0:00
0:00

0:00

Na zdjęciu: przemarsz zwolenniczek endecji w Poznaniu z okazji rocznicy 3 maja, 1937 r., zdjęcie w domenie publicznej, pochodzi z gazety Nowiny Poświąteczne 1937.05.04

O ideologii i przyczynach popularności Narodowej Demokracji oraz o jej współczesnym dziedzictwie opowiada OKO.press prof. Grzegorz Krzywiec, historyk z Instytutu Historii PAN w Warszawie, biograf Romana Dmowskiego.

Opublikował m.in. książki „Szowinizm po polsku. Przypadek Romana Dmowskiego (1886-1905)”, Neriton–IH PAN, Warszawa 2009 oraz „Polska bez Żydów. Studia z dziejów idei, wyobrażeń i praktyk antysemickich na ziemiach polskich początku XX wieku (1905-1914)”, Warszawa 2017. Obecnie przygotowuje kulturową i społeczną historię faszyzmu w Polsce (1919-1939).

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Nie powiedziałbym, że byli to źli ludzie...

Adam Leszczyński, OKO.press: Sto lat temu zwolennik Narodowej Demokracji Eligiusz Niewiadomski zastrzelił prezydenta RP Gabriela Narutowicza. To właśnie endecję oskarżano też o sprawstwo tej zbrodni w wymiarze moralnym i politycznym — i oskarża się o nią ją i dzisiaj. Słusznie? Czy endecy wówczas to po prostu byli złymi ludźmi, którzy namawiali do zbrodni?

Prof. Grzegorz Krzywiec*: Nie powiedziałbym, że to byli źli ludzie… W każdym razie sam staram się unikać takich ocen wobec historycznych postaci. Do przeszłości nie mamy nigdy do końca dostępu, nawet tylko w kategoriach moralnych.

Moim zdaniem lepiej jest starać się tamtych ludzi zrozumieć.

Z pewnością do zabójstwa Narutowicza doprowadziła kampania nienawiści, prowadzona przez prasę endecką.

To ona spowodowała, że człowiek w szerokim znaczeniu związany z obozem nacjonalistycznym zastrzelił prezydenta. Ta kampania toczyła się także na ulicy; była zmasowana, sterowana politycznie, ale w pierwszym zamyśle miała przede wszystkim zastraszyć przeciwników politycznych, także pierwszego Prezydenta RP. Doprowadziła do tragedii, co chyba jednak nie było zamierzone.

Prawdopodobnie doprowadziłaby też do wojny domowej.

Wielki obóz Narodowej Demokracji, który w listopadzie 1922 r. wygrał wybory i próbował stworzyć rząd, ponosi za tę zbrodnię moralną odpowiedzialność.

Przeczytaj także:

Endecy wygrali wybory i nie mogli się pogodzić, że prezydentem — wybranym przez parlament — nie został ich kandydat. Dlaczego jednak to oni te wybory wygrali?

Nie wygrali ich w całej Polsce, choć dostali nieco ponad 30 proc. głosów. Zwyciężyli bezapelacyjnie na Pomorzu i w Poznańskiem oraz w części województw tzw. Królestwa Polskiego, czyli w Polsce centralnej. W innych województwach Narodowa Demokracja nie była aż tak silna. Były jednak regiony — na Podlasiu, w powiatach otaczających Warszawę — gdzie mieli największe wpływy polityczne, nie tylko najwięcej mandatów, ale także podporządkowali sobie szeroką sieć organizacji polityczno-społecznych. We wszystkich tych regionach zdominowali całe życie polityczne. .

Fenomen tego obozu polegał na tym, że potrafił mobilizować wyborców nie tylko przed głosowaniem, ale stale organizował różne grupy społeczne.

To była najsilniejsza partia

Te 30-40 proc. wyborców głosujących na Narodową Demokrację to mniej więcej taki odsetek, jaki dziś głosuje na PiS. Największa partia, ale jednak nie większościowa.

Narodowa Demokracja miała też słabsze momenty... ale od początku niepodległości, w wyborach 1919 r., a potem w cząstkowych wyborach prowadzonych do 1922 r. była zdecydowanie najsilniejsza.

Budowała też wokół siebie szeroką i gęstą strukturę organizacji społecznych — od sportowych po kulturalne i paramilitarne — które nadawały kształt życiu dobrych kilku milionów osób. Żadne inne ugrupowanie, może z wyjątkiem PZPR, tyle w Polsce nie osiągnęło.

PZPR jednak była monopartią, a Narodowa Demokracja miała konkurencję.

To porównanie może się wydawać nieco za ostre, ale nie jest zupełnie moim zdaniem bezpodstawne. Polscy komuniści także zaczynali jako mała grupa, można rzec sekta polityczna, dodatkowo w II RP z opinią najbardziej prześladowanego ruchu społeczno-politycznego.

Ich marszu do władzy nie da się wytłumaczyć tylko „sowieckimi bagnetami”; odpowiadali na szereg wyzwań, z jakimi mierzyli się w pierwszej połowie XX wieku Polacy, i ich odpowiedzi, nawet jeśli często fałszywe, często obarczone piętnem zdrady, były dla wielu grup społecznych bardzo atrakcyjne.

PZPR była nieco podobna, nie tylko w wymiarze ideologii — polscy komuniści chętnie odwoływali się do endeckiej wizji nacjonalizmu — ale także w wymiarze pewnych praktyk politycznych; m.in. pełnymi garściami korzystali, a potem wręcz rozwinęli te wszystkie wzory uprawiania polityki z masowym członkostwem, powszechna partycypacja w życiu publicznym, oferta a może nawet wizja organicznej wspólnoty, która nadto rozwiązuje szereg problemów i bolączek społecznych, z którymi nie było sobie w stanie poradzić państwo polskie przez cale międzywojnie.

W każdym razie trudno porównać Narodową Demokrację z dowolną inną siła polityczną w II RP. Polska Partia Socjalistyczna była dużo słabsza, o komunistach nie wspominając.

Piłsudski był tam znienawidzony

Co endecja proponowała wyborcom, że była tak popularna?

W wielu miejscach miała, jak powiedziałem, bardzo rozbudowane struktury. Na Pomorzu czy w Wielkopolsce nakładała się na to też silna niechęć do lewicy, a właściwie do wszystkich innych sił politycznych postrzeganych jako obce, lub wręcz zagrażające lokalnej tożsamości.

Piłsudski, na przykład, był tam znienawidzony. Uważano go za jakiegoś wschodnioeuropejskiego rewolucjonistę, potencjalnego sojusznika komunistów. Od rewolucji 1905 r. miał też po prostu reputację bandyty, który napada na pociągi.

Rzeczywiście socjaliści rabowali i napadali w czasie rewolucji 1905-1907 r.

To dla ludzi przywiązanych do pewnego porządku prawnego i struktury społecznej było szokiem. Dlatego też Narodowa Demokracja przedstawiała się jako partia porządku. Przygarniała do swoich szeregów np. konserwatystów, którzy upatrywali głównego niebezpieczeństwa w przewrocie społecznym, w bolszewizmie.

Narodowa Demokracja potrafiła to imaginarium polityczne maksymalnie zagospodarować, tak że nawet te grupy, której jej nie popierały, były w stanie jej sprzyjać i na nią głosować. To w efekcie dawało olbrzymią siłę polityczną.

Wizja państwa etnicznych Polaków

W skrócie: byli nacjonalistami, potrafili organizować masową wyobraźnię. Jakie mieli główne punkty programu?

Wizję państwa narodowego — założenie, że w Polsce etniczni Polacy, chrześcijanie, i przede wszystkim katolicy, będą gospodarzami w swoim kraju. Dla wielu grup społecznych, sporej części inteligencji i mieszczaństwa, w ogóle dla warstw zamożniejszych, to było bardzo atrakcyjne.

Stereotypowo uważa się endecję za ruch klasy średniej. W praktyce jednak taką wizję państwa i nowoczesnej tożsamości polskiej kierowali do większości grup społecznych — od chłopów przez robotników po ziemiaństwo i inteligencję.

Co to oznaczało w praktyce? Antysemityzm?

Był kluczowym punktem programu. To było atrakcyjne dla wielu warstw społecznych, np. dla drobnomieszczaństwa, ale także inteligencji, która musiała konkurować z lekarzami czy prawnikami żydowskiego pochodzenia. Wątek konkurencji ekonomiczno - społecznej „narodu polskiego” z innymi był zresztą w ogóle czymś szerszym niż antysemityzm.

Endecja była też „partią porządku”.

Np. raczej niechętnie, ale nie tak stanowczo (jak konserwatyści na przykład) odnosiła się do pomysłów reformy rolnej. To był olbrzymi problem przez całą II RP. ND roztoczyła więc polityczny parasol nad warstwą ziemiańską, która miała jeszcze wówczas poważne wpływy, chociaż mniejsze niż podczas zaborów.

Ziemiaństwo, chociaż nieliczne, miało wielki kapitał kulturowy i społeczny. W zasadzie do zamachu majowego (1926) większość tzw. klas posiadających była sprzymierzona z endecją.

Wielki biznes na nich głosował

A wielki biznes?

Też na nią głosował, łącznie z przedsiębiorcami z najwyższej półki, żydowskiego pochodzenia — co brzmi jak paradoks, ale daje się wytłumaczyć tym, że gwarantowali porządek społeczny. Narodowa Demokracja prezentuje się w ten sposób od rewolucji 1905 r., która była [dla całego społeczeństwa] wielkim wstrząsem.

Porozmawiajmy o genezie Narodowej Demokracji. Kto ją stworzył? Kim byli ci ludzie?

W sensie biograficznym jej twórcy wywodzili się z grupki radykałów z Królestwa Polskiego, działającej od lat 70-80. XIX stulecia. To była mieszanka różnego rodzaju nieortodoksyjnych socjalistów czy radykalnych demokratów, studentów, młodych inteligentów.

Bardzo intelektualnie chłonne środowisko, przyjmowało jak gąbka idee, które były bardzo modne w ówczesnej Europie — od różnych form wspólnotowych, po darwinizm społeczny, aż to pewnych koncepcji wziętych z rasizmu. Społeczeństwo postrzegali jako formę organiczną, o biologicznym podłożu.

To środowisko w dużej mierze budowało tożsamość w opozycji wobec inwazji marksizmu, socjalizmu w wersji marksowskiej, który bardzo intensywnie wpływał na polskie życie umysłowe w tym czasie.

Nacjonalizm polski oczywiście też wywodzi się z ruchu niepodległościowego: była to więc oryginalna mieszanka różnych idei, starych i nowych, wątków zaczerpniętych z romantyzmu. To geneza intelektualna.

Twórcami ND byli ludzie urodzeni od lat 50. do 70. XIX w., przede wszystkim w Królestwie Polskim, częściowo na tzw. kresach wschodnich. Te grupki radykałów to bardzo wąskie środowiska, liczące po kilkanaście, kilkadziesiąt osób. Z tych samych środowisk rekrutowali się socjaliści — też w sensie pochodzenia społecznego: ludzie z klas średnich, bardzo często z rodzin szlacheckich albo zasymilowanych Żydów.

Politycznie nacjonaliści wykorzystywali zawsze konflikty i niechęć pomiędzy grupami etnicznymi, zbijając na tym największy polityczny kapitał.

Rosja była dla nich słabszym przeciwnikiem

Skoro była to była partia wyrastająca z korzeni niepodległościowych, to dlaczego w czasie rewolucji 1905 r. — kiedy socjaliści dążą do niepodległości — Narodowa Demokracja organizuje swoje bojówki, które zwalczają socjalistów? Dlaczego organizuje związki zawodowe, które mają wypierać organizacje socjalistyczne z fabryk? I dlaczego ostentacyjnie sprzymierza się z rządem carskim?

Mieli kilka dobrych powodów… w pierwszym rzędzie stała za tym inna kalkulacja polityczna. Z drugiej strony było to zderzenie dwóch różnych wizji polityki.

Endecy uważali Polaków przede wszystkim za substancję narodową — w sensie biologicznym.

Uważali, że Polacy będą w stanie przetrwać jako grupa, jeśli stworzą zwarty, zdyscyplinowany organizm ze wspólnym programem. Przetrwać, ale także stać się wielkim europejskim narodem, który zdominuje cały region Europy Środkowej, wszystko między Niemcami a Rosją.

Taki program proponowali, i była to, dodajmy, bardzo atrakcyjna dla wielu wizja. Sprowadzała się do poglądu, że Polska należy do cywilizacji zachodnioeuropejskiej. Musi być zorientowana na Zachód, ale w sensie politycznym musi się godzić na pewne kompromisy ze wschodem — w tym przypadku z Rosją.

W ich kalkulacji Rosja jest po prostu słabszym przeciwnikiem. Polacy jako naród nic na współpracy z Rosją nie mogą stracić — dlatego, że są kulturowo i cywilizacyjnie czymś lepszym. Dlatego nie asymilują się do społeczeństwa rosyjskiego np. przez kontakty towarzyskie czy rodzinne. Nie ma więc zagrożenia ze strony Rosji.

Zagrożeniem są za to Niemcy, a raczej cywilizacja niemiecka. Roman Dmowski, najważniejszy ideolog Narodowej Demokracji, przeprowadzał tu zimną kalkulację.

Z powodu współpracy z caratem zarzucano endekom zdradę.

Zdrady interesów niepodległości bym im nie zarzucił. Samo to oskarżenie było elementem propagandy politycznej wobec Narodowej Demokracji. W czasie rewolucji 1905 roku Dmowski złożył Rosjanom nieformalną ofertę — że oni przeprowadzą na ziemiach polskich operację pacyfikacji rewolucji. Będzie tu spokój i porządek, jeśli Dmowski dostanie od Rosjan pewną swobodę organizowania życia politycznego, a także pewną legalizację działalności politycznej.

Ta propozycja została przez władze rosyjskie w Warszawie, jak i w Petersburgu, co prawda z pewną dozą nieufności, ale przyjęta. W rezultacie Dmowski był w Królestwie Polskim i w części zaboru rosyjskiego najbardziej wpływową osobą w latach 1907-1914, w okresie pomiędzy rewolucją i I wojną światową. Stanisław Mackiewicz kiedyś napisał, że gdyby Dmowski w 1914 r. ogłosił się królem Polski, to prawdopodobnie zostałby przez aklamację zatwierdzony. Tak bardzo był popularny.

Endecję zastąpił polski faszyzm

W II RP, w latach 30., Narodowej Demokracji zaczęła jednak wyrastać konkurencja ze strony skrajnej prawicy. Dlaczego?

Ten nowy ruch - powiedzmy to wprost - polski faszyzm, reprezentowany m.in. przez „Falangę” wyrastał z Narodowej Demokracji, był jedną z gałęzi tego ruchu, próbując się wyemancypować. Równocześnie pod jego wpływem zmienia się sama Narodowa Demokracja. To niełatwa do wytłumaczenia wprost ewolucja, która rzuciła się wielkim cieniem na ostatnie lata II Rzeczpospolitej.

Starzy działacze zostają stopniowo zastąpieni przez nowych — ta wymiana dokonuje się w pierwszej połowie lat 30. Zastępuje endecję polski faszyzm, potem już tzw. starej endecji w zasadzie nie ma. Wszyscy ci szacowni profesorowie, tacy jak Stanisław Stroński — postać dość kontrowersyjna, ale jednak zaliczana zwykle do tego bardziej umiarkowanego, konserwatywnego skrzydła, albo ekonomista Stanisław Grabski, odchodzą, albo są marginalizowani.

Nowa wersja ruchu jest dużo bardziej agresywna w zasadzie w każdym możliwym wymiarze funkcjonowania w życiu publicznym. Z drugiej jednak strony kilka milionów politycznie zaangażowanych w nią ludzi przechodzi stopniową polityczną transformację, która będzie trwać do 1939 r.

Czasami mówi się, że jeden z odłamów endecji zaczął się radykalizować. Moim zdaniem to nieprawda.

Ta ewolucja dotyczyła całego ruchu, którzy zmieniał się na rodzimym gruncie w lokalną wersję faszyzmu.

Przyczyny tego są złożone; w jakieś mierze to reakcja na autorytarny zwrot, jaki dokonał się polskim życiu politycznym po zamachu majowym. Po 1926 r. nie dało się już uprawiać polityki w starym stylu. A ci, którzy to próbowali robić, odchodzili w niebyt.

Wielki Kryzys, który jak wiadomo w Polsce zaczął się w 1929 r., i nie skończył się do II wojny światowej, ujawnił olbrzymi społeczny potencjał dla tej nowej polityczności. Trudno pominąć wpływ faszystowskich przewrotów najpierw we Włoszech, potem w Niemczech. One silnie oddziaływały w całej Europie. W naszym regionie, nie tylko na skrajnej prawicy, robiły piorunujące wrażenie.

W końcu trzeba mieć w pamięci, że faszyzm przed 1939 r. był wielką pokusą - żeby była jasność nie tylko dla etnicznych Polaków - m.in. przyspieszonej modernizacji w „narodowym” stylu, obrony przed radykalizująca się lewica i obcymi, czy mówiąc wprost socjalizmem w wersji sowieckiej.

Te ostatnie „strachy” bardzo silnie działały na wyobraźnie współczesnych.

Specyficzne rozumienie demokracji

Czy Narodowa Demokracja była demokratyczna?

Miała bardzo ciekawe rozumienie demokracji — węższe od liberalno-demokratycznej tradycji, wywodzącej się z Rewolucji Francuskiej. Demokracja wyraża i konstytuuje się w organicznej wspólnocie narodowej — etnicznych członków narodu. Ta wspólnota jest gospodarzem czy nawet właścicielem pewnego terytorium.

Nie wszyscy członkowie tej wspólnoty muszą być świadomi, że nimi są. Na przykład chłopi na początku XX w. w tym ujęciu są nieuświadomionymi Polakami, czyli są takimi, których świadomość polityczna jest bardzo ograniczona, i których trzeba do tej nowej tożsamości „wychować”.

ND była demokratyczna w tym sensie, że jej zdaniem można wszystkich potencjalnych uczestników wspólnoty narodowej podnosić na wyższy poziom świadomości narodowej poprzez uczestnictwo w życiu publicznym.

Dlatego doskonale mobilizowała np. kobiety czy chłopów. Miała najbardziej wpływową organizację kobiecą w dwudziestoleciu międzywojennym. Oni byli demokratyczni w tym sensie, że (jak twierdzili) wyrażali ducha narodu.

Ale to nie znaczy, że szanowali wolność słowa, wolność zgromadzeń, liberalną demokrację i tak dalej, prawda? Te wszystkie klasyczne wolności liberalne.

Nie szanowali. Uważali, że nie są najważniejsze, a czasami wręcz obywatelsko „deprawują”, a poza tym przynależą tylko aktywnym uczestnikom wspólnoty narodowej. Potencjalnie były wśród nich kobiety, ale nigdy w pełnym wymiarze - ten projekt w polskim wydaniu był nie tylko patriarchalny ale często też mizoginiczny.

Żadna mniejszość nie była mile widziana

Ale np. oczywiście nie Żydzi, prawda?

W zasadzie żadna mniejszość nie była mile widziana. Mniejszościom słowiańskim endecy mieli do zaoferowania imperialny projekt kolonizacyjny. Uważali, że potencjalni Polacy zasiedlają całą przestrzeń między Niemcami a Rosją. Ukraińcy czy Białorusi byli dla nich gorszym rodzajem Polaków, ale przynajmniej byli biologicznie podobnym materiałem. Ukraińcy więc według endeków mogli potencjalnie stać się Polakami, jeśli przejęliby odpowiednie idee polityczne.

Ukraińcy oczywiście mieli już wtedy swój własny projekt nacjonalistyczny, pod wieloma względami podobny do naszego, tylko mu przeciwstawny i wrogi.

Co z projektu ND zostało do dziś?

Tak naprawdę bardzo dużo, od organicznego pojęcia narodu zaczynając. Całe dziedzictwo Narodowej Demokracji jest ciągle żywe. Nie chcę naszej rozmowy kierować na bieżącą politykę, ale w sensie ideowym jest to ciągle obecny, ciągle żywy projekt polityczny — i widać to wszędzie wokół nas.

Czy to prawda?

Motywacje zabójcy nigdy nie zostały poznane. Eligiusz Niewiadomski, niezrównoważony psychicznie malarz i krytyk sztuki, nie należał do żadnej partii politycznej, nie wykazywał też specjalnych sympatii w kierunku prawicy.

Sprawdziliśmy

Fałsz. Niewiadomski był członkiem Ligi Narodowej i otwarcie mówił o swoich sympatiach, także na procesie

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).
Na zdjęciu Adam Leszczyński
Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze