Propaganda Kremla uzasadnia teraz najazd na południe Ukrainy... podbojami Katarzyny II i miłością carów do wakacji na Krymie. Poległa narracja o uwalnianiu uciemiężonych mieszkańców. Niestety, armia Putina nie potrafi też zdobyć wszystkiego, co Putinowi kojarzy się z Katarzyną
Oprócz krążownika “Moskwa” i tysięcy zabitych w Ukrainie Rosja utraciła też zdolność do narzucania swojej opowieści o świętej i słusznej wojnie. A kiedy propaganda popada w takie kłopoty, to sytuacja musi być niewesoła.
Pokażemy to dziś na przykładzie Chersonia
Rosja miała Ukrainę zdenazyfikować i zdemilitaryzować. Ale nie miała żadnych planów okupacji terenów ukraińskich. Plan się jednak zmienił i dlatego operacja specjalna w Ukrainie nadal przebiega zgodnie z nim. Teraz Rosja otwarcie realizuje plan zagarnięcia południa Ukrainy, z Chersoniem właśnie.
W komunikatach do Rosjan podbój uzasadnia teraz tym, że Chersoń kazała założyć caryca Katarzyna II, a car Aleksander III posadził tam drzewo. W wersji dla zagranicy mówi też: “Rosja w ramach specjalnej operacji wojskowej w Ukrainie postawi nogę tam, gdzie będzie to konieczne” (wiceminister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Riabkow, wypowiedź z 15 czerwca).
Aberracyjny historyczny wywód mógłby skłonić nas do rozważań, czy z państwa Putina nie zrobić np. terytorium zależnego Danii – skoro tysiąc lat przed Katarzyną grody przyszłej Rusi zakładali Wikingowie. Ale nie pójdziemy tą drogą. Pokażemy za to, jak propaganda ugięła się pod naporem rzeczywistości i od haseł o “denazyfikacji” przeszła do argumentów z traktatu Ribbentrop-Mołotow, że Rosja musiała wkroczyć, bo sąsiednie państwo przestało (albo zaraz przestanie) istnieć. Oraz że jeśli coś kiedyś podbiła Katarzyna, to z mocy prawa należy to do Putina.
Jak zatem propaganda sama z siebie, choć niechcący, opowiada o porażce Rosji?
Na początku wojny propaganda powtarzała, że nie ma mowy o podboju południowej i wschodniej Ukrainy. Ówczesna wersja wydarzeń brzmiała tak: “w planach Moskwy nie ma okupacji ukraińskich terytoriów, celem jest demilitaryzacja i denazyfikacja kraju”. Wojsko rosyjskie tworzy jedynie warunki do tego, by mieszkańcy regionu mogli zdecydować od przyszłość.
Był to w miarę spójny propagandowy produkt, który ten i ów na świecie mógłby kupić.
Obecna wersja wydarzeń wygląda jednak inaczej: Rosja najechała Ukrainę, przywiozła kolaboracyjne władze, a te chcą oderwania tych terenów od Ukrainy. “Podczas operacji specjalnej rosyjskie wojsko przejęło kontrolę nad obwodem chersońskim i azowską częścią obwodu zaporoskiego na południu Ukrainy. W regionach utworzono administrację cywilno-wojskową, rozpoczęły nadawanie rosyjskie stacje telewizyjne i radiowe, przywracane są więzy handlowe z Krymem. Regiony ogłosiły plany stania się podmiotami Federacji Rosyjskiej".
“Regiony ogłosiły” to znaczy właśnie, że powiedziały tak ich okupacyjne rosyjskie władze. A poprzednie, ukraińskie, miały mandat wyborców. Dzięki wyborom – zorganizowanym w wyniku reformy samorządowej.
I - jak przyznaje sama propaganda - samorządowcy z mandatem wyborców nadal stawiają opór (14 czerwca przedstawiciel władz kolaboracyjnych Chersonia Kirył Stremousow groził im: “Urzędnicy niektórych wspólnot terytorialnych w obwodzie chersońskim, sabotujący prace w terenie, zostaną usunięci. Wszyscy, którzy nie dają na wsiach konkretnego, jasnego stanowiska co do naszego przyszłego rozwoju w ramach Federacji Rosyjskiej, zostaną po prostu ukarani”).
Chersoń pozostaje pod okupacją rosyjską od 2 marca. O planach dla obwodu Moskwa zaczęła mówić jednak dopiero w kwietniu – wcześniej miała nadzieję na podporządkowanie całej Ukrainy. A kiedy to się nie udało, propaganda wyraźnie planowała powtórkę z Krymu z 2014 roku:
przejęcie władzy i podporządkowanie regionu Rosji za formalną zgodą mieszkańców.
I tak się zaczęła ta opowieść o “wyzwoleniu”: 19 kwietnia “bojownicy z Sewastopola powiesili w Chersoniu kopię Sztandaru Zwycięstwa, który został zawieszony nad Reichstagiem w 1945 roku”.
“Wyzwolone” tereny miały być przez Rosję uratowane - stąd wiele wiadomości o tym, jak wspaniała jest rosyjska pomoc humanitarna w Chersoniu. Zwłaszcza, że w tajemniczych zupełnie dla propagandy okolicznościach z terenów tych zniknęła elektryczność, kanalizacja i woda.
Wszystko to jednak miało być wstępem do referendum. W tej wersji najazdu na Ukrainę chodziło o to, by ludzie mieli prawo swobodnie zagłosować i wybrać, co chcą.
Zwróćmy uwagę: jest kwiecień i początek maja. Moskwa wojny w Ukrainie nie wygrywa, ale jej propaganda nadal panuje nad narracją. Twierdzi, że wyzwala ludzi spod ucisku i oddaje im głos.
Ale potem – w miarę jak referendum nie daje się zorganizować, propaganda zmienia ton. Zaczyna opowiadać, że celem tego referendum jest tylko ustalenie, jaka forma życia z Rosją ludziom odpowiada.
Bo że wybiorą Rosję, to oczywiste.
W drugiej połowie maja propaganda zaczyna podważać sensowność referendum w Chersoniu. Można z tym poczekać. Ludzie – UWAGA - muszą się najpierw przyzwyczaić, że żyją pod władzą Rosji i nic tego nie zmieni.
Narracja o wsłuchaniu się w wolę ludu, wymyka się z rąk.
4 czerwca: “Przeprowadzenie referendum w obwodzie chersońskim nie jest jeszcze na porządku dziennym. Dziś podstawowym zadaniem jest przywrócenie w regionie normalnego, spokojnego życia (Kirył Stremousow, “zastępca szefa wojskowo-cywilnej administracji regionu”).
7 czerwca. „Po denazyfikacji mieszkańcy wyzwolonych regionów sami zadecydują o swojej politycznej przyszłości. Jeśli zagłosują za integracją z Rosją, to będzie Rosja. Jeśli chcą zrobić Noworosję, to będzie Noworosja. Jeśli wybiorą niepodległość dla swojego regionu, niech tak będzie. Ale pozostaną składnikami rosyjskiego świata” (szef krymskiego parlamentu Władimir Konstantinow).
W tym samym czasie propaganda zaczyna szukać innego uzasadnienia podboju niż wola ludu. Bo - najwyraźniej - tej nie da się uzsykać. Propaganda potwierdza w ten sposób skalę oporu w okupowanej Ukrainie.
Zaczyna się uciekać do “nieuniknionych procesów historycznych”:
Narracja o “historycznych związkach z Imperium” pozwala propagandzie kontrolować wojnę. Ba – mimo że front utknął na dobre – propaganda snuje opowieści o przyszłych podbojach: "Nową przyszłość będą musiały wybrać zarówno regiony już wyzwolone, jak i regiony Odessy i Mikołajewa, które wciąż znajdują się pod nazistowskim uciskiem" (tenże Szeremet).
I to w zasadzie kończy wątek referendum. W tym momencie Moskwa zaczyna używać argumentu siły. Bajka o wyzwolonych mieszkańcach południowej Ukrainy właśnie się skończyła. Kończy się też bajka o regionach “naturalnie” ciążących w strone Rosji i czekających na “wyzwolenie”.
Pojawia się nowy, choć w Polsce znany z 1939 r. argument, że Rosja ma prawo wkroczyć na ziemie zachodniego sąsiada, bo jego państwo “przestało istnieć”. Albo zaraz przestanie:
To jednak argument słaby. Nadaje się do rosyjskich programów propagandowych w rządowej TV. W tym momencie propaganda przypomina sobie o Katarzynie II. Narracja nawiązująca do paktu Ribbentrop-Mołotow znika, pojawia się bajka o dobrej carycy.
To caryca decyduje o losach dzisiejszej Ukrainy i jej mieszkańców.
Katarzyna II była początkowo, czyli na początku marca, symbolem tej wojny – Putin zamierzał podbić Ukrainę tak jak ona podbiła Dzikie Pola i Krym w XVIII wieku. Kiedy “operacja specjalna” nie okazała się sukcesem na miarę Katarzyny, Putin swą przybraną babcię schował (Putin mówi o niej “matuszka” - a to duchowe pokrewieństwo ma uzasadniać jego roszczenia do spadku).
"Jeśli chodzi o całą lewobrzeżną Ukrainę, to wiadoma, jak powstała. Ukraina weszła w skład Imperium Rosyjskiego z: Kijowem, obwodem kijowskim, Żytomierzem, Czernihowem, to wszystko, tysiąc pięćset czterdziesty piąty rok [przestawiły się cyferki: 1654] lub coś w tym stylu. Wszystko to dostało się potem Ukrainie w czasie tworzenia Związku Radzieckiego w 1922 roku. To przekazał jej Lenin. A Donbas najpierw był częścią RSFSR, a potem Lenin zmienił zdanie. Przekazał to Ukrainie, aby zwiększyć tam odsetek ludności proletariackiej. W ten sposób została uformowana Ukraina" - mówił też Putin. "W wyniku II wojny światowej [Ukraina] odziedziczyła część zachodnią”.
Propaganda chwyta tę myśl w lot: prawa Putina do Chersonia wywodzą się z dekretu Katarzyny II:
Natomiast wzruszony pracownik rządowej telewizji jedzie do Chersonia, żeby sfilmować trumnę partnera Katarzyny, Grigorija Potiomkina (na zdjęciu na samej górze). Bo to też jest dowód na to, że mieszkańcy Chersonia są Rosjanami. To oraz fakt, że Potiomkin kazał w Chersoniu zbudować pierwszy rosyjski okręt czarnomorski "Sława Katarzyny”.
“O ile Piotr I wybił okno na Bałtyku, to Katarzyna – na Morze Czarne” - tłumaczy telewizja.
A na dowód, że to wszystko prawda, pokazuje kadry z filmów kostiumowych.
Przy okazji “Wiesti” uzupełniają naszą widzę o rosyjskości Krymu: jest on rosyjski, gdyż był ulubionym miejscem wypoczynku carów z dynastii Romanowych.
Nie żartuję.
A oto telewizyjna mapka “miast Katarzyny”, czyli miast, które dziedziczy po niej Putin. Proszę się jej przyjrzeć:
Jest tu wiele miast, których Putin nie zdobył. Bo, jak mówi, “nie pretendujemy do wszystkiego”. Putin “odzyskuje dla Rosji i wzmacnia” tylko to, co się da (tak interpretowaliśmy przed tygodniem wykład Putina o Piotrze I – i wychodzi na to, że Putin rzeczywiście nie planuje podboju krajów nadbałtyckich śladem Piotra, tylko męczy się nad tym, jak utrzymać Chersoń).
Propaganda przestaje opowiadać o wyzwalaniu kolejnych rosyjskich miast i o oczekujących w nich na wyzwolenie mieszkańcach.
Propaganda zaczyna przetwarzać wywód Putina o konieczności "umacniania” tego, co “odzyskane” na miarę Piotra I. W efekcie dostajemy obraz okupacji i łupienia wszystkiego co się da.
A najciekawsze jest to, że wszystkim tym “umocnieniom” towarzyszy stale zapewnienie, że Ukraina na pewno tu nie wróci. Na pewno. Nie wierzcie Ukraińcom. Absolutnie wszystko mamy pod kontrolą. To nasz armaty słyszycie, nie ukraińskie
Propaganda powtarza to w kółko - a przecież nie musiałaby tego robić, gdyby nie było wątpliwości.
18 czerwca: "Rosyjska armia stopniowo uwalnia regiony Ukrainy od nacjonalistów, nie wierzcie ukraińskiej propagandzie”.
Ale tak na wszelki wypadek montowana jest obywatelska samoobrona przed ukraińskim kontratakiem. Zapisało się do niej... 200 osób.
Powiedzmy sobie szczerze: Katarzyna II nie musiała montować żadnych obywatelskich straży. Ale od zeszłego tygodnia propaganda próbuje dokonać kolejnego zwrotu, wyplątać się z Katarzyny i nazwać wojnę w Ukrainie już nie “operacją specjalną”, ale wojną domową między pro-rosyjskimi i anty-rosyjskimi mieszkańcami Ukrainy.
Na razie robi to nieśmiało.
Historia Chersonia pokazuje bowiem, że taki zwrot może się nie udać. Mamy tu do czynienia z podbojem i przemocą. A propaganda nie jest w stanie tego ukryć - ba, sama nam o tym opowiada.
Od początku napaści Rosji na Ukrainę śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami? Nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziesz pod tym tagiem.
Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze