Zeszłoroczny szczyt, COP25, przeniesiono z ogarniętego falą protestów i niepokojów społecznych Chile do Madrytu. Jak zawsze przed tym wydarzeniem, Parlament Europejski pracował nad rezolucją klimatyczną, którą Unia Europejska przedstawia na szczycie jako wspólne stanowisko wszystkich państw członkowskich w sprawie klimatu.
To, co zadziało się chwilę przed rozpoczęciem prac nad rezolucją, ich przebieg i rozkład głosów, jaki ostatecznie zadecydował o przyjęciu rezolucji, wyraźnie pokazują
głęboki rozziew pomiędzy gospodarczymi i energetycznymi interesami Niemiec, a znakomitej większości pozostałych państw Wspólnoty.
Za ilustrację niech posłużą dwa wątki: wątek gazowy i wątek atomowy.
Cichy zabójca klimatu
Nie jest tajemnicą, że wraz z otwarciem gazociągu Nord Stream 2 ilość importowanego do Niemiec gazu wzrośnie kilkukrotnie. Niemcy będą w doskonałym punkcie wyjścia do tego, aby zostać gazowym hubem Europy Zachodniej, może też Środkowej. W związku z tym, wątek gazowy okazał się ogromną kością niezgody podczas prac nad poparciem decyzji Europejskiego Banku Inwestycyjnego. W połowie listopada 2019, EBI postanowił bowiem wycofać się z finansowania projektów opartych o paliwa kopalne. Stronie niemieckiej bardzo zależało na tym, by spod zakazu takiego finansowania wyłączyć projekty oparte o spalanie gazu ziemnego.
Claudia Kemfret, ekonomistka klimatyczna z DIW, niemieckiego instytutu badań nad gospodarką, nazwała decyzję EBI “krokiem milowym na drodze do spełnienia celów z Porozumień Paryskich” i argumentowała, że “nawet jeśli znajdzie się w niej wyjątek dla inwestycji w gaz ziemny, to nadal będzie to duży krok we właściwym kierunku.”
Mało kogo – poza Thomasem Waitzem, współprzewodniczącym Europejskiej Partii Zielonych i innymi Zielonymi – udało jej się jednak przekonać. Z wyjątkiem Niemców i Austriaków, nikt w Europie nie patrzy bowiem na rosyjski gaz ziemny z Nord Stream i Nord Stream 2 jako na potencjalnego zbawcę klimatu.
Szacunki sporządzone przez Międzynarodową Agencję ds Energii (IEA) podają, że podczas spalania gazu do atmosfery trafia nawet 60 proc. mniej CO2 niż podczas spalania węgla, ale głównym składnikiem gazu ziemnego jest metan. A ten przez pierwsze dwie dekady swojej obecności w atmosferze jest 86 razy silniejszym gazem cieplarnianym niż CO2.
Gaz należy też najpierw wydobyć a potem przesłać na duże odległości – do tego właśnie służą magistrale takie jak Nord Stream i Nord Stream 2 – a ani proces wydobycia, ani przesyłu nie są idealnie szczelne.
Wstępne pomiary Amerykanów wskazują, że podczas wydobycia i przesyłu do atmosfery przedostaje się od 1 proc. nawet do 9 proc. całkowitej produkcji gazu ziemnego. Tymczasem, aby wydobycie, przesył i spalanie gazu ziemnego faktycznie było dla ziemskiej atmosfery korzystniejsze niż wydobycie, transport i spalanie węgla, wycieki metanu musiałyby stanowić mniej niż 3,2 proc produkcji – liczba trudna do osiągnięcia w obliczu świadomości jak bardzo niedokładne są dane przedstawiane przez amerykański sektor wydobywczy. Dla rosyjskiego sektora gazowego takich danych w ogóle nie mamy. A to z Rosji płynie do Niemiec gaz.
Dwuznaczny bilans Energiewende
Mało zresztą prawdopodobne, aby sami Niemcy patrzyli na rosyjski gaz jako na zbawcę klimatu. Bardziej prawdopodobne, że widzą w nim jednocześnie: konieczne zło w obliczu prowadzonej przez siebie Energiewende i… bardzo duży, potencjalny zysk.
Energiewende, czyli niemiecka transformacja energetyczna, zakłada wyłączenie wszystkich elektrowni jądrowych w kraju do 2022 roku – aż na 16 lat przed zamknięciem elektrowni węglowych – i przejście na odnawialne źródła energii. Wszystko to dzieje się w imię drastycznego ograniczenia emisji CO2 do atmosfery.
Tymczasem, od momentu rozpoczęcia wdrażania Energiewende, emisje CO2 w Niemczech z samego tylko sektora energetyki – i to pomimo gwałtownego przyrostu mocy zainstalowanych w OZE – wcale nie chcą spadać tak spektakularnie, jak planowano.
Pozostają też osiem razy wyższe w przeliczeniu na mieszkańca niż w przypadku opartej o atom Francji. Do tego, Republika Federalna Niemiec nadal jest największym producentem węgla brunatnego w UE a już wkrótce szerokim strumieniem popłynie do niej rosyjski gaz z Nord Stream 2.
To sytuacja paradoksalna, ale tylko pozornie. Wystarczy pamiętać o tym, że w niemieckich szerokościach geograficznych zdarzają się całe tygodnie, kiedy nie wieje wiatr, a słońce pojawia się na krótko. Wszystkie świeżo zainstalowane farmy wiatrowe i fotowoltaiczne stoją wówczas bezczynnie nie dostarczając do systemu ani jednego kilowata energii. Tę niemiecka gospodarka musi wówczas skądś brać. I bierze: z elektrowni opalanych węglem brunatnym i kamiennym oraz z coraz liczniejszych elektrowni opalanych gazem ziemnym. Jeśli Niemcy przekonają inne kraje europejskie do pójścia w swoje ślady, one też będą gwałtownie potrzebować rosyjskiego gazu. A ten z chęcią odsprzedadzą im Niemcy.
Dlatego fakt, że rząd Niemiec zdecydował się mimo wszystko poprzeć decyzję EBI, który nie uczynił dla gazu wyjątku – wszystkich pozytywnie zaskoczył. Że z atomu, potężnego narzędzia dekarbonizacji, uczyniono zaś kozła ofiarnego – nie zdziwiło w Brukseli nikogo, bo i tam dociera antyatomowa wrzawa.
Skończyć z ekościemą
Te wydarzenia to jednocześnie tło dla wewnątrzwspólnotowych negocjacji związanych z nową taksonomią “zielonego finansowania”, którą w pośpiechu, na początku grudnia dopięła fińska prezydencja. Taksonomia jest w zamyśle dokumentem, który zapewni “spójne definicje tego, co uznaje się za przyjazne środowisku”. Dzięki temu, inwestorom w Unii Europejskiej ma być łatwiej kierować strumień pieniędzy na odpowiednie, zrównoważone projekty, które teraz będą otrzymywać etykietki: “green”, “enabling” i “transition”.
Celem jest ukrócenie popularnego ostatnio green-washing’u, zwanego też “ekościemą”. Greenwashing pozwala korporacjom niszczącym środowisko przebierać się w zielone szatki i udawać zbawców świata poprzez organizowanie akcji marketingowych i prowadzenie drobnych działań działających na poczucie sprawczości pojedynczych osób.
Często wykorzystuje on hasła poprawiające wizerunek lub wprost wprowadzające opinię publiczną w błąd. Z tego ostatniego zasłynęła niedawno Enea. Hasłem „Potęga wiatru. Siła wody. Czysta energia. Czysty biznes” zajęła się nawet Komisja Etyki Reklamy i uznała je za nieuczciwe, bo tylko 5 proc. dostarczanej przez Eneę energii pochodzi ze źródeł odnawialnych a 92 proc. – ze spalania węgla.
Prace nad nową taksonomią nie przebiegają gładko.
Po tym jak przedstawiciele wszystkich 28 krajów zagłosowali za powrotem bezemisyjnego atomu na listę “zielonych technologii”, pojawiła się ogromna presja, aby wciągnąć na nią również gaz. To się nie udało, ale … za cenę ponownego wyrzucenia z tej listy atomu.
Atom zamiast otrzymać etykietę “green”, “transition”, czy “enabling” ma trafić do kategorii “nie krzywdzić” – choć nadal nie wiadomo, co będzie ona oznaczać. Rada Europejska nie przyjęła dokumentu w zaproponowanej przez fińską prezydencję formie i odesłała go pod ponowne dyskusje w Parlamencie Europejskim.
Co z Euratomem?
Dobrze się stało, bo wielu obserwatorów wskazywało na fakt, że nowa taksonomia jest sprzeczna z traktatem ustanawiającym Europejską Wspólnotę Energii Atomowej, czyli EURATOM. Traktat ten obowiązuje wszystkie państwa UE, zaś przeprowadzona przez KE w 2007 roku ocena perspektyw jego obowiązywania wypadła bardzo pomyślnie.
Już Art.2, lit.c) treści traktatu o EURATOM stanowi, że Wspólnota
“ułatwia inwestycje i zapewnia, w szczególności stymulując działania ze strony przedsiębiorstw, tworzenie podstawowych instalacji niezbędnych do rozwoju energetyki jądrowej” […].
Przyjęcie nowej taksonomii usuwającej atom z grupy źródeł wspieranych przez Wspólnotę oznaczałoby więc próbę zmiany prawa wyższego rzędu – prawa traktatowego – na drodze przepisów szczegółowych. To z kolei rodzi ryzyko zaskarżenia taksonomii przed unijnym trybunałem i fiaska całej inicjatywy. Nieprzyjęcie taksonomii to z kolei jej fiasko już dziś. Tak źle i tak niedobrze.
Na całym zamieszaniu korzystają zaś ci, którzy potrzebują mieć zarówno wolną rękę w działaniu na niekorzyść atomu, jak i na korzyść masowo sprowadzanego przez siebie gazu: nasi zachodni sąsiedzi.
Transformacja niesprawiedliwa dla atomu
Całkiem niedawno media rozgrzewały też informacje na temat Europejskiego Zielonego Ładu. To dokument, którego podpisania odmówił premier Mateusz Morawiecki. Jednak – choć Polska Europejskiego Zielonego Ładu nie podpisała – jego zapisy i postanowienia będą nas dotyczyć i zobowiązywać. Pisało o tym OKO.press:
Wystarczy wspomnieć choćby o Mechanizmie Sprawiedliwej Transformacji, który ma stanowić impuls dla dekarbonizacji gospodarek poszczególnych krajów, w tym regionów szczególnie uzależnionych od węgla jak chociażby Górny Śląsk. Polska może z Funduszu na rzecz Sprawiedliwej Transformacji otrzymać nawet do 2 miliardów euro – najwięcej spośród krajów członkowskich. Te pieniądze, uzupełnione innymi funduszami unijnymi np. z puli InvestEU i funduszami prywatnymi, mogą realnie wesprzeć strukturalne, gospodarcze zmiany.
Szkopuł w tym, że to wsparcie w ramach MST również nie jest przeznaczone na inwestycje w energetykę jądrową, choć według wszelkich dostępnych danych to ona właśnie pozwala zarówno ograniczyć koszty transformacji energetycznej, jak i ją przyspieszyć.
Nauka za atomem
“Działanie na niekorzyść atomu” może brzmieć jak teoria spiskowa. Tymczasem nie chodzi tutaj o żadne mroczne, zakulisowe knowania a o otwarte głoszenie sprzecznych z nauką i obecnym stanem wiedzy poglądów, które “zupełnym przypadkiem” próbują trafić do oficjalnie formułowanych przez organy Unii Europejskiej dokumentów. Nic nie ilustruje tego lepiej niż losy rezolucji klimatycznej na szczyt COP25 w Madrycie a konkretnie – zapisu dotyczącego energii jądrowej.
W projekcie rezolucji znalazł się punkt 56, w którym stało, że głęboko przekonany o szkodliwości energii i energetyki jądrowej Parlament Europejski planuje opracować strategię wygaszenia wszystkich reaktorów jądrowych na terenie Unii Europejskiej. Przypomnijmy, że dzieje się to w czasie, kiedy:
- raport Międzynarodowego Panelu ds. Zmian Klimatu przy ONZ podkreśla istotną rolę bezemisyjnej energii jądrowej w procesie redukcji emisji CO2 do atmosfery;
- dyrektor generalny Międzynarodowej Agencji ds. Energii wzywa do tego, aby nie wytrącać jej sobie z rąk jako potężnego narzędzia dekarbonizacji;
- na świecie trwa jądrowy renesans, bo Chiny i Indie budują elektrownie jądrowe w bezprecedensowej liczbie;
- w Japonii pojawia się raport o tym, że wyłączenie jądrówek po wypadkach w Fukiszimie było błędem;
- raport UNSCEAR potwierdza, że skutki Czarnobyla miały o wiele mniejszy zasięg i siłę niż chciałyby tego zachodnie media;
- Szwajcarzy głosują przeciw inicjatywie Zielonych, która nakazałaby im przedwcześnie zamknąć swoje elektrownie jądrowe;
- w płonącej Australii, gdzie lobby węglowe wystarało się o zakaz energetyki nuklearnej coraz częściej mówi się o konieczności jego zniesienia;
- w Szwecji rośnie poparcie opinii publicznej dla tego sektora a w samej tylko UE elektrownie jądrowe budują lub będą budować Węgry, Słowacja, Czechy, Finlandia, Francja (buduje ją także wychodząca właśnie z UE Wielka Brytania).
Wśród ogółu europarlamentarzystów zwyciężył jednak rozsądek. Zapis 56 został zmieniony na drodze poprawki, która mówi, że Parlament Europejski jest głęboko przekonany o roli, jaką energetyka jądrowa może odegrać w procesie redukcji gazów cieplarnianych do atmosfery: sama ich nie emituje a jednocześnie wytwarza dużą część energii elektrycznej produkowanej w Europie. Dalej, w rezolucji znalazło się zastrzeżenie, że PE uznaje potrzebę opracowania strategii związanej z odpadami jądrowymi, które powstają w wyniku działalności elektrowni jądrowych na terenie UE.
Odpady nie takie straszne
Samo zastrzeżenie jest jak najbardziej uzasadnione: taka strategia, uwzględniająca postęp nauki i techniki, jest Wspólnocie bardzo potrzebna. Jedyne, co budzi tutaj czujność to samo sformułowanie „odpady jądrowe”, które ostatnio stało się uniwersalnym straszakiem i głównym argumentem przeciwko wykorzystaniu energii jądrowej w miksie energetycznym.
Straszenie odpadami jądrowymi to sprytny i – niestety – również bardzo skuteczny zabieg, który prowadzi do całkowitego postawienia na głowie listy naszych priorytetów jako ludzkości.
Dlaczego? Bo, po pierwsze, jak tłumaczy profesor Andrzej Strupczewski w rozmowie z portalem Energetyka24.com, problemy natury technicznej związane ze składowaniem odpadów jądrowych i owszem, rozwiązano. Rozwiązano, bo przede wszystkim odpadów potencjalnie najgroźniejszych, czyli wypalonego paliwa, jest stosunkowo mało i przez dekady jest ono bezpiecznie składowane na terenie elektrowni, z której pochodzi. Tak zwane ostateczne składowiska geologiczne powstają właśnie w Finlandii w Onkalo i we Francji w okolicach miasteczka Bure.
Jest jednak bardzo możliwe, że paliwo – wbrew nazwie składowisk – nie znajdzie się tam „ostatecznie”. Takie „zużyte” paliwo wciąż – jeśli zajdzie taka potrzeba – będzie się dało bowiem ponownie wykorzystać, na co pozwalają właściwości fizykochemiczne samego materiału. Tego rodzaju ponowne wykorzystanie jak w przypadku paliwa jądrowego jest nie do pomyślenia, gdy chodzi o „zużycie” tradycyjnych paliw kopalnych. Węgiel, drewno, czy ropa po takim „zużyciu” – czyli spaleniu – zamieniają się jedynie w ciepło, dym i gazy cieplarniane. Ponadto, w całej historii energetyki jądrowej w Europie, wypalone paliwo z reaktorów nigdy nie stworzyło zagrożenia, nawet podczas transportu. Odnotowane incydenty z np. z La Hague i Romans zostały oznaczone jako – odpowiednio – 1 i 2 w siedmiostopniowej skali INES Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej.
Największy problem, jaki mamy z odpadami jądrowymi jest więc natury politycznej i społecznej: dajemy sobie wmówić, że to są one ogromnym problemem dla ludzkości. Nie są.
Nie mamy dnia do stracenia
Prawdziwym, potężnym zagrożeniem jest obecnie stężenie gazów cieplarnianych w ziemskiej atmosferze – najwyższe od momentu pojawienia się człowieka. Zagrożeniem są związany z nim wzrost temperatur pociągający za sobą wymieranie setek gatunków roślin i zwierząt, katastrofalne susze i pożary, topnienie lądolodów przekładające się na podniesienie poziomu mórz i ekstremalne zjawiska pogodowe.
Dlaczego więc wybieramy martwienie się o odpady jądrowe, które mamy pod kontrolą, a przechodzimy do porządku dziennego nad olbrzymimi ilościami odpadów w formie CO2, które destabilizują klimat na świecie i pyłów, które trafiają do naszych płuc? Czy to dlatego, że wydaje się nam, że one – dosłownie – rozpływają się w powietrzu? Jak bardzo musi dać nam w kość zmiana klimatu, abyśmy nie zapominali, z czym i o co tak naprawdę toczy się ta walka i że każdy dzień zwłoki przybliża nas do katastrofy?
_ Wychodzi na to, że w sporach o CO2, węgiel, gaz i atom chodzi głównie o gigantyczne miliardy dolarów, czyli do kogo te miliardy trafią. Kryzys klimatyczny czy jakaś inna katastrofa, to tylko okazja do zrobienia biznesu. Losy miliardów ludzi wyraźnie przeliczane są na miliardy dolarów, a innymi celami niech się przejmują naiwni ekolodzy.
_ Dopóki energii elektrycznej nie będzie można wytwarzać w MINIATUROWYCH ELEKTROWNIACH JĄDROWYCH rozproszonych po kraju stosownie to miejscowych potrzeb (miasto, osiedle), dopóty interesy lobby węglowego, gazowego, a nawet „wielkiego” jądrowego, będą dyktowały ceny i dbały o rozwój OLIGARCHII wokół energetyki.
Male obiekty również podlegają prawom ekonomii. Zresztą, miniaturowe elektrownie jądrowe nie istnieją. Reaktory MSR są ciągle w fazie koncepcji (realnie użytkowanych można spodziewać się nie wcześniej niż za kilka lat) i wcale nie są takie miniaturowe, są tylko kilkukrotnie mniejsze od dotychczasowych. Stopień ich komplikacji technicznej i wysoki koszt sprawia, że tylko wielkie firmy będą mogły je produkować i użytkować. Nie można ich stawiać "na osiedlach" bo nadal jest to elektrownia jądrowa, która musi mieć strefy bezpieczeństwa itp.
Reaktory MSR są używane na każdym statku i okręcie podwodnym o napędzie atomowym, a także na niedawno oddanej do użytku elektrowni pływającej Akademik Łomonosow.
Miniaturowe elektrownie jądrowe? A słyszałeś kiedyś o czymś takim jak efekt skali?
1. Miniaturowe elektrownie jądrowe to znaczy reaktory możliwe do przewiezienia na ciężarówce. Oczywiście trzeba jeszcze postawić jakąś budowlę dla złączy kablowych i „schowek na szczotki i mopy” ale nie namnażajmy strachów.
2. Miniaturowa atomowa ma zasilać miasto lub osiedle, co nie znaczy, że musi stać w środku tegoż miasta lub osiedla.
3. Rzeczywiście do komercyjnej sprzedaży mogą wejść dopiero za kilka lat (niektóre armie już ich używają), ale to jest szansa dla takiego kraju jak Polska, bo my „wielką” elektrownię atomową możemy zobaczyć nie wcześniej niż za 20 lat.
4. Miniaturowa oznacza, że nie tylko tańsza, ale producentów może być więcej niż te kilka mocarstw atomowych. Technologii wytwarzania też może być więcej niż jedna. Najważniejsza jest wiedza o budowaniu takich elektrowni.
5. Miniaturowa i tania elektrownia oznacza, że decyzje o ich stawianiu mogą przejść na poziom lokalnych samorządów. Niech samorząd sam sobie ustali czy woli elektrownię wiatrową, fotowoltaiczną, wodną, atomową czy jakąś inną. Może wybrać państwowego monopolistę węglowego.
6. Niestety w Polsce takie miniaturowe elektrownie nie zostaną opracowane. Musimy je importować, gdyż innowacyjność nie jest naszą silną stroną, a wręcz jest traktowana jako zagrożenie dla lokalnych i centralnych bożków partyjnych. I dla lobby węglowego i gazowego.
Oczywiscie pan ma calkowita racje. Wiatr i slonce sa za darmo. Lobby atomowe czuje teraz pismo nosem uciszajac armia trolli fakty ze do tej pory nie znalezli sposobu zniszczenia lub nawet bezpiecznego schowania atomowych smieci ktore promieniuja az do 100tys lat. Do tej pory bawili sie w kolomyje a smieci wysylali do Rosji i Afryki gdzie je po prostu gdzies postawili a mnoswo baaardzo przypadkowo utopilo sie w starych statkach ubezpieczonych na wielkie sumy i lezy teraz w mozu srodziemnym gdzie sobie promieniuje i jeszcze bardziej bedzie kiedy sie kontejnery pod woda rozpadna. No i teraz trolle chwala aom ze taki eko i czysty. Nie rozumie czemu w Japonii robili taka panike??? No i przeciez w Czernobilu tez zwiezaki pieknie zyja.:)) Tylko nikt nie mowi ze natura sie dostosowala i zeby przezyc promieniowanie moze tam tylko zyc co sie szybko rozmnaza i krutko zyje bo czym dluzszy zywot tym wieksza szansa na zniszczone DNA. Tak ze zwiezaki ktore zyja po kilkadziesat lat jak ludzie nie maja tam duzej szansy.
A "krutko" pisze się przez "ó" !!! do drugiej klasy szkołypodstawowej Panie (i) CIA FSB!!! I nie bazgraj tu swoich "przemyśleń"
A ty to co? Jak sie cos nie zgadza to napisz prosze, twoja gramatyke mam gdzies i jak nie masz nic powaznego do powiedznienia to prosze sie odpierd…c panie bohater gabka. LOL krol ik inernetu sie odezwal.
Nie zgadza się prawie nic. Odpady atomowe są składowane bezpiecznie, sposób ich składowania jest znany od dawna. Nikt ich nie wyrzuca do śmieci ani nie topi w morzu. W Czernobylu mieszkają i pracują ludzie, każdy może pojechać na wycieczkę i stanąć pod samym reaktorem który kiedyś uległ awarii.
Przestan lzec bezwstydny trollu bez kregoslupa! Kazdy moze wszystko co pisalem sprawdzic! Moge ciebie dowodami zawalic. Co ty z tym idiotyzmem chcesz wskorac? Przeciez te wzystkie informacje sa oficjalnie dostepne. Za takie cos tobie placa?
Tu sie zgodze z CIA FSB. Brytyjczycy topili odoady radioaktywne w morzu wychodzac z zalozenia, ze zostana 'rozmyte'. Nie rozmyly sie a powedrowaly w gore lancucha pokarmowego. O ile sie nie myle mieli kryzys z Norwegia, do ktorej prady przyniosly to skazenie. Jak jest obecnie, nie wiem.
Akurat opad radioaktywny po Czernobylu dotknął sporą część Europy. Jak wywaliło chmurę pyłu w Czernobylu to ona nie opadła od razu ale najpierw z wiatrem się rozniosła po sporym obszarze, a potem opadła daleko od miejsca wybuchu.
Wloska mafia topi juz od kilkadziesat lat statki z odpadami radioaktywnymi i innymi groznymi smieciami na mozu srodiemnym. Mozna reportaze po angielsku i niemiecku znalesc. Amerykanie wykopali sobie w mozu wielka dziure, tam gdzie robili wybuchy atomowe. Wsypali swoje smieci i zalali cementem ktory teraz po latach peka a ten caly syf idzie do moza. Takich informacji jest mnostwo!
https://www.counterpunch.org/2009/09/18/the-nuclear-dump-in-the-mediterranean-sea/ To jest tylko jeden z licznych przykladow.
I co z tego, że wiatr i słońce są "za darmo" jak trzeba wydać dużo kasy aby tą energię wykorzystać? To droższe niż atom i o wiele bardziej nieprzewidywalne ze względu na pogodę. Śmieci atomowe które żyją 100 tys lat? Z nimi nie ma dużego problemu ponieważ one promieniują dosyć słabo. Zdziwienie? To elementarne podstawy – im dłuższy okres półtrwania tym mniejszy poziom promieniowania. Odpady można składować w starych kopalniach uranu, czasami nawet poziom promieniowania tych odpadów jest niższy niż rudy z której ją wydobyto. Ekolodzy z uporem maniaka powtarzają, że nikt nie wie co zrobić z odpadami radioaktywnymi, a to jest bzdura. Co do Czarnobyla – nie wiem czy wiesz, ale awarii uległ blok 4 elektrowni. Pozostałe pracowały dalej. Ostatni zamknięto bodajże w 2001 roku. Więc przez 15 lat po awarii tam normalnie pracowali ludzie.
Te bajki to razem z ksiundzem w kosciele opowiadaj. Nawet jak postawienie waiatraka niby tyle i jeszcze raz tyle by kosztowalo to po czasie obojetnie z jaka matematyka bedziesz liczyl to koszty musza sie zwrocic. Jedyne co przy takim wiatraku moze sie za kilkadziesiat lat zniszczyc to lozysko i nie wierze aby to bylo tak trudne by je wymienic. Oprucz tego wyjasn mi jak one sie nie oplacaja to dlaczego robia taki dobry interes na nich? Niech potrwa nawet 20 czy 30 lat zanim koszty sie zwruca to itak od tego momentu masz prond prawie za darmo. Ale rozumie ze musisz tak pisac bo prond dla producenta to prywatny podatek ktory moze od kazdego sciagac a panstwo kasuje za prond dodatkowy podatek tak ze reka reke myje i znajdziemy tutaj nietylko trolliczkow koncernow jak i panstwowych ktozy ludziom kit wciskaja.
A co do nieprzewidzialnosci. Moze slyszales ze mozna prond zbierac na zapasy sa sposoby nawet na wiatraki. Jak nie wiezysz, w kazdy sklepie znajdziesz nawet male wersje ktore nazywaja sie baterie. Dlatego przestan glupa grac bo sam doskonale wiesz ze te wszystkie problem juz od dawna wjasnione sa!
Energia z OZE jest magazynowana ale nie w bateriach. Więcej na ten temat u wujka Google.
Batera byla tylko przykladem. Jeden z najnowszych sposobow magazynowania jest kilkadziesiat metrow wysoka wieza z dzwigami ktore ciezary do gury ciagna. przy potrzebie te ciezary sa spuszczane i napedzaja tak pradownice(efektywnosc 90%).
A w przypadku elektrowni jądrowej to koszty już nie muszą się zwrócić? Prąd za darmo? Nie ma NIC ZA DARMO. Wystarczy że wykorzystam zwykłą matematykę aby wiedzieć, że dowolna suma pieniędzy podzielona przez dowolną liczbę lat nigdy nie da zera. Widać że znajomość matematyki masz taką samą jak ortografii. Weź jeszcze pod uwagę, że efektywna moc z wiatraków jest o wiele niższa niż znamionowa, a to zależy od warunków wiatrowych. Energia jądrowa jest najtańsza. Mamy przepłacać za prąd bo ekolodzy sobie coś ubzdurali? Dlaczego na energii odnawialnej ludzie robią takie interesy? Bo są dotacje, dopłaty i gwarancje odbioru energii. Te socjalistyczne głupoty wyglądają tak jakbyś przekupywał sprzedawcę kwotą 15 zł, aby dał ci 10 zł rabatu.
I znowu klamiesz bezczelnie. Pisalem ze prawie za darmo bo oczywiscie zostaja jakies koszty na utrzymanie. Ale podzielone koszty na ilosc odbiorcow plus bardzo dlugi czas dzialana takiego aparatu, plus zero kosztow paliwa dochodzi bardzo blisko do zera. Panie Einstein, to jest matematyka z podstawowki!
A co do doplat, wiekszosc lub calkiem juz sie skonczyly a itak buduja nowe bo sie oplaca. Po czasie amortyzacji ma sie pieniadze prawie za darmo!
Troche juz Niemcy maja doświadczenia z energia atomowa i z odpadami. Gorleben i Ahaus mial byc takzwanymi lagrami końcowymi. Teraz sa czarne dziury, które pochłaniają miliardy €. Morsleben zalało i jeszcze nikt nie wie jak ten Problem rozwiązać. Jak do tej pory nikt na globusie nie zainstalował lagru takiego, który byl by bezpieczny na ten czas, na który pozostawiamy te bagna potomkom.
Wyliczenia całości, razem z kosztem magazynowania odpadów (tylko do aktualnego czasu a nie te setki lat, na które trzeba znaleść jeszcze rozwiazanie), za które nie placa firmy energetyczne tylko podatnik, okazuje jednoznacznie ze to jest najdroższa forma zdobywania Energi. Nie wspominając o chorobach w promieniu kilkunastu kilometrów od reaktorów. Nie z powodu gospodarczych Atom zostanie zgaszony, tylko dlatego ze społeczeństwo jest świadome tego wszystkiego (Kosztów, Chorób, problemów odpadowych).
Pierwszy Reaktor w niemczech został podłączony w 1962, wiec te doświadczenia nie sa tylko teoretyczne, tylko bardzo praktyczne. Artykuł pomija, ze ta dyskusja publiczna sie zaczęła w 1986 roku i toczyła sie długo i doprowadziła do wzmocnienia Grüne, doczynila sie do wygranej SPD i koalicja z Grüne. Gdyby CDU nie poszła tego kroku, zieloni by juz dawno wygrali wybory i by znieśli ponownie.
Dlatego niestety niezbyt dobrze z recherchowany artykuł, które nie przedstawia prawdziwych przemyśleń i obaw niemieckich obywateli, które do tego doprowadziły. Tym bardziej ze CDU sie wspreciwiala, wygaszenie reaktorów atomowych przez SPD i Grüne juz przeforsowane odkręciła i dopiero po Fukushimie i przed wyborami nacisk stal sie taki wielki ze CDU zrobil fikołka do tylu i przywróciła stan z przed ostatniej władzy SPD i Grüne.
Pozatym dziwi mnie, ze OKO press używa takich slow / porównań jak wojna i przyczynia sie do używania słownictwa prawicowego. To nie wojna, czołgów na ulicach nie ma!
W zachodnich mediach są liczne komentarze na temat rozbieżności między ideą Euroatomu a niemieckim energiewende. Mówi się m in o wzroście wpływów rosyjskiego biznesu gazowego. To fatalny prognostyk dla perspektyw dekarbonizacji w Polsce. Rosjanie tu nie próżnują. Będziemy bardziej uzależnieni od Rosji – węgiel, gaz, ropa naftowa – niż przed 1989 r. Zwłaszcza, że polski motłoch popiera starania rządu co do utrudnień w realizacji OZE.
Na Titanicu orkiestra gra.
Wypadałoby jednak napisać, że autorka była długoletnią pracownicą PGE EJ1 – spółki odpowiedzialnej za budowę elektrowni atomowej w Polsce.
Jeśli ktokolwiek jest winny temu, że PGE EJ1 nie wybudowała niczego, to w pierwszej kolejności "pożytecznych idiotów działających za darmo na rzecz koncernów gazowych" a podszywających się pod ekologów, polityków w drugiej i ogłupiony tym wszystkim naród po trzecie. A jeśki nie szuka pani winnych to po co ten wpis?
" jeśki nie szuka pani winnych" – nie wiem do czego Pan się odwołuje. Mi chodzi o prawo czytelników do rzetelnej wiedzy o tym, kto napisał tekst.
Jezeli tak jest w rzeczywistosci, to minus dla oko.press. Krytykujecie entuzjastow wegla mowiacych o weglu, ale juz nie podajecie, ze entuzjasta/lobbysta(?) energetyki jadrowej pisze o jej zletach? W moim mniemaniu jest to dziennikarskie faux pas.
Jasne, o energetyce mają prawo wypowiadać się jedynie politolodzy. Osoby pracujące przez lata w energetyce a także fizycy jądrowi są z góry nieobiektywni bo wiedzą czym się różni megawat o megawatogodziny, tak?
Nie. Ktoby to nie byl, dobrze wiedziec "skad przychodzi". Dajac abstrakcyjny przyklad, jakbym czytal artykul na temat 'lasu', to chcialbym wiedziec czy to pisze lesni zy, mysliwy, turysta czy ekolog. To, czy ktos bajdurzy czy mowi do rzeczy to juz inna sprawa, ktorej p. Ewa w ogole nie poruszyla.
Reasumując, osoba, która miała okazję nieco poznać temat od podszewki nie jest wiarygodna. Wiarygodna jest za to redaktorka, która w dyskusjach o wodzie w Japonii wkleja screen ze strony TEPCO z limitami operacyjnymi (wynoszącymi 10-krotnie mniej, niż normy światowej organizacji zdrowia, porównywalne z paczką orzechów brazylijskich) w celu udowodnienia, że wody gruntowe są skażone; na tej samej stronie są codzienne wyniki pomiarów z dwóch laboratoriów, opisane "ND" – "Not Detected". Ale to już za wiele dla politologa, który wie swoje i udaje wiarygodnego.
pan Adam czyta wyraznie nieco pobierznie i chyba na zamowienie lobby atomowego ( z nieistniejoncych na szczescie w Polasc elektrowni atomowych dobrze rzyje kupa ludzi i widze ze pan Adam chcialby siem zapisac w sumie to niezly pomysl 0 ryzyka cos tam siem na pisze a kasa kapie a niekturym nawet siura ): Artykul pana Adama przypomina mi wesole artykuly za lat panowania pana Gierka kiedy popularna byla teoria ze spalanie wgla nie powoduje rzadnych problemow trzeby tylko budowac wysokie kominy, nie ma na swiecie technologi utylizycjii odpadow atomowych a o ryzykach zwionzanych z urzytkowaniem energii atomowej najlepiej siem dowiedziec w fokiszimie albo czarnobylu. Niemcy w odmienosci do krajow postsowieckich majom dlogoletniom strategiem dochodzzenia do celow ekologicznych ( 20% niemcow glosuje na zielonych i to z roku na rok wiencej ) s
No śmiało, jakie było ryzyko w Fukushimie? Jaką dawkę promieniowania pochłonęła ludność? Ile osób zmarło w wyniku katastrofy w Czarnobylu? Ile osób w ogóle w historii zmarło w wyniku wypadków związanych z energetyką jądrową?
Nie ma technologii utylizacji odpadów radioaktywnych? Jest technologia – czas. Pierwiastki promieniotwórcze się rozpadają, dlatego są promieniotwórcze. Ciekawe, że nie przeszkadzają ci naturalne złoża uranu, ale przeszkadza ci uran z tych złóż wydobyty i wykorzystany do produkcji energii?
No to Uran mozna jesc a Pluton do herbatki sypac a w Nagazaki ze smiechu padli? Zamkniesz dzwi za ktorymi ludzi zastrzelaja i mowisz ze kule nie szkodza zdrowiu bo nikomu nie pozwolisz liczyc trupow. Ale w Nagazaki, Hiroszimie i w wypadku w Angli byl naukowo udowodniony wzrost raka i z wszystkich wiadomosci po takim dlugim czasie badan mozna wyliczyc statystyczny wzrost zagrozenia zalezny od ilosci promieniowania. W calej Japonii roczne zachorowanie u dzieci na tarczyce bylo 0-5 na 300tys rocznie, w roku 2016 wzroslo juz na 116. Ale tarczyca to nie jedyny rak i skutki promieniowania pokazuja sie dopiero po latach. Prognoza WHO w Japonii jest na dodatkowy zgon 66000 ludzi w nastempnych latach. A taki chamski bezwstydny troll jak ty na ich grobach tanczy! Ludzkie dno!
Ciekawa jest nieznajomość polskiej ortografii i gramatyki wśród wypowiadających sie tutaj przeciwników atomu. Skąd nadajecie? Z centrali Gazpromu czy z centrali niemieckich Zielonych?
Sromotników do herbatki też nikt nie jada, ale jakoś nie słyszałem aby ekolodzy protestowali przeciwko nim. Wg WHO wzrost zachorowalności na nowotwory spowodowane promieniowaniem jest pomijalny. Wiesz w ogóle jaką dawkę promieniowania przyjęła ludność? Przeciętny mieszkaniec Tokio większą dawkę promieniowania pochłania podczas lotu międzykontynentalnego, niż w wyniku tej katastrofy. ONZ też nie spodziewa się wzrostu zachorowalności. Badania kobiet i noworodków nie wykazały wpływu promieniowania. Skąd więc bierzesz te swoje rewelacje? No i nie porównuj katastrofy jądrowej z wybuchem bomby atomowej. Ani w Fukushimie, ani w Czarnobylu nie doszło do eksplozji jądrowej.
Jak takie cos jak was dwoch potrafi zyc? Jak patrzycie w lustro? "Przeciętny mieszkaniec Tokio większą dawkę promieniowania pochłania podczas lotu międzykontynentalnego, niż w wyniku tej katastrofy. ONZ też nie spodziewa się wzrostu zachorowalności. Badania kobiet i noworodków nie wykazały wpływu promieniowania" Kto takie prymitywne klamstwa ktore kazdy potrafi sprawdzic uwiezy??? Nie wstyd wam szydzic sie z ofiar? Nie boicie sie ze ktos sie dowie kim jestescie i zaczna was opluwac?! Poszukajcie sobie innej strony bo tutaj na pewno wszyscy sie wami brzydza tak jak ja!!!
https://www.ippnw.de/atomenergie/gesundheit/artikel/de/schilddruesenkrebs-in-fukushima-7-ja.html Z badan robionych w 2016-2018 na 270000 dzieci odkryto u 59,6% Torbiele i guzki… i tak dalej, itak dalej….
Tyle do twoich klamst
trategia o czym pan Adam jeszcze nie wie polega miedzyinnymi na tym ze przeiduje siem kroki posrednie i takim krokiem jest wlasnie energetyka oparta na gazie ziemnym tylko czego pan Adam juz niedoczytal jest to przeidziane w okresie przejsciowym nastepnym krokiem bedzie tak zwany zielony metan czyli wodor produkowany w farmach wiatrowych zreaktywowany z 2 tlekiem wegla z atmosfery zalety takiego rozwionzania som proste ten gaz morzna przesylac istniejoncymi rurociongami i urzywac w mierem potrzeb dopuki nie powstanie odpowiednia infrastruktura maganyzowania i urzytkowania energii zielonej. Pan Adam mino odleklosc przynajmniej 2 pokolen ma takom samom wizjem energetyki jak szef strateg energetycznej Polski pan Naimski ktury w swoich wizja jest gzies w latach 50 ubieglego wieku. Strategia nie polega na tym ze siem kupi F35 ktury bez infrastruktury jest kukuruznikiem strategia polega na tym rzeby przy akceptacjii wyborcow (40 miliardow euro dla rejonow weglowych ) w sposub przewidywalny i akceptowalny dla wielkiego biznesu brzy najmniejszych morzliwych kosztach osiongnoc nalepszy morzliwy efekt i tu panie Adamnie najmniej martwil bym siem o Niemcy
Nie chlaj tyle i nie zmieniaj co chwilę pseudonimów.
Tego nie da się czytać. Pijany, naćpany czy wydaje mu się, że żartuje?
Śródtytuł "Nauka za atomem" nie jest prawdziwy. Zdania naukowców są w tej kwestii podzielone. Wielu odrzuca energetykę jądrową. Ostatnio ukazała się publikacja zawierająca 47 opracowań przygotowanych przez 13 niezależnych grup ekspertów z udziałem 91 autorów stojących na wspólnym stanowisku, że do 2050 świat jest w stanie przejść w 100% na źródła odnawialne. Zawiera badania m.in. naukowców z Uniwersytetu Stanforda, Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, Uniwersytetu Technicznego Lappeenranta w Finlandii czy duńskiego Uniwersytetu w Aarhus: https://www.ecowatch.com/renewable-energy-global-potential-2645202002.html?rebelltitem=2#rebelltitem2
Nie poruszona została kwestia długiego okresu czasu, w którym powstają obecnie nowe reaktory jądrowe w Europie – inwestycje we francuskim Flamanville i w fińskim Olkiluoto mają wieloletnie opóźnienia i znaczne przekroczenie budżetu. Biorąc pod uwagę fakt, że ludzkość ma czas do 2050 r. budowa nowych reaktorów nie jest dobrym rozwiązaniem. Istniejące elektrownie w Europie są natomiast wysłużone i ich działanie z każdym rokiem wiąże się z coraz większym ryzykiem.
Kwestia odpadów jest bardzo problematyczna. W krajach gromadzących odpady atomowe przez wiele lat, były już przypadki, że zbyt pochopnie wyznaczono miejsce ze względu na warunki geologiczne (składowisko Asse II w Niemczech) czy też, że mają miejsce liczne wycieki substancji radioaktywnych (Hanford w USA). Ostateczne miejsce składowania jest jak gorący kartofel – społeczności lokalne nie chcą mieć go u siebie (Kanada, USA, Japonia …) i w świetle powyższych faktów trudno się dziwić. Nie wiadomo, dlaczego wg tekstu mamy skupiać się tylko na wysoko radioaktywnych odpadach i tylko ich ilość ma mieć znaczenie – wszystkie odpady radioaktywne są niebezpieczne.
————-pomyłka, przepraszam
Flamanville i Hinkley Point C mają opóźnienia wyłącznie dlatego, że po Fukushimie panika wywołana przez Zielonych zmusiła rządy tych państw do wprowadzenia mnóstwa dodatkowych zabezpieczeń, przeważnie kompletnie absurdalnych, bo fala tsunami o wysokości 14 m w Europie się nie zdarzają. Stara i sprawdzona taktyka Zielonych – najpierw dowolnymi sposobami opóźnić budowę elektrowni, a następnie twierdzić, że "budowa się przeciąga". We Francji Zieloni posunęli się nawet do strzelania z rosyjskiego granatnika (!) w nowobudowany reaktor.
Katastrofa w Fukushimie miała miejsce właśnie dlatego, że ludzie w branży byli przekonani, że jest niemożliwa. Społeczeństwu i pracownikom elektrowni wdrukowywano to w głowę. Warto przypomnieć, że TEPCO wiedziało, że w przypadku wielkiego trzęsienia ziemi i fali o takiej wysokości zaleje elektrownię, ale firma nie chciała wydawać pieniędzy na "zbyt drogie zabezpieczenia" na wypadek "mało prawdopobnego wydarzenia". Poza tym nie chciano, by ludzie zaczęli mieć wątpliwości, że w elektrowni atomowej jednak może dojść do awarii.
I znowu manipulacja. Ludzie w branży wiedzieli, że przelanie się fali przez opaskę brzegową spowoduje problemy; z inżynierami jednak kolejny raz wygrał dział finansowy, zmuszając wykonawcę do obcięcia wysokości opaski. Dzisiaj "dział finansowy" proponuje "tańsze" (czytaj: szybciej zwracające się, niekoniecznie skuteczne) rozwiązanie kryzysu klimatycznego.
W Japonii trzęsienia ziemi powyżej 6 stopni zdarzają się raz na kilka lat i elektrownia w Fukushimie była zabezpieczona przed tsunami o wysokości do 10 metrów. W naszej części Europy wstrząsy nie przekraczają 3 stopni i są praktycznie nieodczuwalne, a w miejscach takich jak Fassenheim szanse na tsunami są zerowe bo do najbliższego akwenu morskiego jest tak z 800 km. Jeśli nadal chce Pani zabezpieczać Europę przed "mało prawdopodobnym zdarzeniem" w postaci fali tsunami to proponuję zacząć od Warszawy bo przecież tsunami zabije tam tysiące osób! Obydwoje doskonale jednak wiemy, że w tym wszystkim nie chodzi o żadną realną ocenę ryzyk, tylko o propagandę strachu skierowaną wyłącznie wobec jednej technologii, która jest jedyną szansą ludzkości na powstrzymanie zmian klimatycznych. Propaganda strachu to zresztą miecz obusieczny – w Bawarii mieszkańcy blokują obecnie nowe farmy wiatrowe bo część z nich uwierzyła w bajki opowiadane przez innych fanatyków.
Przecież nie w tym rzecz, czy np. w Polsce może się zdarzyć tsunami, czy nie, tylko w tym, że NAWET w takim kraju jak Japonia, o wysokim (i znanym) ryzyku katastrof naturalnych oraz o b. wysokiej kulturze technologicznej, doszło jednak do zlekceważenia procedur bezpieczeństwa na skutek powiązań między biznesem i polityką. Słabo widzę więc Polskę w tej sytuacji.
Doszło do niej w Japonii, kraju który leży w aktywnej strefie sejsmicznej, i tylko dlatego do niej doszło. Jeśli koniecznie chce Pani porównywać kraje o podobnej do Polski "kulturze organizacyjnej" to mamy pod nosem Czechy, Rosję, Ukrainę – działa tam łącznie kilkaset cywilnych reaktorów atomowych, w których od 1986 roku nie doszło do żadnej awarii. Jeśli rzuci Pani okiem na electricitymap.org to przez większość roku Ukraina ma zbliżony poziom emisji na kWh jak Niemcy, pomimo kompletnego braku OZE – właśnie dzięki EJ.
Warto dodać, że żadnych zabezpieczeń "przeciwko trzęsieniom ziemi" nie dodano po Fukushimie np. w elektrowniach wodnych chociaż skutki ich zawalenia byłyby o wiele tragiczniejsze. Warto pamiętać, że największa dotychczas katastrofa związana z energetyką wodną – przerwanie tamy Banqiao w 1975 – pochłonęła życie 230'000 osób (!). I słusznie, że ich nie dodano w przypadku tam europejskich bo po co, skoro takie trzęsienia ziemi się tutaj nie zdarzają? W całej tej historii chodziło jedynie o zbudowanie atmosfery paniki wokół europejskiej energetyki jądrowej a nie realną analizę ryzyka.
"elektrowniach wodnych chociaż skutki ich zawalenia byłyby o wiele tragiczniejsze".
Bardzo "odważna" teza
To nie jest kwestia spekulacji tylko danych. Jak napisałem, jedna katastrofa elektrowni wodnej w 1975 skutkowała śmiercią 230'000 ludzi, z czego ok 50'000 zginęło natychmiast a reszta w wyniku epidemii i głodu. Katastrofa w Czernobylu pochłonęła życia ok 200 osób z czego
1. Przejście w całości na OZE jest o tyle ryzykowne, ponieważ nie wiemy jakie do 2050 nastąpią zmiany klimatu. Przestawianie due na tylko jedno źródło jest ryzykowne.
2. Energia atomowa ma swoje minusy, paliwo atomowe wymaga odpowiedniego składowania, bo następstwa błędu są bardzo poważne. Historia pokazuje, że dobrze nad tym panujemy.
3. W przeciwieństwie do energii opartej i węgiel i gaz. Tylko tutaj nie ma bezpośredniego związku jak np. katastrofa w Czarnobylu. Natomiast popatrzmy globalnie jakie skutki dla milionów ludzi powoduje globalne ocieplenie, ludzie tracą miejsca gdzie żyli, uchodźcy klimatyczni to fakt, powoduje to węgiel nie atom.
4. W opinii publicznej brakuje rzetelnych informacji. Są grupy interesu, bezsprzecznie na gazem lobbuje Rosja, interes w tym widzą Niemcy. Dlatego m.in. nie mówi się o szkodliwości metanu dla klimatu, bo metan jest głównie produktem energetyki opartej na gazie ziemnym. W Polsce są grupy interesu politycznego, które nie chcą widzieć negatywów węgla nawet w skali mikro – np. wyrazie wyższy odsetek zachorowań dzieci na infekcji dróg oddechowych w regionów o największym smogu.
Jeśli chodzi o wspomnianą publikację na temat 100% OZE to jest ona obecnie aktywnie dystrybuowana w kręgach Zielonych jako kolejne panaceum, dokładnie tak samo jako biomasa w 2001 i DESERTEC w 2010. Wszystkie istniejące prace, które modelują scenariusze 100% OZE robią to na podstawie okreśłonych założeń.
Na przykład opublikowany rok temu model 100% OZE dla Chile zakłada, że jest to możliwe… jeśli Chile będzie co roku dodawać 1 TWh magazynów energii przez 25 lat. Akurat w Chile oni modelowali elektrownie szczytowo-pompowe bo mają do tego warunki, ale to są absolutnie niewyobrażalne pojemności. Jeśli pamiętacie jeszcze jak w Australii odtrąbiono niedawno sukces z okazji budowy farmy baterii Tesla to trzeba mieć świadomość, że ma ona pojemność ok 200 MWh. No więc Chile musiałoby oddawać do użytku 5000 (!) takich farm co roku (!) żeby osiągnąć pojemność składowania pozwalającą na zasilanie w 100% z OZE.
Główną przeszkodą w przejściu na OZE jest ogromny koszt infrastruktury. Elektrownia wiatrowa daje prąd średnio na 30-40% mocy nominalnej, słoneczna – na 15%, co znaczy, że tej infrastruktury trzeba zbudować odpowiednio 3x i 8x więcej niż moc oczekiwana.
Do tego dochodzą ogromne przestrzenie zajmowane przez OZE – np. elektrownia wiatrowa off-shore Rampion w UK zajmuje 70 km2 i ma 116 wiatraków przy mocy nominalnej 400 MW. Jeden blok elektrowni jądrowej Dungeness, która jest nieopodal, ma 600 MW i całość zajmuje może 1 km2. Do tego Dungeness działa średnio na 95% mocy podczas gdy Rampion – średnio na 30%, więc aby zamienić jeden reaktor Dungeness takich Rampionów potrzeba by trzy albo cztery, oraz dodatkowo jakąś formę magazynowania energii.
Jeśli chodzi o zużyte paliwo z EJ – obecnie 96% jest poddawane recyklingowi i ponownie trafia do reaktorów. Tylko 4% jest zalewane w szkle (witryfikacja) i zamykane w kontenerach (polecam filmik "Recycling used nuclear fuel – Orano la Hague" na YT).
Ilość tych kontenerów jest absolutnie minimalna – trzeba mieć świadomość, że cały nagromadzony przez pół wieku zapas odpadów jądrowych w Europie odpowiada masie popiołu produkowanego przez jedne tylko niemieckie elektrownie węglowe… w ciągu miesiąca! Przy czym popiół z węgla też jest radioaktywny, jeśli już tego się panicznie obawiamy. A także odpady z kopalni metali ziem rzadkich, wykorzystywane do budowy… paneli słonecznych i wiatraków. Jeśli to kogoś interesuje to polecam poczytać o radioaktywnych wyciekach z kopalni Mountain Pass w USA. Tymczasem dla wzrostu znaczenia OZE konieczne jest zwiększenie obecnej produkcji metali ziem rzadkich z 180 mt dzisiaj to 5400 mt (!) i jakoś nie słyszałem, żeby Zieloni przeciwko tej konkretnie działalności protestowali.
Zabawna jest dyskusja na temat EA z analfabetami. Kilka tygodni temu było +- to samo. Podobny poziom w tej sprawie reprezentują politycy. Dajmy sobie spokój i zdychajmy w dymie i smrodzie węgla i gazu.
Nie ma NAJMNIEJSZEGO znaczenia dla klimatu i naszej przyszłości to, czy atom jest drogi(co w przeważającej mierze wynika z regulacji, czyli polityki, absurdalnych wręcz w porównaniu z innymi branżami przepisów bezpieczeństwa), czy psuje Niemcom biznes stulecia i jak wielu ludzi nie znających prawa ohma nawet dało się zaczarować nonsensownemu(z punktu widzenia dekarbonizacji) energiewende.
Dla klimatu(czyli praw fizyki w istocie) te wszystkie ludzkie błahostki, takie jak polityka i ekonomia nie istnieją. Prawa fizyki są jakie są, i to nie jest trudne: emitując CO2 i metan doprowadzimy do usmażenia się – i jesteśmy już blisko przekroczenia punktu od którego to stanie się nieuchronne i nieodwracalne. Nie emitując – dajemy sobie i przyszłym pokoleniom szansę(bo już nawet nie gwarancję – tak daleko to zaszło) przetrwania nadmiaru CO2 w atmosferze i wywołanego nim ocieplenia.
Inaczej mówiąc – przestając emitować ocieplimy się, co będzie katastrofą ale do przetrwania, nie przestając – przegrzejemy planetę powyżej punktu możliwości przetrwania.
No to sprawy są proste – nie możemy emitować.
Bezemisyjne są(pomijając emisje przy budowie i montażu):Energia jądrowa, wiatr, słońce, woda(hydroelektrownie), wodór. Plus drobiazgi.
Emisyjne są: węgiel, ropa, gaz, spalanie biomasy(i w ogóle czegokolwiek poza wodorem).
W świetle powyższego – jeśli ktokolwiek optuje za zamykaniem elektrowni jądrowych, co w konsekwencji musi prowadzić zo zastępowania ich węglowymi bądź gazowymi jak to robią Niemcy – musi należeć do jednej z dwu grup:
1. pożytecznych idiotów, nierozumiejących że chcąc uchronić się od "tej strasznej niebezpiecznej przestarzałej technologii" wciskają wszystkich w ogień pieców siejących gazy cieplarniane, lub
2. Mizantropów – którzy tak nienawidzą rodzaj ludzki za to jak zniszczył planetę, że uważają że wepchnięcie nas na ścieżkę unicestwienia albo powrotu do głebokiego średniowiecza to słuszna kara.
Ciekawi mnie do której kategorii zaliczasz klimatyczną aktywistkę Gretę Thunberg? Do pożytecznych idiotów czy to mizantropów.
Thunberg nie postuluje zamykania EJ, wprost przeciwnie, wielokrotnie w wyważony sposób cytowała stanowiska IPCC w tej sprawie.
Bardzo dobry artykuł. Dodam, że póki co, czysta energia (atom, energia wiatrowa, PV, hydro) stanowi kilkanaście procent produkcji energii pierwotnej. Licząc nawet fakt, że w przypadku źródeł czystych niewiele jest energii odpadowej (np ciepła, jak przy spalaniu węgla choćby), to oznacza to, że zadanie dekarbonizacji jest przeogromne i tytaniczne.
Wyłączanie sprawnych elektrowni jądrowych, czy zaprzestanie budowy nowych, to jakbyśmy dodatkowo, w i tak trudnej sytuacji, ucięli sobie nogę.
Należy rozwijać i atom, i energetykę odnawialną, i zwiększać efektywność energetyczną. Wszystko naraz! A jak kasy brakuje, to zawsze można NIE wybudować autostrady, czy NIE kupić choćby samolotów bojowych.
Popieram energię bezemisyjną (atomową) od dziesięcioleci. Polska nie miałaby najgorszego smogu w Europie gdyby na początku transformacji wybudowała choć jedną elektrownię atomową. Jednak nie zabieram publicznie głosu w tej sprawie, głównie dlatego, że nie mam tak świetnych kwalifikacji jak autorka, absolwentka lingwistyki stosowanej na UW (języki francuski i angielski), studiów z zakresu języka chińskiego i kultury Chin na Zhejiang University of Technology oraz studiów….o literaturze i kinematografii chińskiej….. Trudno sobie wprost wyobrazić lepsze kwalifikacje do zabierania głosu na temat energii atomowej i jej przewagi nad (rosyjskim) gazem. Z tym, że przymiotnik rosyjski jest tu rzeczywiście kluczowy. Bo decyzje wymagające setek miliardów euro inwestycji na kolejne sto i więcej lat są bardziej polityczne niż naukowe więc lingwiści mają tu sporo (jak widać) do powiedzenia. W artykule nie ma słowa o walce między konkurencyjnymi technologiami jądrowymi: rosyjską, francuską i amerykańsko-japońską (Westinghouse-Toshiba). Ani o tym, że spora część "porachunków" ma miejsce na terytoriach spornych w konflikcie rosyjsko-ukraińskim. Ani, że spora część ukraińskich elektrowni atomowych jest w zasięgu obstrzału ze strony rosyjskich "zielonych" ludzików. Technologia jądrowa jest może być bardzo bezpieczna, ale akurat bezpieczeństwo to ostatnia rzecz jaka się liczy w rosyjsko-ukraińskich starciach oligarchicznych i walce o wpływy. A elektrownie atomowe w krajach zarządzanych przez takie potęgi intelektualno-managerskie jak polski PIS albo węgierski FIDESZ czy ukraińska SŁUGA NARODU to może być ryzyko na skalę egzystencjalną i to dla całej Europy.
Polecam lekturę, która daje sporo do myślenia.
https://rense.com/general96/ukraineenenerg.html
A może warto tu przypomnieć tekst Marcina Popkiewicza sprzed roku – "Atom? Tak. Nie. Być może, ale…"? Raczej nie gorszego 😉 specjalisty od autorki niniejszego…
https://biznesalert.pl/atom-strategia-energetyczna-oze/
Pan Popkiewicz w wielu punktach ma rację, w wielu popełnia błędy merytoryczne ("wysoka aktywność [odpadów] utrzymuje się przez tysiące pokoleń"), w innych nie zadał sobie trudu wniknięcia w szczegóły danego zjawiska (dlaczego koszty budowy EJ są obecnie tak wysokie?) a w jeszcze innych punktuje je jako wady EJ nie zauważając, że są one jeszcze większymi problemami w przypadku OZE (nakłady materiałowe na kWh, odpady z produkcji, wypadki). Kluczowy problem to pominięcie tego, jak w rzeczywistości wygląda obecnie zasilanie sieci z udziałem OZE. Popkiewicz pisze mętnie o "decentralizacji", pomijając przy tym fakt, że żadnej decentralizacji nie ma – ludzie *nie chcą* wiatraków na swojej ziemi ani nawet w sąsiedztwie (nowe farmy wiatrowe są obecnie aktywnie blokowane w Bawarii). Nowe inwestycje OZE to klasyczne "megaprojekty" takie jak Rampion w UK, który zajmuje 70 km2 na morzu i ma przy tym moc jedynie 400 MW. Kolejny niemiecki megaprojekt czyli DESERTEC, który 10 lat temu był wychwalany przez "zielonych"skończył się klapą. Skutek tych mrzonek – dzisiaj i teraz – jest taki, że Niemcy zwiększają import gazu ziemnego i właśnie uruchomili kolejną elektrownię węglową (!) żeby zapewnić stabilną podaż mocy gdy nie wieje i nie świeci wystarczająco, czyli przez większą część roku.
Cóż. Przeciwko centralistycznej EJ też protestują. Not in my backyard. Wygląda, że mamy problem 😉
"Ludzie" nie chcą też szczepionek i 5G. Akurat w przypadku EJ i szczepionek odpowiedzialne za to organy państwa oddały całkowicie pole walkowerem, bo na temat ani jednego ani drugiego nie było żadnej kampanii edukacyjnej od dziesięcioleci. Wiatraki to trochę inna sprawa bo są duże, chociaż ja osobiście nie mam wobec nich jakichś uprzedzeń natury estetycznej.