„Większość działań dezinformacyjnych ma na celu zatarcie granic, spolaryzowanie, uczynienie nas obojętnymi. Nie będziemy obojętni, kiedy atakują nas manipulacjami i dezinformacją” – mówiła Věra Jourová, wiceszefowa KE, otwierając konferencję poświęconą zagrożeniom demokracji przez dezinformację. Zapowiedziała miliony na walkę z fake newsami
Věra Jourová swoim wystąpieniem, pierwszym na ten temat w nowej kadencji Komisji Europejskiej, nadała zjawisku dezinformacji nową rangę. Uznała je za bardzo poważne zagrożenie dla demokracji i nawiązała do słów Mariana Turskiego, wypowiedzianych podczas uroczystości 75. rocznicy wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Auschwitz.
„Może pomyślicie, że przesadzam, ale nic na to nie poradzę. Muszę podzielić się z Wami tym, co usłyszałam w poniedziałek w Auschwitz podczas obchodów wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego. Jeden z ocalałych, Marian Turski, wygłosił poruszające przemówienie, nie tyle o przeszłości, co o teraźniejszości, może też o przyszłości.
Wyjaśniał, że Auschwitz nie spadło z nieba, tylko zbliżało się małymi krokami. Że było wynikiem braku reakcji społeczeństwa i władz na te właśnie małe kroki; skutkiem obojętności: wobec kłamstw historycznych, wobec zniekształcania przeszłości dla bieżących potrzeb politycznych, wobec dyskryminacji mniejszości.
Mówił też o tym, że inny więzień Auschwitz ocalały z Holokaustu, Roman Kent, ukuł jedenaste przykazanie: „Nie będziesz obojętny”.
Nie mogę nic poradzić na to, że widzę w tych słowach analogię wobec tego, co się dzieje dzisiaj.
Utracimy demokrację, jeśli będziemy obojętni. Teraz, na początku nowej kadencji, chcę wam obiecać - nie będziemy obojętni, kiedy inni atakują nas manipulacjami i dezinformacją.”
Na koniec swego wystąpienia Jourová przytoczyła słowa filozofki Hanny Arendt, Niemki pochodzącej z żydowskiej rodziny, z jej książki „Korzenie totalitaryzmu”:
„Idealnym obiektem rządów totalitarnych nie jest przekonany nazista lub zdeklarowany komunista, lecz ludzie, dla których nie istnieje już różnica pomiędzy faktem a fikcją, prawdą a fałszem”.
Jourová przedstawiła priorytety Komisji Europejskiej, które mają być zawarte w planie na rzecz demokracji. Jego elementem będzie właśnie walka z dezinformacją. I w tym zakresie priorytety na najbliższe lata to:
Zwłaszcza trzeci priorytet będzie miał ogromne znaczenie, bo już w 2020 roku odbędą się nie tylko wybory prezydenckie w Polsce, ale także – jeśli chodzi o Unię Europejską - wybory parlamentarne na Słowacji i samorządowe we Francji.
A dziś podczas każdej kampanii można spodziewać się prób nielegalnego wpływania na nastroje wyborców.
Wystąpienie wiceprzewodniczącej KE to jednoznaczna deklaracja, że nowe władze Komisji Europejskiej uznają dezinformację za zagrożenie uderzające w podstawy demokracji. Pochodząca z Czech Jourová mówiła o tym, odwołując się do własnych doświadczeń.
„Jako osoba, która dorastała w reżimie komunistycznym, wiem, co to znaczy dorastać w otoczeniu kłamstw i manipulacji. Każdego dnia słyszeliśmy, że zło jest dobre, mniej znaczy więcej, że demokracje są naszymi wrogami, a prześladowanie jest wolnością.
Był to jeden z powodów, dla których mieszkańcy Europy Środkowej i Wschodniej wybrali demokrację. I był ten błogosławiony czas, kiedy myśleliśmy, że walka się skończyła. A demokracja nie tylko zwycięży, ale także się rozprzestrzeni. Dziś wiemy, że to było myślenie życzeniowe. Demokracja nie jest nam dana raz na zawsze i musimy o nią walczyć, jeśli chcemy ją zachować”.
Wiceprzewodnicząca KE powiedziała wprost, że dezinformacją posługują się dziś zwłaszcza Rosja i Chiny, a ich celem jest osłabienie europejskiej demokracji. Jako przykłady wymieniła narracje dotyczące: zestrzelenia nad Donbasem przez rosyjskich separatystów malezyjskiego samolotu MH-17 (298 ofiar), otrucia byłego rosyjskiego szpiega Siergieja Skripala w Salisbury oraz próbę wskazania na Polskę jako na jedno z państw odpowiedzialnych za wybuch II wojny światowej.
"Będą to robić, dopóki nie udowodnimy, że nie będziemy tolerować tej agresji i ingerencji" – mówiła Jourová. - "Będziemy więc walczyć i bronić się. Zapewnimy wsparcie polityczne, więcej funduszy i kreatywne podejście, zajmiemy się tymi wyzwaniami".
Komisja Europejska nie zaczyna od zera. W grudniu 2018 KE przyjęła plan walki z dezinformacją. Jednym z jego głównych celów jest współpraca między państwami członkowskimi w zwalczaniu zagrożeń dezinformacyjnych.
W pierwszym półroczu 2019 roku, w czasie kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, KE podjęła działania ograniczające rozpowszechnianie fake newsów i manipulacji w sieci, m.in. wprowadzając kodeks postępowania w zakresie zwalczania dezinformacji.
To dobrowolna procedura, mająca na celu zapewnienie przejrzystości wyborów, adresowana przede wszystkim do platform społecznościowych, która obejmuje pięć kluczowych obszarów:
W tych dziedzinach z KE współdziałały: Google, Twitter, Facebook, Mozilla oraz stowarzyszenia branżowe z sektora reklamy. Efektem było zarówno masowe zamykanie fałszywych kont przez platformy społecznościowe, jak i ujawnienie przez Facebook i Google informacji na temat płatności za reklamy polityczne.
Niestety, jednocześnie platformy zaczęły ograniczać dostęp do swoich danych niezależnym analitykom sieci. KE zwróciła na to uwagę już w październiku 2019 roku podkreślając, że istnieje „pilna potrzeba” zbudowania lepszych relacji między platformami a badaczami. Także Jourova zauważyła ten problem.
W 2019 roku uruchomiono też specjalny unijny system szybkiego ostrzegania – sieć, która działa w celu szybkiego powiadamiania państw członkowskich o pojawiających się zagrożeniach dezinformacyjnych. System niestety na razie nie spełnia oczekiwań, ponieważ działa zbyt wolno. Jednym z powodów są trudności we współpracy między państwami UE.
Natomiast już od 2015 roku działa unijna grupa East StratCom, która zajmuje się śledzeniem dezinformacji rosyjskiej w sieci oraz jej dekonstruowaniem. Grupa regularnie publikuje swoje raporty . W ubiegłym roku zwiększono jej finansowanie, jednak wciąż ma zbyt mało środków i pracowników, by stać się platformą realnego systemu obrony przed zewnętrznymi ingerencjami.
Jak wynika z wystąpienia Věry Jourovej, w Komisji Europejskiej narasta przekonanie, że to wszystko jeszcze za mało. Zwłaszcza że dezinformacja wciąż się zmienia i wykorzystuje nowe narzędzia. Nie mamy więc do czynienia z rozpoznanym zagrożeniem, łatwym do identyfikacji – wręcz przeciwnie, raczej z przybierającym różne formy zjawiskiem, które analitycy są w stanie zauważyć dopiero po fakcie, czyli wtedy, gdy dezinformacja już oddziałuje na odbiorców.
Jednym z najnowszych wyzwań jest walka z dezinformacją wewnątrz Unii – do tej pory działania KE były nastawione na ochronę przed manipulacjami spoza terenu UE.
Ostatnio głośnym przypadkiem był portal France Libre 24, manipulujący newsami publikowanymi wcześniej w wiarygodnych francuskich mediach. Śledztwo prowadzone przez organizację EU DisInfo Lab i dziennikarki portalu Politico ujawniło, że za France Libre 24 stoi polska spółka, którą tworzą osoby prowadzące polskie, skrajnie prawicowe portale: nczas.com (internetowe wydanie tygodnika „Najwyższy Czas”) oraz Wolnosc24.
"Jesteśmy coraz bardziej zaniepokojeni dezinformacją ze strony podmiotów w państwach członkowskich. Niektóre kampanie są nastawione na zysk. Inne to wykorzystywanie aktywności tzw. użytecznych idiotów" – powiedziała Jourová.
"Moim celem jest spowodowanie, by prowadzenie kampanii dezinformacyjnych nastało się bardzo drogie. Dziś są one po prostu zbyt tanie. Metoda „follow-the-money” („podążanie za pieniędzmi”) zawsze jest skuteczna i myślę, że powinniśmy ją zastosować także wobec oprogramowania używanego do kampanii dezinformacyjnych".
KE chce przeznaczyć 2,5 mln euro na uruchomienie Europejskiego Obserwatorium Mediów Cyfrowych, które będzie zajmować się zarówno wspieraniem mediów weryfikujących informacje (fact-checking), jak i naukowców zajmujących się zwalczaniem dezinformacji.
Natomiast w ramach programu Creative Europe (na lata 2021-2027) 60 mln euro ma zostać przeznaczone na wspieranie dobrego jakościowo dziennikarstwa. Eksperci jednak już komentują, że to środki o wiele za małe, by skutecznie walczyć z kampaniami dezinformacyjnymi. Ich zdaniem potrzebne byłyby miliardy, a nie miliony euro.
Jourová podkreśliła, że jej zdaniem obecne przepisy dotyczące reklam politycznych na platformach społecznościowych powinny być zmienione. Wiceprzewodnicząca KE chce wprowadzić regulacje prawne dotyczące targetowania reklam w oparciu o dane zbierane z profili użytkowników social media, oraz doprowadzić do jak największej przejrzystości w tej sferze.
"Musimy pomóc w tworzeniu ekosystemu cyfrowego, który będzie w stanie bronić demokracji oraz ją promować. Aby to osiągnąć, potrzebujemy regulacji, zwłaszcza adresowanych do platform społecznościowych" – mówiła Jourová. – "Musimy pomóc platformom stać się bardziej odpowiedzialnymi. Jednocześnie nasz plan musi dotyczyć nie tylko ich – ale również wspierać wolność i pluralizm mediów, dawać analitykom dostęp do danych i chronić nas przed ingerencjami zagranicznymi. (…) Ostateczną odpowiedź na zagrożenia muszą bowiem dać nie platformy, ale społeczeństwo: media, społeczeństwo obywatelskie, ludzie wzmocnieni przez edukację i umiejętność korzystania z informacji".
Jak to wygląda w Polsce? Zupełnie inaczej niż w Komisji Europejskiej. Najpoważniejszym ostatnio głosem w dyskusji o zagrożeniu dezinformacją, płynącym ze strony rządowej, jest publikacja Michała Wojnowskiego w periodyku "Przegląd Bezpieczeństwa Wewnętrzengo", wydawanym przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Wojnowski (który nie jest pracownikiem ABW) nie tylko przypomina ustalenia dotyczące rosyjskiej ingerencji w wybory prezydenckie w innych państwach (zwłaszcza w USA i we Francji), ale także podkreśla konieczność podjęcia działań zapobiegających takiej ingerencji w Polsce.
Proponowane przez niego działania są dość proste: szkolenia dla członków sztabów i komisji wyborczych, prowadzenie ciągłego monitoringu przestrzeni informacyjnej czy stworzenie systemu szybkiego weryfikowania informacji i współpracy w tym zakresie między rządem, służbami i mediami.
To oczywiście działania zupełnie podstawowe, praktykowane np. we Francji czy w dużym stopniu przez Komisję Europejską. Jednak sam fakt publikowania tego rodzaju materiału w periodyku ABW zaledwie na kilka miesięcy przed wyborami w Polsce świadczy o tym, że nawet tych podstawowych zabezpieczeń dotychczas nie wprowadzono. A przynajmniej – że nic o tym nie wiadomo.
Na stronie Ministerstwa Cyfryzacji, w aktualnościach, można znaleźć informację o najpopularniejszych imionach dzieci w 2019 roku, ale ani słowa o prewencji przed dezinformacją podczas wyborach prezydenckich w maju 2020.
W przyjętej w ostatnich miesiącach 2019 roku „Strategii Cyberbezpieczeństwa RP na lata 2019-2024” o dezinformacji w sieci wspomniano tylko raz: w jednym z wielu celów szczegółowych w dwóch zdaniach napisano o konieczności obrony przed działaniami dezinformacyjnymi i manipulacyjnymi.
Znacznie wyraźniej zaznaczono w niej, że polski rząd stoi na stanowisku, iż „wolny i otwarty Internet jest istotnym elementem funkcjonowania współczesnego społeczeństwa”.
Zapewne właśnie z powodu szczególnego dbania o wolność słowa jedynym znanym dotychczas efektem współpracy między polskim rządem a Facebookiem jest uruchomienie punktu kontaktowego, do którego mogą odwoływać się osoby zablokowane przez Facebook – niestety, nie wiadomo, ile osób się do owego punktu zwróciło i w jakich przypadkach interwencja przyniosła skutek.
Wiadomo za to, że obecnym celem ministra cyfryzacji jest „nawiązanie analogicznej współpracy z Twitterem oraz Google” – minister Marek Zagórski poinformował o tym odpowiadając na interpelację posła Janusza Korwina-Mikkego, który protestował przeciwko „cenzurze ideologicznej portalu You Tube”.
Działa także rządowy portal bezpiecznewybory.pl, ale jedyne dwie informacje, zamieszczone na nim w styczniu (poprzednie są z września 2019) to link do wspomnianej wcześniej publikacji Wojnowskiego oraz news, że mieszkańcy Seattle będą mogli głosować za pomocą smartfonów.
Wydaje się, że polskie władze, inaczej niż władze unijne, nie widzą w dezinformacji wyborczej poważnego zagrożenia. I nie zamierzają podejmować działań, które dałyby podstawy do realnej walki z nią. Może wynika to tylko z lekceważenia problemu.
A może z faktu, że techniki dezinformacyjne służą dziś obecnej władzy w Polsce. Jeśli tak, to na walkę z dezinformacją w kraju nie mamy co liczyć. Pozostaje nam wyłącznie Unia Europejska.
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Komentarze