Wybrany z poparciem części opozycji nowy szef IPN Karol Nawrocki udzielił wywiadu "Rzeczpospolitej, w którym powiela obowiązujące elementy polityki historycznej PiS dotyczące m.in. Muzeum II Wojny Światowej i zbrodni w Jedwabnem. Co powiedział?
52 senatorów – w tym 48 z PiS i dwóch z PSL (Ryszard Bober, Jan Filip Libicki) oraz jeden z KO (dyscyplinę partyjną złamał Antoni Mężydło) i senatorka niezależna (Lidia Staroń) – poparło podczas głosowania w Senacie dr. Karola Nawrockiego, kandydata koalicji rządzącej na urząd prezesa Instytutu Pamięci Narodowej.
Nowy prezes IPN udzielił 5 sierpnia wywiadu „Rzeczpospolitej”, w którym zapewnia, że chce dotrzeć do nowego pokolenia. Jednak w tym, co mówi o historii Polski i polityce historycznej trudno doszukać się nowych, ciekawych wątków, nie obyło się za to bez propagandy sukcesu i kilku nieścisłości.
Rozkładamy je na czynniki pierwsze.
Zanim dr Nawrocki został prezesem IPN, 6 kwietnia 2017 roku ministrowie Piotr Gliński i Jarosław Sellin zainstalowali go w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku: stworzona przez prof. Pawła M. Machcewicza, dr. Janusza Marszalca, prof. Piotra M. Majewskiego i prof. Rafała Wnuka wystawa stała nie spodobała się politykom PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele, a także prawicowym publicystom.
Gliński i Sellin przejęli więc Muzeum, a Nawrocki zaczął wprowadzać w wystawie zmiany. Autorzy scenariusza poszli do sądu. Michał Szułdrzyński poprosił nowego prezesa IPN m.in. o bilans działań, które wcześniej podejmował w Muzeum II Wojny Światowej.
„Jeśli chodzi o zmiany w wystawie, były one konieczne” – mówi dr Nawrocki „Rzeczpospolitej”. „Panika moich poprzedników i próba upolitycznienia tej sprawy nie zmieni faktu, że zmiany na wystawach wprowadza się choćby w Washignton Holocaust Memorial czy w Europejskim Centrum Solidarności, a także w wielu innych miejscach na całym świecie” – kontynuuje.
„Tych zmian było 26, wprowadzane były symultanicznie z postępowaniem sądowym, które nie przynosi chwały moim poprzednikom. Domaganie się usunięcia biało-czerwonej flagi, św. ojca Maksymiliana Kolbego, rotmistrza Witolda Pileckiego, co znalazło się w pozwie sądowym, obciąża ich niestety na lata. (...) Według mnie ten spór był absurdalny, ale cieszę się, że udało się go wygrać przed Sądem Okręgowym w Gdańsku i przekonać też opinie publiczną, że wprowadzanie zmian na wystawie nie jest rzeczą nadzwyczaj wyjątkową i oryginalną. a tacy bohaterowie jak Irena Sendlerowa, by posłużyć się przykładem bliższym sympatykom lewicy, czy św. Maksymilian Kolbe (…) powinni być na tej samej wystawie i świadczyć o losie Polaków w czasie II wojny światowej” – kończy Nawrocki.
Rozsupłajmy ten gąszcz manipulacji i propagandy sukcesu.
Czy zmiany w wystawie stałej były konieczne? Przywołajmy dwie opinie tej „konieczności” przeczące.
„Jest to tak naprawdę jedyne na świecie muzeum całej wojny. Czyli pozwala społeczeństwom całego świata widzieć wojnę jako całość. Dzięki temu zostało pokazane centralne miejsce Polski i obywateli polskich w historii wojny. Jest na wysokim poziomie naukowym, to właściwie owoce pokoleniowej pracy znakomitych polskich historyków” – mówił „Dziennikowi Gazecie Prawnej” prof. Timothy Snyder, amerykański historyk, profesor Uniwersytetu Yale, autor m.in. „Skrwawionych ziem”, który po wyjściu z wystawy nazwał ją „osiągnięciem cywilizacyjnym”.
„Twórcy Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku stworzyli unikalną placówkę, w której pokazali polskie doświadczenie wojny na tle europejskiej i światowej pamięci o tym wydarzeniu. Wbrew zarzutom krytyków polskie doświadczenie nie zostało w ten sposób umniejszone, a wprost odwrotnie – wybite”– wyjaśniał w rozmowie z OKO.press prof. Grzegorz Motyka.
Czy w muzeach narracyjnych zmiany są „oczywiste”, a „nikt poważny o tym nie debatuje”? Pudło.
Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku – podobnie jak m.in. Muzeum Powstania Warszawskiego, Muzeum Emigracji w Gdyni, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, Europejskie Centrum „Solidarności” – jest narracyjne. Wystawę porównać możemy do książki lub filmu: powstała w oparciu o scenariusz; zmiany wprowadzone przez Nawrockiego przypominają wycięcie stron z monografii lub klatek filmowych i wklejenie w to miejsce fragmentów z innych.
Wprowadzone przez Nawrockiego zmiany nie były spowodowane rozwojem nauki historycznej, ustaleniem nowych faktów, a realizacją zapotrzebowania bieżącej polityki historycznej rządu Zjednoczonej Prawicy. Pokazaliśmy to na kilku przykładach.
Czy to twórcy Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku upolitycznili sprawę? Nic bardziej mylnego.
Zrobił to Jarosław Kaczyński, który atakował tworzących ekspozycję historyków, odkąd tylko rozpoczęli pracę, bo pierwszy raz zrobił to z mównicy sejmowej w 2008 roku, zarzucając im "ciężki szkodzenie Polsce”. W 2013 roku zapowiedział, że PiS po dojściu do władzy zmieni kształt powstającej wówczas wystawy, by „wyrażała polski punkt widzenia”, którego miało mu – wbrew faktom – brakować. Dwa lata później, podczas kampanii wyborczej, za prezesem partii powtórzył to Jarosław Sellin.
W 2019 roku PiS poszedł do wyborów z programem, w którym Muzeum zostało wymienione jako przykład „czynnej realizacji w Polsce niemieckiej polityki historycznej”.
Kaczyński nazwał Muzeum „darem Donalda Tuska dla Angeli Merkel”. Trzy lata temu, w wywiadzie dla „Tygodnika Solidarność”, dr Karol Nawrocki powiedział: „Ta wojna [o placówkę – od red.] pokazuje, że Muzeum II Wojny Światowej powstawało w związku z politycznymi intencjami niesłużącymi Polsce”.
Możemy mnożyć przykłady takich wypowiedzi, zebraliśmy ich więcej w jednym z tekstów: polityka stała, owszem, ale za przejęciem Muzeum, a nie procesem sądowym wytoczonym przez broniących integralności wystawy i autonomii nauki historycznej naukowców.
Czy autorzy wystawy stałej chcieli usunięcia z niej rotmistrza Witolda Pileckiego? Nie.
Postać rotmistrza Witolda Pileckiego obecna była w Muzeum od samego początku: jego twórcy opowiadają historię bohatera w części, której scenografia przypomina obozowe baraki. W jednej z gablot umieścili obozową fotografię rotmistrza, informując o tym, czego dokonał. To prawica uznała, że fotografia celowo jest za mała. Nawrocki więc, nie zważając na zamysł scenograficzny i porządek opowieści, dostawił duże, przedwojenne zdjęcie bohatera. Autorzy scenariusza ekspozycji domagali się usunięcia wyłącznie tego nowego elementu.
Czy dr Karol Nawrocki wygrał proces sądowy? Sprawa jest o wiele bardziej wieloznaczna.
Sąd nie uwzględnił w całości żądań historyków. Prof. Paweł Machcewicz, prof. Rafał Wnuk, prof. Piotr M. Majewski i dr Janusz Marszalec. Historycy złożyli więc apelację (poinformujemy z jakim efektem, kiedy sąd zajmie się sprawą). Ale nie jest prawdą, że dr Karol Nawrocki to niekwestionowany zwycięzca sporu w pierwszej instancji. Bo sąd nakazał kierowanemu przez Nawrockiego Muzeum:
Co więcej, to placówka została obciążona kosztami procesowymi.
„Uznajemy ten wyrok jako przyznanie nam racji w najbardziej zasadniczej sprawie: sąd uznał, że wystawa i scenariusz są chronioną twórczością, a Muzeum naruszyło nasze prawa i naruszenie to miało charakter zawiniony, skoro obciążył Muzeum kosztami i zasądził kwotę na rzecz Stowarzyszenia Pomocy Osobom Autystycznym” – komentował w rozmowie z OKO.press prof. Paweł Machcewicz.
10 lipca 1941 roku w Jedwabnem, inspirowana przez Niemców grupa Polaków zamordowała swoich żydowskich sąsiadów. 59 lat później Jan Tomasz Gross przypomniał o zbrodni, wydając książkę „Sąsiedzi. Historia zagłady żydowskiego miasteczka”, która dała początek debacie o stosunkach polsko-żydowskich podczas II wojny światowej, a szerzej o obrazie polskiej historii. 5 września 2000 roku śledztwo ws. zbrodni wszczął IPN: prokurator Radosław J. Ignatiew, Naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku, ustalił, że zginęło nie mniej niż 340 osób, a bezpośrednimi sprawcami byli Polacy.
Śledztwo zostało umorzone postanowieniem z 30 czerwca 2003 roku. Powodem było „niewykrycie sprawców czynu”. Co to znaczy? „Spośród osób, których nazwiska, jako sprawców wymienione zostały w aktach spraw, część została prawomocnie osądzona. Inne już nie żyją" – czytamy w uzasadnieniu.
W toku postępowania przeprowadzona została – w niepełnym zakresie – ekshumacja: archeolodzy, pracując pod kierownictwem prof. Andrzeja Koli (Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu), zdjęli wierzchnią warstwę ziemi oraz przy pomocy pędzelka oczyścili szczątki jednocześnie ich nie dotykając; nie podnosili kości w układzie anatomicznym, natomiast poddali analizie spalone lub sprażone fragmenty kostne.
O Jedwabne pytane były także często zainstalowane przez PiS władze Instytutu Pamięci Narodowej. W 2018 roku dr hab. Krzysztof Szwagrzyk, wiceprezes oraz dyrektor Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN, odpowiadając na pytanie internauty stwierdził, że „sprawa nie została wyjaśniona”, dlatego „ekshumację należało przeprowadzić za wszelką cenę”, a „śledztwo powinno zostać podjęte” i „prace w Jedwabnem wznowione”.
Rok później, znany z wypowiedzi o tym, że "wykonawcami zbrodni w Jedwabnem byli Niemcy", prezes Jarosław Szarek przekonywał, że „w historii nie ma takich tematów, które są raz na zawsze zamknięte, zakończone”.
Czy nowy szef IPN podziela opinię poprzednika? O zbrodnię zapytał go w „Rzeczpospolitej” Michał Szułdrzyński. Karol Nawrocki odpowiedział niemal tak samo jak Szarek:
„Sprawa jest z całą pewnością niezamknięta w świecie nauki. Ale pod względem prawnym prezes Instytutu Pamięci Narodowej nie ma żadnych narzędzi, aby wrócić do decyzji ekshumacji w Jedwabnem, to jest wyłączna prerogatywa prokuratora generalnego”.
Obaj – Szarek i Nawrocki – popełnili merytoryczny błąd. Zgodnie z ustawą o IPN, to prokurator właściwego oddziału Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu może podjąć decyzję o wznowieniu śledztwa (co musiałby uzasadnić) i przeprowadzeniu ekshumacji, która jest jego częścią.
Czy ma to jakikolwiek sens? „Jestem krytyczny wobec decyzji z 2001 roku o nieprzeprowadzeniu pełnej ekshumacji. Bo ona dała argumenty negacjonistom. Natomiast podłożem wypowiedzi tych, którzy dzisiaj domagają się dokończenia ekshumacji, są – jak sądzę – oczekiwania, że w jej wyniku pojawi się diametralnie inny obraz zbrodni. Nie wierzę w to. Ekshumacja mogłaby dać pełniejszą wiedzę o liczbie ofiar. Ale – moim zdaniem – nie zmieni zasadniczych faktów ustalonych przez prokuratora i historyków – punktował w rozmowie z „Wyborczą” trzy lata temu dr Krzysztof Persak.
Eufemistycznie rzecz ujmując, dyskusyjna pozostaje także teza Szarka i Nawrockiego, że sprawa pozostaje niezamknięta na poziomie nauki historycznej.
W 2002 roku przez IPN została wydana dwutomowa praca pod redakcją prof. Pawła Machcewicza i dr. Krzysztofa Persaka „Wokół Jedwabnego”. To zbiór artykułów (tom I), a także dokumentów (tom II), który wszedł do kanonu polskiej historiografii (prezes Szarek zapowiedział jej angielskie tłumaczenie, ale nigdy się z tej obietnicy nie zobowiązał).
„Badania i śledztwo prokuratorskie biegły równolegle i po nieprzecinających się ścieżkach, ale w finale spotkały się w jednym punkcie, bo ich ustalenia wzajemnie się potwierdzały” – mówił w rozmowie z OKO.press dr Persak. „Pewne szczegóły zostały skorygowane, ale przedstawiony przez niego obraz wydarzeń jest co do zasady prawdziwy” – dodał, komentując ustalenia Grossa przedstawione w „Sąsiadach”.
Nawrocki mówi też dziennikarzowi "Rzeczpospolitej": „Jako historyk znający publikacje naukowe, wydawnictwa Instytutu Pamięci Narodowej o Jedwabnem, wsłuchany w szereg dyskusji akademickich ale też znający konstatacje najnowszej książki Jana Marka Chodakiewicza i Tomasza Sommera, czy wyniki śledztwa komunistycznego po 1945 i tego prowadzonego przez Instytut Pamięci Narodowej już w wolnej Polsce, nie mam wrażenia, że ktokolwiek podważa fakt, iż w samej zbrodni brali udział Polacy”.
Tymczasem wymieniony przez niego dr Sommer w 2018 roku w artykule zatytułowanym „To Niemcy spalili Żydów w Jedwabnem”, który opublikował na stronie „Najwyższego Czasu” stwierdził, że „nie ma dowodów na to, że to Polacy spalili Żydów w Jedwabnem”, czym podważył ustalenia prokuratora instytucji, którą kieruje dziś Nawrocki.
Dziennikarka, przez blisko cztery lata związana z „Gazetą Wyborczą”, obecnie redaktorka naczelna publicystyki w portalu organizacji pozarządowych ngo.pl, publikowała w „The Guardian”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, „Newsweeku Historii” i serwisie Notes From Poland.
Dziennikarka, przez blisko cztery lata związana z „Gazetą Wyborczą”, obecnie redaktorka naczelna publicystyki w portalu organizacji pozarządowych ngo.pl, publikowała w „The Guardian”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, „Newsweeku Historii” i serwisie Notes From Poland.
Komentarze