Wiceprezydent USA J.D. Vance w Monachium zaatakował Europę za zwalczanie dezinformacji, bo europejskie działania utrudniają interesy jego koledze Elonowi Muskowi. Najwyraźniej użył polityki w celach biznesowych. W dodatku biznes okazał się ważniejszy od wojny
Dlaczego wiceprezydent USA na konferencji dotyczącej bezpieczeństwa w Europie stwierdził, że najpoważniejszym dziś zagrożeniem jest… cenzura i walka z dezinformacją, prowadzona przez kraje europejskie? Nie wojna w Ukrainie, nie zagrożenie atakiem militarnym ze strony Rosji, tylko właśnie walka z dezinformacją. To pytanie wciąż pozostaje aktualne, mimo że szok wywołany tą wypowiedzią nieco się już zmniejszył.
Odpowiedź jest prosta, choć nieoczywista. Szczególnie dla tych, którzy przyzwyczaili się, że politycy zajmują się polityką, a biznesmeni – biznesem. W przypadku nowego rządu Stanów Zjednoczonych polityką zajmują się biznesmeni z ogromnymi majątkami. I wykorzystują ją do prowadzenia własnych interesów.
To może oznaczać, że w USA demokracja właśnie przekształca się w plutokrację, czyli rządy najbogatszych. A uprzywilejowaną grupą są technologiczni giganci.
Stara zasada „follow the money” po raz kolejny nabiera aktualności.
Jeśli chcesz zrozumieć politykę międzynarodową nowych władz USA – podążaj za pieniędzmi.
W wystąpieniu Vance`a w Monachium chodziło między innymi o różnice ideologiczne między UE a rządem Trumpa, ale tym razem nie będziemy się na nich skupiać. Pokażemy inną, biznesową perspektywę tej wypowiedzi. Jest ona rzadziej brana pod uwagę, jednak jest tu istotna.
Otóż Vance skrytykował kraje europejskie dokładnie za te działania, które uderzają w interesy Elona Muska. Musk jako właściciel platformy społecznościowej X od miesięcy ma na pieńku z Komisją Europejską. Wydaje się, że w wystąpieniu amerykańskiego polityka w Monachium doszło do pomieszania polityki z biznesem.
Taka sytuacja miała miejsce nie tylko podczas konferencji bezpieczeństwa. Gdy w ubiegłym tygodniu do USA przyleciał Narenda Modi, premier Indii, by rozmawiać z Donaldem Trumpem o cłach na towary z Indii, spotkał się także z Elonem Muskiem. Ale nie z Muskiem – politykiem, nominatem Trumpa, szefem nowego Departamentu Wydajności Rządowej (DODGE), tylko z Muskiem – biznesmenem, właścicielem Tesli i Space X.
Modi miał rozmawiać z Muskiem o wejściu systemu Starlink firmy Space X (należącej do Muska) na rynek południowoazjatycki. Firma potrzebuje do tego dostępu do pasma satelitarnego. Jesienią Narenda Modi ogłosił, że dostęp ten będzie przydzielany decyzją administracyjną rządu, wcześniej można go było kupić na aukcji. Czyli to Modi zdecyduje, kto ów dostęp otrzyma, a decyzja ma zapaść niedługo.
Musk jest więc żywo zainteresowany dobrymi relacjami z Modim – z powodów czysto biznesowych. Premier Indii też jest zainteresowany dobrymi relacjami z Muskiem, oczywiście głównie dlatego, aby mieć dobre relacje z prezydentem USA. Chętnie więc rozmawiał w Waszyngtonie z właścicielem Space X – który jednocześnie jest szefem amerykańskiego Departamentu DOGE – na tematy biznesowe.
Tak to dziś wygląda na szczytach władzy w USA:
Sprawy międzynarodowe stają się wehikułem, służącym do załatwiania prywatnych interesów przynajmniej jednego miliardera – Elona Muska.
Pamiętajmy, że biznesowe imperium ma też sam prezydent USA Donald Trump.
Wróćmy jednak do tego, co wydarzyło się na konferencji w Monachium w ubiegłym tygodniu. Spotkanie było poświęcone przede wszystkim wojnie w Ukrainie i zagrożeniu dla Europy ze strony Rosji, w razie niepomyślnego wyniku tej wojny. Jednak wiceprezydent USA J.D. Vance niespecjalnie zajmował się Ukrainą i Rosją.
„Zagrożenie, o które najbardziej się martwię w kontekście Europy, to nie Rosja, to nie Chiny, to nie żaden inny zewnętrzny aktor. To, o co najbardziej się martwię, to zagrożenie z wewnątrz, odwrót Europy od niektórych z jej najbardziej podstawowych wartości, wartości dzielonych ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki” – powiedział.
„Niestety, kiedy patrzę dziś na Europę, czasami nie jest tak jasne, co się stało ze zwycięzcami zimnej wojny. Patrzę na Brukselę, gdzie komisarze Komisji Europejskiej ostrzegają obywateli, że w czasie niepokojów społecznych zamierzają wyłączyć media społecznościowe w momencie, gdy natkną się na treści, które ich zdaniem są, cytuję, nienawistne”.
I kontynuował:
„Dla wielu z nas po drugiej stronie Atlantyku wygląda to coraz bardziej, jak stare, głęboko zakorzenione interesy kryjące się za brzydkimi słowami z czasów Związku Radzieckiego, takimi jak dezinformacja, którym po prostu nie podoba się myśl, że ktoś o alternatywnym punkcie widzenia mógłby wyrazić odmienną opinię, albo, nie daj Boże, zagłosować w inny sposób, albo, co gorsza, wygrać wybory”.
Czyli według Vance`a najpoważniejszym zagrożeniem w Europie jest jej walka o prawdę (dezinformacja to fałszywe informacje) i stawianie granic sieciowej nienawiści.
O tym, dlaczego walka z dezinformacją i mową nienawiści jest ważna, piszemy w OKO.press od lat. Pokazujemy:
Zwalczanie dezinformacji w niektórych sytuacjach rzeczywiście może się wiązać z pewnymi ograniczeniami wolności słowa. Ograniczenia te nakładane są jednak w imię innych wartości (np. bezpieczeństwa państwa czy dóbr osobistych), które są znane od lat i wskazywane w prawodawstwie wielu państw.
Wolność słowa nie jest jednak wartością bezwzględną i bezwarunkową. W państwach demokratycznych wiąże się z odpowiedzialnością (także karną) za słowa. Dziś egzekwowanie tej odpowiedzialności jest jednak możliwe tylko wtedy, gdy platformy społecznościowe współpracują z organami ścigania, a nie ukrywają sprawców naruszeń.
Choć dezinformacja to poważne zagrożenie, wojna w Ukrainie jest zagrożeniem dużo bardziej bezpośrednim. A jednak Vance ją zlekceważył i zajął się oskarżaniem Europy o cenzurę. Dlaczego w ogóle zajął się tą kwestią? Odpowiedzi może być kilka. Cała sprawa zyskuje jednak nowy kontekst, gdy przyjrzymy się problemom Elona Muska w Europie.
Ponad rok temu, 18 grudnia 2023 roku, Komisja Europejska wszczęła formalne postępowanie dotyczące naruszenia przepisów unijnych przez platformę X.
Chodziło o nowe wówczas przepisy, zawarte w ustawie o usługach cyfrowych (Digital Services Act, DSA). Ustawa ta nakłada na duże platformy cyfrowe szereg obowiązków – po to, by ich użytkownicy byli bezpieczni, mieli dostęp do wiarygodnych informacji i wiedzieli, kto wykupuje na platformach płatne treści.
Pod koniec 2023 roku było jasne, że platforma należąca do Elona Muska tych zobowiązań nie realizuje. Wszczęcie postępowanie przez Komisję Europejską w tej sprawie nikogo nie zaskoczyło, ponieważ KE już wcześniej prowadziła z X wymianę opinii, między innymi w związku z rozpowszechnianiem treści niezgodnych z prawem w kontekście ataków terrorystycznych Hamasu na Izrael.
Unijne śledztwo dotyczyło czterech obszarów:
Przepisy DSA nie wskazują, w jakim czasie postępowanie powinno się zakończyć. Określają natomiast kary za naruszenie ustawy.
Grzywna może wynosić nawet do sześciu procent globalnego obrotu platformy.
KE może również nakładać kary w wysokości do pięciu procent średniego dziennego obrotu światowego za każdy dzień opóźnienia w stosowaniu środków zaradczych, a także zdecydować o wzmożonym nadzorze nad platformą w celu zapewnienia działania zgodnego z prawem.
Siedem miesięcy później, 12 lipca 2024 KE stwierdziła, że X narusza zasady DSA. Chodziło przede wszystkim o zweryfikowane konta X, oznaczone niebieskim znaczkiem. Pierwotnie znaczki te miały otrzymywać konta, których właściciele potwierdzili swoją tożsamość i aktywność publiczną.
Jednak Musk wykorzystał je do zarabiania na platformie. Dziś znaczek może mieć każde konto, które zapłaci określoną kwotę. Unijny organ uznał, że taka struktura platformy wpływa negatywnie na możliwość podejmowania przez użytkowników X świadomych decyzji co do autentyczności kont, z którymi wchodzą w interakcję.
Komisja stwierdziła ponadto, że X nie spełnił kolejnego wymogu DSA, zgodnie z którym powinien udostępnić wiarygodne repozytorium reklam.
Platforma X została także oskarżona o utrudnianie badaczom dostępu do jego publicznych danych.
Jednocześnie Komisja podkreśliła, że nadal prowadzone są odrębne dochodzenia w sprawie rozpowszechniania nielegalnych treści w serwisie X oraz środków podjętych w celu przeciwdziałania dezinformacji.
Właściciel X nie był zadowolony z tej decyzji. Ruszyła wymiana pism między X a KE.
Postępowanie trwało i trwało. Jednak niedawno same państwa członkowskie wezwały KE do przyspieszenia działań i zareagowania na to, co się dzieje na X. Rozsierdziły się zwłaszcza Niemcy, kiedy Elon Musk swoimi tweetami zaczął wpływać na politykę niemiecką przez wspieranie skrajnie prawicowej partii AfD.
Zirytowali się też Francuzi – i to do tego stopnia, że platforma została pozwana przez kilka dużych francuskich redakcji. A zarówno media, jak i przedstawiciele francuskich władz zaczęli opuszczać X, rezygnując z jego usług.
W efekcie w połowie stycznia KE zażądała od X dostępu do wewnętrznej dokumentacji platformy na temat jej systemów rekomendacji (związanych m.in. z kontami z niebieskimi znaczkami) oraz do niektórych technicznych interfejsów X. Mówiąc najprościej, KE powiedziała: Widzimy, co się dzieje na platformie X, wyjaśnienia X są niespójne z tym, co widzimy. Dlatego prosimy o dostęp do wewnętrznych danych, by to sprawdzić.
Termin udostępnienia tej dokumentacji wyznaczono na 15 lutego 2025. Jednak już pod koniec stycznia pojawiły się nieoficjalne informacje, że KE zdecydowała:
X narusza unijne przepisy, pozostaje tylko kwestia, jaka grzywna zostanie nałożona na X.
Jakby tego było mało, własne śledztwo wszczęła francuska prokuratura. Chodzi w nim o możliwe zniekształcenie algorytmów X w takim kierunku, że stały się one stronnicze i promują określone poglądy czy grupy polityczne.
Kłopoty Elona Muska, właściciela platformy X, szybko narastały w Europie, niezależnie od jego rosnącej pozycji politycznej. W takim momencie do Monachium przyleciał wiceprezydent USA J.D. Vance. I zamiast zajmować się wojną w Ukrainie, za największe zagrożenie uznał walkę z dezinformacją i ostrzeganie obywateli, że w przypadku niepokojów społecznych władze niektórych europejskich państw mogą wyłączyć media społecznościowe ze względu na nienawistne treści.
Vance powoływał się na wolność słowa, ale że jego wystąpienie więcej miało wspólnego z obroną interesów Muska niż z jakimikolwiek wartościami. Jaką wiadomość tak naprawdę przekazał więc wiceprezydent USA? Że jeżeli KE nałoży karę na X, wejdzie w konflikt nie tyle z platformą X, co ze… Stanami Zjednoczonymi.
Wydaje się, że to jest naczelna zasada nowych władz USA:
jeśli chcesz mieć dobre relacje z USA, musisz realizować interesy biznesowe członków rządu Stanów Zjednoczonych.
Prywatna wojna handlowa staje się priorytetem w międzynarodowych decyzjach politycznych.
W tym kontekście warto patrzeć na ostatnie ruchy premiera Donalda Tuska. Najpierw ogłosił on współpracę z Google, a 17 lutego – inwestycję Microsoft w Polsce.
Jedną z przyczyn dbania o dobre kontakty z technologicznymi gigantami może być próba zabezpieczenia Polski.
Oczywiście w kontekście relacji ze Stanami Zjednoczonymi.
Prześledźmy możliwy ciąg myślowy polskich polityków. W USA mamy rządy najbogatszych, i to głównie z branży technologicznej, biznesowe związanie ich z Polską daje szansę na polityczne zabezpieczenie naszego kraju. Widać tu wzorowanie się na Ukrainie, która zaproponowała prezydentowi Trumpowi swoje złoża surowcowe, czyli złożyła typowo biznesową propozycję. I to właśnie ona zainteresowała Trumpa. W ten sposób prezydent USA pokazał, że pieniądze liczą się dla niego bardziej niż bezpieczeństwo militarne czy odpowiedzialność za pokój na świecie.
Z punktu widzenia prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego taka propozycja to szansa na wzmocnienie bezpieczeństwa państwa. Jeśli amerykańskie firmy zechcą wydobywać ukraińskie surowce (a pewnie zechcą, bo to – znów – dobry biznes), będą potrzebowały gwarancji stabilności na tym terenie. Pokój w Ukrainie stanie się więc priorytetem biznesowym, a nie politycznym, ale mimo to ustabilizuje sytuację.
Oczywiście dopóki Rosja nie przebije oferty biznesowej Ukrainy.
Podobny mechanizm prawdopodobnie stara się wykorzystać polski premier. Czy to się uda? Nawet jeśli tak, ta sytuacja pokazuje, jak ogromna zmiana zachodzi w USA: polityka staje się wtórna wobec biznesu i pieniędzy. Rządzą i wygrywają najbogatsi. Czy ten układ się utrzyma, jeszcze nie wiemy. Elon Musk jest w rządzie Stanów Zjednoczonych tymczasowo. Powołano go jako specjalnego pracownika rządowego, co ogranicza jego pracę w rządzie do maksymalnie 130 dni. Ale to akurat łatwo może się zmienić. Zapewne wszystko będzie zależało od pieniędzy.
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Komentarze