0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Marek KowalczykMarek Kowalczyk

Nad bulwarem w centrum Kijowa zachodzi słońce. Z barów dudni techno, jakby właściciele chcieli zagłuszyć wycie syren alarmowych, które wciąż się odzywają. Marko pokonuje kolejne schodki i już jest na dole przy murze z graffiti, który oddziela Dniepr od miasta. Tu już nie słychać głębokich basów, tylko wiatr. Ulubione miejsce Marko. Przychodzi tu, żeby porozmyślać.

NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

Klub Gejów Nacjonalistów

Zanim zejdziemy nad rzekę, pokaże mi na murze swój ulubiony napis: „Klub Gejów Nacjonalistów” z czerwono-czarną flagą banderowską. - Teraz trzeba się domyślić, że chodzi o klub gejów – mówi Marko, bo ktoś zamazał Г (g), a literę „e” przerobił na krzyż celtycki, symbol nacjonalistów.

- Ciekawe, kto to zrobił? - zastanawia się Marko. Później wyśle mi oryginalną wersję napisu, bez celtyckiego krzyża i wilczego haka, używanego przez neonazistów i ukraińskich nacjonalistów, w tym pułk Azow. Chociaż Azowcy zarzekają się, że to żaden nazistowski symbol, tylko skrót od Ідея Нації, czyli „Idea Narodu”.

- Totalnie bez sensu. Nie rozumiem, co to za nacjonaliści, którym przeszkadzają geje. Pomyśl sama: czym byłby nacjonalizm, gdybyśmy zaczęli wykluczać osoby LGBTQI+, osoby z niepełnosprawnościami, czarnych, kobiety, nie wiem kogo jeszcze? To byłby jakiś ruch białych cis facetów, a nie nacjonalizm!

Marko ma 18 lat, a od dwóch jest queerowym nacjonalistą. Mówi, że wierzy w inkluzywny nacjonalizm.

Pytam nad Dnieprem, czy coś takiego w ogóle istnieje. Wcześniej czytałam o zagrożeniach dla queerowej społeczności w Ukrainie, jakie niesie wzrost nacjonalistycznych sentymentów po 2014 roku. Słyszałam o wykluczaniu mniejszości i o retoryce: prawdziwa ukraińska rodzina, podwalina narodu, to mama, tata i dzieci. Trwa wojna, nacjonalizm ma przecież spajać naród, dążyć do jedności…

Marko nie widzi tu żadnych sprzeczności. - Przecież wszyscy jesteśmy Ukraińcami. Więcej nas łączy, niż dzieli. Oczywiście wciąż dochodzi do dyskryminacji i stygmatyzacji osób LGBTQI+, homofobia nadal istnieje.

Przeczytaj także:

Marko wie o tym bardzo dobrze.

„8 czerwca, w centrum Kijowa, pobili mnie policjanci”, czytam na jego Instagramie. Przygląda mi się ze zdjęcia: z tęczową bransoletką i flagami Ukrainy – jedną z materiału, drugą wymalowaną na policzku.

Czytam dalej: „Była godzina 16:22, spacerowałum w okolicy parku Holosiivskyi. Podjechał radiowóz. Wysiadły trzy osoby, które natychmiast kazały mi pokazać telefon. Legitymowali mnie. Grozili, że wyślą mnie do SBU. Mówili łamanym ukraińskim – chyba nie słyszeli o ustawie dot. języka urzędowego. Pytali o symbolikę bransoletki. Gdy zobaczyli w moich dokumentach, że urodziłum się w Doniecku stwierdzili, że jestem separatystą-sabotażystą. Nie jesteś z Kijowa! To nie jest twoje miasto! Zaprotestowałum, powiedziałum, że nie życzę sobie, żeby ze mną tak rozmawiali. To ich rozzłościło. Policjant chwycił mnie za szyję i zapytał jeszcze raz: co to za symbol na bransoletce? Wiesz z kim masz do czynienia? Wyrwał mi telefon, powerbank poleciał gdzieś w krzaki. Poczułum uderzenie w brzuch. Potem siłą zawlekli mnie na pobocze i przez kilka minut przytrzymywali twarzą w dół. Dwukrotnie założyli mi kajdanki, potem pokłócili się i jednak zdjęli. Nie stawiałum oporu, próbowałum tylko bronić swoich praw. Stwierdzili, że mam przeprosić (niby za co?) i zapomnieć o całej sytuacji, bo będzie gorzej. Ciekawe, co to znaczy? Przecież już teraz policja spuszcza ludziom wpierdol na ulicy!”.

Sprawą zajęła się prawnoczłowiecza organizacja LGBTQI+ Insight – zaoferowała Marko wsparcie prawne, bo „nawet stan wojenny i rosyjska inwazja nie mogą usprawiedliwiać przestępstw z nienawiści”, czytam na Facebooku Insightu.

To szefowa tego NGO’sa, Olena Szewczenko, dała mi namiary na Marko, gdy szukałam osób ze społeczności LGBTQI+ o nacjonalistycznych poglądach.

portret Marko na tle graffiti
Marko przed graffiti „Azovstal” nad Dnieprem w Kijowie. Huta Azovstal w Mariupolu stała się symbolem oporu. Fot. Marek Kowalczyk

Marko: Nie ma rosyjskojęzycznych Ukraińców. Są tylko zmoskwieni

Przed spotkaniem z Marko w Kijowie pytałam Szewczenko, jakich używać zaimków. Marko jest osobą queer, nie wiedziałam, jak się poprawnie zwracać. Okazało się, że Marko używa liczby mnogiej.

Starałam się nie popełnić gafy. Schody się zaczęły, gdy pisałam ten tekst. Polska gramatyka jest silnie zgenderyzowana. Szukałam najlepszego rozwiązania. Liczby mnogiej się raczej nie używa, rodzaj nijaki też odpada. Przypominam sobie, że osoba niebinarna, o której pisałam dla holenderskiego magazynu, nie chciała bym zwracała się do niej per „ono”.

Sięgam więc po dukaizmy - formy stworzone przez Jacka Dukaja w „Perfekcyjnej niedoskonałości”. Używają jej tam istoty post-ludzkie (phoebe), które nie mają określonej płci. Konsultuję to z Marko. - Zdecyduj sama, nie znam polskiego. Byle tylko było bezpłciowo.

Dlatego Marko w tym tekście mówi: zaprotestowałum, powiedziałum, wyjechałum…

Marko to Marko – bez żadnych określeń i nazwiska. W mediach społecznościowych nazywa się Marko Kropka. „Jestem Marko i tyle. Nie mam kontaktu z rodzicami. Zmieniam nazwisko przy najbliższej okazji”.

Rodzice Marko nie akceptują swojego dziecka. Nigdy nie akceptowali i nie próbowali zrozumieć. - To przemocowcy. Ostatnia konfrontacja była naprawdę ostra. Wezwali policję. A policjanci stanęli po ich stronie, darli się na mnie: ty suko, rodzice cię ocalili przed bombami, a ty się tak odwdzięczasz, masz, kurwa, co jeść, to czego ci brakuje?

- Spakowałum się i wyjechałum. Nie chcę mieć z nimi nic do czynienia. Matka jest ukrainofobką, a ojciec, choć z Iwano-Frankiwszczyzny, nigdy nie wierzył w niezależną Ukrainę – twierdził, że ukraiński w końcu przestanie istnieć, podobnie jak białoruski.

"Totalna rusyfikacja” – tak Marko opisuje Donieck. - Nigdy nie rozumiałum, jak można być Ukraińcem czy Ukrainką i nie stawać w obronie swojej kultury i języka? Rosyjskojęzyczni Ukraińcy? Coś takiego nie istnieje! To zmoskwieni Ukraińcy!

Marko od dwóch lat mówi tylko po ukraińsku. Przestawienie się z rosyjskiego nie było łatwe. Nawet we Lwowie, w którym rodzina Marko mieszkała po ucieczce z Doniecka w 2014 roku – Mieszkaliśmy naprzeciwko ukraińskojęzycznej szkoły. Czasami podsłuchiwałum rozmowy dzieciaków. Dotarło do mnie, że nie byłbum w stanie się z nimi porozumieć. Wtedy posługiwałum się ukraińskim z podręczników, mówiłum jak speaker w telewizji. Nie znałum slangu. Ale się przemogłum. Portale społecznościowe były już w wersji ukraińskiej, to mi pomogło w nauce.

Napis Azovstal na ścianie
Bulwar nad Dnieprem w Kijowie, miejsce spotkań młodych mieszkańców stolicy i ulubione miejsce Marko. Fot. Marek Kowalczyk.

Marko Kropka imperator

- Jako dziecko chciałum być imperatorem – mówi Marko. - Chciałum zdobywać nowe terytoria, postawić największy na świecie pałac-fortecę, szastać pieniędzmi, decydować o losach świata. To marzenie zrodziło się z dziecięcych traum, biedy i zaszczepionego sowieckiego myślenia, w którym tylko najsilniejsze jednostki tworzą historię, a miliony zwykłych ludzi są do niczego. Później to i owo zrozumiałum. Zobaczyłum „zwykłych” ludzi, którzy mają większy wpływ na otoczenie, niż im się wydaje. Słyszałum historie o aktywistach, którzy prowadzili głodówkę broniąc języka ukraińskiego. Zainspirowała mnie historia blogerki, która 13 lat temu zaczęła opowiadać, co ją boli w społeczeństwie. Teraz śledzi ją ponad 100 tys. osób. Dotarło do mnie, że też mogę mieć wpływ na otoczenie.

Dziś Marko jest osobą aktywistyczną. - Chodziłum na marsze, pomagałum NGO’som, angażowałum się w obronę praw kobiet i osób LGBTQI+. Od 24 lutego nie można organizować żadnych zbiorowych akcji. Mogę tylko pisać.

Wycie syreny przerywa rozmowę. Nie ruszamy się z miejsca, milczymy dłuższą chwilę. – Trwoga - mówimy razem. Pytam, gdzie mogę przeczytać teksty Marko.

- Na Instagramie, ale od dwóch dni piszę też dla onlinowej wersji dniprowskiego dziennika. Szukali kogoś od gejowskiej propagandy. - Marko parska śmiechem.

Cieszy się z pracy, w końcu stać go na laptopa. Do tego etat w redakcji jest do pogodzenia ze studiami ekonomicznymi. Ale poza tym życie w Kijowie okazało się rozczarowaniem. - Miałum nadzieję, że w stolicy większość osób posługuje się ukraińskim. Ale nawet tutaj większość ogłoszeń o pracy jest w języku rosyjskim. Dzwonisz do pracodawcy, a on uprzedza, że w biurze mówi się po rosyjsku. Była nawet taka moda: niektóre osoby, które przyjeżdżały do Kijowa, przestawały mówić po ukraińsku. Krew mnie zalewa jak ciągle słyszę moskiewski język. Pojechałum na wieś z przyjaciółmi, żeby odpocząć od Kijowa. W końcu wszędzie było słychać ukraiński, czerwono-czarne flagi łopotały na wietrze, widzieliśmy pomniki bohaterów UPA. Nie mogłoby być tak w całej Ukrainie?

Z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy 24 sierpnia Marko zamieszcza na Instagramie zdjęcie z ubiegłorocznego marszu na cześć Ukraińskiej Powstańczej Armii. Idzie z kolegą, zawinięty w banderowską flagę.

Takich współczesnych banderowców jest wielu. Pisze o tym Maryna Szewcowa, badaczka praw osób LGBTQI+ i ruchów skrajnie prawicowych w Gruzji i Ukrainie: „Rewolucja Godności wprowadziła mit Stepana Bandery do sfery publicznej. Rzeczywiście, jego postać i OUN/UPA miały duże znaczenie dla prawicowych grup w Ukrainie, które brały udział w protestach na Majdanie z ukraińskimi nacjonalistycznymi symbolami. Ale to nie pod ich wpływem ludzie zaczęli nazywać się banderowcami. Zaczęli to robić w odpowiedzi na propagandę Kremla, który nazwał Majdan faszystowskim i nacjonalistycznym. Niektóre osoby chętnie podchwyciły termin banderowiec bez głębszej znajomości przeszłości i wątpliwych działań Bandery”.

Zdjęci dziewczyny na ulicy
Masza Szumiacka przed Kaplicą Boimów we Lwowie. Fasadę kaplicy zabezpieczono przed skutkami nalotów. Fot. Marek Kowalczyk

Trójząb i wola Maszy Szumiackiej

Marko rozważa zrobienie tatuażu. - Podobno na terenach okupowanych w obwodzie chersońskim rosyjscy okupanci sprawdzają, czy ludzie mają wytatuowany trójząb. Nie wiem, co się dzieje z takimi osobami. Pewnie nic dobrego. Dla mnie taki tatuaż to ostateczna deklaracja ukraińskości: z trójzębem na ciele musiałubym walczyć, inaczej by mnie zabili.

Marko tłumaczy mi, że złoty trójząb w herbie Ukrainy symbolizuje suwerenność. Wpisane jest w niego słowo "воля" – wolność: "в" kryje się w lewym zębie, u dołu jest "O", w środkowym "Л", a prawy ząb to "Я". "Воля" to słowo klucz nowego, ukraińskiego nacjonalizmu.

Pojawia się też w mojej rozmowie z Maszą Szumiacką. Ta 31-latka „pielęgnuje wolę” – według subtelnego tatuażu na jej przedramieniu. Zrobiła go we Lwowie na początku lipca. - Słowo wola niesie za dwa znaczenia: wolność i zarazem wewnętrzną siłę. To takie memento: przypomina mi, że chcę być wolna od uprzedzeń i stereotypów. W czasie wojny to niezwykle trudne, bo wszystko wydaje się czarno-białe, tak nasza psychika próbuje radzić sobie z przerażającą rzeczywistością. Chcę też mieć wewnętrzną siłę, by wstawać każdego ranka i kontynuować pracę.

Szumiacka siedzi wyprostowana na tarasie kawiarni przy brukowanej uliczce w centrum Lwowa. Pijemy kawę, przeczekujemy huk, z jakim dostawcze samochody mijają nasz stolik. Szumiacka jest tłumaczką i nauczycielką języka angielskiego. Rozmawiamy dzień po tym, jak Amnesty International opublikowała krytykowany przez ekspertów raport, w którym zarzucała Ukrainie naruszanie prawa międzynarodowego.

- Współpracowałam z nimi. Tłumaczyłam inne raporty, m.in. ten o wywożeniu ukraińskich dzieci w głąb Rosji i świadectwa osób, które zdołały opuścić Mariupol. Nie wyobrażam sobie już dla nich tłumaczyć.

Szumiacka obawia się, że ostatni raport przekreśli całą wcześniejszą pracę organizacji.

Ciężko jej się pozbierać - Mam kruchą psychikę. Strasznie bałam się inwazji, wyjechaliśmy z Charkowa już 12 lutego. Na razie nie zamierzamy wracać. Nie jestem jeszcze gotowa.

To już jej trzecia ucieczka przed wojną. W 2014 roku Szumiacka, podobnie jak Marko, opuściła rodzinny Donieck. - Nie wyjechaliśmy do Rosji jak niektórzy rosyjskojęzyczni Ukraińcy. Nie mamy tam żadnych kontaktów. Zostaliśmy w kraju. Ja przeniosłam się do Charkowa. Zaczęłam się zastanawiać, czym jest Ukraina i skąd biorą się antydonieckie nastroje w reszcie kraju. Ludzie z zachodu Ukrainy powtarzali wtedy, że jesteśmy współwinni ze względu na separatystyczne nastroje. Do dziś panuje przekonanie, że większość w Donbasie jest prorosyjska. A to przecież nieprawda.

Szumiacka dopiero od niedawna mówi po ukraińsku. Przestawiła się w kwietniu. Nawet kiedy pytam ją po angielsku, ona trzyma się ukraińskiego. Jej partner Mikołaj zrezygnował z rosyjskiego już kilka lat temu. - Jego rodzina jest bardzo świadoma. Pielęgnują ukraińskość. Ja tego do końca nie rozumiałam. Bodajże w 2018 roku spytałam go, dlaczego jest takim patriotą. Stwierdził, że tak został wychowany. I szybko dodał, że przyjemniej jest mu żyć w kraju, który kocha i docenia. Wtedy jeszcze nie postrzegałam siebie jako patriotkę czy nacjonalistkę. Często krytykowałam rząd. Dopiero później odkryłam, że można być krytycznym i jednocześnie cenić swój kraj.

Patriotyzm i nacjonalizm to delikatne tematy w domu Szumiackiej. - Moja mama jest Żydówką, ojciec Ukraińcem. Boją się nacjonalizmu ze względu na powiązania z nazizmem. Nacjonaliści z zachodu Ukrainy kolaborowali przecież z nazistami podczas II wojny światowej. Zostałam wychowana na historiach o okrucieństwie wobec mniejszości żydowskiej. Nawet starsi kuzyni opowiadali o przypadkach dyskryminacji. Niestety na podstawie własnego doświadczenia. W Związku Sowieckim nienawiść do żydowskiej mniejszości była poważnym problem. Ja nie doświadczyłam antysemityzmu – urodziłam się kilka miesięcy po odzyskaniu niepodległości przez Ukrainę w 1991 roku.

Szumiacka ma wielu patriotycznie usposobionych przyjaciół. Nie wie, ilu z nich to stuprocentowi etniczni Ukraińcy. - Bycie Ukraińcem, Ukrainką to wybór, a nie kwestia pochodzenia. Wcześniej myślałam, że ​​nigdy nie będę pełnoprawną obywatelką, bo tylko ojciec jest etnicznym Ukraińcem. Kiedy przyjechałam do Lwowa, bałam się, że nie będę tu pasowała, bo jestem rosyjskojęzyczna i wyznaję inną religię, a we Lwowie przeważają chrześcijanie. Myślałam, że ludzie mnie nie zaakceptują. Potem zdałam sobie sprawę, że jedyną osobą, która może ocenić, czy jestem Ukrainką, czy nie, jestem ja sama.

Zmierzch etnicznego nacjonalizmu

Marko i Masza Szumiacka nie są wyjątkami. Takich „świadomych obywateli”, jak Szumiacka nazywa współczesnych nacjonalistów, jest znacznie więcej. Podobnie jak Marko i Szumiacka decydują się na komunikację w języku ukraińskim i czują się Ukraińcami.

Odsetek tych osób stale rośnie. Jeszcze po odzyskaniu niepodległości po upadku Związku Radzieckiego (1991) prawie co czwarta osoba w kraju deklarowała rosyjską narodowość. W 2001 roku odsetek osób uważających się za Rosjan zmalał do 17 proc. „Część wyjechała do Rosji, a część zmieniła swoją tożsamość”, opowiada w podkaście Wołodymir Kułyk, kierownik Instytutu Studiów Politycznych i Etnicznych Narodowej Akademii Nauk Ukrainy.

Adam Balcer mówił w wywiadzie w OKO.press z Miładą Jędrysik, że „przed Rewolucją Godności (2013/2014) prawie 40 proc. mieszkańców Ukrainy deklarowała, że ich językiem ojczystym jest rosyjski. Natomiast w marcu 2022 tylko 20 proc. uznało rosyjski za ojczysty”.

Wzrost obywatelskiego nacjonalizmu w Ukrainie monitoruje między innymi niezależny ukraiński think tank Razumkow Centrum. Już po Rewolucji Godności 56 proc. ankietowanych postrzegało naród ukraiński w inkluzywny sposób: jako społeczność wszystkich obywateli, bez względu na pochodzenie etniczne, język i tradycje. W 2007 roku poglądy takie miało 39 proc. ankietowanych. Jednocześnie spadł odsetek Ukraińców popierających etniczny nacjonalizm (przekonanie, że tylko etniczni Ukraińcy są częścią narodu ukraińskiego) – z 40 proc. do 19 proc.

Badacze pytali też, co ludzie rozumieją przez nacjonalizm. W 2015 roku połowa badanych uważała, że ​​nacjonalistyczna postawa obywateli pomaga Ukrainie w rozwoju i osiągnięciu prestiżu międzynarodowego (w 2007 - 27 proc. podzielało tę opinię). Odsetek osób postrzegających nacjonalizm jako ideologię, która podzieliłaby społeczeństwo na Ukraińców i nie-Ukraińców znacznie spadł, z 41 proc. w 2007 roku do 25 proc. w 2015 roku.

Tekst powstał dzięki wsparciu Journalismfund.eu

;

Udostępnij:

Ula Idzikowska

Dziennikarka, reporterka. Absolwentka filologii niderlandzkiej, literatury porównawczej i dziennikarstwa śledczego. Obecnie mieszka we Lwowie, czasami w Szczecinie. Poprzednie 11 lat spędziła w Belgii, Holandii i reszcie świata. Pisze o migracji i tematyce społecznej.

Komentarze