0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot . Marcin Stepien / Agencja Wyborcza.plFot . Marcin Stepien...

Potwierdziły się nasze informacje, które opublikowaliśmy w OKO.press na dzień przed ujawnieniem oficjalnych zapisów umowy koalicyjnej. W dokumencie podpisanym przez liderów partii, które mają tworzyć nowy rząd, jest sporo zapisów dotyczących ekologii – ochrony lasów, rzek, a także klimatu.

Przeczytaj także:

Według zapowiedzi koalicji, 20 procent obszaru lasów powinno zostać wyłączone z gospodarki surowcowej, a więc wycinki. Chodzi o lasy najcenniejsze przyrodniczo. „Wprowadzimy zakaz spalania drewna w energetyce zawodowej. Ustanowimy społeczny nadzór nad lasami oraz wdrożymy program odnowy bagien i torfowisk. W porozumieniu z lokalnymi społecznościami zwiększymy powierzchnię parków narodowych” – czytamy.

Poza tym ma zostać wprowadzony monitoring jakości wody w rzekach. Koalicja zapowiada likwidację składowisk odpadów toksycznych oraz walkę ze smogiem, m.in. przez przyspieszenie wymiany pieców. Projektowana koalicja zgadza się na dążenie do renaturyzacji rzek – co jest przeciwieństwem planów PiS m.in. wobec Odry i Wisły.

Pełną treść umowy koalicyjnej opublikowaliśmy w OKO.press:

Zapowiedzi mało konkretne, ale ważne

Ograniczenie wycinek, ochrona cennych przyrodniczo lasów, powiększenie parków narodowych, społeczny nadzór nad lasami czy odbudowa torfowisk to dobre, słuszne i potrzebne postulaty. Podnosiły je wielokrotnie organizacje społeczne i naukowcy zajmujący się ochroną przyrody. Również w OKO.press podkreślaliśmy konieczność przyjęcia takiego kierunku w polityce dotyczącej środowiska.

Pytanie jednak, czy nie skończy się na ogólnikach. Przykład: parki narodowe. Nie wiemy, jakie parki narodowe mają powstać i jak nowy rząd chce rozwiązać problem samorządowego weta.

W 2000 roku znowelizowano ustawę o ochronie przyrody, dając w sprawie powoływania parków narodowych większy głos samorządom. Te mają obecnie prawo weta, które skutecznie blokuje powstawanie parków. Przyczyn jest kilka – część mieszkańców obawia się ograniczeń związanych z życiem w otulinie i z ograniczeniami z tego wynikającymi, a gminy – strat finansowych. Bo przecież na chronionym terenie nie można budować ani wycinać drzew dla zysku.

Przyszły rząd chce powoływać parki „w porozumieniu z lokalnymi społecznościami”. To postulat zbieżny z pomysłami Polski 2050 – Szymon Hołownia wielokrotnie podkreślał, że państwo musi „rekompensować” mieszkańcom objęcie części ich gminy najwyższą formą ochrony przyrody. Jak to będzie wyglądać? Jak to „porozumienie” ma działać – skoro od ponad 20 lat nie udało się go wypracować?

Tego na razie nie wiemy i pewnie prędko się nie dowiemy. Między partiami tworzącymi koalicję widać różnicę w ambicjach – podczas gdy w zapowiedziach przedwyborczych KO nie było mowy o konkretnych parkach, to w programie Lewicy czytaliśmy o 4 proc. powierzchni Polski objętej tą formą ochrony (dziś jest to nieco ponad 1 proc.). Hołownia chciał podwojenia powierzchni parków do 2030 roku. Trudno dziś oceniać, który z tych scenariuszy – czy ten Lewicy, czy Polski 2050 – jest bardziej realny. Wiadomo natomiast, że w kolejce do powołania stoi aż 25 nowych parków – tak wynika z wyliczeń Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze.

Jednym z priorytetów powinno być powołanie Turnickiego Parku Narodowego na Podkarpaciu i objęcie parkiem całej Puszczy Białowieskiej.

Umowa koalicyjna zauważa rzeki. Czy to wystarczy?

Dobrze, że w umowie znalazły się zapisy dotyczące rzek – lepszy monitoring pozwoli szybko reagować m.in. na zanieczyszczenie wody. Renaturyzacja, czyli przywrócenie rzek do ich naturalnego biegu, to jedno z najważniejszych rozwiązań problemu jakości wód. Naturalna rzeka ma lepsze właściwości samooczyszczające, jest również bogatsza biologicznie.

W lakonicznych zapisach brakuje jednak deklaracji dotyczących żeglugi. Jak się dowiadujemy, partia Razem proponowała, by rezygnacja z tworzenia wodnych autostrad znalazła się w umowie. Ostatecznie jednak jej nie wpisano. Nie ma w niej także rezygnacji ze „specustawy odrzańskiej”, którą rząd PiS przyjął przed wyborami i która pod przykrywką walki z zanieczyszczeniem rzeki ułatwi wielkie inwestycje w całej zlewni.

Trudno więc oceniać, jak finalnie nowy rząd będzie traktował rzeki. A także jak pogodzi „dążenie do renaturyzacji” z rozkopanymi i rozpoczętymi przez PiS projektami tworzenia dróg wodnych.

Istotnym problemem objętym umową koalicyjną jest walka ze smogiem. Nowy rząd ma przyspieszyć wymianę starych pieców i termomodernizację budynków. Do tego niezbędne będą zmiany w programie Czyste Powietrze, czyli rządowej pomocy dla tych osób, które chcą wymienić źródło ciepła. Mimo tego, że program działa już od 2018 roku, wymiany idą bardzo powoli.

Wiadomo, że umowa koalicyjna jedynie wyznacza kierunki działań nowego rządu, a nie jest zbiorem ustaw – stąd ogólnikowe zapisy. Jednak dopiero kiedy poznamy szczegóły zmian w Czystym Powietrzu, będzie można ocenić, czy Polacy wreszcie dostaną szansę na oddychanie czystym powietrzem.

Umowa koalicyjna bez praw zwierząt

Czego jeszcze zabrakło?

Można było liczyć na to, że ugrupowania, które opowiadają się za prawami zwierząt (Lewica, Polska 2050 i przynajmniej część KO), spróbują wynegocjować wpisanie do dokumentu zakazu chowu klatkowego albo hodowli zwierząt na futra. To postulaty, którym sprzeciwia się PSL, a także Agrounia (wchodząca w skład KO) – i przez to prawdopodobnie ostatecznie zostały pominięte.

Nie mamy również żadnego zapisu dotyczącego polowań. Nie ma więc rozwiązań dotyczących „rzezi dzików”, o której mówili w kampanii Zieloni, zakazu polowań na ptaki, ani rezygnacji z lex Ardanowski – przepisu wprowadzonego przez PiS, według którego za „utrudnianie polowania” można dostać karę grzywny, a nawet aresztu. W OKO.press opisywaliśmy historie osób, których myśliwi pozywali właśnie za takie „utrudnianie” – w tym gronie jest również nasz operator filmowy.

Organizacje społeczne postulują również wycofanie się z wprowadzonych w sierpniu 2023 zmian w tzw. ustawie ocenowej. Nowelizację określa się miane lex knebel. Dzięki niej inwestycje uznane za strategiczne mają przyspieszoną ścieżkę do realizacji – bez głosu mieszkańców i samorządów. Mogą powstawać bez sporządzenia oceny oddziaływania na środowisko, a także wbrew miejscowym planom zagospodarowania przestrzennego.

O lex knebel w umowie koalicyjnej nie ma ani słowa. A szkoda.

Energetyka ważnym elementem umowy

Nowością – jak już informowaliśmy w OKO.press – ma być przeznaczenie całości wpływów z handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla (które trafiają do państwowego budżetu) na transformację energetyczną. Kolejną z zapowiedzi jest odblokowanie KPO oraz walka z ubóstwem energetycznym.

Partie paktu senackiego chcą również zwiększyć znaczenie zielonych źródeł energii, stawiając na fotowoltaikę i biogazownie. Zapowiadają także uwolnienie potencjału lądowej energetyki wiatrowej – czyli zmianę przepisów, które ustalają restrykcyjne odległości wiatraków od zabudowań.

„Jednocześnie opracujemy założenia dla spójnego programu rozwoju energetyki jądrowej oraz precyzyjnie określimy sposób jego finansowania. Naszym celem jest również modernizacja i rozbudowa sieci przesyłowych i dystrybucyjnych” – zapisano w umowie. „Zapewnimy niskie ceny energii gospodarstwom domowym i firmom w oparciu o mechanizmy zdrowej konkurencji oraz jasne zasady działania rynku. Jednym z fundamentów rynku będzie energetyka prosumencka, zapewniająca milionom obywateli możliwość uczestnictwa w procesie wytwarzania energii” – czytamy.

W zapisach umowy brakuje jednak najważniejszej deklaracji: konkretnej daty osiągnięcia neutralności klimatycznej i całkowitego odejścia od paliw kopalnych.

Mimo tego propozycje projektowanej koalicji w sprawie energetyki są niemal zbieżne z postulatami organizacji społecznych i głosami eksperckimi. Jeśli rządowi Tuska uda się wypełnić wszystkie z obiecywanych założeń, w dużej mierze odejdziemy od wielu patologii z czasów rządów Zjednoczonej Prawicy.

Odwrót od retoryki o złej Brukseli

Jedną z największych było niewłaściwe wydatkowanie wpływów z handlu uprawnieniami do emisji (EU ETS). Odchodzący rząd często grał politycznie motywem unijnego „podatku od emisji”. Według rządzących mocno wpływał on na podwyżki cen energii. Możemy przypomnieć sobie zalew bilbordów z wykresami ułożonymi w kształcie żarówki z początku zeszłego roku. Rządzący – choć nie przyznając się do udziału w kampanii – chcieli zrzucić winę za wysokie rachunki na Brukselę.

Jeśli wierzyć zapowiedziom, nowy rząd porzuca ten sposób myślenia. PiS często starał się przemilczać, że wpływy z certyfikatów uprawniających przedsiębiorstwa do emisji dwutlenku węgla trafiają do budżetu państwa. Według unijnych rekomendacji mają one trafiać na inwestycje w energetykę, między innymi w odnawialne źródła energii. Zjednoczona Prawica nie stosowała się do tych zaleceń, przeznaczając na ten cel jedynie połowę środków – czyli wymagane minimum. Reszta szła między innymi na rekompensaty dla odbiorców energii. W ten sposób odchodzący rząd leczył objawy choroby, a nie jej przyczyny – bo rachunki skutecznie i na dłuższą metę można obniżyć dzięki inwestycji w tańsze i nieobciążone kosztem uprawnień do emisji odnawialne źródła.

Przeznaczenie całości wpływów z handlu uprawnieniami to doskonała wiadomość. Pieniędzy będzie bardzo dużo, bo jedynie w 2021 roku Polska na certyfikatach ETS zyskała 25,5 mld złotych (takie dane podaje Krajowy Ośrodek Bilansowania i Zarządzania Emisjami). Jednocześnie rząd będzie musiał jednak zastanowić się, jak ulży odbiorcom energii, którzy bez wsparcia od nowego roku musieliby pogodzić się z rachunkami wyższymi o niemal 70 proc. Osoby z wewnątrz projektowanej koalicji zapewniają, że pieniądze się znajdą.

Panele i wiatraki ze wsparciem

Ciekawie wygląda punkt dotyczący energetyki prosumenckiej. To między innymi panele fotowoltaiczne na dachach prywatnych domów, produkujące jednocześnie energię dla gospodarstwa domowego, ale i oddające ją do sieci. Zapowiedź wsparcia dla rozproszonych minielektrowni może oznaczać zmiany w prawie. Rząd PiS zmienił zasady rozliczania się z energii, którą prosumenci oddają do sieci. Według obowiązujących zasad posiadacze nowych instalacji handlują energią, sprzedając po stawkach hurtowych nadwyżkę z własnej produkcji, i płacąc spółkom energetycznym za energię na zasadach detalicznych, gdy brakuje tej ze słońca. Wcześniej prosumenci mogli odebrać 70 proc. oddanej do sieci energii za darmo – co często zbijało rachunki za prąd niemal do zera. Być może doczekamy się powrotu do tych zasad, z których rząd zrezygnował między innymi przez zbytnie przeciążenie sieci prądem z paneli. W umowie znalazł się zresztą również punkt dotyczący inwestycji w sieci energetyczne.

Możemy liczyć też na odwrót od dotychczasowej polityki w sprawie elektrowni wiatrowych. Obowiązujące dziś przepisy mocno ograniczają możliwość stawiania ich na lądzie. Ustawowe ograniczenia stanowią, że wiatrak może znaleźć się 700 metrów od najbliższych zabudowań mieszkalnych. Według ekspertów komfort mieszkańców zapewniłoby odsunięcie ich o 500 metrów.

Umowa koalicyjna zakłada budowę atomu. A co z nową agencją?

W końcu cieszy wspólna deklaracja o kontynuacji programu budowy elektrowni jądrowych. Swoje wątpliwości do atomu w przeszłości zgłaszali członkowie Wiosny Roberta Biedronia, w rządzie są też sceptycy z Zielonych. Wygląda jednak na to, że atom znajdzie się w przyszłości w polskim miksie energetycznym jako źródło wspomagające OZE.

Szkoda, że umowa nie wzięła pod uwagę jednego z najciekawszych postulatów organizacji społecznych. Fundacja Instrat proponowała powołanie nowego organu państwowego, który będzie koordynował prace różnych ministerstw odpowiedzialnych za transformację energetyczną i podsuwał im eksperckie pomysły. Być może pomysł powołania Polskiej Agencji Transformacji Energetyczno-Klimatycznej przebije się do rządowych kręgów i zostanie ujęty w planach koalicji po powołaniu rządu. W dokumencie, podobnie jak w przypadku wielu innych jego punktów, brakuje też konkretów, na które pewnie doczekamy się w toku rządowych i parlamentarnych prac.

Umowa koalicyjna wygląda więc obiecująco dla osób, którym na sercu leżą kwestie klimatu i przyrody. Przyszli rządzący obiecują sporo i otwartym tekstem mówią o kryzysie klimatycznym. To ogromna zmiana – w końcu na to pojęcie nie było miejsca w retoryce Prawa i Sprawiedliwości.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze