0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.plFot. Maciek Jaźwieck...

W ostatnich latach rośnie niezadowolenie dotyczące walki z kryzysem klimatycznym. Coraz więcej osób alarmuje, że zmiany są za wolne i niewystarczające. Ostatnie raport IPPC (2023) pokazuje, że przy obecnym tempie nie uda się ograniczyć globalnego wzrostu temperatury do 1,5 stopnia, co zostało zaproponowane na konferencji klimatycznej w Paryżu w 2015 r.

Niebezpieczeństwa z tym związane budzą ogromne obawy, czego wyrazem jest działalność Grety Thunberg i strajku klimatycznego, czy ostatnie protesty Ostatniego Pokolenia w Polsce. Aktywiści nawołują do całkowitej zmiany systemu kapitalistycznego uzależnionego od paliw kopalnianych. Radykalnych zmian nie chce tylko młodzież i aktywiści, ale również publiczni intelektualiści i ekonomistki (Hickel 2021, Raworth 2021).

Na zdjęciu: akcja aktywistów Ostatniego Pokolenia na Moście Świętokrzyskim, 26.04.2024 r., Warszawa.

Społeczeństwa nie chcą się poświęcać dla klimatu

Z powodu presji społecznej Unia Europejska wprowadziła program Fit 55, który zakłada redukcję emisji CO2 o 55 proc. do 2030 roku i neutralność klimatyczną do 2050 roku. Te znaczące zmiany początkowo zostały zaakceptowane przez społeczeństwa krajów EU. W ostatnim czasie kwestie klimatyczne przestały jednak być najważniejsze. Doświadczenie pandemii Covid-19, potem wojny i inflacji doprowadziły do zmiany priorytetów ludzi, którzy nie chcą poświęcać swojego dobrobytu i stylu życia w zamian za dobro planety.

Nie oznacza to, że Polacy i Polki nie wiedzą o zagrożeniach związanych ze zmianami klimatu. Nie chcą jednak rezygnować z obecnego stylu życia. Według danych (IPSOS 2024) 63 proc. Polaków i Polek uważa, że Polska powinna robić więcej w celu przeciwdziałania zmianom klimatu. Ale z drugiej strony, 43 proc. uważa, że wymaga się od nas zbyt wiele poświęceń w walce ze zmianą klimatu.

Niechęć do wyrzeczeń na rzecz klimatu można było zobaczyć 6 lat temu podczas protestów żółtych kamizelek we Francji, a także podczas niedawnych protestów rolników. Widoczna była także w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego, gdzie zielone partie straciły poparcie na rzecz partii prawicowych, które przedstawiają się jako obrońcy zwykłych obywateli i obywatelek przez wyrzeczeniami związanymi z walką ze zmianami klimatu.

Prawica przedstawia programy, takie jak Europejski Zielony Ład, jako „eko-ideologię”, która zabiera nam wolność, ponieważ mamy rezygnować z samochodów, latania samolotami i jedzenia mięsa. Wykorzystuje zmiany klimatyczne jako kolejny obszar walki ideologicznej, w której zderza się jeżdżąca na rowerach wegańska lewica z przywiązaną do samochodów grillową prawicą.

Ta polaryzacja przypomina sytuację w USA sprzed 20 lat, gdzie podczas rywalizacji wyborczej pomiędzy Alem Gorem a Georgem Bushem ukształtowała się linia sporu pomiędzy republikanami a demokratami na temat zmian klimatycznych.

Dlaczego pomimo tego, że większość Polaków i Polek deklaruje, że zmiany klimatyczne są problemem, wiele osób nie popiera Zielonego Ładu, który wymaga pewnych wyrzeczeń (53,9 proc. za odrzuceniem, Polsat 2024)? Czemu przekaz aktywistów klimatycznych nie trafia na podatny grunt, a nawet zniechęca część społeczeństwa? I dlaczego prawica jest w stanie przekonywać coraz większą część społeczeństwa, że walka ze zmianami klimatycznymi jest ideologią, a nie odpowiedzią na prawdziwe zagrożenie.

Przeczytaj także:

Eco-shaming nie działa

Pierwszym aspektem, który zniechęcą wiele osób do walki z kryzysem klimatycznym, jest etyczny język, w którym każdy jest indywidualnie odpowiedzialny za zmiany klimatu. Przez ostatnie lata ludzie byli bombardowani informacjami, że to ich wina, że zmiany klimatyczne przyśpieszają. Jako jednostki byliśmy krytykowani za jedzenie mięsa, latanie samolotami, jeżdżenie samochodami i za liczbę ubrań w szafie. Zjawisko to nazwano eco-shamingiem – polega na zawstydzaniu ludzi za bycie że niewystarczająco ekologicznymi.

Według tego myślenia, każda osoba powinna zmniejszyć swój ślad węglowy, to jest przerzucić się na rower, komunikację miejską czy samochód elektryczny. Powinniśmy jeść ekologicznie, kupować ubrania z organicznej bawełny i korzystać z fotowoltaiki.

Dlaczego ta strategia nie tylko nie przyniosła sukcesu w zmniejszeniu tworzenia CO2, a zniechęciła wiele osób do walki ze zmianami klimatu?

Po pierwsze, eco-shaming zantagonizował ludzi. Jest wiele osób, które mieszkają w małych miejscowościach i są wykluczone komunikacyjnie. Samochód to dla nich często jedyna opcja. Również mieszkańcy obrzeży miast, nie mając dobrego połączenia, będą zmuszone korzystać z aut. Nie wspominając o rodzicach, którzy dzieci na różne zajęcia.

Osoby korzystające z samochodu nie robią tego na złość planecie, ale dlatego, że inne opcje są nieefektywne. To nie jest tak, że mieszkańcy Nowego Yorku czy Paryża są ekologiczni i dlatego korzystają z metra. Korzystają z metra, ponieważ ten rodzaj transportu jest najbardziej efektywny, żeby przemieszczać się po mieście. Oprócz kwestii czasowych mamy kwestie finansowe. Ludzie nie jeżdżą starymi dieslami, palą w piecu węglem, czy kupują ubrania z syntetycznych materiałów, żeby zwiększyć produkcję CO2, ale dlatego, że nie stać ich na bardziej przyjazne środowisku zamienniki.

W narracji etycznej dotyczącej zmian klimatu mamy dobrych (ekologicznych) i złych (nie ekologicznych). W tej narracji dobrymi są ludzie, którzy jeżdżą elektrycznymi samochodami, mają energooszczędne domy i ubrania z 100 proc. organicznych materiałów. Problemem jest to, że bogatsi nie konsumują mniej, stać ich tylko na bardziej ekologiczne zamienniki. Generuje to poczucie niesprawiedliwości, w której osoby niezamożne są przedstawiane jako ci którzy są źli, bo nie dbają o środowisko. Wymagając od nich znaczącej zmiany sposobu życia, która jest nierealistyczna z powodu kosztów (zarówno czasowych jak i finansowych), zniechęcamy ich do kwestii klimatycznych.

Jednostka nie zatrzyma zmian klimatycznych

Obarczanie jednostki etyczną odpowiedzialnością za zmiany klimatyczne rodzi dwa problemy. Po pierwsze, buduje podział na dobrych (ekologicznych) i złych (nie ekologicznych). Każdy z nas generuje zanieczyszczenia, więc nikt nie jest wolny od odpowiedzialności. Jak pisałem wcześniej, ludzie nie jeżdżą dieslami, aby szkodzić środowisku, ale dlatego że jest to dla nich najbardziej optymalny środek komunikacji. Pomysły walki ze zmianami klimatu poprzez np. zakaz sprzedaży samochodów spalinowych do 2035 roku, czy podatku węglowego, który podniesie ceny benzyny, będą wykorzystywane przez prawicę do obrony zwykłych ludzi przed niesprawiedliwością.

Po drugie, problem zmian klimatycznych to nie kwestia indywidualna, a systemowa. Samą koncepcję śladu węglowego rozpowszechniła firma paliwowa BP. Po co? Żeby odpowiedzialność za zmiany klimatyczne spadła na jednostki, a nie na firmy generujące największe zanieczyszczenia.

Systemowość problemu nie oznacza, że nie powinniśmy ograniczać ilość śmieci, które produkujemy, czy wybierać rower zamiast auta. Musimy mieć jednak świadomość, że to nie wystarczy, aby zatrzymać zmiany klimatyczne. To trochę jak z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. Dobrze jest włożyć 50 zł do skarbonki, ale pamiętajmy, że nie rozwiąże to problemu niedofinansowania służby zdrowia. Zrzucanie winy na jednostki nie ma sensu, ponieważ, żeby nie generować śladu węglowego, musielibyśmy żyć tak, jak 300 lat temu. Nawet gdybyśmy chcieli, nie będziemy w stanie tego zrobić. Problem jest systemowy i wymaga systemowych rozwiązań.

Recykling i papierowe słomki w McDonaldzie nie zastopują zmian klimatycznych.

Odstraszający katastrofizm

Drugim aspektem, który może zniechęcać ludzi do walki ze zmianami klimatu, jest radykalizm aktywistów klimatycznych. W ostatnich latach przeszliśmy od mówienia o zmianach klimatycznych do katastrofy klimatycznej. Aktywiści mówią o końcu świata, argumentując że jesteśmy ostatnim pokoleniem, które może coś zmienić. Kwestionują obecne międzynarodowe programy jak COP (Konferencja Klimatyczna ONZ), argumentując że zmiany są zbyt wolne. Przechodzenie na odnawialne źródła energii, czy samochody elektryczne jest niewystarczające.

Dlatego według aktywistów klimatycznych potrzebujemy zmian radykalnych. To podejście przez wiele lat było utożsamiane z Gretą Thunberg. Trzeba jednak podkreślić, że protesty związanych z Thunberg młodzieżowych strajków klimatycznych miały nieinwazyjny charakter.

Bardziej radykalną formę protestów wykorzystuje grupa „Extinction rebellion”, założona w 2018 roku w Wielkiej Brytanii, której działalność polega na nieposłuszeństwu obywatelskim. Początkowo aktywiści oblewali farbą dzieła sztuki, z czasem zaczęli blokować drogi. W Polsce mamy podobną ewolucję: od oblania farbą pomnika warszawskiej Syrenki, po przyklejanie się do nawierzchni dróg.

Powstaje pytanie, czy radykalizm aktywistów klimatycznych nie zniechęci ludzi, którzy nie są denialistami, a przejmują się zmianami klimatu?

Pierwszym problemem z radykalizmem aktywistów klimatycznych jest ich katastroficzna wizja, która przesłania fakty. Aktywiści klimatyczni powołują się naukę, aby udowodnić, że nastąpi koniec świata, jeżeli radykalnie nie ograniczymy emisji CO2. Jest to uproszczenie. Raport IPPC z 2023 roku nie zawiera informacji, że jeżeli temperatura wzrośnie o 2,1 stopnia w stosunku do epoki preindustrialnej, to zakończy się życie na Ziemi. Istnieją natomiast różnego rodzaju scenariusze, które z różnym stopniem prawdopodobieństwa przedstawiają, co się wydarzy, jeżeli temperatura wzrośnie do 1,5 stopnia, do 2 stopni, do 3 stopni i 4 stopni. Im wyższy wzrost temperatury tym gorsza sytuacja.

Faktycznie, jeżeli nic nie zrobimy i temperatura wzrośnie o ponad 4 stopnie, koszty będą ogromne.

Ale wzrost o 2,1 stopnia nie spowoduje końca świata, a taki uproszczony przekaz mamy w debacie.

Nie chciałbym być źle zrozumiany. Jeżeli nie będziemy działać i temperatura wzrośnie o 4 stopnie, będzie to oznaczało tragedię dla nas wszystkich. Problemem jest upraszczanie nauki przez aktywistów społecznych. Nawet jeżeli robią to, aby zwrócić uwagę na skalę problemów. Upraszczanie badań naukowych daje prawicy możliwość dyskredytowania narracji o końcu świata jako nieuzasadnionym katastrofizmie. Prawica może odwoływać się do Raportu Rzymskiego z 1972 roku, który przewidywał koniec świata z powodu braku surowców i argumentować, że nie musimy się obawiać zmian klimatycznych, bo dzięki rozwojowi technologii będziemy się w stanie do nich dostosować.

Katastrofa nie dla wszystkich

Drugim problemem z radykalizmem ekologicznym jest uproszczony przekaz, w którym zmiany klimatyczne zmienią życie wszystkich ludzi na ziemi. Prawdą jest, że zmiany klimatyczne dotkną wszystkich ludzi, ale w różnym stopniu. To jeden z powodów, dlaczego nie wszyscy przejmują się katastrofą klimatyczną.

W kontekście zmian klimatycznych najczęściej słyszymy o wzroście temperatury. Co wakacje jesteśmy bombardowani informacjami o najcieplejszym dniu, tygodniu, miesiącu, czy roku w historii. To wszystko jednak nie powoduje, że ludzie rezygnują np. z samochodów. Dlaczego? Problemem jest nie uwzględnianie różnic geograficznych.

Obecnie temperatura w stosunku od czasów przedindustrialnych wzrosła o 1,1-1,2 stopnia. Powiedzmy, że jeszcze wzrośnie o 2 stopnie. Dla miliardów ludzi, którzy żyją w klimacie tropikalnym, gdzie w lecie jest 40 stopni, wzrost do 42 stopni będzie oznaczać m.in. zwiększenie liczby zgonów z powodu upałów (IPPC 2023). Ale już na mieszkańcach północnej części globu, w tym Polski, taka narracja nie zrobi wrażenia. Kilkanaście dni w roku z temperaturą powyżej 35 stopni może być uciążliwe. Ale dla polskiego społeczeństwa nie oznacza to, że mamy całkowicie zmienić swoje życie, aby uniknąć katastrofy.

Znowu nie chciałbym być źle zrozumiany. Wzrost temperatury to groźba suszy czy zwiększone ryzyko śmierci osób starszych. Ale sam wzrost temperatury nie oznacza dla Polski końca świata i nie mobilizuje społeczeństwa w sprawie klimatu.

Idealistyczny szantaż

Wśród aktywistów klimatycznych jest wielu idealistów, którzy uważają, że mówienie o możliwej śmierci milionów ludzi w Afryce i Azji z powodu wzrostu temperatury przekona bogatsze społeczeństwa do radykalnych zmian. Oczywiście, ludzie do których skierowana jest ta narracja, mogą być altruistyczni jak i egoistyczni, w zależności od warunków. Ale generalnie kierujemy się własnym interesem, a inni są dla nas mniej ważni. Śmierć milionów ludzi nie musi motywować ludzi do działania, szczególnie jeżeli ich nie znamy i mieszkają daleko od nas.

Każdego roku z głodu umiera kilka milionów osób na świecie (Oxfam 2021). Większość z nas mogłaby przeznaczyć 10 proc. swoich rocznych przychodów i uratować ludzkie życie. Zdecydowana większość z nas tego nie robi. Z czego to wynika? Po pierwsze, mamy ograniczoną zdolność empatii (Jaeger 2022). Jeżeli kogoś nie widzimy, to nie odczuwamy empatii z powodu śmierci kogoś np. w Bangladeszu. Po drugie, kiedy nie czujemy sprawczości, nie chcemy się angażować. Co z tego, że uratuję trójkę dzieci w Afryce, jeżeli umrą kolejne tysiące.

Tak samo może być ze zmianami klimatycznymi: ludzie w bogatych krajach Północy mogą zignorować śmierć milionów ludzi z biednego Południa.

Strach paraliżuje

Kolejny problem jest związany z tym, jak odczuwamy strach. Ludzie reagują na strach instynktownie. Jeżeli widzimy zagrożenie, to przed nim uciekamy i strach znika. Problem z katastrofą klimatyczną polega na tym, że strach jest permanentny i nie możemy go rozładować poprzez natychmiastowe działanie. Część ludzi będzie w związku z tym wypierać emocję strachu i nie myśleć o katastrofie klimatycznej. Inni będą sparaliżowani strachem, od którego nie mogą uciec.

To zjawisko ma nawet nazwę – climate anxiety (lęk klimatyczny). Dlatego nieustanne mówienie o katastrofie ekologicznej może demotywować wiele osób do działania (Clayton 2020). Jest to widoczne wśród młodych Polaków i Polek, wśród których tylko 60 proc. wierzy, że mamy kontrolę nad zmianami (IPOS 2024). Są również nieliczni, których informacje o katastrofie klimatycznej motywują do działania. Są to aktywiści klimatyczni.

Ostatnie Pokolenie – niechęć zamiast mobilizacji

Dlaczego protesty, jakie jak akcje Ostatniego Pokolenia, zamiast poparcia dla walki z kryzysem klimatycznym, generują niechęć społeczną?

Aby protesty rezonowały społecznie, po pierwsze, ludzie muszą być niezadowoleni z obecnej sytuacji. Po drugie, to niezadowolenie musi być zaadresowane przeciwko komuś, np. rządowi, czy prawu. Problemem Ostatniego Pokolenia jest to, że Polacy i Polki wcale nie uważają, że nastąpi koniec świata. Nie czują teraz znaczących negatywnych efektów zmian klimatycznych, które motywowałyby ich do poparcia protestów.

Po drugie, na zmiany klimatyczne mają wpływ wszyscy, zarówno firmy, jak i konsumenci, więc przeciwko komu miałby się skupić się gniew? Brak winnego powoduje, że protest skierowany jest przeciwko abstrakcyjnemu systemowi. Ludzie w związku tym nie rozumieją, dlaczego to oni muszą ponosić konsekwencje protestów, np. stać w korkach. Nawet jeżeli Ostatnie Pokolenie ma pozytywny przekaz, jak promowanie komunikacji zbiorowej czy inwestycje w koleje, nie przebija się to do opinii publicznej.

Obawiam się, że Ostatnie Pokolenie swoimi metodami może zniechęcić wiele osób do walki ze zmianami klimatu, ponieważ kojarzy się z radykalizmem (Feinberg 2020). Będzie to wykorzystywała prawica – Konfederacja już zapowiedziała wniosek o uznanie działań Ostatniego Pokolenia za terroryzm.

Zmiana narracji na temat katastrofy klimatycznej

W jaki sposób można zneutralizować język prawicy i prowadzić skuteczniejszy dialog ze społeczeństwem na temat zmian klimatycznych?

Zamiast obwiniać jednostki, aktywiści klimatyczni powinni skupić się na wielkich firmach odpowiedzialnych za zanieczyszczenia (co część organizacji robi, np. Just Stop Oil). Można brać na celownik firmy naftowe, jak Exxon czy BP za to, że pomimo wiedzy na temat wpływu na środowisko paliw kopalnych, niewiele robią w celu ich ograniczenia. Co więcej, stosują greenwashing udając, że są firmami eko, jak BP.

Po drugie, aktywiści mogą zwrócić się do osób bogatych jako tych, które w sposób nieproporcjonalny zanieczyszczają środowisko poprzez swój styl życia (10 proc. najbogatszych odpowiada za 52 proc. emisji CO2, OXFAM 2020). Łatwiej krytykować moralnie osobę, która lata prywatnym odrzutowcem, aby odwiedzić swojego chłopaka (Taylor Swift), niż Kowalskiego, który lata na wakacje Ryanairem raz na rok.

Po trzecie, aby przekonać ludzi do Zielonego Ładu, najsłabsi w społeczeństwie muszą być chronieni. Koszty walki ze zmianami klimatu w postaci wyższych cen energii i paliw nie mogą być zrzucana na najbiedniejszych.

Po czwarte, nie możemy wymagać od ludzi ascezy i całkowitego ograniczenia konsumpcji. Ascetów w społeczeństwie jest mało, większość chce żyć wygodnie. Dlatego, jeżeli chcemy ograniczyć ilość samochodów, ludzie muszą dostać efektywną alternatywę, jak dobrze działająca komunikacja publiczna. Nie powinniśmy opierać narracji o walce ze zmianami klimatycznymi na kosztach, a na korzyściach. W perspektywie transformacji energetycznej przejście z kopalń węglowych na elektrownie atomowe jest szansą, a nie zagrożeniem. Budowa kolei związanej z CPK nie tylko zmniejszy ślad węglowy, ale skróci czas podróży setkom tysiącom osób.

Aktywiści klimatyczni nie powinni wykorzystywać nauki z pozycji autorytetu, jak robią do tej pory. Wszystkie modele klimatyczne są obciążone niepewnością. Ponad 10 lat temu wzrost temperatury o 2 stopnie wydawał się optymalny, natomiast teraz naukowcy mówią o zagrożeniu związanym z 1,5 stopnia. Lepiej przyznać, że nauka klimatyczna nie daje 100 procentowych odpowiedzi i jest zbudowana na prawdopodobieństwie.

Nie oznacza to wpadnięcia w sidła denialistów klimatycznych, którzy argumentują, że skoro nie wiemy na pewno co, się wydarzy, to nic nie róbmy. Brak absolutnej pewności nie musi być przeszkodą. Można przedstawić ryzyko zwiazane ze zmianami klimatycznymi jako analogię i zapytać ludzi, czy wsiedliby do samolotu, gdyby było 10 proc. szans, że maszyna się rozleci. Na tej zasadzie łatwiej będzie przekonać ludzi do niebezpieczeństwa związanego ze zmianami klimatycznymi.

Aktywiści klimatyczni powinni wyciągnąć lekcje z panedemii Covid-19, gdzie autorytet nauki nie był wystarczający. Nauka nie rozwiązuje normatywnych kwestii. Dzięki nauce wiemy, że zmiany klimatyczne są spowodowane przez człowieka. Ale ile powinniśmy poświęcić, żeby ograniczyć wzrost temperatury o 0,1 stopnia, to pytanie normatywne, które jest wynikiem konsensusu społecznego, a nie decyzji naukowców.

Kolejnym problemem jest uproszczenie przekazu. Nie wydaje się, żeby polskie społeczeństwo chciało zmieniać swój styl życia dla ratowania osób w Afryce. Dlatego lepiej odwoływać się do interesu jednostek i wskazywać, że wzrost temperatury będzie oznaczał ogromne migracje ludzi z Afryki do Europy. Warto też zwrócić uwagę na możliwe problemy z dostępem do wody, które dotkną Polskę bezpośrednio.

Ostatni kwestia dotyczy poczucia sprawczości. W przekazie medialnym praktycznie każdy szczyt klimatyczny jest przedstawiany jako porażka. Z drugiej strony Unia Europejska wprowadza coraz więcej polityk mających zapobiec katastrofie klimatycznej. Ludzie dostają sprzeczny przekaz.

Robi się coraz więcej, żeby przeciwdziałać zmianom, a jest coraz gorzej i czeka nas katastrofa.

Dlatego coraz więcej osób nie wierzy, że cokolwiek można zrobić (IPOS 2024). Wydaje się, że dużo lepiej motywować ludzi poprzez pozytywny przekaz. Łatwiej znieść poświęcenia, jeżeli wiemy, że przyniesie to rezultat. Z tej perspektywy aktywiści klimatyczni skupiający się na katastrofie mogą szkodzić sprawie, którą popierają. Być może lepszym podejściem jest konstrukcja raportu IPCC (2023), gdzie wyszczególnione są polityki, które powinniśmy wprowadzić, żeby powstrzymać zmiany klimatyczne.

Zdaję sobie sprawę, że moje propozycje mogą być niewystarczające. Brak radykalizmu może uprawomocnić business as usual. Firmy będą trochę bardziej zielone, a zmiany będą niewielkie i w końcu ugotujemy się jak żaba w ciepłej wodzie. Jest takie ryzyko, ale co mamy w zamian?

W wywiadzie dla Krytyki Politycznej (2024) Andrzej Jurowski z Ostatniego Pokolenia mówi o tym, że celem protestów nie jest zdobycie poparcia większości, a polaryzacja społeczeństwa. Te słowa są niepokojące, bo świadome rozkręcanie polaryzacji prowadzi do agresji. Oprócz kwestii etycznych dotyczących takiej strategii mamy aspekt efektywności. Martin Luter King, do którego aktywiści ostatniego pokolenia się odwołują, nie bazował na polaryzacji, ale na przekonaniu całego społeczeństwa amerykańskiego do swoich racji. Była to strategia oparta na inkluzywności a nie ekskluzywności. Mam nadzieję, że wciąż mamy szansę na pozytywną zmianę.

Bibliografia

Feinberg, M., Willer, R., & Kovacheff, C. 2020. The activist’s dilemma: Extreme protest actions reduce popular support for social movements. Journal of personality and social psychology, 2020 r..

Clayton, S., Climate anxiety: Psychological responses to climate change. Journal of anxiety disorders, 2020 r,

Hickel J., Mniej znaczy lepiej. O tym, jak odejście od wzrostu gospodarczego ocali świat, 2021 r.

IPPC CLIMATE CHANGE 2023 r. https://www.ipcc.ch/2021/08/09/ar6-wg1-20210809-pr/

Ipsos Earth Day Report 2024 r. https://www.ipsos.com/en/earth-day-2024-changing-attitudes-and-actions-towards-climate-change

Jaeger, B., van Vugt, M. 2022 r . Psychological barriers to effective altruism: An evolutionary perspective. Current Opinion in Psychology

OXFAM 2020. https://www.oxfam.org/en/research/confronting-carbon-inequality

Oxfam 2021. https://www.oxfam.org/en/research/hunger-virus-multiplies-deadly-recipe-conflict-covid-19-and-climate-accelerate-world

Polsat 2024. https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2024-05-10/co-dalej-z-zielonym-ladem-sondaz-dla-wydarzen/

Raworth 2021. Ekonomia obwarzanka. Siedem sposobów myślenia o ekonomii XXI wieku. Wydawnictwo: Krytyka Polityczna

Krytyka Polityczna 2024. https://krytykapolityczna.pl/kraj/ostatnie-pokolenie-to-co-robimy-jest-demokratyczna-polityka-rozmowa/

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

;
Na zdjęciu Aleksander Ostapiuk
Aleksander Ostapiuk

Filozof ekonomii. Zatrudniony na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Autor książki "The Eclipse of Value-Free Economics. The concept of multiple self versus homo economicus”.

Komentarze