0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Patryk Ogorzalek / Agencja GazetaFot. Patryk Ogorzale...

Szef sztabu wyborczego Andrzeja Dudy Joachim Brudziński: „Polska bez LGBT jest najpiękniejsza”. Wiceminister Jacek Żalek: „LGBT to nie ludzie”. Prezydent Duda: „Nie po to pokolenie moich rodziców przez czterdzieści lat walczyło, żeby przyszła inna ideologia, jeszcze bardziej niszcząca dla człowieka”. Poseł PiS Przemysław Czarnek: „Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym”.

Pogarda Zjednoczonej Prawicy dla mniejszości nigdy nie była aż tak wyraźna.

Przeczytaj także:

Ćwiczenie z wyobraźni

Wyobraźmy sobie na chwilę, że żyjemy w alternatywnej Polsce.

Trwa kampania prezydencka, w której szef sztabu lewicowego kandydata pisze publicznie: „Polska bez prawicy jest najpiękniejsza”. Wiceminister lewicowego rządu w dużej prywatnej telewizji obwieszcza: „Prawica to nie ludzie”. Następnego dnia ubiegający się o reelekcję lewicowy prezydent woła: „Nie po to, proszę państwa, pokolenie moich rodziców przez czterdzieści lat walczyło, żeby wyrzucić ideologię prawicową ze szkół, żeby nie można było jej wciskać dzieciom, żeby nie można było prać mózgów młodzieży...” Jednocześnie poseł lewicy mówi o prawicowcach: „Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym”. Wszystko to w ciągu zaledwie trzech dni od poprzedniego wystąpienia prezydenta, który zapowiedział, że będzie dążył do „zakazu propagowania ideologii prawicowej w instytucjach publicznych”.

Oczywiste jest, że po tym wszystkim prawica byłaby wściekła. Nie uspokoiłyby jej zapewnienia, że cały czas chodzi o ideologię, a nie o ludzi. I słusznie, bo taka strategia przypominałaby kampanię antysemicką 1967 i 1968 roku. Jak wyjaśnia Maria Antosik-Piela na stronie Muzeum POLIN:

"W trakcie kampanii wyrazy »Żyd« czy »żydowski« nie były powszechnie używane, zastępowały je na ogół »syjonista« i »syjonistyczny«. Sam Gomułka zastrzegał, że prowadzi politykę antysyjonistyczną, nie zaś antysemicką.

Jednak strategia ukrycia antyżydowskiego charakteru akcji była na tyle przejrzysta, że społeczeństwo bardzo szybko zorientowało się, kogo w rzeczywistości władze uznawały za syjonistów. Popularny na polskich ulicach stał się dowcip, w którym syn pyta ojca: »Tato, jak się pisze syjonizm?”, a ojciec odpowiada: »Nie wiem, ale przed wojną pisało się przez Ż«. Paradoksalnie również Polaków bez żydowskiego pochodzenia kwalifikowano niekiedy jako syjonistów. Jak twierdzi Dariusz Stola, »sługusem syjonizmu« mógł okazać się każdy".

Polska, w której rządząca lewica dehumanizowałaby prawicową mniejszość, jest wyłącznie ćwiczeniem intelektualnym. I całe szczęście. Natomiast pogarda Zjednoczonej Prawicy dla mniejszości LGBT+ to rzeczywistość, tu i teraz.

I tak jak pod koniec lat 60. wyjechało z kraju kilkanaście tysięcy Żydów – ludzi, a nie ideologii – tak samo część osób LGBT+ wyjeżdża dziś.

Za słowami idzie przemoc

Decyzje te wynikają zarówno z odczłowieczającej retoryki, jak i z jej dalszych konsekwencji. Mamy przecież wyrok więzienia dla małżeństwa, które próbowało przeprowadzić zamach terrorystyczny na lubelskim marszu równości. W trakcie śledztwa mężczyzna zeznawał: „Mam na koszulce krzyż celtycki. Oznacza to, że jestem za Polakami, za rodziną. Mam żonę i rodzinę normalną”. Wyrok więzienia usłyszał również 25-latek, który w Białymstoku – w środku dnia, w samym centrum miasta – złamał obojczyk nastolatkowi biorącemu udział w tamtejszym marszu.

Nietrudno przewidzieć, jak zareagowałaby prawica, gdyby coś podobnego spotykało osoby uczestniczące w procesji Bożego Ciała. Ale nie spotyka, bo polscy działacze i działaczki LGBT+ nie sięgają po przemoc i nie są do niej ośmielani.

W zeszłym roku w Poznaniu nawet symboliczny wyraz agresji na konkursie Mister Gay Poland został jednoznacznie potępiony przez Grupę Stonewall czy portal Queer.pl, odcięli się od niego organizatorzy i przeprosiła sama performerka. Tymczasem słowa abp. Marka Jędraszewskiego o „tęczowej zarazie” publicznie poparło nie tylko kilkudziesięciu innych biskupów, lecz także Jarosław Kaczyński i Andrzej Duda.

Między innymi z takich powodów znaczna część osób LGBT+ przeżywa poważne trudności psychologiczne. Największe zapewne badania dotyczące nieheteroseksualnych nastolatków, prowadzone w USA, pokazały, że osób dręczonych w szkole i w sieci – w roku poprzedzającym badanie – było w tej grupie dwukrotnie więcej niż wśród heteroseksualnych rówieśników. Odsetek myśli samobójczych i prób samobójczych okazał się zaś cztery razy wyższy: 48 proc. i 23 proc. Tak, co druga osoba nieheteroseksualna w amerykańskiej szkole średniej rozważała samobójstwo, a co czwarta nie poprzestała na rozważaniach. W przypadku młodzieży transpłciowej – nieobjętej badaniami – prawdopodobnie jest jeszcze gorzej.

Nie ma też raczej powodu, byśmy pocieszali się nadziejami, że u nas sprawy wyglądają lepiej niż w USA, skoro Polska została właśnie uznana w rankingu ILGA za najbardziej homofobiczny kraj Unii Europejskiej. I kto by się przejmował tym, że mamy już badania wskazujące, iż wprowadzenie równości małżeńskiej osłabia stygmatyzację osób LGBT+, a więc również zmniejsza liczbę samobójstw.

"Ideologia LGBT", czyli odczłowieczanie w białych rękawiczkach

Prawicowi politycy (i publicyści) zwykle opatrują swoje ataki zastrzeżeniem: „Nie mówię o ludziach, tylko o ideologii”. W 1967 roku mówiliby pewnie, że prowadzą politykę antysyjonistyczną, a nie antysemicką.

Czasem jednak wykładają kawę na ławę, jak poseł PiS Przemysław Czarnek: „Do tego zmierza Polska. […] Brońmy nas przed ideologią LGBT i skończmy słuchać jakichś idiotyzmów o jakichś prawach człowieka czy jakiejś równości. Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym”. Po tej wypowiedzi były wojewoda lubelski musiał się ratować i tłumaczyć: „Ja pokazałem zdjęcie, które zrobiliśmy w Los Angeles w ubiegłym roku, gdzie przebywaliśmy na zaproszenie Polonii. […] Człowiek roznegliżowany, z widocznymi genitaliami, popija drinka w barze gejowskim na ulicy. […] Czy dla pana redaktora ekshibicjonista w centrum miasta, obrzydliwie demoralizujący innych, to normalny człowiek?”. Ale mleko już się rozlało.

Zjednoczona Prawica stara się mówić o ideologii, a nie o ludziach, ponieważ w ten sposób może bezpieczniej odczłowieczać przeciwników. Zawsze znajdą się obrońcy – niekiedy nawet szczerzy – gotowi przeprowadzać rozbiór logiczny zdań, aby dowieść, że nie ma tu żadnej dehumanizacji.

"Dziwacy chorzy z nienawiści"

Spójrzmy jednak na retorykę Przemysława Czarnka: chodzi w niej przecież o to, aby otoczyć ludzi LGBT+ możliwie najbardziej niekorzystnymi skojarzeniami. W tej wizji prawie nigdy nie mają oni poglądów, przekonań, postulatów, wartości, racji; mają głównie ideologię. W dodatku poseł PiS błyskawicznie przechodzi od jednej kontrowersyjnej osoby z USA do wszystkich działaczek i działaczy LGBT+ w całej Polsce. Nawet jeżeli w sprostowaniu zrobi krok w tył, i tak prosty przekaz emocjonalny już poszedł w świat: ruchy równościowe ogółem to nic innego niż zezwierzęcenie, demoralizacja, seksualizacja.

Widać to także w innej wypowiedzi Przemysława Czarnka: „Ideologia LGBT to jest co innego niż homoseksualiści, biseksualiści, transwestyci czy inni tam jeszcze – queer, czyli dziwacy. To są ludzie. Pogubieni oczywiście w swojej seksualności, pogubieni w swoim życiu, jednocześnie chorzy z nienawiści do ludzi heteroseksualnych, do tradycji, do chrześcijaństwa, […] ale ludzie, nikt im człowieczeństwa nie odmawia”.

Werbalnemu uznaniu człowieczeństwa towarzyszy jawna pogarda dla mniejszości wyrażona w absurdalnym uogólnieniu: każda lesbijka, każdy biseksualny mężczyzna, każda osoba transpłciowa na świecie to ludzie „chorzy z nienawiści”.

Przy czym znów jest to sprytny zabieg retoryczny – nigdzie nie padło słowo „wszyscy”, więc poseł PiS zawsze może w przyszłości dodać: „Mówiłem o części, może o większości, ale na przykład nie o moich znajomych homoseksualistach, którzy…”. Tak samo żadne przypisy i didaskalia nie ocalą wcześniejszego stwierdzenia Rafała A. Ziemkiewicza, że „do LGBT trzeba strzelać”, nie mówiąc już o felietonie Aleksandra Nalaskowskiego, który zupełnie wprost nazwał uczestników marszów równości „wędrownymi gwałcicielami”.

Podobnie patrzeć trzeba na słynny już występ telewizyjny Jacka Żalka w „Faktach po Faktach”. Jasne, że wiceminister powiedział: „Chodzi o ideologię”, zanim uznał, że „LGBT to nie ludzie”.

Niemniej nie widać żadnego powodu, byśmy zgodzili się na prawicowe zawłaszczanie pojęcia, które ma swoje znaczenie od dekad i stosowane jest przez istotną część samych zainteresowanych.

Gdyby ktoś stwierdził w Polsce, że „prawica to nie ludzie” albo że „Kościół to nie ludzie”, zostałoby to słusznie oprotestowane. A tutaj jest jeszcze gorzej, bo LGBT+ to grupa dyskryminowana. Próby odebrania jej praw do własnego języka to część strategii retorycznej, która przedstawia tę mniejszość w najgorszy możliwy sposób, łącznie z dehumanizacją. Nie ma sensu usprawiedliwiać Jacka Żalka, że może myślał inaczej. Nie dowiemy się, jak myślał, doskonale natomiast wiemy, co zrobił. I w jaki kontekst wpisana jest jego wypowiedź.

Duda uderza w osoby LGBT

Kulminację tego wszystkiego stanowi sobotnia (13 czerwca) mowa najważniejszego teoretycznie polityka w Polsce, Andrzeja Dudy, wygłoszona w Brzegu w województwie opolskim. Prezydent stwierdził w niej, że „rodzina to małżeństwo przede wszystkim, a małżeństwo – to związek kobiety i mężczyzny” oraz że „nikt nie ma prawa wbrew woli rodziców ideologizować dzieci, wymuszając seksualizację w szkole podstawowej”.

Zadeklarował, że instytucje państwowe muszą być w tej kwestii „neutralne”, ale nie odniósł się do seksualizowania dzieci przez zakonnice i księży, którzy od wielu lat wykorzystują najmłodszych seksualnie, wypytują ośmioletnie dziewczynki i chłopców o „sprawy nieczyste” lub narzucają w szkołach własną wizję ludzkiej seksualności.

A przecież jeśli świecka edukacja seksualna jest ideologią, to tak samo muszą nią być lekcje religii, które w samym założeniu mają perswazyjny cel.

Andrzej Duda wspomniał także o „wczesnych klasach” szkoły podstawowej, choć już ponad rok temu Rafał Trzaskowski oraz organizacja Miłość Nie Wyklucza wyjaśniali, że chodzi o zajęcia nieobowiązkowe i dostępne dopiero od klasy czwartej.

Szczególnie uderzające były jednak dwa inne stwierdzenia prezydenta.

Po pierwsze, wystąpił on w obronie Jacka Żalka, mówiąc o „sytuacji, gdy z jednej z polskich telewizji wyrzucono posła, który powiedział, że to jest ideologia. Nazwał to po prostu ideologią. Próbuje się nam, proszę państwa, wmówić, że to ludzie, a to jest po prostu ideologia”.

Po drugie, Andrzej Duda określił dążenia równościowe jako gorsze od „ideologii komunistycznej”, co w prawicowym słowniku należy do najcięższych obelg:

"Nie po to, proszę państwa, pokolenie moich rodziców przez czterdzieści lat walczyło, żeby wyrzucić ideologię komunistyczną ze szkół, żeby nie można było jej wciskać dzieciom, żeby nie można było prać mózgów młodzieży, indoktrynować ich, młodych ludzi, dzieci, żołnierzy w wojsku, w organizacjach młodzieżowych. Nie po to walczyli, żebyśmy teraz godzili się na to, żeby przyszła inna ideologia, jeszcze bardziej niszcząca dla człowieka. Ideologia, która pod frazesami szacunku i tolerancji ukrywa głęboką nietolerancję. I eliminację, wykluczenie wszystkich tych, którzy nie chcą jej ulec".

Władza sama się nie ukarze

Słowa prezydenta nie umykają mediom zagranicznym. Nie umknęły już po tym, jak ogłosił, że doprowadzi do „zakazu propagowania ideologii LGBT w instytucjach publicznych”, a więc między innymi w szkołach (nie wspominając, że podobną ustawę kilka lat temu wprowadził w Rosji Władimir Putin).

O deklaracji Andrzeja Dudy pisały wtedy Reuters, „Forbes”, Bloomberg, „Guardian”. Z kolei wczorajsze wypowiedzi prezydenta komentował „Financial Times”, ponownie relacjonował Reuters, a ponadto depeszę Associated Press udostępniły „Time”, „Washington Post” czy znowu Bloomberg. Temat nie ominął też publiczności działu europejskiego „The New York Times” (zob. tutaj, tutaj i tutaj), a krótka wzmianka trafiła nawet do angielskiej Wikipedii.

Być może był to jeden z powodów, dla których część prawicowych polityków najwyraźniej właśnie uznała, że tak daleko posunięta wrogość do osób LGBT+ nie jest wystarczająco opłacalna. Joachim Brudziński zatweetował: „Niektórym moim kolegom w ferworze ideologicznych sporów emocje odbierają zdrowy rozsądek i padają słowa, które nigdy nie powinny paść. […] To, że nie zgadzamy się z z taką czy inną ideologią czy afirmacją wyuzdanych postaw, nie daje nam prawa do wykluczania kogokolwiek z naszej wspólnoty narodowej”.

Rzecznik rządu Piotr Müller powiedział w Polsat News: „Ja takich słów bym nie użył. Uważam, że osoby, które mają inną orientację seksualną, mają prawo o niej mówić, ale uważam, że nie powinni ideologizować tego obszaru”. Dodał też, że ze słowami Przemysława Czarnka „po prostu się nie zgadza”.

Niemniej dotychczas nikt nie zapowiedział wyciągnięcia jakichkolwiek konsekwencji wobec posła PiS, o jego wyżej postawionych kolegach nie wspominając. I raczej nikt w Zjednoczonej Prawicy takich konsekwencji nie wyciągnie. Miejmy nadzieję, że już wkrótce zrobią to wyborcy.

;
Stanisław Krawczyk

Socjolog, badacz literatury i kultury popularnej (fantastyki, gier wideo), a także publicysta społeczny.

Komentarze