0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Wojtek Habdas / Agencja Wyborcza.plWojtek Habdas / Agen...

Powiat starachowicki w województwie świętokrzyskim liczy 95,5 tys. mieszkańców. W latach 90. w Starachowicach zbudowano nowoczesny, dobrze wyposażony, wieloprofilowy szpital na ponad 300 łóżek.

To jedyna tego typu placówka w powiecie. Niestety, od samego początku pandemii niemal niedostępna dla mieszkańców zarówno Starachowic jak i całego powiatu. Decyzją wojewody świętokrzyskiego Zbigniewa Koniusza z marca 2020 szpital został w całości przekształcony w zakaźny, przyjmujący wyłącznie osoby zakażone SARS-CoV-2.

Nie ulega wątpliwości, że w obliczu pandemii szpitale covidowe trzeba było tworzyć. Problem w tym, że akurat w Starachowicach jednocześnie zamknięto wszystkie działające na terenie szpitala przychodnie specjalistyczne, a także miejscowy SOR. Mieszkańcy powiatu zostali praktycznie odcięci od pomocy medycznej na miejscu, zarówno w sytuacjach nagłych jak i w kwestii diagnostyki czy leczenia chorób przewlekłych.

Sytuacja zaczęła wracać do normy latem 2021. Od 1 lipca ubiegłego roku starachowicki szpital znów zaczął działać na starych zasadach. Ale wraz z nadejściem kolejnej fali zakażeń, począwszy od 1 listopada 2021, placówka ponownie przyjmuje wyłącznie pacjentów covidowych z całego województwa.

Tym razem jednak mieszkańcom pozostawiono dostęp do dziennego oddziału onkologicznego, rehabilitacji i poradni specjalistycznych.

Dlaczego nie w Czerwonej Górze?

Tak czy inaczej, starachowiczanie nie mają poczucia bezpieczeństwa. Uważają, że władze województwa przy milczącej zgodzie władz powiatu skrzywdziły ich, pozbawiając opieki na miejscu. Naraziły tym samym mieszkańców na szukanie pomocy w placówkach w odległych Skarżysku-Kamiennej, Ostrowcu Świętokrzyskim czy Kielcach.

Wszyscy rozumieją naturalnie potrzebę zabezpieczenia szpitalnych łóżek dla pacjentów covidowych, ale dlaczego nie zadbano o to w położonych centralnie Kielcach, gdzie jest kilka szpitali, tylko padło akurat na nich, gdzie funkcjonuje jeden szpital?

„Nie wiem, jaką logiką kierował się na początku pandemii pan wojewoda” – mówi OKO.press były dyrektor starachowickiego szpitala Jarosław Łyczkowski (zarządzał placówką w latach 2001-2004). „Słyszeliśmy, że chodziło m.in. o to, że szpital ma oddział zakaźny. Tyle że takich oddziałów w województwie jest więcej".

"Wskazywano też na to, że jest od nas dobry dojazd do Kielc i dlatego uważano, że Starachowice są dobrym rozwiązaniem” – dodaje mój rozmówca.

Jarosław Łyczkowski przypomina, że w województwie świętokrzyskim funkcjonuje również szpital w Czerwonej Górze, specjalizujący się w leczeniu chorób płuc i jego zdaniem najbardziej logicznym rozwiązaniem było stworzenie szpitala covidowego właśnie tam.

Zaszczyt dla miasta?

Właścicielem starachowickiej placówki jest starostwo powiatowe. Czy powiat zabiegał o to, by mieszkańcy Starachowic i powiatu nie ucierpieli na decyzji wojewody?

Maria Derra, były samorządowiec, aktywistka społeczna, obecnie na emeryturze: „Na samym początku starostwo wysłało pismo, że może jednak nie Starachowice, ale dalszych działań nie było. Grzecznie się zgodzono. Tak samo prezydent miasta umywał ręce. Mówił, że przecież szpital nie podlega pod miasto”.

Przeczytaj także:

„Sądzę, że do decyzji przyczynił się też w dużej mierze tutejszy poseł Krzysztof Lipiec z PiS. Zaangażowany polityk, zawsze u boku Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli nawet nie popierał tej decyzji, to z pewnością przeciwko niej nie oponował".

"Później nawet tłumaczył w lokalnej prasie, że stworzenie w Starachowicach szpitala wyłącznie covidowego to zaszczyt dla miasta. I to ludzi niesamowicie wkurzyło”.

Jarosław Łyczkowski: „Ówczesny starosta [Piotr Babicki] naprawdę się nie popisał. Przyjęto tę decyzję bez jakiejkolwiek refleksji. Dopiero po pierwszej fali pandemii i buncie mieszkańców, pan starosta się zreflektował, ale to już była musztarda po obiedzie. Ze strony starostwa nie było też żadnych propozycji w stylu: »OK, zamykamy część szpitala, tam będzie oddział zakaźny, ale zostawmy bardzo newralgiczny oddział kardiologiczny czy ten związany z podawaniem cytostatyków osobom chorującym na raka«.

Starosta nie walczył o szpital. A przecież to nowoczesny obiekt. Można było wyłączyć pewne jego części tak, aby nie było styczności lekarzy czy personelu ze sferą covidową. Ale takich pomysłów ze strony starostwa powiatowego i samego starosty nie było”.

Dalekie dojazdy

Mieszkańcy powiatu czują się tym bardziej rozgoryczeni, że w 2017 roku zlikwidowano w Starachowicach Polsko-Amerykańską Klinikę Serca. W tym czasie Ministerstwo Zdrowia wprowadziło tzw. sieć szpitali. Klinika nie weszła w skład sieci i zakończyła działalność. „Miała bardzo dobrą opinię, wiele osób zawdzięcza jej życie” – podkreśla Maria Derra.

„W Starachowicach mamy dużo osób w wieku emerytalnym” – mówi Jarosław Łyczkowski. „Ok. 40 proc. mieszkańców to ci, którzy nabrali już uprawnienia emerytalne” – dodaje. „Do szpitala w Skarżysku czy Ostrowcu można wprawdzie dojechać, ale jak jest odcięta specjalistyka [a tak było przez ponad rok] i trzeba czekać na dostęp do lekarza kilka miesięcy, to później są efekty. Mam na myśli ogromną ilość zgonów mieszkańców Starachowic poza COVID-em”.

„Nie z każdym pacjentem da się dalej dojechać, bo po drodze umrze. Tu chodzi o zawały, udary” – przekonuje Maria Derra. „Ludzie mieli problemy z dalekimi dojazdami na dializy. Rodziny chorych bardzo na to narzekały”.

Nie rozumiem tego kraju

Mieszkańcy protestowali przeciw decyzjom wojewódzkich władz. Jeden z takich protestów miał miejsce 21 października 2021 po jesiennej decyzji wojewody świętokrzyskiego o ponownym przekształceniu całego szpitala w placówkę zakaźną.

Można było usłyszeć na nim głosy osób, które bezpośrednio ucierpiały na długim zamknięciu szpitala dla niecovidowych pacjentów. Jedną z nich była pani Bożena.

„Mąż zachorował w ubiegłym roku [2020]. Szpital był zamknięty. Jeździliśmy odsyłani od szpitala do szpitala. A mąż umierał” – opowiadała pani Bożena. „Miał kartę onkologiczną, a diagnozy nie było. Trwało to osiem miesięcy. Dopiero miesiąc po jego śmierci dowiedziałam się, że umarł na raka. Miał 60 lat".

"Dlaczego pacjenci są odsyłani w karetce od szpitala do szpitala? (…) To jest coś okropnego, tak nie powinno być. Przyjechałam z zagranicy (…). Nie rozumiem tego kraju”.

21 stycznia 2022 zmarł na ulicy w Starachowicach 79-letni mężczyzna. Karetka jechała do niego ze Skarżyska, co trwało 30 minut (musiała pokonać odległość 22 km). Tam był najbliższy wolny zespół ratownictwa medycznego. „Wszystkie starachowickie karetki rozwoziły akurat chorych po szpitalach w całym województwie, bo u nas tylko COVID” – napisała do mnie pani Maria Derra.

Największe dobro powiatu

Długie zamknięcie starachowickiego szpitala dla niecovidowych pacjentów ma fatalny wpływ nie tylko na mieszkańców powiatu, ale także na obecne i przyszłe losy placówki.

„Zamknięcie na 2 lata zrobiło szpitalowi ogromną szkodę” – mówi OKO.press były dyrektor Jarosław Łyczkowski. „Bo proszę zauważyć, że jego personel się starzeje i jak dzisiaj patrzę z perspektywy 20 lat, pracują w nim wciąż moi ordynatorzy, tj. ci, których ja powołałem, a to już są ludzie w wieku emerytalnym. Oni nie mają następców" - dodaje.

"To właśnie utworzenie szpitala jednoimiennego spowodowało, że nikt nie chce tu przyjść na specjalizację. Rezydenci nie chcą pakować się w szpitale covidowe, bo to jest żadna nauka, żadna praktyka, jak mają się uczyć tlenoterapii dla osób, które tracą oddech".

"Decyzje wojewody spowodowały, że szpital za chwilę zostanie w tragicznej sytuacji personalnej. Już dziś placówka posiłkuje się pracownikami kontraktowymi, przyjeżdżającymi na dyżury” - przekonuje Łyczkowski.

Z sytuacji zdają już sobie sprawę obecne władze miasta.

„Szpital jest największym dobrem powiatu służącym wszystkim mieszkańcom” – mówił na początku grudnia 2021 podczas sesji Rady Powiatu nowy starosta Piotr Ambroszczyk. - „Lekarze uwsteczniają się jako kadra. (…) Podejmę wszelkie starania i proszę państwa o pomoc, aby administracyjnie dotrzeć premiera, ministra zdrowia, wojewody, żeby zdjęli ciężar szpitala covidowego ze szpitala w Starachowicach”.

"Lekarze powiedzieli wprost: my umieramy jako szpital i nie chodzi tutaj o to, ile rząd da nam pieniędzy. Czy my się zbilansujemy, czy się nie zbilansujemy – przekazywał radnym Ambroszczyk. - Nie chcą przychodzić do nas rezydenci. Ludzie, którzy byli poumawiani na staże w szpitalu, nie przychodzą dlatego, że nie ma u nas zabiegów. Ginekolog - lekarzem internistą".

"I wielu wysokiej klasy naszych lekarzy rozumie swoją misję i »Primum Non Nocere« jest dla nich bardzo ważne i oni leczą ludzi. Ale to jest tak, jakbyśmy używali Lexusa do wożenia piachu. Da się jak najbardziej, ale nie chodzi o to.

Chodzi o to, że ci lekarze mogą wykonywać wspaniałą robotę, a my wykorzystujemy 10-15 proc. ich potencjału. W sensie finansowym tego nie widać, ale gdybyśmy zrobili rachunek strat poniesionych, czy możliwości, które mogłyby zaistnieć, to marnujemy ogromny potencjał. To nie dzieje się tylko w Starachowicach, ale w każdym szpitalu covidowym w Polsce” - powiedział Ambroszczyk.

- To pewnie jedna z cen, jaką płacimy za pandemię? – pytam pana Jarosława Łyczkowskiego. Starachowice z pewnością nie są wyjątkiem?

- Na pewno wszystkie duże szpitale powiatowe, które zostały w ten sposób – nazwijmy to – „wyróżnione”, stracą na tym – pada odpowiedź.

- Może chociaż finansowo to się szpitalowi opłaciło?

- Jak zapadła pierwsza decyzja, mało kto mówił o wielkości pieniędzy przeznaczonych dla szpitala. Mimo że placówka dostała środki, tzw. covidowe, jej wyniki finansowe nie są dobre.

- Ale pewnie niektórzy lekarze są zadowoleni z dodatków covidowych?

- Na pewno część lekarzy jest zadowolona. Ale patrząc przez pryzmat mieszkańców, to jest dla mnie tragiczna decyzja.

Następcy IV Departamentu MSW

Sytuacją „wyróżnionych” szpitali i mieszkańcami powiatów pozbawionych dostępu do leczenia na miejscu nie wydaje się przejmować władza.

Świadczy o tym choćby kuriozalna wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego z 16 stycznia 2022 w Starachowicach. Prezes PiS przyjechał jak co roku do Starachowic, by wziąć udział w mszy w 9. rocznicę śmierci swojej matki Jadwigi, która się w tym mieście urodziła i spędziła w nim młodość.

Przeciwko wizycie Kaczyńskiego protestowali przeciwnicy ustanowienia w Starachowicach szpitala jednoimiennego. Prezes PiS wchodząc i wychodząc z miejscowego kościoła, usłyszał ich okrzyki i buczenie. Kiedy po mszy i modlitwie na zewnątrz zabrał głos, przerywano mu okrzykami: „Hańba!", „Hańba".

Z jego odpowiedzi wynikało, że w ogóle nie miał pojęcia o starachowickim szpitalu i o co chodzi mieszkańcom. Uznał, że to wyłącznie okrzyki przeciw jego władzy i powiedział:

„Polska stała się wolna, ale niestety, trzeba ze smutkiem powiedzieć, że w tym momencie słyszymy, że następcy IV Departamentu MSW, czyli tego, który walczył z Kościołem, który walczył z polskością, ciągle żyją. Przeszli, można powiedzieć, do następnych pokoleń".

"I ten wielki błąd, jaki został popełniony zaraz po 89. roku, ten błąd braku kary, braku twardej rozprawy z tym wszystkim, ciągle na nas ciąży”.

Pokazaliśmy na stronie OKO.press film rejestrujący to wydarzenie:

I tak zakończyła się bez zrozumienia ta część dialogu rządzących ze społeczeństwem Starachowic.

Udostępnij:

Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Komentarze