0:000:00

0:00

"Budka suflerem" - naśmiewały się prawicowe media z kwietniowych konferencji prasowych przewodniczącego PO Borysa Budki i wicemarszałkini Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Niestety, miały rację. To była najdziwniejsza kampania wyborcza w historii: tak naprawdę partia nie poparła własnej kandydatki.

Ale zacznijmy od sondażu.

Sondaż OKO.press: kobieta ma większe szanse

W sondażu IPSOS dla OKO.press w lutym 2020 zapytaliśmy: "Czy Platforma (Koalicja) Obywatelska zmniejszyła czy zwiększyła swoje szanse na wygraną wyborów prezydenckich, wystawiając kobietę, a nie mężczyznę?".

Spodziewaliśmy się, że w tradycyjnym raczej społeczeństwem, przeważą oceny negatywne, ale było odwrotnie:

Ślad patriarchatu widać w odpowiedziach mężczyzn, którzy byli równo podzieleni:

Kobiety są bardziej progresywne - 46 proc. uważa, że kobieta podnosi szanse wygranej, tylko 34 proc. jest przeciwnego zdania.

Najciekawsze wyniki daje podział na płeć i wiek. O tym, że kobieta ma większą szansę wygranej jest przekonanych aż 58 proc. kobiet w wieku 18-39. Jak wynika z wielu sondaży OKO.press, młode kobiety to najbardziej progresywna - także w poglądach politycznych - grupa w polskim społeczeństwie.

Wśród młodych mężczyzn, często zwolenników skrajnej prawicy, docenia kobiecą kandydaturę tylko 36 proc. Różnice między kobietami i mężczyznami spadają wraz z wiekiem, ale nawet w grupie powyżej 60 lat 40 proc. kobiet uważa, że wybór kobiety zwiększy szanse wygranej:

Wykres pokazuje też, jak zmienia się podejście kobiet do roli kobiet w polityce i zapewne w ogóle w życiu publicznym - młodsze respondentki zdecydowanie wspierają kandydaturę kobiety na prezydenta. Kidawa-Błońska (rocznik 1957) miała wszelkie szanse, by stać się głosem tej grupy. Najstarsze kobiety, wychowane w okresie, gdy kobiet polityczek - także w hierarchii partii komunistycznej w PRL - praktycznie nie było, częściej uważają, że taka kandydatka może zaszkodzić.

Z sondażu wynika także, że wyborcy KO zdecydowanie wspierali kandydaturę kobiety na fotel prezydenta. Uznali, że wybór kobiety zwiększa jej szanse na wygraną:

W tym samym sondażu (IPSOS dla OKO.press, luty 2020) Kidawa-Błońska mogła liczyć na 25 proc. poparcia, była na drugim miejscu za Andrzejem Dudą:

Przeczytaj także:

Ale w końcu kwietnia w sondażu tego samego IPSOS dla OKO.press poparcie kandydatki KO spadło do 7 proc.! Trzy i półkrotnie, czyli minus 18 pkt procentowych w dwa miesiące. To wyborcza katastrofa.

Tekst publikujemy w naszym nowym cyklu „Widzę to tak” – w jego ramach od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.

Co tu się stało?

Jedną rzecz trzeba powiedzieć jasno. Żaden kandydat - choćby miał testosteron na poziomie Schwarzeneggera - nie poradziłby sobie z przyjętą przez Koalicję Obywatelską taktyką: niepopierania wyborów, w których się nadal startuje („żaden uczciwy człowiek, szanujący Polskę i naszą konstytucję i szanujący sam siebie nie powinien w takich wyborach wziąć udziału” - mówiła Kidawa-Błońska). Do kandydatki przylgnęło wezwanie "nie głosujcie", a wyborcy i wyborczynie zostali skutecznie przekonani do bojkotu. W sondażu OKO.press udział w majowych wyborach deklarowało 88 proc. wyborców PiS i 24 proc. zwolenników KO....

Szalenie trudno jest być kandydatką, która nie chce wygrać w wyborach, na jakie się zapowiadało. A i potem zgłasza zastrzeżenie, czy wybory będą demokratyczne. To było jak karykatura wyścigu wyborczego i karykatura postawy PO w wielu kwestiach: niby tak, ale może inaczej.

Do tego doszły własne grzechy, nieudane wypowiedzi, np. stereotypowa ocena 500 plus i niemal w duchu PiS-owskim słowa o uchodźcach. I debata wyborcza, podczas której wicemarszałkini Sejmu nie wygłosiła niestety ani jednego zdania godnego zapamiętania.

Szanse Kidawy-Błońskiej spadły także dlatego, że diametralnie zmieniła się sytuacja tysięcy Polaków. Podczas gdy spokojna, łagodna i dość ugodowa wicemarszałkini z głównej partii opozycyjnej mogła wzbudzać zaufanie w "czasach pokoju", o tyle liderka nawołująca niezbyt szczerze do "zgody, która buduje" zniechęca w czasach niepewności i lęku spowodowanego pandemią, kiedy PiS pokazał, że bezwzględnie prze do wyborów ryzykownych dla zdrowia Polaków.

Ale to nie jedyne powody.

Budka czy Kidawa? Raczej Budka

"Budka suflerem" - naśmiewała się prawica z kwietniowych konferencji prasowych przewodniczącego Budki i wicemarszałkini Kidawy-Błońskiej. Chodziło m.in. o konferencję z 6 kwietnia kiedy Borys Budka podpowiadał Kidawie, co ma powiedzieć, a ona to słowo w słowo powtarzała. Przemawiał głównie Borys Budka, Kidawa powiedziała kilka zdań, w tym część suflowanych.

Tego samego dnia odbyła się jeszcze jedna konferencja w tym samym składzie - dzień był ważny, dymisję złożył wicepremier Gowin - która wyglądała podobnie: kilka gładkich zdań wprowadzenia wicemarszałkini Sejmu i mocna, zdecydowana (i długa) wypowiedź Budki. To także on głównie odpowiadał na pytania dziennikarzy.

Patrząc na te konferencje, trudno byłoby zgadnąć, kto tu jest kandydatem - Budka czy Kidawa. Raczej Budka.

Tak samo źle wygląda Platforma News - oficjalny profil Klubu Parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej na FB. W ostatnich trzech tygodniach przed wyborami, które miały się odbyć 10 maja Małgorzata Kidawa-Błońska pojawiła się na nim pięć razy - jako jedna z uczestniczek konferencji prasowych. Borys Budka jest tu niemal codziennie. KO zaprasza do słuchania programów radiowych i telewizyjnych z udziałem przewodniczącego, tworzy memy z jego cytatami, zamieszcza całe wystąpienia Budki z Sejmu.

Czyżby wicemarszałkini nie chodziła do mediów i nie występowała w Sejmie? Może nie za wiele, ale owszem. Na profilu nie ma po tym śladu - ani razu jej nie zacytowano, nie przytoczono ani jednego jej przemówienia w Sejmie, nie zaproszono na żaden występ w mediach.

Dokładnie tak samo wygląda oficjalny profil Platformy Obywatelskiej na FB. Kidawa pojawia się na nim jeszcze w jednej sytuacji - z okazji urodzin, które ma 5 maja, administratorzy profilu życzą jej wszystkiego najlepszego. Może i najlepszego, ale chyba nie w roli kandydatki na prezydenta.

I co najbardziej kuriozalne na żadnej ze stron nie ma śladu po debacie wyborczej, którą 6 maja zorganizowało TVP Info i w której brali udział wszyscy kandydaci na prezydenta. Jak to w ogóle możliwe?

Wymienimy albo i nie wymienimy

Gdy wybory 10 maja przepadły, a Kidawa w sondażach szorowała po dnie, PO zaczęła się zastanawiać, czy kandydatki nie wymienić. „Jeśli tylko pojawiłaby się szansa wymiany kandydatki na kogoś innego, to Koalicja Obywatelska z tej szansy skorzysta” – mówił nieoficjalnie OKO.press członek sztabu wyborczego Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.

Od początku tygodnia podobne informacje krążą w kuluarach, a politycy PO są wypytywani o to w mediach. Jak reagują?

Tomasz Siemoniak: "Jesteśmy w trudnej sytuacji z tą kandydaturą. Ja tego nie ukrywam".

Borys Budka: "Skoro nowe wybory, nowa rekomendacja, nowe potwierdzenie kandydatury. Więc te decyzje są przed nami".

Inni przedstawiciele PO podkreślali co prawda, że to Kidawa-Błońska jest ich kandydatką, ale często dodawali "na razie", "na ten moment".

W czwartek 13 maja stało się jasne, że szefostwo partii próbuje zmusić Kidawę do rezygnacji. Ona sama zapewniała jednak, że pozostaje kandydatką i nikt jej takich propozycji nie składał.

Niespodziewanie wsparł ją także były szef PO Grzegorz Schetyna, do tej pory raczej krytyczny wobec tej kandydatury.

Andrzej Stankiewicz pisał w Onet.pl: "W otoczeniu szefa PO Borysa Budki panuje przekonanie, że wypowiedzi Schetyny o Kidawie-Błońskiej nie są przypadkiem. "Dla Schetyny to wymarzona kandydatka. Jeśli zdobędzie kilka procent, to będzie to także porażka Budki. A to daje Schetynie nadzieję na odsunięcie Borysa i powrót na fotel szefa Platformy" - mówi Onetowi członek ścisłych władz PO.

To kolejny dowód na to, że kandydowanie Kidawy jak było, tak jest elementem rozgrywek o władzę w PO.

Kto miałby ją zastąpić? Padają nazwiska: Grodzki, Sikorski, Trzaskowski, Budka.

Nikt nie pomógł kandydatce zostać kandydatką

Co się dzieje, gdy partia wybiera swojego kandydata na urząd? Rusza cała machina, nad kandydatem pracuje cały sztab ludzi: doradców wizerunkowych, specjalistów od PR, socjologów, psychologów, ekonomistów itp. Partia inwestuje w kandydata pieniądze, stawia na niego, więc robi wszystko, by wygrał, bo kandydat jest wizytówką partii. Słaby wynik odbije się także na partyjnych sondażach.

To zresztą widać w sondażach OKO.press: w końcu kwietnia KO ma 16 proc., w lutym miała 26 proc. Minus 10 pkt proc. to podobna katastrofa jak marszałkini.

Rzecz w tym, że Platforma Obywatelska, a tym bardziej Koalicja Obywatelska nie zadbała o przygotowanie, uformowanie i stworzenie wizerunku własnej kandydatki.

Problemem Kidawy-Błońskiej - tak mi się wydaje - był brak wewnętrznego przekonania, wiary w swoją własną kandydaturę. Ale takie nastawienie można zmienić, nie zaprzeczając swoim słabszym stronom, ale budując na silnych. Kidawa-Błońska nie musiała udawać, że przyciśnie do muru każdego przeciwnika, podniesie głos, zagada rywala, mogła postawić na szczerość, otwartość, sięgać po doradców, szukać swojego stylu, opartego na wdzięku, autentyczności, postawach demokratycznych, doświadczeniu parlamentarnym, wygranej z Kaczyńskim w wyborach 2019 w Warszawie.

Jako kobieta jestem szczególnie dumna, że pokazałam prezesowi PiS, gdzie jego miejsce w demokratycznej Polsce - mogła powiedzieć uśmiechając się miło.

Jak pokazał nasz sondaż, miała duży potencjał w postaci kobiecego progresywnego elektoratu.

Partia nie tylko nie pomogła, ale przeszkodziła

Sztab wyborczy nie tylko nie pomógł Kidawie-Błońskiej zostać kandydatką z prawdziwego zdarzenia, ale postępował tak, jakby chciał jej w tym zaszkodzić. To tak uderzające, że powtórzę poprzednie wątki, wskazując na ich konsekwencje:

Kandydatka zdominowana przez lidera (jakby była Dudą)

Podczas konferencji szef PO przejmował mikrofon na długie minuty, mówił głośniej, wyraźniej i bardziej dobitnie. A w razie czego suflował kandydatce słowa, które ona potem powtarzała jak papuga.

Takie konferencje to PR-owy skandal. Wyborca dowiaduje się, że kandydatka: nie wie, co powiedzieć, nie ma zdania, wszyscy naokoło mają więcej do powiedzenia niż ona, powtarza tylko przekaz partyjny.

To cechy, za które wyborcy anty-PiS nie znoszą Andrzeja Dudy (zarzucając mu służalczość wobec prezesa Kaczyńskiego) i w swoich szeregach szukają cech prawdziwych liderów. Znajdą je prędzej u Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza.

Ktoś (z Platformy np.) może zapytać, co można zrobić, jeżeli kandydatka jest mniej wygadana i pewna siebie niż lider partii? Odpowiadam: skoro ją wybraliście, to pracujcie nad jej pozycją. Kandydatka ma dostać obstawę ekspertów, którzy do upadłego ćwiczą z nią wystąpienia publiczne.

A na konferencji prasowej lider partii powinien stanąć z tyłu i pytania od dziennikarzy odsyłać do Kidawy-Błońskiej. Tylko czy pozwoliłaby na to męska duma?

"Skoro jest kandydatką, to czemu pan robi takie rzeczy, że jak wychodzicie wspólnie na konferencję prasową, to nie pozwala jej pan odpowiedzieć, tylko pan wychodzi i zabiera głos?", zapytał Robert Mazurek Borysa Budkę. "My jesteśmy zespołem", odpowiedział Budka.

Naprawdę?

Na koniec - gdy wiadomo już, że Kidawa-Błońska raczej nie utrzyma się jako kandydatka - nie pozwolono jej nawet samodzielnie złożyć rezygnacji. Ma ją do tego zmusić kierownictwo partii. O ile lepiej by było, gdy polityczka sama wystąpiła i powiedziała, że rezygnuje i popiera innego kandydata. Ona uniknęłaby upokorzenia, a nowy kandydat zyskałby silniejszy mandat.

Media bez Kidawy-Błońskiej, czyli kandydatka-nie-kandydatka

Media społecznościowe partii pomijały występy kandydatki w mediach, nie promują jej wypowiedzi. Wydaje się wręcz, że Kidawa została wygumkowana z tych profili.

Sztab powinien pracować nad jej dobitnymi bon motami, które potem będą krążyć po mediach jako memy. Tymczasem po internecie krążą wypowiedzi Borysa Budki. Oczywiście, Kidawa-Błońska ma swój profil, na którym promuje sama siebie, ale wsparcie ze strony partii jest żadne.

Wyborca widzi gołym okiem, że kandydatka nie jest prawdziwą kandydatką.

Debata bez wyrazu, brak refleksu

Do debaty wyborczej Kidawa-Błońska była ewidentnie nieprzygotowana - wypadła gorzej od wszystkich poważnych kandydatów. Nie miała przygotowanych zapadających w pamięć zdań, konkretnych propozycji, obietnic itp. To przecież zadanie nie tylko dla samego kandydującego, ale też dla sztabu wyborczego. Ten ewidentnie olał całą sprawę i nie przygotował nawet końcowego przemówienia, do którego mieli prawo uczestnicy debaty. U Szymona Hołowni to właśnie ostatnie słowo najlepiej zapamiętano.

Jak już pisałam, nawoływanie do bojkotu wyborów, w których się startuje, to przepis na klęskę w sondażach. Na taki przekaz zdecydowała się jednak cała partia, tymczasem winą obarczana jest teraz jedynie wicemarszałkini Sejmu.

Co PO mogła zrobić po porażce tej narracji? Przesunięcie wyborów ułatwiło sprawę: trzeba było wyraźnie zakomunikować, że w następnych bierzemy udział po to, by w II turze wygrać. Kidawa-Błońska mogła ogłosić sukces wezwania do bojkotu, podziękować za to swoim wyborczyniom i wyborcom, bo wszak majowych wyborów nie było!

I powiedzieć coś w rodzaju: a teraz drogie panie i szanowni panowie, idziemy do wyborów, żeby bronić demokracji, praw człowieka, praw kobiet przed władzą, która chciała ryzykować waszym zdrowiem, żeby zachować władzę.

Trzeba było radykalnie zmienić narrację zaczynając od nowa normalną kampanię wyborczą. Ale to musiała być decyzja partii (koalicji), nowy impuls dla kandydatki.

Co robi PO? Zwala winę na Kidawę-Błońską, przekonując jednocześnie, że "nadal" pozostaje ona w grze. Wyborcy słyszą: "Wybraliśmy jakąś fatalną kandydatkę, wydrukowaliśmy jej plakaty, mówiliśmy wam, że jest najlepsza, ale to nieprawda, jest najgorsza, więc może ją wymienimy, ale jeszcze nie wiemy na pewno". To przepis na kolejną porażkę.

Panowie na swoim

Platforma nie tylko nie zrobiła wszystkiego, by zwiększyć szanse Kidawy-Błońskiej na prezydenturę, ale zrobiła wiele, by jej to uniemożliwić. Powodem mogła być wojna o przywództwo w PO, w której panowie popierają lub nie kandydatkę własnej partii w zależności od tego, czy pomoże im to uzyskać przywództwo.

Można jednak domyślać się aspektu genderowego. Małgorzata Kidawa-Błońska jest czwartą kobietą ubiegającą się o rząd prezydenta po 1989 roku, ale pierwszą z realnymi szansami, bo wystawioną przez najważniejszą partię opozycyjną. I zgodnie z sondażem omawianym na początku tekstu wyborcy i wyborczynie opozycji docenili ten wybór.

RMF24 podało, że prawdopodobnie 15 maja zapadnie decyzja o zmianie kandydata - ma nim zostać Rafał Trzaskowski. Wymienia się również Borysa Budkę, Tomasza Grodzkiego, Radosława Sikorskiego, Jacka Jaśkowiaka.

Trudno sobie wyobrazić, by którykolwiek z tych polityków pozwolił na to, by ktoś inny suflował mu odpowiedzi i podbierał mikrofon.

I trudno sobie wyobrazić, by inny polityk-mężczyzna odważył się zrobić to drugiemu mężczyźnie - kandydatowi na prezydenta.

Ale wobec Małgorzaty Kidawy-Błońskiej nikt się nie krępował.

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze