji Zdrowia i od kiedy powstało, promuje je Krajowe Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom.

To jest zmniejszenie dostępności ekonomicznej alkoholu, a więc podniesienie jego ceny. Ograniczenie ilości punktów sprzedaży, ograniczenie dostępu do alkoholu.

To jest kwestia reklamy, szczególnie trafiającej do młodych ludzi. To również kwestia zakazu promocji alkoholu, ponieważ poprzez promocję omijane są różnego rodzaju bariery i alkohol można kupować w niektórych sieciach poniżej cen rynkowych.

Dalej – kwestia handlu alkoholem w Internecie, która powinna być jednoznacznie rozstrzygnięta. Nie żadne myślenie o tym, jak chronić młodych ludzi przed handlem alkoholem w Internecie. Po prostu tego handlu powinno nie być.

Uważam, że prohibicja nocna powinna przestać być fakultatywna, tylko powinna być obligatoryjna.

Handel alkoholem na stacjach benzynowych powinien być całkowicie zakazany, to jest nieporozumienie. Proszę zobaczyć, ile nieszczęść w Polsce zdarza się ze względu na wypadki komunikacyjne powodowane przez osoby pod wpływem alkoholu.

To wszystko są rzeczy, które wymagają decyzji nie profilaktyków, nie lekarzy, nie psychoterapeutów uzależnień, tylko decyzji politycznych. Wymagają twardych działań.

Myślę, że w ostatnim czasie przemysł alkoholowy zorientował się, że coś się zaczęło zmieniać na tej scenie. I stąd nowe produkty w postaci alkotubek czy lodów z alkoholem, a także odświeżenie dyskusji o dostępie do alkoholu w Internecie.

Ważne, żeby właśnie teraz politycy dostrzegli tę pozytywną zmianę. I to, jaką mamy niepowtarzalną szansę, której nie mieliśmy od lat.

To nie jest nawoływanie do prohibicji, tylko do racjonalnej polityki alkoholowej. A nie tylko reagowania w momentach, kiedy pojawią się paski w telewizji albo wydarzy się jakieś nieszczęście, o którym potem zapominamy i wracamy do codzienności.

Dlaczego z narkotykami się udało

Ustawę o wychowaniu w trzeźwości uchwalono w Polsce 42 lata temu. Dlaczego, mimo, że prawdy, o których pan mówi, są znane od lat, decyzje polityczne nie zapadły wcześniej?

Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.

Nie chcę się zasłaniać swoją historią, ale przez 22 lata zajmowałem się problematyką uzależnienia od narkotyków. Polska w ograniczaniu problematyki narkotykowej odniosła sukces. Można go zawsze zanegować, wyciągając pojedyncze fakty, ale jak spojrzymy na statystyki, to w porównaniu z większością krajów, chociażby Unii Europejskiej, odnieśliśmy w polityce narkotykowej sukces. Dlatego, że z jednej strony jest to substancja nielegalna i nie ma żadnego lobby, które by sprzyjało rozwojowi dostępu do narkotyków. A jeśli ono jest, to jest również nielegalne, bo kreowane przez świat przestępczy.

Ponadto w przypadku narkotyków zdobyto się na odważne decyzje polityczne, które wcześniej były – wydawało się – niemożliwe. My np. w Krajowym Biurze ds. Przeciwdziałania Narkomanii przez lata mówiliśmy, żeby załączniki do ustawy, które mówią o tym, jakie substancje w Polsce są nielegalne, przenieść z ustawy do rozporządzenia ministra zdrowia. Bo przecież dopalacze pokazały to gonienie za króliczkiem. Delegalizujemy jedną substancję, a na jej miejsce za chwilę pojawiają się nowe.

Również kwestia tego, żeby delegalizować obrót całymi grupami substancji, a nie tylko poszczególnymi substancjami. Przez lata twierdzono, że to niemożliwe, a jednak się udało.

Więc można było podjąć twarde decyzje polityczne. Można było wcześniej nawet zaakceptować redukcję szkód, która rodziła wiele kontrowersji. Niektórzy do dzisiaj mówią, że podejście związane z redukcją szkód jest nie do końca etyczne. Ale te działania pozwoliły opanować sytuację narkotykową, nawet w tym najgorszym momencie kryzysu dopalaczowego w 2015 roku.

Tymczasem w przypadku alkoholu cały czas działa niezwykle silne lobby przemysłu alkoholowego, dbające o to, by jego interesy nie były naruszane.

Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, chociaż coraz częściej o tym mówimy, że dochody, jakie osiąga państwo z akcyzy, z handlu alkoholem, są nieporównywalnie niskie w stosunku do szkód, które powoduje nadmierna, niekontrolowana konsumpcja alkoholu w naszym kraju.

Ale jeszcze raz powtórzę, żeby tę sytuację zmienić, nie możemy myśleć, że uda się to zrobić poprzez profilaktykę i leczenie. Konieczne są decyzje polityczne, które zmienią ten obraz i ustawią właściwie priorytety. Najpierw ochrona ludzkiego zdrowia, a dopiero potem przyglądanie się, jak to ma wyglądać z punktu widzenia biznesowego.

Alkohol jest ważnym elementem naszego życia, naszej kultury, ale też nie jest produktem niezbędnie potrzebnym i wymagającym aż tak silnej ochrony.

On nie zniknie. Musimy tylko ucywilizować ten obszar. A firmy, które zajmują się tym biznesem, nie upadną.

Może będą miały trochę mniejsze dochody. Może będą musiały zainwestować w produkty wolne od alkoholu.

Ustanowienie tego, że powinniśmy w pierwszym rzędzie zadbać o zdrowie publiczne, to najważniejsze zadanie w dzisiejszych czasach.

Nocna prohibicja

Mówi pan o ważkim miejscu alkoholu w naszej kulturze. Są oznaki, że zaczynamy podchodzić do tego inaczej?

Mówiłem o dostępności terytorialnej. Proszę zauważyć, że przez lata prohibicja nocna była bardzo mało popularna. A teraz coraz więcej lokalnych władz w to idzie. Nawet Warszawa przeprowadziła bardzo szerokie konsultacje społeczne w tej kwestii. Doświadczenia innych miast, Krakowa chociażby, co się wydawało – jak to, stolica turystyki polskiej? – pokazują, że da się.

To również pokazuje zmianę nastawienia. Ludzie coraz częściej myślą o prohibicji nocnej nie tylko w kategoriach zdrowotnych, ale także bezpieczeństwa, interwencji policji, wyjazdów karetek, przestępczości, nawet tej drobnej, chuligaństwa związanego z zakłócaniem ciszy nocnej, niszczeniem mienia.

Kolejna kwestia. Przez lata PARPA, a potem KCPU, jak ten piszący na Berdyczów, wysyłały pisma do prokuratury w sprawie niedozwolonej reklamy alkoholu. Koleżanka, która kieruje działem prawnym w KCPU, mówiła mi, że na ok. sto pism do prokuratury, dosłownie na palcach jednej ręki można było policzyć te, które wzbudziły zainteresowanie urzędu. Większość wracała z adnotacją: „Brak stwierdzenia przestępstwa” albo „Brak argumentacji, by wszcząć postępowanie”.

Tu jednak dokonała się zmiana i obecnie w większości przypadków prokuratury badają sprawy i wdrażają postępowania.

Pyta pan o zmianę nastawienia. Nie twierdzę, że nasze społeczeństwo odwróciło się od alkoholu, bo to nieprawda, ale zaczyna zachowywać się bardziej racjonalnie. Przynajmniej niektóre jego grupy zaczynają widzieć w alkoholu substancję, która zagraża ich zdrowiu, bezpieczeństwu.

Te trendy świadczą o tym, że jest przestrzeń, by wprowadzić ograniczenia w dostępności do alkoholu. Są badania międzynarodowe, które mówią np. o tym, że ograniczenie dostępu do alkoholu w postaci prohibicji nocnej mogłoby zmniejszyć ilość skonsumowanego alkoholu per capita rocznie o ponad litr. Myślę, że warto się nad tym pochylić.

Szybkie, twarde decyzje polityczne

Zespół, którym pan kierował, przygotował raport, co trzeba zrobić w Polsce w kwestii alkoholu. Został on przekazany Ministerstwu Zdrowia w zeszłym roku. A nowej ustawy jak nie było, tak nie ma.

Przez lata słyszałem, że w narkotykach, udało się pewne rzeczy zrobić, a w alkoholu nie, bo ministerstwo było niechętne. To jeszcze za czasów PARPA.

Zdaję sobie sprawę, że problemy zdrowia publicznego, a przede wszystkim problemy uzależnień, nie są priorytetem dla wielu instytucji. Ale myślę, że w ministerstwie pojawiła się już świadomość, że uzależnienia w całej swojej złożoności – mówię tu o alkoholu, narkotykach, nowych substancjach psychoaktywnych, zwanych popularnie dopalaczami, a także lekach przyjmowanych bez zleceń – to olbrzymie zagrożenie nie tylko dla zdrowia psychicznego, ale także somatycznego.

Oczekiwałbym bardziej dynamicznych decyzji w tej kwestii. Zdaję sobie też sprawę z tego, że decyzje te są często – nie chcę powiedzieć blokowane – ale opóźniane poprzez stronę, która czerpie zyski z produkcji i handlu alkoholem.

Dlatego jeszcze raz podkreślam, że żeby polityka ochrony zdrowia publicznego była skuteczna, musi się opierać o jednoznaczne, szybkie i twarde decyzje polityczne. Tak szybkie i twarde, jak były chociażby w stosunku do mojej osoby.

Potrzebna nowa ustawa

Miejmy nadzieję, że w końcu doczekamy się nowej ustawy. Nie obawia się pan, że jak przyjdzie co do czego, przepisy mogą okazać się łagodniejsze, niż chcieliby eksperci? Żeby wyglądało, że dbamy, ale tak naprawdę niewiele się zmieni.

Takie niebezpieczeństwo istnieje. Kiedy problem zniknie z pasków telewizji i pola zainteresowania dziennikarzy, sprawa może znowu przyschnąć na jakiś czas.

Uważam, że potrzebna jest dyskusja na temat całości problematyki uzależnień. To nie jest tylko kwestia alkoholu i narkotyków. Trzeba również uregulować sprawy związane np. z tytoniem, a raczej z paleniem, bo to nie zawsze dotyczy nikotyny. Ani Krajowe Centrum, ani żadna inna instytucja w Polsce dziś się tym nie zajmuje. Tu również mieliśmy okres krótkotrwałego zainteresowania i sprawa przycichła. A to kwestia, którą trzeba bardzo szybko rozwiązać, ponieważ ona wpływa na całe spektrum problemów związanych z uzależnieniami.

To samo dotyczy wzrostu popularności syntetycznych opioidów, fentanyli. Musimy się do tego przygotować.

W Polsce do tej pory dawaliśmy sobie z tym radę, ale to nie znaczy, że w najbliższej przyszłości nie będzie wzrastał problem syntetycznych opioidów. Z punktu widzenia policji, Centralnego Biura Śledczego, nie ma jeszcze problemów z fentanylami, ale np. były już konfiskaty po kilka, kilkanaście tysięcy pastylek oksykodonu, więc to wkracza na nasz rynek.

Dotychczasowe ustawy i o wychowaniu w trzeźwości, i przeciwdziałaniu narkomanii powstawały w różnych warunkach, posługują się różnymi siatkami pojęciowymi, często sprzecznymi. W latach 80. świat alkoholu i narkotyków nie przenikały się. A dziś mamy do czynienia z politoksykomaniami, uzależnieniami od różnych substancji psychoaktywnych, połączonych jeszcze często z uzależnieniami behawioralnymi. Bo ci, którzy są uzależnieni behawioralnie, chociażby od gier czy hazardu, sięgają po substancje stymulujące. To często jest jeszcze połączone z kwestiami przemocy.

Dlatego myślenie o tym, że potrzebna jest nam kolejna ustawa, która będzie dotyczyła tylko jednego sektora, jest moim zdaniem nieuzasadnione. Trzeba absolutnie przygotować nową ustawę o przeciwdziałaniu uzależnieniom w Polsce i na jej podstawie opracować syntetyczną strategię.

Działania samorządów

A czy np. takich spraw, jak chociażby nocna prohibicja, nie można by załatwić rozporządzeniem, bez czekania na ustawę?

Jestem wielkim fanem samorządności w Polsce, a szczególnie fanem w kwestii uzależnień.

To nasze samorządy często były prekursorem nowego podejścia. Zanim zmieniono prawo, zanim powstało Krajowe Centrum Przeciwdziałania Uzależnień, prawie połowa gmin w Polsce przestała się bawić w osobne strategie alkoholowe i narkotykowe i zaczęła przyjmować takie właśnie programy przeciwdziałania uzależnieniom.

Mówiłem wcześniej, że prohibicja nocna powinna być obligatoryjna. Ale akurat w tej sprawie robiłbym to na spokojnie i w kontakcie z samorządami. Moim zdaniem widać coraz bardziej racjonalne, prozdrowotne podejście samorządów do tej kwestii. Trzeba więc kontynuować to, co robi Krajowe Centrum, czyli utrzymywać bliski kontakt z samorządami, szkolić członków samorządów, wydawać rekomendacje, żeby sprzyjać tym racjonalnym działaniom.

Zmiana ustawy i napisanie nowego prawa, może trwać długo. Ale mamy też takie doświadczenia w Polsce, że jeśli coś jest przedmiotem zainteresowania polityków i jest sprawą ważną, można załatwić to bardzo szybko.

Więc warto byłoby, żeby nasze władze uznały problem uzależnień, a szczególnie kwestię dotyczącą alkoholu, za jeden z priorytetów polityki, nie tylko zdrowotnej, ale generalnie polityki społecznej w Polsce. Danie tu zielonego światła przyspieszyłoby maksymalnie przygotowanie takiego prawa.

Eksperci, fachowcy dokładnie wiedzą co zawrzeć w nowych rozwiązaniach. To nie jest żadna wiedza tajemna. Mówimy o tym od lat. Naprawdę można to szybko zrobić.

*Dr n. med. Piotr Jabłoński: specjalista zdrowia publicznego, były wieloletni dyrektor Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii, dyrektor Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom, międzynarodowy ekspert w zakresie uzależnień, odznaczony medalem „Pro Merito” za dokonania na stanowisku przewodniczącego Grupy Pompidou przy Radzie Europy w latach 2006-2010.

;
Na zdjęciu Sławomir Zagórski
Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Komentarze