0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja: Mateusz Mirys/OKO.pressIlustracja: Mateusz ...

Sąd pierwszej instancji uznał, że protest kobiet protestem kobiet, ale w przestrzeni publicznej nie można używać wyrazów obraźliwych. “To, co zrobimy z kibicami i rapem?” – pytał obrońca, mec. Michał Romanowski. I przypominał, że już Sąd Najwyższy w podobnej sprawie stwierdził, że “waga protestów po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego była tak istotna, że uzasadniała użycie dosadnych słów".

Z tym argumentem zgodził się dopiero Sąd Okręgowy w Gdańsku 25 stycznia 2024 roku. "Obywatele mają prawo do emocji, do oceny władz i do wyrażania sprzeciwu nawet w formach, które niektórych mogą razić. Zwłaszcza w sytuacji, gdy zostali pozbawieni prawa do dyskusji na ważny dla nich temat.

I w zasadzie jak wyrazić takie emocje? Bezsilność, wściekłość, pominięcie? Poczucie, że ważne decyzje są podejmowane ponad naszymi głowami?"

– pytał sąd. I stwierdził, że czyn Julii Landowskiej nie jest szkodliwy społecznie, a więc po prostu nie jest wykroczeniem. Stąd uniewinnienie. Wyrok jest prawomocny.

Przeczytaj także:

Trzy lata z “Jebać PiS”

Sprawa Julii Landowskiej toczyła się przed sądem trzy lata – policja namierzyła 20-letnią studentkę na proteście w Gdańsku zwołanym po tym, jak rząd opublikował wyrok TK Przyłębskiej zakazujący de facto aborcji.

Landowska znalazła się na celowniku władzy już wcześniej. W październiku 2020 roku stanęła z koleżankami przed biurem posłów PiS z transparentem “Zajmijcie się pandemią, prawo wyboru zostawcie kobietom”. Wokół tego transparentu gromadzili się gdańszczanie, dopisywali do niego swoje hasła. W ten sposób transparent stał się symbolem protestu – dziś jest w Muzeum Miasta Gdańska.

Kobiety pod transparentem "Zajmijcie się pandemią, wybór zostawcie kobietom" zapisanym dodatkowymi hasłami
Protest studentek (Landowska z lewej) po wyroku TK Przyłębskiej. Fot. z archiwum Julii Landowskiej

Protest był legalny i to Julia Landowska go zgłaszała, więc policja miała jej dane.

Na celowniku

Za protest po opublikowaniu wyroku TK Przyłębskiej Julia Landowska została ukarana wyrokiem nakazowym karą 50 złotych – w ramach wielkiej fali takich spraw z artykułu 141 kodeksu wykroczeń (używanie słów obelżywych w miejscu publicznym), jakie pojawiły się w sądach jesienią 2021 roku. Wyglądało to na zorganizowaną represję wobec uczestniczek i uczestników protestów Strajku Kobiet, bo normalnie art. 141 używa się w przypadku pijackich awantur i chuligańskich burd.

Taki atak państwa na protestujących obywateli był znamienny dla procederu nazwanego przez nas „polskim SLAPPem”, czyli użyciem narzędzi prawnych, by zniechęcać obywateli do zabierania głosu w sprawach publicznych (SLAPP z ang. strategic lawsuit against public participation, strategiczny pozew przeciwko partycypacji publicznej). Cechą polskiego SLAPPa było to, że atak nie następował od razu, ale wtedy, kiedy na odpowiednio wysokim szczeblu zapadła decyzja, by ludzi ścigać. A także – przy pomocy jakiego narzędzia prawnego.

Sporo ukaranych w ten sposób było już jednak na tyle zaprawionych w obywatelskim sprzeciwie, że składało sprzeciw, a wtedy sprawa trafiała na wokandę. Po wysłuchaniu argumentów sądy często w ogóle uwalniały obwinione od winy i kary. Korzystały z ekspertyzy obrońcy Julii Landowskiej, że okrzyk “Jebać PiS” nie jest wulgaryzmem w sytuacji, w jakiej znalazły się kobiety w Polsce.

Julia Landowska też złożyła sprzeciw. Podkreślała, że jako studentka medycyny od początku rozumiała, jak dramatyczne konsekwencje będzie miał wyrok TK Przyłębskiej – radykalna zmiana prawa wprowadzona bez debaty, bez zasięgnięcia opinii ekspertów, w tym lekarzy.

“Użyłam wulgaryzmów w rozpaczy, to nie jest język, którym posługuję się na co dzień”

– mówiła przed sądem.

Czy to jest prawo do sądu?

Sprawa trafiła do asesora sądowego, co, jak zauważył pełnomocnik Landowskiej prof. Michał Romanowski, nie gwarantowało jej prawa do sądu. Los asesora zależy przecież od upolitycznionej KRS. Jakie więc ma szanse obywatelka, że jej protest przeciwko władzy zostanie sprawiedliwie osądzony?

Asesor rozpatrywał sprawę wnikliwie. Przesłuchał na dwóch rozprawach policjantów, którzy byli na proteście ze stycznia 2021 r. Co charakterystyczne, pierwszy policjant nie pamiętał już szczegółów, ale podtrzymał to, co napisał w notatce (Landowska wznosiła okrzyki), drugi jednak powiedział, że nie może potwierdzić oskarżenia, bo jego rolą jako policjanta było zapewnienie obywatelom prawa do wolności zgromadzeń. Zaś obywatele mają prawo wznosić okrzyki na demonstracjach, bo od tego te demonstracje są.

Ostatecznie jesienią 2023, tuż przed wyborami 15 października, sąd wydał wyrok: winna, ale nie podlega karze.

Sąd odwoławczy wyjaśnia, dlaczego Julia Landowska nie naruszyła prawa

25 stycznia w wyniku odwołania sprawa trafiła do Sądu Okręgowego, który wyrok zmienił. “Niewinna” – powiedział. Kosztami ścigania Landowskiej sąd obciążył Skarb Państwa.

„Wykroczeniem jest czyn szkodliwy społecznie” – mówił sąd uzasadniając wyrok. Czyn Landowskiej taki nie był. Dlaczego? Bywa, że wartości, które chcemy chronić, stoją w sprzeczności. Np. ochrona moralności publicznej i swoboda wypowiedzi publicznej.

„Tej swobodzie sąd przyznaje w tym przypadku wartość większą”.

„Zresztą mówienie, że obwiniona użyła słów nieparlamentarnych, nie ma uzasadnienia, bo dziś w parlamencie zdarzają się rzeczy gorsze” – zauważył sąd.

„Problem terminacji ciąży jest społecznie ważny i wymaga dyskusji” – mówił dalej sąd. Obwiniona zareagowała na wyrok TK, który dyskusję kończył, zanim się ona zaczęła. Zaś skutki tego rozstrzygnięcia ponosiły kobiety. Obywatele mają prawo do emocji, do oceny władz i do wyrażania sprzeciwu nawet w formach, które niektórych mogą razić. I w zasadzie jak wyrazić takie emocje? Bezsilność, wściekłość, pominięcie? Poczucie, że ważne decyzje są podejmowane ponad naszymi głowami?

Julia Landowska nie było w tych reakcjach odosobniona, a ustawodawcy nie o takie sytuacje chodziło, kiedy tworzył art. 141 kodeksu wykroczeń.

Nie ma znaczenia, że obwiniona jest studentką i aktywistką. Każdy obywatel – jeśli uzna, że chodzi o sprawy dla niego ważne, ma prawo wyrażać swój sprzeciw” – powiedział sąd.

Dwie kobiety na ławie oskarzonych. jedna ma adwokacką togę
Dwie kobiety na ławie oskarzonych. jedna ma adwokacką togę

Julia Landowska i jej pełnomocniczka mec. Anna Niestępska w sądzie 25 stycznia 2024. Fot. z archiwum Julii Landowskiej

Julia Landowska – dziewczyna, na którą napadło państwo

Julia Landowska mówi, że przed wyrokiem TK Przyłębskiej angażowała się w aktywność obywatelską w bardzo umiarkowany sposób. Wokół transparentu “Prawo wyboru zostawcie kobietom” i wokół sprawy wytoczonej Landowskiej przez polskie państwo zebrały się jednak chętne do działania osoby. Teraz wszystkie działają w Fundacji Widzialne. Jesienią, kiedy sąd dalej zajmował się sprawą o “Jebać PiS”, Fundacja prowadziła w trójmieście dużą wyborczą kampanię profrekwencyjną. Organizowała też debaty przedwyborcze z kandydatami. Zignorował je tylko PiS.

“To dla mnie ważny dzień. Nigdy nie miałam do czynienia z wymiarem sprawiedliwości, nigdy nie dostałam nawet mandatu, więc sprawa kosztowała mnie wiele emocji i nerwów. Ale skoro miałam tak dobrego pełnomocnika, to musiałam walczyć, bo nie każdy ma takie możliwości. Jak widać, każda władza się kiedyś kończy, a o prawa obywatelskie zawsze warto się upominać” – powiedziała Landowska po ogłoszeniu wyroku.

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze