0:000:00

0:00

Z Adamem Balcerem, dyrektorem programowym Kolegium Europy Wschodniej, rozmawiamy o tym, jak z roku na rok - a zwłaszcza po Majdanie w 2014 roku - umacnia się europejska tożsamość Ukrainy, dlaczego Ukraińcy nie powinni nazywać Rosjan „hordą" i dlaczego popularny gubernator Mikołajewa Witalij Kim ma koreańskie nazwisko.

Miłada Jędrysik, OKO.press: Polska po przygodach, które miała w XX wieku, jest krajem homogenicznym. Pewnie dlatego trudno nam zrozumieć, jaka jest Ukraina - kraj, w którym na zachodzie mówią po ukraińsku, na wschodzie głównie po rosyjsku, mieszkańcy obu części Ukrainy bronią jej teraz przed Rosją.

Adam Balcer: Jest jeszcze surżyk, czyli mieszanka. Język bardziej podobny do ukraińskiego z elementami rosyjskiego.

Jaka jest ta dzisiejsza Ukraina?

Jak spojrzymy na strukturę etniczną, to na pierwszy rzut oka wcale nie jest taka zróżnicowana, bo zdecydowana większość mieszkańców to tzw. wschodni Słowianie.

Diabeł tkwi w szczegółach. Sytuacja się robi bardziej skomplikowana z tego powodu, że część mieszkańców tego kraju czuła i deklarowała się w badaniach opinii publicznej jako osoby o podwójnej tożsamości rosyjsko-ukraińskiej.

Zobaczymy, jaki będzie wynik spisu powszechnego w 2023 roku, bo przez ostatnie 20 lat nie spisywano ludności. Wiemy jednak z badań opinii publicznej, że tożsamość ukraińska bardzo się umocniła. Niedawno ośrodek Rating opublikował badania na temat języka ojczystego, które robi regularnie od lat.

Przed Rewolucją Godności (2013/2014) prawie 40 proc. mieszkańców Ukrainy deklarowała, że ich językiem ojczystym jest rosyjski. Natomiast w marcu 2022 tylko 20 proc. uznało rosyjski za ojczysty. Co więcej - tak samo spadła liczba osób, które w domu mówią głównie po rosyjsku. Myślę, że ta wojna spowoduje, że będzie ich jeszcze mniej.

Zakładam, że właśnie na południu i wschodzie Ukrainy paradoksalnie to gadanie Putina o tym, że Rosjanie i Ukraińcy to jeden naród - a jednocześnie mordowanie i wypędzanie Ukraińców, którzy mówią po rosyjsku - to jest gwóźdź do grobowej deski dla prorosyjskich środowisk. One bardzo osłabły przed wojną, teraz niemal zupełnie znikną.

Tożsamość to jest kluczowa kwestia tej wojny. Niesamowite, co można usłyszeć od polskich polityków: Donald Tusk mówi, że to nie jest konflikt etniczny, że Ukraińcy, Rosjanie to bracia, Bartłomiej Sienkiewicz - że są z jednej krwi i kości. To jakaś aberracja i jeszcze ten język z XIX wieku.

Bo wspólna ukraińska tożsamość się umacnia, a obejmuje także ludzi, którzy mają pochodzenie rosyjskie albo pochodzą ze zrusyfikowanych rodzin.

Pozostanie grupa Ukraińców, dla których językiem używanym w domu będzie rosyjski albo surżyk. Ale ci ludzie w spisie powszechnym odpowiedzą, że ich językiem ojczystym jest ukraiński.

Prestiż ukraińskiego bardzo wzrósł przez te 30 lat istnienia państwa, a ten proces jeszcze przyspieszył po Rewolucji Godności 2014 roku.

Jednocześnie ukraińska tożsamość narodowa stała się też bardziej obywatelska, wielokulturowa i zróżnicowana regionalnie. Akceptacja wielokulturowości i obywatelskiej tożsamości jest znacznie większa na Ukrainie niż w Polsce.

Państwo po Majdanie stopniowo - bo z tym były zawsze pewne problemy - zaakceptowało, że trzeba zacząć się decentralizować. I sukcesy Ukrainy na froncie są dzisiaj możliwe również dlatego, że państwo jest bardziej zdecentralizowane.

Przeczytaj także:

W moim tekście dla Fundacji Batorego opisuję wspieraną z publicznych pieniędzy i europejskich oraz amerykańskich grantów stronę Ukrainer, która jest prowadzona w wielu językach. Są tam artykuły, filmy, zdjęcia itp. Ta strona pokazuje, że w Ukrainie mieszkają ludzie o różnym pochodzeniu etnicznym, ale wszyscy są Ukraińcami jako obywatele. Oprócz tego pokazuje różnorodność regionalną kraju w wymiarze kulturowym i społecznym.

Zasadnicza różnica w porównaniu z Polską polega na tym, że jest w Ukrainie wcale nie taka liczna grupa ludzi o innych korzeniach niż ukraińskie i rosyjskie, ale mających naprawdę mocną reprezentację w elitach biznesowych, politycznych, intelektualnych, czy artystycznych. Czasami możemy naprawdę mówić o wyraźnej nadreprezentacji.

Teraz na przykład mamy dwie delegacje na rozmowy pokojowe - rosyjską i ukraińską. Obie składały się początkowo z sześciu członków. W rosyjskiej, mimo że to praktycznie bardziej zróżnicowany etnicznie kraj, są sami Rosjanie.

W ukraińskiej na sześć osób jeden to Gruzin, Dawid Arachamia, który jest szefem klubu rządzącej partii Sługa Narodu w Werchownej Radzie, a drugi to poseł, przedstawiciel krymskich Tatarów Rustem Umerow. I to jest coś zupełnie normalnego. Dzisiaj w delegacji ukraińskiej jest dziewięć osób, ale to Arachamia nią kieruje.

Najlepszym przykładem tego zjawiska jest sam prezydent, pochodzenia żydowskiego. Był taki okres, zanim jego partia Sługa Narodu wygrała wybory parlamentarne i pojawił się premier z tego ugrupowania, że premierem był Wołodymyr Hrojsman, który też jest żydowskiego pochodzenia.

Nagle okazało się, że na świecie oprócz Izraela jest tylko jeden kraj, gdzie i premier, i prezydent mają korzenie żydowskie i to jest Ukraina.

Tymczasem wciąż trudno mi sobie wyobrazić w Polsce prezydenta pochodzenia żydowskiego.

Pewnie byłoby to raczej obciążenie, podczas gdy Zełenski odniósł prawdziwy wyborczy triumf, nie mówiąc o obecnej sytuacji, gdy stał się dla Ukraińców symbolem oporu.

To jest pewnie ta różnica i to widać też w badaniach opinii publicznej. Amerykański Pew Research Center spytał ludzi z naszego regionu: czy wolisz kraj, w którym powinien być jeden naród, jedna religia, jedna kultura, czy też wieloreligijny, wielokulturowy. Większość Ukraińców wybiera tę drugą opcję, większość Polaków wybiera pierwszą.

Jak jest pytanie o stosunek do twoich muzułmanów, nie jakiś wyimaginowanych, ale tych, którzy mieszkają w twoim kraju - przypomnijmy, że w Polsce mówimy o bardzo nielicznej społeczności, może gdyby użyto pojęcia Tatar, to stosunek Polaków byłby nieco lepszy - to generalnie stosunek jest zdecydowanie niechętny, a w Ukrainie jest zdecydowanie pozytywny.

Te badania pokazują też większą niechęć do Żydów w Polsce, mniejszą na Ukrainie.

Te rosyjskie zarzuty o nazizm to od samego początku jakiś kompletny bełkot i poroniona idea.

Dla Putina nazizm jest wtedy, jak ktoś ucieka spod rosyjskiego bata i chce być inny.

To też ma podtekst etniczny, bo jednym z nielicznych mitów, wokół którego jest budowana państwowa rosyjska tożsamość, która pozostaje w ewidentnym napięciu z tym bełkotem o ruskim mirze, o Kijowie - matce rosyjskich, ruskich miast – jest wojna ojczyźniana, czyli walka z nazizmem.

Tylko jak to się zdarza w polityce historycznej, jest to miecz obosieczny, bo wtedy idealizuje się Stalina. A przypomnijmy, że Stalin w trakcie tej wojny i po jej zakończeniu robił straszne rzeczy, łącznie z ludobójstwem wobec mniejszości, przeważnie muzułmańskich z Kaukazu i Tatarów krymskich, z których wielu straciło życie w trakcie deportacji. To dla niektórych narodów też część pamięci o wojnie ojczyźnianej.

Rząd ukraiński podjął jednak próbę unifikacji językowej kraju - ukraiński jest nauczany w szkołach w całej Ukrainie jako podstawowy język.

Tak, jest bezdyskusyjnie promowany. Można tutaj usłyszeć od polityków typu Orbán, który podnosi kwestie mniejszości węgierskiej, że to jest nadużycie.

Można to skontrować argumentem, że przez dekady ukraiński, mimo że był językiem urzędowym, był traktowany po macoszemu. Jeśli spojrzymy na jego obecność w przestrzeni publicznej, w szkołach, telewizji, radiu, książkach, gazetach, internecie, to widać ekspansję ukraińskiego od Rewolucji Godności w 2014 roku. Tylko że to wcześniejsza sytuacja nie była normalna, biorąc pod uwagę strukturę językową kraju.

Różne rządy – i my, i na przykład Rumuni, mają pewne zastrzeżenia do tego prawodawstwa, ale zachowujemy się inaczej niż Węgrzy.

Z Ukrainą można rozmawiać o szczegółach, to nie jest tak, że ukraińskie władze odrzucają jakiekolwiek próby porozumienia. Przez te osiem lat nie pojawiły się poważniejsze problemy pomiędzy mniejszością rumuńską czy polską a Kijowem.

Inaczej jednak zachowywali się niektórzy wspierani przez Orbána węgierscy politycy na Zakarpaciu. Spora część Węgrów jest grekokatolikami, jest dużo mieszanych małżeństw ukraińsko-węgierskich, tymczasem Orbán mówił wprost, żeby zachęcać ludzi do tego, aby się deklarowali jako Węgrzy, przyjmowali węgierską tożsamość.

Jednak animozje między wschodem a zachodem Ukrainy przecież były. Nawet teraz we Lwowie zdarzyło się, że ktoś na targu nie chciał rozmawiać z rosyjskojęzycznymi uchodźcami.

Były. Ale po pierwsze nie ma czegoś takiego w Ukrainie, jak Wschód, bo ten wschód geograficznie ciągnie się od granicy z Białorusią do Morza Azowskiego. To jest bardzo zróżnicowany region.

Współczesny ukraiński jest oparty na dialektach tej właśnie północno-wschodniej części kraju, dawnego Hetmanatu (XVII-wiecznego autonomicznego samorządu kozackiego) bastionu ukraińskiej tożsamości narodowej i kultury - tam gdzie jest Czernihów, Połtawa.

Przed wojną można było mieć obawy, jak zachowa się część mieszkańców Charkowa i okolic. W spisie powszechnym z 2001 roku duża grupa ludzi deklarowała tam, że rosyjski to ich ojczysty język. W badaniach opinii publicznej mówili, że są przeciw wejściu do NATO, a niektórzy – że mają problem również z wejściem do UE.

Ale to nie był żaden monolit, widać było, że szczególnie ludzie młodsi czy w średnim wieku, bardziej dynamiczni, lepiej wykształceni, aktywni społecznie, politycznie byli za opcją proukraińską.

Był jeden region, gdzie wszystkie badania opinii publicznej pokazywały silniejszą opcję prorosyjską. Potwierdzały to też wyniki wyborów, bo silna była tam obecnie zdelegalizowana partia Za Życie. Chodzi o dwie trzecie terytorium obwodów ługańskiego i donieckiego, kontrolowane przed wojną przez rząd w Kijowie.

Tylko tam większość mieszkańców była wtedy przeciw członkostwu w Unii, ale nawet tam ta grupa nie miała znaczącej przewagi. Jednak to tylko południowo-wschodni fragment kraju.

A południe? Mariupol, Melitopol, Chersoń, Odessa?

Południe jest zróżnicowane pod względem stopnia znajomości rosyjskiego, identyfikacji z ukraińskim, użycia surżyka. W badaniach opinii publicznej od lat wychodziło, że tam Unia Europejska ma znacznie większe poparcie niż w ukraińskim Donbasie i że większość względna jest za wejściem do NATO.

A teraz, w związku z rosyjską agresją, mamy w badaniach dramatyczny wzrost poparcia członkostwa w NATO i w UE w tym na południu i wschodzie. Ten proces zachodził już wcześniej - na wschodzie i południu partie proukraińskie zyskiwały z wyborów na wybory coraz lepsze wyniki jeszcze przed Majdanem, który wzmocnił te tendencje.

To wielki, okrutny paradoks - efektem wizji Putina, że Rosjanie i Ukraińcy to jeden naród, jest umocnienie się i tak silnej ukraińskiej tożsamości narodowej dążącej do NATO i UE.

W „Polityce” Jerzy Baczyński napisał we wstępniaku, że w Ukrainie rodzi się naród polityczny… A on się już urodził już dawno temu.

Tak, gdyby nie urodził się wcześniej, to teraz nie byłoby takiej woli obrony swojego kraju.

A dlaczego w Donbasie opcja prorosyjska była tak silna? Czy to chodzi o ludność napływową, o wpływy kulturowe? A może o kryzys gospodarczy na tym terenie?

To region, który był symbolem modernizacji carskiej Rosji. Tam były wielkie złoża węgla, więc rozwinął się przemysł wydobywczy, potem ciężki - huty itd.

Tak samo było za komunizmu. Górnik Stachanow, bohater pracy socjalistycznej, od którego nazwiska powstało słowo „stachanowiec”, kopał węgiel w Donbasie. Tam napływali etniczni Ukraińcy, ale też ludność z Rosji, zachodziły procesy zmiany struktury etnicznej na dużą skalę.

W latach 30. XX wieku wywołany przez Stalina Wielki Głód miał również podtekst etniczny, wiązał się ze zwalczaniem ukraińskiej kultury i języka oraz zagłodzeniem mówiącej po ukraińsku wsi. To działo się też w Donbasie. Rosyjski był bardzo promowany w przestrzeni publicznej. W miastach zachodziły procesy rusyfikacyjne na bardzo dużą skalę.

Kultura sowiecka miała w ogóle bardzo silny wymiar językowy - miejskość była kojarzona z rosyjskością, ukraińskość z wsią, zacofaniem, anachronicznością.

W spisie z 2001 roku na Krymie zadeklarowani Rosjanie stanowili prawie 60 proc. populacji (z czego jedna trzecia napływowa). W Doniecku i Ługańsku deklarowana tożsamość ukraińska była mocniejsza, ale też były to regiony, gdzie większość ludzi wpisywała rosyjski jako język ojczysty. Mieszkała tam również najliczniejsza poza Krymem mniejszość rosyjska.

Dlatego jak Putin sobie w 2014 roku przy mapie wybierał najsłabsze punkty, to padło na Donieck i Ługańsk, ale udało się mu opanować tylko jedną trzecią obu obwodów. Rosjanie są też wściekli z powodu wciąż broniącego się Mariupola - to port nad Morzem Azowskim, który jest oknem Donbasu na świat.

Mariupol również jest przykładem na wielokulturowość Ukrainy - niedawno wyjechał stamtąd ostatni konsul z krajów Unii Europejskiej, Grek. Mamy tam pochodzącą z Krymu społeczność grecką, bardzo ciekawą dla lingwistów, bo mówiącą regionalnymi językami urum i rumeika, szczególnie jeśli chodzi o starszych mieszkańców.

Co to za języki?

Urum jest podobny do krymsko-tatarskiego, mniej więcej tak jak jidysz do niemieckiego. Natomiast rumeika to język pontyjski podobny do greckiego.

Nawiasem mówiąc, mieszkańcy Grecji są wzburzeni tym, co się tam dzieje. To dramatyczna zmiana, bo jeszcze niedawno byli jednym z najbardziej prorosyjskich narodów, To zaczęło się zmieniać w ostatnich latach.

Przecież autokefalia Cerkwi ukraińskiej [niezależność od patriarchatu moskiewskiego] to efekt działania patriarchatu w Konstantynopolu, który uzyskał wsparcie od cerkwi w Grecji i na Cyprze.

Poprzedni burmistrz Mariupola, Jurij Hotlubej, był Grekiem. W 2014 roku, będąc w prorosyjskiej Partii Regionów Janukowycza, nie uległ presji Rosji i wybrał Ukrainę. Dlatego udało się to miasto utrzymać i obronić.

Oprócz strategicznego znaczenia Mariupol to dla Rosjan to symbol porażki.

2014 rok był w wielu miejscach na Południu i Wschodzie takim crash testem. Życie powiedziało: sprawdzam. Jesteś po stronie Ukrainy, czy Rosji?

To też tłumaczy, dlaczego teraz z takim zacięciem obie strony walczą o Mariupol.

Tak, poza tym jest tam pułk Azow, czyli dla rosyjskiej propagandy symbol ukraińskiego “nazizmu”. To jedyne miasto w Ukrainie, które udało się Rosjanom otoczyć, a wciąż nie udaje się zdobyć. Mają przeciwko sobie o wiele poważniejszego przeciwnika niż opozycyjne milicje w Syrii - pod względem uzbrojenia, wyszkolenia, doświadczenia.

No a co z Krymem? Co on miał wspólnego z Ukrainą zanim Chruszczow nie przesunął z go Rosji do Ukrainy w latach 50. XX wieku?

Tam też pewne zjawiska można było zaobserwować wcześniej, jeszcze przed Majdanem. Ukraińska tożsamość, żeby mogła się umacniać, rozszerzać, musiała znaleźć taką opowieść o sobie i o swojej historii, do której można by włączyć chanat krymski - który przecież nie obejmował tylko Krym, ale też tereny południowej Ukrainy.

Niektóre regiony formalnie podlegały Stambułowi, jak leżący między Dniestrem a Bohem Jedysan, ale tak naprawdę było to kondominium tatarsko-tureckie. Dzikie Pola były słabo zamieszkane, ale cały czas tam byli tatarscy koczownicy i oczywiście ukraińscy Kozacy.

Rosyjska propaganda utrzymuje, że istniał jeden ruski naród Rusi Kijowskiej, a potem - jak twierdzi Putin - podzieliły go obce siły, a przecież oni razem walczyli z Lachami. Wśród tych wrogów oczywiście są też bisurmanie, pohańcy, czyli Tatarzy i Turcy.

Oczywiście znajdziemy wojny i bitwy, w których Ukraińcy ramię w ramię z Rosjanami walczą z tymi narodami. Znajdziemy jednak również bardzo dużo przykładów, kiedy Kozacy razem z Polakami i Tatarami walczyli z Rosjanami.

My w Polsce skupiamy się na bitwie pod Chocimiem, a gdzie obchody bitwy pod Cudnowem z 1660 roku między wojskami Rzeczpospolitej i Rosji? Gdzie polsko-ukraińskie obchody na wielką skalę Unii Hadziackiej, zawartej pomiędzy Rzeczpospolitą a zaporoskimi Kozakami w 1658 roku?

Zachęcali nas do niej Tatarzy krymscy. Jest tam zapis, że powstałe na mocy tego porozumienia Wielkie Księstwo Ruskie ma mieć prawo do utrzymywania specjalnych relacji dyplomatycznych z chanatem krymskim.

Kto pamięta w Polsce o bitwie pod Konotopem z 1659 roku, bardzo ważnej dla Ukraińców, w której Kozacy, poddani Rzeczypospolitej, Tatarzy i polski oddział pokonali carskie wojska?

Stosunki polsko-ukraińskie to nie tylko rok 1918 i walki o Lwów i UPA.

Spójrzmy na fenomen Kozaków - tak, pływali czajkami, palili, napadali na tureckie i tatarskie miasta, walczyli z czambułami tatarskimi, wyprawiającymi się po jasyr, ale przecież sama nazwa Kozacy jest pochodzenia tureckiego. Organizacja, uzbrojenie, wartości, strój, obyczaje - jak podkreśla Natalia Jakowenko, wybitna ukraińska historyczka, to wszystko bardzo przypomina janczarów.

Na tym pograniczu ze stepem kultura ukraińska cały czas przenikała się z tatarską. I tak jest do dziś. Jest taki artystyczny film „Mamaj” Ołesia Sanina, o Tatarach i Kozakach, w którym grał krymskotatarski reżyser Achtem Seitabłajew.

On nakręcił bardzo ważne dla Ukraińców filmy, np. „Cyborgi” o obronie lotniska w Doniecku w 2014 i 2015 roku. Teraz służy w obronie terytorialnej.

Po utracie Krymu można mówić nawet o pewnej idealizacji Tatarów w Ukrainie. W maju, w rocznicę ich ludobójczej deportacji z Krymu, Ukraina obwieszona była wielkimi billboardami: „Wszyscy jesteśmy krymskimi Tatarami”.

Dżamała, krymskotatarska piosenkarka, zwyciężczyni konkursu Eurowizji, dzisiaj jest uchodźczynią w Turcji, ale jeździ po Europie z koncertami dla Ukrainy, występuje z flagą ukraińską, wstrząsa publicznością, udziela wywiadów, zbiera po kilkadziesiąt milionów dolarów dla Ukrainy. Piosenka Dżamali „1944” niesamowicie pasuje do tego, co się dzieje.

Ukraińscy artyści śpiewają patriotyczną pieśń o czerwonej kalinie z 1914 roku - pośrodku kadru Dżamała, która również kończy utwór w swoim charakterystycznym stylu.

U was Romek Kabaczij pisał o Paszy Li - aktorze i piosenkarzu pochodzenia koreańskiego, który zginął pod Kijowem. Urodził się na Krymie.

Skąd Koreańczycy na Krymie?

Pojawiają się na dalekim wschodzie Rosji w latach 60. XIX wieku, potem są prześladowani, a w latach 30. XX deportowani jako piąta kolumna japońska do Azji Centralnej, ale niektórzy z nich trafili na Ukrainę. To ze względu na miejsce urodzenia Li wybrał sobie pseudonim Pasza.

Dzień po rosyjskiej inwazji wrzucił do mediów społecznościowych fragmenty filmu, w którym występował, wyreżyserowanego znowu przez Achtema Seitabłajewa i poświęconemu wojnie 2014 roku. Gra tam w mundurze, jednego z pograniczników.

Jak zginął?

Brał udział w ewakuacji cywili z Irpienia i kiedy zaczął się ostrzał, oddał dziecku swoją kamizelkę kuloodporną.

Takich historii jest więcej. Gubernatorem obwodu Mikołajowa, pod którym udało się zatrzymać rosyjską kolumnę idącą w stronę Odessy, jest Witalij Kim, również Ukrainiec pochodzenia koreańskiego.

Bardzo popularny dzięki sile spokoju i kolorowym skarpetkom. Ale wróćmy jeszcze do Tatarów. Dlaczego ta kwestia jest ważna dzisiaj dla tożsamości ukraińskiej?

Ukraińcy sobie uświadomili, że żeby odłączyć się od rosyjskiej opowieści, że są mniejszymi braćmi, Małorosjanami, trzeba też pokazać, że Tatarzy krymscy są „nasi”. Trochę na zasadzie jak Wielka Brytania powstała z połączenia Anglii, Szkocji, Walii.

Chodzi o to, żeby skontrować rosyjską opowieść, że południe Ukrainy to Noworosja, a Krym to Tauryda. Przecież po pierwsze był chanat krymski. W odróżnieniu od Gruzinów, którzy nie pozwolili wrócić Turkom meschetyńskim deportowanym przez Stalina, Ukraina nie miała problemu z tym, żeby Tatarzy wrócili na Krym.

Ukraina na Krymie do 2014 roku popełniła wiele błędów, ale dziś w elitach ukraińskich Tatarzy krymscy są widoczni, zaczynając od polityków, a kończąc na artystach. I walczą teraz na wojnie jako ochotnicy.

Jest jedna rzecz, na którą muszą Ukraińcy uważać - mówią o Rosjanach „orki”, „raszyści”, ale zdarza się, że mówią też o armii rosyjskiej „orda”. Radziłbym im, żeby byli ostrożni z takimi porównaniami.

Oczywiście Mongołowie i Tatarzy potrafili być okrutni i popełniać masowe zbrodnie. Jednak orda w XIII wieku to antyteza armii rosyjskiej, najlepsza i najnowocześniejsza siła zbrojna na świecie, najlepiej dowodzona, ze świetnym wywiadem.

Paradoksalnie można powiedzieć, że to Ukraińcy bronią się jak orda, gdy walcząc mniejszymi bardzo mobilnymi oddziałami, wciągają przeciwnika w zasadzki i stosują skutecznie taktykę „uderz i uciekaj” ,

Poza tym to jest wojna o ukraińską tożsamość, o to, żeby Ukraińcy mogli być Ukraińcami, mogli sami decydować, jak się rządzą.

Natomiast w ramach Złotej Ordy była tolerancja etniczna, religijna i polityczna, funkcjonował Nowogród, Halicz, ale szczególnie ważny jest wymiar tożsamościowy. Mongołowie nie dążyli do tego, żeby zrobić z mieszkańców Ukrainy kogokolwiek innego. Poza tym – co najważniejsze – orda to znaczy też Krym.

Mamy rosyjską opowieść o Eurazji, ten bełkot Dugina o nieliberalnej rosyjskiej cywilizacji, który niestety w Polsce jest często przejmowany w taki sposób, że zrównuje się Rosjan z Tatarami.

A to jest o wiele bardziej skomplikowana historia. Dziedzictwo Złotej Ordy to przede wszystkim ludy turkijskie z Rosji i z Krymu. Wbrew naszemu przekonaniu to nie była wschodnia despocja, ale wojskowa demokracja z silnymi rodami arystokratycznymi. O wiele bardziej przypominało to Wielkie Księstwo Litewskie czy Rzeczpospolitą.

Warto jeszcze wspomnieć o ludach Kaukazu. Widzimy kadyrowców, ale to kompletna wojskowa kompromitacja. Ukraińcy nazywają ich „oddziałami PR”.

Tymczasem po stronie ukraińskiej walczą ludzie z Kaukazu, szczególnie Czeczeni - bataliony Szejk Mansur i Dżochar Dudajew. To ważne, bo to zawołanie, które ciągle teraz słyszymy: „Sława Ukrajini! Herojom Sława!” nawiązuje do poematu Szewczenki „Kaukaz”, który jest peanem na cześć kaukaskich górali walczących w obronie wolności z rosyjskim imperium.

„Chwała sinym górskim szczytom w lodowcowej zbroi, chwała wielkim bohaterom, Bóg przy takich stoi. Więc do walki!, zwyciężycie”

Nie ma wątpliwości, że Ukraina jest Europą, ale trzeba też dostrzec, że Europa to między innymi islam czy Wielki Step. Ukrainie wychodzi to coraz lepiej, w Polsce wciąż mamy z tym problem i nie dotyczy to tylko PiS.

;

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze