0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Zuchowicz / Agencja GazetaDawid Zuchowicz / Ag...

Sondaże dawały im od 5 do 8 proc. poparcia. Liderzy ogłaszali, że uzyskają wynik dwucyfrowy. W sondażach exit polls przeprowadzanych przed lokalami wyborczymi mieli 6,1 proc. poparcia, co już uznawali za swoją porażkę.

Prawdziwa klęska miała nadejść dopiero po podliczeniu realnie oddanych głosów. Nic nie dało złamanie ciszy wyborczej na koalicyjnym koncie instagramowym Konfederacji, ani kandydat z listy warszawskiej Sebastian Ross, rozdający podczas głosowania ulotki pod londyńską ambasadą RP (oświadczył, że„komuniści i ich cisza wyborcza nie zamkną mu ust”).

Nie pomogła też „piątka Mentzena” („Nie chcemy Żydów, gejów, aborcji, podatków i UE”), poparcie wśród młodzieży, znane nazwiska liderów w tym posłów i europosłów, agresywna kampania na ulicach i w internecie, siatki „patriotycznych trolli”, wsparcie Wojciecha Cejrowskiego, Marcina Roli i antyukraińskich „kresowiaków”. Konfederacja otrzymała 4,55 proc. głosów i znaleźli się poniżej progu wyborczego.

Zobacz ogłoszenie wyników sondaży ex polls podczas wieczoru wyborczego Konfederacji.

Mniej niż 10 proc. to kompromitacja

Nie jest to jednak pierwszy sojusz korwinistów z nacjonalistami, który zakończył się spektakularną porażką. Twór bardzo podobny do Konfederacji objawił się w 2007 roku. Była Liga Prawicy Rzeczypospolitej - czyli koalicja nacjonalistycznej Ligi Polskich Rodzin Romana Giertycha, korwinistycznej Unii Polityki Realnej i ortodoksyjnie katolickiej Prawicy Rzeczypospolitej.

Znów patronował jej Stanisław Michalkiewicz, a na jej listach również znaleźć można było Krzysztofa Bosaka, Janusza Korwin-Mikkego z rodziną, Artura Zawiszę, Roberta Winnickiego, Roberta Iwaszkiewicza czy Konrada Berkowicza. Elektoraty się jednak nie "dodały". Komitet Wyborczy LPR otrzymał 209 171 głosów, tj. 1,30 proc. i jego kandydaci nie dostali się do Sejmu.

W 2019 roku sumowanie elektoratów się lepiej powiodło: Konfederacja otrzymała w tych wyborach 621188 głosów, a w 2014 roku Kongres Nowej Prawicy - 505586, a Ruch Narodowy - 98545 głosów.

Suma poparcia tych dwóch komitetów w 2014 roku daje wynik podobny do uzyskanego przez Konfederację w 2019 roku. Nie udało się jednak przyciągnąć nowych wyborców, a wyższa frekwencja zadecydowała, że ostatecznie ta ilość przełożyła się na wynik poniżej progu wyborczego.

„To się nie stało”

Sądząc po masowym ogłaszaniu w mediach społecznościowych przez zwolenników Konfederatów opinii, że wybory zostały sfałszowane, wielu z nich nie przyjęło do wiadomości, że przegrali.

Dominują dwie spiskowe teorie – zakreślanie na kartach dodatkowych osób, by uczynić głos nieważnym oraz wyciąganie głosów już oddanych i ich niszczenie. Zgłaszają się wyborcy deklarujący, że oddali głos w jakiejś komisji, a na liście wyników nie jest on uwzględniony. Nie da się tego w żaden sposób sprawdzić, więc możliwe, że teoria ta będzie jeszcze jakiś czas krążyć.

Koncept ten podtrzymują przy życiu politycy Konfederacji. Sugerują to publicznie lider tej formacji w Krakowie Konrad Berkowicz czy sam Janusz Korwin-Mikke ze swoją, również kandydującą z list Konfederacji, żoną Dominiką.

„Napluć im w gęby”

Rzeczywiście spadek głosów między sondażem a realnym wynikiem o 1,65 proc. jest duży, choć mieści się w 2-3 proc. marginesie błędu statystycznego. Błąd mógł leżeć dodatkowo po stronie sondażowni, która nie uwzględniła wzrostu frekwencji na terenach wiejskich. Tam Konfederacja miała zdecydowanie gorsze wyniki.

Mogło je poprawić dołączenie do Konfederacji AgroUnii Michała Kołodziejczaka, na co przed wyborami wiele wskazywało. Ta jednak mimo wielu podchodów Konfederacji nie zdecydowała się dołączyć do tej formacji i wynik na wsi okazał się dla skrajnej prawicy bardzo mizerny.

Winą za całościowy wynik koalicji Korwin-Mikke obarczył błyskawicznie właśnie rolników:

"Jak jeszcze raz zobaczę ryje protestujących rolników pod Ministerstwem Rolnictwa, to osobiście przyjadę napluć im w gęby.

Życzę wam kochani rolnicy podwyżek cen paliw, nawozów, sprzętu, ubezpieczeń, ton gnijących jabłek, wieprzowiny po 3 zł w skupie i 16,99 w sklepie, wysokich kar za krzywo przypięty kolczyk na krowim uchu, grzywien za wyciętą samosiejkę, komorników zajmujących wam traktory, a na deser konfiskaty ojcowizny, bo czymś trzeba będzie wiadome roszczenia spłacić. Będziecie mieli tak, jak lubicie. Powodzenia" - pisał na swoim facebookowym profilu Korwin-Mikke już w powyborczy poniedziałek rano, zaraz po tym jak pojawiły się wyniki z 95 proc. komisji.

Po godzinie odpowiedział mu na AgroUnii Kołodziejczak wyklejając skrina z wpisem Mikkego i komentując go tak:

"Jak w niedzielę zagłosowała wieś i rolnicy? PKW informuje że 70 % wsi (nie mylić z rolnikami!) głosowało na PiS. Większość z nich na zasadzie wyboru mniejszego zła. Cześć rolników zaufała nowej »sile« politycznej: Konfederacji. Może to i dobrze, że nie zaufało jej zbyt wielu z nas, gdyż jak widać Konfederacja NIE ZASŁUGUJE na nasze zaufanie. A już na pewno nie zasługuje na nasze zaufanie jej lider Janusz Korwin-Mikke. Ci którzy wczoraj oddali swój głos na Konfederację maja prawo czuć się zdradzeni i oszukani. Wstyd Panie JKM !!!"

Ten poziom emocji i połajanek wskazuje, że w aktualnej sytuacji sojusz między Konfederacją a AgroUnią przed wyborami do Sejmu staje się wątpliwy.

Korwin-Mikke ma pretensje nie tylko do rolników, ale i do swoich kolegów z Konfederacji. Jak twierdzi w rozmowie z DoRzeczy.pl jeden z polityków Konfederacji, wszystkie środowiska tworzące koalicję są zgodne co do tego, że należy iść razem do jesiennych wyborów parlamentarnych, tylko Korwin-Mikke uważa, że to nie ma sensu.

Dodatkowo oskarża swoich kolegów o cenzurowanie jego wypowiedzi:

"Gdybym powiedział, że cała ta »walka z pedofilią« to histeria - to wynik byłby lepszy",

stwierdził komentując jeden ze swoich wpisów.

„Wojsko powinno zrobić porządek w Polsce”

We wtorek 28 maja lider Konfederacji wypowiadał już sądy, które wprost nawołują do złamania polskiego prawa. Podczas czatu ze swoimi zwolennikami, zapytany: „kiedy stanie Pan na czele jakichś bojówek paramilitarnych i przejmie władzę?” Korwin-Mikke odpowiedział:

"Ja zachęcam młodych ludzi do zapisywania się do wojska. W swoim czasie, za kilka lat obejmą właściwe stanowiska. To powinno zrobić wojsko. Nie bojówki paramilitarne, bo wtedy zaczynają się bójki z wojskiem, co jest niedopuszczalne. To właśnie wojsko powinno zrobić porządek w Polsce".

Po raz kolejny również wypowiadał się o Adolfie Hitlerze. „To ludzi szokuje, jak mógł nie wiedzieć, ale nie ma nawet cienia przesłanki, że [Hitler] wiedział [o Holokauście]” – oświadczył i wyjawił w końcu po co ciągle nawiązuje do dyktatora nazistowskich Niemiec i ludobójcy. Jak stwierdził, chce przyciągnąć do ruchu „ludzi młodych, którzy mają świeży umysł i których ciekawią tego typu informacje”.

Także nacjonaliści i ultrakonserwatyści zdają się mieć już powoli dosyć JKM i rozważane są w ich środowisku dwie opcje współpracy – jedna z Korwinem, a druga bez kontrowersyjnego skandalisty. Sojusz opiera się aktualnie na coraz bardziej niepewnych podstawach.

Sam Korwin-Mikke uważa, że Konfederacja nie podoba się jego liberalnym zwolennikom: „Partia KORWiNa straciła bardzo wiele głosów młodych ludzi, którzy obrazili się za sojusz z narodowcami (…) gdyby ta wolnościowa młodzież przemogła niechęć (to JEST możliwe!) i zagłosowała, to mielibyśmy cztery miejsca w PE i p. Krzysztof Bosak piąte".

Koalicja od sasa do lasa

Jakie były prawdziwe przyczyny tej klęski? Można wymieniać długo. Po pierwsze, trudno oczekiwać spójnego i mocnego przekazu od ludzi o tak rozbieżnych poglądach. W koalicji mieliśmy polityków od libertarian po solidarystów, od ateistów po ortodoksów religijnych.

Brak im było również programu pozytywnego. Konfederację łączy przede wszystkim niechęć wobec UE, emancypacji mniejszości i kobiet, Ukrainy i Żydów.

Część wyborców odstraszyły również dalekie od głównego nurtu poglądy części koalicjantów. Jednych odrzucała ekstremalna homofobia Grzegorza Brauna i Kai Godek. Pierwszy chciał zakazać jednopłciowych stosunków płciowych i groził za nie karą chłosty. Ta druga stwierdzała, że „geje chcą adoptować dzieci, bo chcą je molestować i gwałcić”, jednocześnie domagając się całkowitego zakazu aborcji.

Tymczasem większość Polaków popiera legalizację związków jednopłciowych i aborcję na żądanie do 12. tygodnia ciąży. Inną część wyborców odstraszyli liczni na listach Konfederacji antyszczepionkowcy.

W praktyce okazało się bardzo trudno zadowolić jedną listą zwolenników ortodoksa religijnego Brauna, byłego rapera Liroya, antyaborcyjnej Godek i libertyna Mikkego.

Koalicją od początku targały też konflikty. Mikke od dawna krytykował solidaryzm nacjonalistów, Winnicki nazywał go w rewanżu celebrytą „który od ćwierć wieku urządzą specyficzny show polityczny, trwoniąc w kolejnych przegranych kompaniach wyborczych zaangażowanie i potencjał wielu, najczęściej młodych i bardzo młodych ludzi”. Obaj zaś zgodnie nazywali Marka Jakubiaka koniem trojańskim PiS-u, ten zaś rewanżował się im podobnie krytyczną opinią.

Skłócone były ze sobą też lokomotywy śląskiej listy – europoseł Dobromir Sośnierz i poseł na Sejm Jacek Wilk. Do wzięcia był dla Konfederacji w tym okręgu potencjalnie jeden mandat. W efekcie między lokalnie osadzonym Sośnierzem, a „spadochroniarzem” Wilkiem wystąpiły silne napięcia.

Z kolei o pierwsze miejsce w Krakowie walczyli już podczas układania list Konrad Berkowicz i Braun. Tu również poszło o potencjalny mandat. Był on dużo bardziej prawdopodobny z Małopolski, gdzie cała ich pula wynosi pięć, niż z Podkarpacia, gdzie do rozdysponowania są tylko trzy i gdzie ostatecznie skończył lider Pobudki.

Dodatkowo podsyca niesnaski fakt, że Braun mimo że nie zaangażował w kampanię wielkich środków finansowych, jako jedyny poza Krzysztofem Bosakiem lider listy, doprowadził do przekroczenia progu w swoim okręgu. Rywalizację z Berkowiczem o ten sam okręg przegrał również Liroy, któremu tym samym uniemożliwiono start z rodzinnych Kielc.

Nie pomogło też w zwycięstwie pomijanie koalicji przez media głównego nurtu ani bardzo dobra sytuacja gospodarcza w Polsce. Partia protestu, którą próbowała być Konfederacja nie mogła wstrzelić się ze swoim agresywnym przekazem w nastroje wśród wyborców. Mamy 3,5-5 proc. wzrost gospodarczy, bezrobocie wynosi 3,5 proc., władza oferuje wysokie transfery socjalne, a Koalicja, która ustami Korwin-Mikkego stwierdzała, że zakończy program 500 plus i zlikwiduje Unię Europejską – odcina się od co najmniej trzech grup wyborców – młodych rodziców, emerytów i rencistów oraz rolników.

W szczycie koniunktury to taktyka samobójcza. Dodatkowo przy poparciu w Polsce dla UE rzędu 80-85 proc. granie kartą polexitu jest polityczną pomyłką.

Co dalej?

Próbą wyjścia z impasu jest opcja „łączenie się przez podział”. Jak to wygląda? Decyzją z 29 maja Korwin-Mikke po raz bodajże ósmy zakłada nową partię. Będzie się ona nazywać Konfederacja.

Grzegorz Braun w tym samym czasie stworzy ugrupowanie, o ultrakonserwatywnym i ortodoksyjnie katolickim charakterze.

Federacja dla Rzeczypospolitej Jakubiaka i Bartyzela juniora zamierza połączyć się ze Stowarzyszeniem Skuteczni Liroy w Federację Jakubiak-Liroy.

Wszyscy oni zamierzają kontynuować współpracę i na jesień wystartować z list korwinowej Konfederacji. Pomni jednak wcześniejszych szemranych interesów i niejasności w finansach dawnych ugrupowań JKM, zamierzają podpisać przed wyborami umowę o podziale pieniędzy z dotacji.

Konfederacja trzeszczy w szwach i spodziewać się można w niej dużych przetasowań, opartych przede wszystkim o personalne urazy i niesnaski. Jest też spora szansa, że koalicję opuści Janusz Korwin-Mikke – z własnej woli albo na żądanie koalicjantów. „Prawica to stajnia pełna ogierów. Same samce alfa”, mówił z dumą o swoich kolegach z Konfederacji Marek Jakubiak. Tym razem okazać się może to główną przyczyną ich klęski i jeśli liderzy nie ułożą ze sobą stosunków do jesieni Konfederacja może po prostu nie przetrwać.

Dla Polski czysty zysk.

;

Komentarze