Nawrocki walił w Tuska narodowym „jestestwem”, które ten zdradza i oddaje niepodległość po kawałku. Tusk odpowiadał językiem miłości o Polkach i Polakach, którzy podają sobie dłonie. Zderzenie rocznicowych przemówień prezydenta i premiera
W zacofanej wizji Nawrockiego Polska nie ma być kolorową papugą narodów, która łatwo uczy się języków obcych, ale bocianem, który pożera żaby i majestatycznie krąży nad polskimi kościołami pełnymi wiernych, a jak przychodzi bieda, to odlatuje na emigrację – tak by to można ująć.
Na bojowe okrzyki o polskim jestestwie chrześcijańsko-narodowym Karola Nawrockiego Donald Tusk odpowiedział opowieścią o rocznicowej miłości Polek i Polaków. Mowa Nawrockiego była zabytkowa, jak cytat z Mochnackiego, który był jej leitmotivem. Wizja patriotyzmu otwartego Tuska była zbyt ostrożna i liryczna, by porywać, a ten polityczny fajter narzucił sobie rolę – pozostając przy ptasich metaforach – gołąbka pokoju. Oto główne hasła przemówień prezydenta i premiera z 11 listopada 2025 roku.
(1) Karol Nawrocki mówił 15 minut i 5 sek., ale było w tym sporo retoryki, pauz oraz oklasków, czyli „na czysto” mniej więcej tyle, co Donald Tusk – 11 minut i 10 sek.
(2) Żaden z nich nie poświęcił nawet słowa Ukrainkom i Ukraińcom, którzy razem z nami tworzą dzisiejszą Polskę. Aż się o to prosiło, gdy Tusk mówił o pożytkach z różnorodności, ale jego patriotyzm okazał się niedostatecznie otwarty.
(2.5) Obaj chwalili się 20. gospodarką świata, ale Nawrocki przedstawił to tak, że „polski prezydent został zaproszony przez pana prezydenta Donalda Trumpa na szczyt G-20”.
Pokazał ręką na siebie, żeby nie było wątpliwości, o kim mowa,
ale zaraz dodał, że Trump zaprosił wszystkich Polaków, bo ciężko pracowaliśmy.
Poza tym rocznicowe mowy prezydenta i premiera różniło wszystko.
Nawrocki grzmiał, wołał i gestykulował, jakby wyszedł przed chwilą z siłowni. Tusk był wyciszony, skupiony, mówił cicho i bez pauz na oklaski.
Nawrocki był hałaśliwy jak dzisiejszy alt-right na całym świecie, Tusk jak pogrążony w kryzysie liberalizm.
Nawrocki rozbudzał, Tusk tym razem usypiał.
To było jedno ze słów kluczy premiera. „Radujmy się!” – zaczął. Szkoda tylko, że minę miał raczej kwaśną.
„Radujmy się! To dzień radości wszystkich Polek i Polaków. Kiedy blisko ćwierć wieku ze śp. Pawłem Adamowiczem decydowaliśmy się na organizowanie pierwszej parady 11 listopada, nie sądziliśmy, że ten radosny, pełen uśmiechu i dobrych uczuć, sposób obchodzenia Święta Niepodległości tak szybko przyjmie się w całym kraju. Niepodległość jest dla wszystkich, tak jak 107 lat temu, tak dzisiaj, wszyscy świętujemy ten dzień z radością, zjednoczeni, z dumą w sercu”.
Ta opowieść kontrastuje z obrazkami z warszawskiego Marszu Niepodległości, pełnego nienawiści i pogardy.
Tusk chciał odwołać się do polskiego zadowolenia, na czym miał już wygrać wybory Rafał Trzaskowski. Ta diagnoza jest jednak oderwana od rzeczywistości. Polki i Polacy są zadowoleni z własnego życia i bardzo niezadowoleni z władzy, w tym z rządu Donalda Tuska.
Jak zaklinanie rzeczywistości zabrzmiały więc słowa: „Żeby cała Polska zobaczyła, że obchody święta niepodległości to święto radości, dumy, jedności od Bałtyku do Tatr, od Bugu po Odrę. Wszędzie dzisiaj Polki i Polacy podają sobie dłonie, uśmiechają się do siebie, świętują ten dzień, najlepiej jak potrafią”. Wiadomo, że mowa rocznicowa ma swoje prawa, ale bez przesady.
Nawrocki miał ambicję, by powiedzieć wszystko, co pomyśli głowa, a nawet więcej. W półtorej minuty streścił całą historię Polski. „30 pokoleń tworzyło piękną, wspaniałą Rzeczpospolitą, zanim upadła pod zaborami. Wielka potężna, piękna, otwarta, która była potęgą europejską i światową. Wystarczyło stulecie, by RP upadła pod zaborami”.
(A rozbicie dzielnicowe? A stopniowy upadek w XVII w. i katastrofalny w XVIII wieku? A coraz straszniejsza opresja, jaka spotykała chłopów?).
Nawrocki uznał – co było dziwne – za największy sukces II RP „wychowanie w polskiej szkole ucznia, który wiedział, że jest Polakiem i ma obowiązki polskie”, ale
jego baju-baju o dziejach kraju, nie spełnia wymogów żadnej podstawy programowej.
Podobnie jak skwitowanie, że PRL była sowiecką kolonią. No, była i nie była.
Nawrocki nadymał cały czas polski niepodległościowy balon, Tusk bardziej realistycznie zwrócił uwagę na okoliczności: „Jakimś cudem wymodlonym przez naszych wieszczów upadły trzy zaborcze imperia. Pokonaliśmy Rosję bolszewicką, ale największym cudem było to, że Polacy potrafili się zjednoczyć. Symbolem tego zjednoczenia, symbolem tego cudu, stał się dla wszystkich Polek i Polaków Józef Piłsudski”.
Kawałek o Piłsudskim zabrzmiał jak osobista skarga Tuska:
„Musiał zapomnieć, że jakże często stawał się obiektem ataków, nienawiści, pogardy, słyszał od swoich przeciwników, że jest lewakiem, bezbożnikiem, ba, agentem niemieckim... skąd my to znamy?”.
I dalej też aluzyjnie i dydaktycznie: „Ale najważniejsza dla niego była troska o niepodległą ojczyznę. Żeby niepodległość była dla wszystkich i żeby nikogo nie wyłączyła. Dziś prawie nikt nie pamięta, że jednym z pierwszych dekretów były prawa wyborcze dla kobiet w Polsce. Wyprzedziliśmy USA”. Owszem pamiętamy, ale dobrze przypomnieć, nawet jeśli Tuskowi nie udało się z prawami kobiet.
Nawrocki mówił o narodzie nie tylko w kontekście historycznym. W pewnym momencie odwołał się (bez nazwiska) do uniewinnienia Władysława Frasyniuka za nazwanie żołnierzy na granicy z Białorusią „watahą psów”: „Jacyś polscy celebryci obrażają polskich żołnierzy i polski sąd nie jest w stanie zareagować... To ja, jako prezydent w imieniu narodu, który tu jest, chcę powiedzieć, że polscy żołnierze to świętość”.
Po „tu jest” wtrącił potężny okrzyk: „Jesteś narodzie?”.
Na co naród odpowiedział oklaskami, co wskazuje na to, że był.
Obaj mówili o Polsce i Polakach, ale tylko Tusk wymieniał także Polki. I w ogóle używał feminatywów.
Dla Nawrockiego Polki są także Polakami, ale na pewno nie jest odwrotnie.
Nawrocki operował triadą: naród-chrześcijaństwo-tożsamość. Cytował Maurycego Mochnackiego „to, co dla narodu najważniejsze, to rozpoznanie w swoim jestestwie”. Jego mowa była zabytkowa jak ten cytat.
Parokrotnie wracał do tego jestestwa, przypisując mu – w w/w patetycznej tyradzie – sprawstwo kierownicze. „Polska musiała bić się [w 1920 roku] o polskie granice, wytrzymać napór bolszewików. Było to możliwe, bo w polskim żołnierzu, polskim chłopie było jestestwo, przywiązanie do narodowych wartości. Nie udało się międzynarodówce [komunistycznej] przekonać chłopa, że tożsamość narodowa się nie liczy, bo chłop chciał ginąć za to, co polskie, chciał ginąć za biało-czerwone barwy”.
Jestestwo posłużyło także Nawrockiemu do surowej oceny współczesnej Polski [w domyśle – pod rządami Tuska].
„Pytam więc, patrząc na 1000 lat polskiej historii, gdzie jest nasze jestestwo, gdzie są nasze wartości chrześcijańskie, które budowały fundamenty Rzeczpospolitej? I czemu musimy być świadkami i
odpierać presję protezy wartości chrześcijańskich, którą mają być obce nam ideologie w polskim systemie edukacji?”.
Te „protezy wartości chrześcijańskich” – dziwne sformułowanie, bo proteza to jednak coś dobrego, to wszelkie pomysły, by uczyć dzieci nie jestestwa, ale raczej tego, co naprawdę potrzebne w trudnym świecie, ale nie pasuje do chrześcijańskiego wychowania, czyli np. edukacji zdrowotnej.
„To nie nasze, to nie polskie i prezydent nie pozwoli, abyśmy stali się papugą narodów, bezwolnie powtarzającą to, co przychodzi z Zachodu. I mówię to jako zwolennik Unii Europejskiej, ale który powtarza po pierwsze Polska, po pierwsze Polacy”.
Polska nie ma być kolorową papugą, która łatwo uczy się języków obcych, ale bocianem, który pożera żaby i majestatycznie krąży nad polskimi kościołami pełnymi wiernych, a jak przychodzi bieda, to udaje się na emigrację.
Odpowiedzią na prawicowe jestestwo miała być u Tuska różnorodność.
„Tu, z Gdańska, słowa o święcie wszystkich Polaków brzmią szczególnie przekonująco, bo to właśnie tu, w Gdańsku, moim ukochanym rodzinnym mieście, swoje dobre miejsce na ziemi znaleźli Polacy, potomkowie dawnych gdańszczan, Kaszubi, Wilniucy i Lwowiacy, przybysze z Lubelszczyzny, z Mazowsza, z Podlasia, przybysze z całej Polski. To właśnie w Gdańsku słowo „Solidarność” wybrzmiało w sposób, który poruszył serca i umysły nie tylko nasze, ale i całego świata”.
No fajnie, ale – jak już mówiłem – to jedność Polek i Polaków. Dzisiejszy świat wymaga większej różnorodności. Niestety, polscy liberałowie boją się słowa migranci czy uchodźcy. Dali się zastraszyć przez prawicowych krzykaczy.
II Rzeczpospolitą Nawrocki opowiedział w półtorej minuty jako czas niesamowitych wręcz sukcesów: „Nigdy nie oddała swoich marzeń i ambicji. Centralny Okręg Przemysłowy. Port w Gdyni. Polska złotówka. Była skonfliktowana, jak dzisiaj, ale nie przestawała marzyć”.
Jasne, sukcesy były, ale nawet w wykonaniu skrajnego nacjonalisty uderza fałsz w przedstawianiu dość zacofanego kraju, staczającego się w stronę rządów autorytarnych, gnębiącego swoje mniejszości, z kiepską polityką zagraniczną i militarną (co pokazał wrzesień 1939 roku). Ale ta idealizacja miała podprowadzić Nawrockiego do oskarżenia:
„I jak spojrzymy na II RP, która miała tyle ambicji i marzeń, tyle ambicji i marzeń (powtórzenie Nawrockiego, po nim krótka zatroskana pauza), to co my, żyjący w niewspółmiernie lepszych czasach chcemy powiedzieć tym z 11 listopada? Że nie stać nas dziś na marzenia? Na CPK, żeglugę śródlądową, na rozwój polskich portów, rozwój polskiego atomu, centrum technologii przemysłowych?”.
Należy mieć nadzieję, że przynajmniej żegluga śródlądowa (o której opowiadała w exposé w 2015 roku jeszcze premier Beata Szydło) pozostanie tylko marzeniem i rzeki nie zostaną do końca zabetonowane.
„Jesteśmy dumni z Polski. Tak, dzisiaj możemy z dumą mówić o tym, że staliśmy się 20. gospodarką świata. Wyprzedziliśmy wiele tradycyjnych potęg. Budujemy najsilniejszą armię w Unii Europejskiej. Staliśmy się niekwestionowanym liderem całego regionu. Wspólnie z innymi wspieramy skutecznie Ukrainę w jej obronie przed rosyjską agresją. Dzisiaj pierwszy polski satelita znajdzie się w kosmosie, tak, Polska sięga gwiazd”.
Ta lista sukcesów zabrzmiała dobrze, łącznie z puentą. Rzecz tylko w tym, czy ktoś to docenia?
„Polska stała się dzięki wam, dzięki nam, dumnym Polkom i Polakom, państwem bezpiecznym, w którym żyją wolni Polacy. Strzeżmy tego skarbu.
Polska jest dzisiaj krajem, z którego się nie wyjeżdża, jest krajem, do którego się przyjeżdża”.
NIe chciał dodać, że jakby wprowadzić marzenia Nawrockiego, to wyjazdów byłoby więcej.
Dostało się Tuskowi także w sprawach bardziej przyziemnych. Przy czym doszło tu do przykrego dla prezydenta przejęzyczenia:
„Polacy oczekują sprawiedliwości. Polacy nie chcą politycznych szopek i teatrów, chcą móc dostać się do lekarza, być wyleczeni; chcą taniej płacić za prąd, za artykuły spożywcze. Nasza niepodległość to też sprawiedliwość społeczna.
I tego jako prezydent zamierzam się dogadać” – powiedział Nawrocki, ale na szczęście zaraz się poprawił – „domagać”.
Istotą jego polityki jest przecież, żeby się domagać i nie dogadywać się.
Wystąpienie Nawrockiego miało postać jeszcze innej triady: wielka przeszłość polskiej historii, w tym II RP – dzisiejsza polityka [w domyśle Tuska], która jej zaprzecza – prezydent, który Polskę i Polaków uratuje.
Przed kim? Przede wszystkim przed Unią Europejską.
„Co chcemy dziś powiedzieć tym, którzy przynieśli nam niepodległość, kiedy widzimy, że część polskich polityków jest gotowa, aby oddawać wolność, niepodległość i suwerenność po kawałku obcym instytucjom, trybunałom, agendom, Unii Europejskiej, żebyśmy dziś nie rozumieli, że Polska jest wolna i niepodległa. I nie jest już kolonią" – ten ostatni kawałek [wypowiedzi, nie Polski] zabrzmiał jak okrzyk przywódcy ruchów narodowowyzwoleńczych.
Dostało się Tuskowi także w kwestii „dewastowania finansów publicznych i tworzenia szopek politycznych i teatrów, zamiast zająć się pracą dla Rzeczpospolitej”. Te szopki i teatry to próby przywracania praworządności.
„Jesteśmy wspólnotą. Taki duch zjednoczenia towarzyszył nam w Sierpniu 1980 roku, kiedy rodziła się na nowo niepodległość. Też się spieraliśmy, prawie o wszystko. Byliśmy bardzo różni, ale umieliśmy się jednoczyć wokół spraw najważniejszych, świętych, takich jak niepodległość. Warto jeszcze przypomnieć, co znaczy Rzeczpospolita, Res Publica, to po naszemu wspólna sprawa".
Zabrzmiało jak pobożne życzenie, prawda?
Uderzająca była konsekwencja Tuska, jego mowa była politycznie niekonfrontacyjna. Za wyjątkiem jednej aluzji, która w porównaniu z zarzutami Nawrockiego, brzmi jak pieszczota:
„Tu z Gdańska apel, żeby wyrzec się nienawiści, przemocy ma swoją moc. Nikt nie ma prawa wydzierać drugiemu Polakowi białoczerwonych symboli. Niech nikt nie podnosi głosu na drugiego Polaka. Nikt nie ma monopolu na patriotyzm”.
Wiadomo, że Nawrocki i w ogóle prawica uważa inaczej. I że Nawrocki podnosi głos i najchętniej odebrałby Tuskowi prawo do noszenia biało-czerwonego serduszka.
Niech sobie nosi serce w kolorach UE, a najlepiej w barwach czarno-czerwono-żółtych.
Tusk o Panu Bogu milczał, jeśli nie liczyć nauk „naszego papieża”: „Pamiętacie te jego słowa: »solidarność to nigdy jeden przeciw drugiemu, solidarność to zawsze jeden z drugim«. Dzisiaj możemy powiedzieć słowa podobne: patriotyzm to nigdy jeden Polak przeciw drugiemu Polakowi, to zawsze Polak z Polakiem”.
„Widzę piękny silny i dumny naród polski, zniechęcony niestety do sporu politycznego, ale wierzę, że rzeczy, które nas łączą, będzie więcej. Niech Bóg błogosławi Polsce. Niech żyje Polska” – wykrzyczał na koniec Nawrocki, aż było go słychać w Niebie.
Pan Bóg wracał w przemówieniu Nawrockiego co chwila w postaci wartości chrześcijańskich, co oznacza, że stanowi po prostu fragment polskiego jestestwa. Oczywiście jest to szczególna wersja Pana Boga, nienadmiernie ewangeliczna, raczej starotestamentowa.
Tusk kończył hymnem: "Zwróćcie uwagę na słowa naszego hymnu. Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy. Nie »wy«, nie »oni«, tylko »my«. W tym słowie »my« zawiera się cała prawda o Święcie Niepodległości. I dlatego, ponieważ jesteśmy wspólnotą, dbajmy o to, bo kiedy jesteśmy wspólnotą, zwyciężamy, pokonujemy zło, niczego się nie lękamy. I kiedy jesteśmy wspólnotą, to z pełnym przekonaniem wznosimy dzisiaj te słowa: Niech żyje wolna, niepodległa Polska. Niech żyje Rzeczpospolita”.
I tu się premier wreszcie ożywił.
Historia
Propaganda
Karol Nawrocki
Donald Tusk
Prezydent
Rząd Donalda Tuska (drugi)
Marsz Niepodległości
Święto Niepodległości
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze