0:000:00

0:00

Myroslavę Keryk, prezeskę Fundacji "Nasz Wybór", socjolożkę i specjalistkę od migracji Ukraińców, łapię w biegu. Tylko dziś zorganizowała dwa protesty antywojenne pod Ambasadą Rosji w Warszawie, założyła zbiórkę pieniędzy "Solidarni z Ukrainą", skrzyknęła pilną naradę trzeciego sektora ws. przyjmowania docierających już do Polski uchodźców, odebrała niezliczoną ilość telefonów z prośbą o pomoc lub - odwrotnie - z pytaniem, jak można pomagać.

Rozmawiamy o tym, co dzieje się za wschodnią granicą, a także o zdolności państwa polskiego do przyjęcia ludzi, którzy uciekają przed wojną.

Anton Ambroziak, OKO.press: Nie wiem, czy był dziś czas, żeby pani o tym pomyślała, ale jak się pani czuje?

Myroslava Keryk: W amoku... ale w działaniu jest łatwiej. Nie umiałabym siedzieć i się martwić.

Co udało się dziś zrobić?

Rano zorganizowaliśmy protest pod Ambasadą Rosyjską. Cały dzień trwają też narady z zaprzyjaźnionymi organizacjami pozarządowymi. Rozmawiamy o koordynacji działań, szczególnie tych dotyczących przyjęcia uchodźców z Ukrainy. Zastanawiamy się, w jaki sposób miasta, do których ciągną ludzie, mogą ich ugościć. Potrzebne są punkty recepcyjne, potrzebne są konsultacje dla przyjezdnych. Chcemy też, żeby nasza infolinia informacyjna działała 24/7. Założyliśmy już zbiórkę "Solidarni z Ukrainą", gdzie zbieramy pieniądze na pomoc na miejscu i działania w Polsce.

Jakie telefony najczęściej odbieracie?

Ewakuacja dzieci. Zwracają się do nas z pytaniem, co mogą zrobić, żeby wysłać do Polski dziecko - oczywiście w wieku, który uprawnia je do samodzielnego podróżowania. Najwięcej troski jest właśnie o to, bezpieczeństwo i przyszłość najmłodszych. Poza tym dzwonią też Ukraińcy i Polacy mieszkający tutaj. Pytają, jak mogą pomóc, co jest potrzebne.

Po tych pierwszych godzinach inwazji wiemy, że rosyjskie wojsko przesuwa się do przodu, co potwierdził sztab generalny sił zbrojnych Ukrainy. Na maszty w zdobytych miejscowościach na wschodzie nabijane są rosyjskie flagi. W Kijowie nie można wybrać gotówki z bankomatu, ludzie kryją się w metrze, jak w bunkrach, a na wyjeździe w stronę polskiej granicy stoi wielokilometrowy sznur samochodów. Jakie sygnały dochodzą do pani?

Żadne duże miasto nie padło. Ukraińska armia się broni. Wiemy, że Rosjanom udało się zająć niektóre strategiczne punkty, np. punkt w obwodzie chersońskim, odpowiadający za dostęp do wody na Krymie. Wiemy, że na obrzeżach wielu miejscowości prowadzone są regularne ostrzały, ale nie ma mowy o okupacji.

Przeczytaj także:

Reakcje ludzi są różne. Część myśli o wyjeździe, a niektórzy już wcześniej przyczaili się bliżej granicy, żeby wyjechać. Inni faktycznie, siedzą w domach lub chowają się w miejscach, które wydają się bezpieczne.

Niestety, niepokoi mnie sytuacja finansowa. Ludzie bali się, żyli w niepewności, więc wypłacali pieniądze w bankomatach. I teraz faktycznie pieniędzy zabrakło. Podejrzewam, że teraz kolejki będą ustawiać się przed bankami. A podjęcie tak dużych sum z kont może skończyć się kryzysem gospodarczym, co w tym momencie byłoby ogromnym osłabieniem dla państwa.

Na razie w sklepach nie brakuje produktów. Dostajemy głównie informacje o zapotrzebowaniu dla ukraińskiej armii. Chodzi głównie o materiały medyczne.

A jak reaguje pani rodzina?

Martwią się, ale głównie o dzieci. Na razie nie wyjeżdżają, mimo że walki są pod ich oknami. Część rodziny mieszka w zaatakowanych Sumach.

W mediach społecznościowych czytałem dziś dramatyczne apele Ukraińców: “Jeśli ktoś wyjeżdża z okolic Lwowa do Polski, bardzo proszę o zabranie mojej mamy. Utknęła we wsi Sianki, nie może wyjechać, nic nie jeździ!”. To kolejny: “Jeśli ktoś jedzie z Kijowa na Zachód, proszę zabrać rodzinę, nie mogą wyjechać samodzielnie, nie mają samochodu, a biletów na pociąg nie ma". Jak ci wszyscy ludzie mają dotrzeć na granicę?

To nie jest tak, że ukraińskie państwo nie działa. Mam nadzieję, że dla wszystkich tych osób znajdzie się potrzebna pomoc, ale teraz jest chaos. Ludzie działają w afekcie, przestraszeni. Taka jest logika pierwszego dnia. Mam nadzieję, że Ukraińcy nie będą zmuszeni do ucieczki, a wszystkim tym, którzy zostaną, nic się nie stanie.

Ci, którzy docierają jednak na granicę z Polską, mogą liczyć na jakąś pomoc. Państwo polskie tworzy punkty recepcyjne, w których rozdaje ciepłe jedzenie. Potrzebne są jednak dużo bardziej zdecydowane działania.

My, czyli organizacje społeczne, nie zastąpimy państwa. Priorytetem jest zorganizowanie tymczasowych miejsc do przenocowania dla wszystkich, którzy dotrą do Polski.

Polski rząd zapowiada, że przyjmie wszystkich potrzebujących. Ale czy jest na to gotowy?

Nie. Musi się szybko przygotować. Pamiętajmy, że problem był już, gdy Polska przyjęła w sierpniu mniej niż tysiąc osób z Afganistanu. Wszystkie miejsca w ośrodkach dla cudzoziemców są zajęte. Także przez to, co działo się na granicy polsko-białoruskiej. Teraz mówimy o co najmniej setkach tysięcy ludzi. Boję się, że rząd tego nie udźwignie.

Pani mówi, że rząd musi się szybko przygotować, a wiceminister Paweł Szefernaker mówił dziś, że przygotowania trwają. I to od kilku tygodni.

Dostaliśmy informację, że tworzono system reagowania kryzysowego. Badano np., gdzie można rozlokować uchodźców. Nie wiem jednak, na ile to były rzeczywiste działania, a na ile hipotetyczne rozmowy. Wszystko wyjdzie w praniu.

O przygotowaniu państwa polskiego do przyjęcia uchodźców z Ukrainy więcej można przeczytać tutaj:

Co jest priorytetem - poza zapewnieniem tymczasowego noclegu?

Zapomoga. Nie wiadomo, czy wszystkie osoby będą mieć pieniądze, by przetrwać ten okres. Jeśli Ukraińcy zostaną na dłużej, konieczna będzie też pomoc z znalezieniu stałego mieszkania, a potem pracy. Tak, aby wszyscy mogli się usamodzielnić. Do tego kursy językowe, wsparcie orientacyjne, integracja...

A co z młodzieżą, którą Ukraińcy chcą wysyłać do Polski?

Szczerze? Nie mam pojęcia. To jest ogromna luka w prawie. Nie wiem, kto ma się zająć nieletnimi, którzy będą przekraczać polską granicę. W te wszystkie zaniedbane obszary musi wkroczyć państwo.

Jakiego scenariusza obawia się pani najbardziej?

Atak będzie trwać tak długo, że rosyjskie siły zawojują Ukrainę. I że na Ukrainie się nie skończy. I my też, tu z Polski, będziemy musieli uciekać. Kto raz musiał uciekać, nigdy więcej nie bagatelizuje zagrożenia.

Na proteście pod Ambasadą Rosyjską było dziś dużo łez, ale równie dużo pretensji na to, jak Zachód obchodził się z Rosją.

Bo dla nas wojna nie zaczęła się dziś. Agresja trwa nieprzerwanie od ośmiu lat. To powinno być wystarczającym sygnałem, że trzeba nas wesprzeć, że Ukraina musi być w NATO. A teraz mamy sytuację, w której walczymy osamotnieni, ratując całą demokratyczną Europę.

Czujemy złość, że świat zwlekał z sankcjami; że budował Nord Stream 2; że przymykał oczy na naruszenia praw człowieka; że olał aneksję Krymu. Putin się sam nie zatrzyma.

Dziś oczekujemy stanowczych działań. Wsparcia wojskowego, żeby nasi mieli czym bojować. Kar finansowych, żeby zniechęcić do ataku. I wsparcia finansowego, żeby nasz kraj się rozwijał, bo grozi nam realny kryzys.

Dziś podczas protestu pod Ambasadą Rosji Żenia Klimakin, dziennikarz ukraiński od 12 lat mieszkający w Polsce, powiedział mi, że Ukraina z 2022 roku, to nie ta sama Ukraina, co w 2014.

I miał rację. Mamy inną armię, wyćwiczoną w walce, bardzo silną. Osiem lat wojny w Donbasie uczyniło ich mocnymi. Społeczeństwo ma też do wojskowych ogromne zaufanie.

Ale wiele zmieniło się też w nas.

Ciągła agresja pokazała tym, którzy mieli prorosyjskie postawy, kim naprawdę jest Rosja Putina. Nie jest naszym bratem, jak lubiła się nazywać. To wróg, który czyha, by nas zawojować. Twierdząc oczywiście, że ich sami zapraszamy.

Ukraina to wielonarodowy, wieloetniczny kraj, który ma silne obywatelskie podejście do bycia Ukraińcem. Dziś Ukrainy bronią ludzie różnego pochodzenia, ale wszyscy mają w sercu ten sam kraj.

Jak Polacy mogą wesprzeć osoby z Ukrainy?

Dzielić się rzetelnym informacjami, wywierać presję, by rząd odciął Rosję od systemów finansowych. Można też wspierać organizacje, które pomagają Ukraińcom, bo przed nami masa wyzwań. Zachęcamy też do chodzenia na protesty.

Nigdy za dużo też ludzkich gestów. Jeśli znacie kogoś z Ukrainy, zwyczajnie zapytajcie, czy czegoś nie potrzebuje i jak się czuje. Poczucie, że jesteście z nami, jest bardzo, bardzo ważne.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze