0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Zapowiadano energię, ciężką pracę, nowe otwarcie.

Szef sztabu kampanii PiS europoseł Tomasz Poręba mówił: „po wielu miesiącach spotkań i dyskusji z Polakami Prawo i Sprawiedliwość robi kolejny programowy krok”.

PiS wymyślił, że pierwsza konferencja programowa w tym roku odbędzie się pod hasłem „ula”.

Poręba: „Z badań socjologicznych wynika, że jedną z głównych zalet PiS w oczach Polaków jest pracowitość. Sądzi tak również wielu wyborców opozycji. Dlatego w najbliższy weekend czeka nas intensywna praca w Ulu”.

Pierwszy dzień dwudniowej konferencji programowej nie przyniósł jednak nowych zapowiedzi i rozwiązań. Było za to więcej tego samego, co zwykle – przypominania ośmiu lat rządów Platformy Obywatelskiej; przekonywania, że PiS zrobił wszystko lepiej oraz dużo powtarzania argumentów, które już dobrze znamy.

Ul PiS sprawiał wrażenie potiomkinowskiego – panele nie mają energii rzeczywistej pracy i otwartości. Forma to raczej przedstawienie niż rzeczywista otwartość na sugestie.

PiS rozmawia z Polakami

Konferencja rozpisana jest na dwa dni. W sobotę 13 maja politycy PiS dyskutują razem z zaproszonymi ekspertami o kluczowych obszarach życia publicznego. Być może jutro, w niedzielę 14 maja, usłyszymy konkretne propozycje programowe.

PiS pracę nad nimi przedstawił dziś w ten sposób: partia od ośmiu lat spotyka się z Polakami, słucha tego, co mają do powiedzenia. W ostatnich miesiącach spotkania te były częstsze i intensywniejsze, ponieważ partia zbierała pomysły do programu.

Bo najważniejszymi ekspertami nie są naukowcy czy przedsiębiorcy, ale właśnie zwykli obywatele naszego kraju. Dziś w panelach odbywają się ważne dyskusje, a w nich ostatecznie wykuwają się propozycje.

Najważniejszy z najważniejszych

Najpierw na otwarcie przemawiały postaci w PiS. A najważniejszym z najważniejszych jest oczywiście prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Obok jego przemówienia rzecznik prasowy PiS Rafał Bochenek zapowiedział też premiera Mateusza Morawieckiego i byłą premier Beatę Szydło. Mówił też, że na konferencji będzie dziś gwarno, próbował nawiązywać do metafory ula, która znalazła się przecież w nazwie spotkania.

Koncepcja wyglądała jednak na przygotowaną w ostatniej chwili. Było ją widać w materiałach ilustracyjnych, ale politycy nie zawsze byli przygotowani, by poruszać się w ramach tej metafory.

Przemówienie prezesa Kaczyńskiego było pełne dużych słów i ogólników. Brakowało konkretów.

„Dobra polityka to roztropne działanie dla dobra wspólnego” – zaczął Kaczyński i wypowiedział wiele tego rodzaju słusznych i okrągłych zdań. Podkreślał, że PiS rozmawia z Polakami, że ta rozmowa trwa już osiem lat, a naród jest dla władzy najlepszym ekspertem.

Powiedział, że nie zgodzi się z Rafałem Bochenkiem i uśmiechnął się, co zebrani potraktowali jak żart i posłusznie roześmiali się. A prezes Kaczyński nie zgodził się, że spotkań z Polakami było setki. Uważa, że były ich tysiące.

Suwerenność, wolność, równość

„Ul jest symbolem pracy, a my tej pracy bardzo, ale to bardzo potrzebujemy” – wspomniał o haśle konferencji. I zapowiedział panele dyskusyjne w kluczowych dla Polski tematach: między innymi o rolnictwie, gospodarce, rodzinie, zdrowiu, kulturze i sporcie.

„Musimy uczyć się patriotyzmu, który składa się na dumę z ojczyzny, z gotowości do poświęcenia się dla niej. Ojczyzna musi być oparta o postawy, które tkwią w naszej historii, a chodzi o to, że nasz naród nigdy nie dał się ujarzmić. Najważniejszą podstawą dla narodu jest suwerenność, wolność i równość. Nasze hasło "Polska jest jedna" doskonale to wyraża. Wszyscy muszą być równi w życiu społecznym i to jest kierunek, który musimy realizować” – mówił dalej Kaczyński.

Równość w tej filozofii wyrażana jest przez równy dostęp do owoców wzrostu gospodarczego.

Polska w ruinie

Opowieść sprzed ośmiu lat o Polsce w ruinie wróciła dzisiaj w nieco innym wydaniu. Gdy prezes opowiadał, że PiS świetnie poradził sobie z kryzysami ostatnich lat, dodał: „nie daj boże, gdyby takie kryzysu pojawiły się za czasów PO. Słyszę tu słowa, że byłoby pozamiatane. Gorzej! Byłoby zburzone”.

Innymi słowy: PO nie zrobiłaby tego, co robił PiS, a ruina by się pogłębiła.

Kaczyński osobliwie zdefiniował w swoim przemówieniu demokrację. Jego zdaniem z demokracją mamy do czynienia wtedy, gdy zwycięska partia realizuje swoje postulaty po wyborach. Jeśli tego nie robi, to mamy do czynienia z wyborczą manipulacją. I to drugie przypisał oczywiście Platformie Obywatelskiej.

I w tak zdefiniowanej demokracji to PiS jest siłą, która ją odnawia: „mogę uczciwie powiedzieć, że zrealizowaliśmy program, nadaliśmy demokracji właściwy sens” – przekonywał prezes PiS.

W zasadzie prawie wszystkie dotychczasowe rządy poza PiS zostały uznane przez Kaczyńskiego za manipulujące. A dzisiejsza opozycja manipulacje kontynuuje za pomocą środków masowego przekazu. Ich siła jest potężna – mówił Kaczyński. „Wielu zwolenników opozycji można przekonać w środku lata, że jest mróz, i ubiorą kożuch” – przekonywał. O manipulowaniu opinią publiczną przy pomocy mediów publicznych nie wspominał.

Dużo o pieniądzach, mało o Kościele

Zasugerował tematy z kolejnego przemówienia, które miał wygłosić po nim Mateusz Morawiecki. Program PiS nazwał programem postępu i szybkiego zbliżania się do państw Europy.

I tutaj można znaleźć główny temat dzisiejszej konwencji i kierunek, w jakim pójdzie w wyborach PiS. To bogacenie się i dobrobyt. Prezes Kaczyński mówił wprawdzie, jak ważna jest „siła duchowa” narodu, ale nie wspomniał ani razu o Janie Pawle II czy o Kościele katolickim.

„Siła duchowa ma w Polsce swoich przeciwników, którzy zaciekle walczą, by rozpadała się. Ale przeciwnicy nie odnoszą sukcesów. Ostatnie lata pokazały, że siły duchowej Polacy mają naprawdę wiele” – mówił.

I tyle. Nie było słowa o osobach LGBT, nie było tak jeszcze popularnych niedawno w przemówieniach prezesa PiS żartów z osób transpłciowych.

Jeśli więc można coś konkretnego odczytać z przemówienia Jarosława Kaczyńskiego, to może to być zapowiedź bardziej umiarkowanej twarzy w kampanii wyborczej.

Przez osiem lat

Po Kaczyńskim wystąpił premier Mateusz Morawiecki.

Zaczął od opowiedzenia mema o wąsatym przedsiębiorcy, który przekonuje swojego pracownika Areczka, że herbata Lipton jest dla zarządu, a dla pozostałych pracowników pozostaje tylko podła Saga. I tak właśnie można skwitować sytuację gospodarczą za czasów naszych przeciwników – przekonywał premier. Byli lepsi i gorsi, Polska Platformy to Polska tylko dla vipów.

I takie postawienie sprawy nadawało ton całemu przemówieniu: za PO to, za PO tamto.

Premier nawiązał też na wstępie do cytatów Donalda Tuska z czwartku 11 maja. Nie cytował ich, ale jasne było, że mówi o słowach ze spotkania w Sulechowie, o których pisaliśmy tutaj. To też potwierdza, że PiS w kampanii będzie słowa Tuska wykorzystywał często i chętnie.

Polska z przemówienia Morawieckiego jest prosta. W 2015 roku zmieniło się wszystko, po ośmiu latach ruiny nastąpiły czasy świetności. Można odnieść to do każdego przykładu, jaki wyciągał premier.

Walka z nierównościami

Nawiązał do słów Jarosława Kaczyńskiego o równości i przekonywał:

„Kiedy ta walka z nierównościami się rzeczywiście zaczęła? To właśnie w naszych czasach skończyły się zakupy na zeszyt, a zakup podręczników we wrześniu przestał spędzać sen z powiek polskim rodzinom”.

To dobry przykład manipulacji, na jakich ułożona jest opowieść PiS o Polsce. Prof. Michał Brzeziński, ekonomista z Uniwersytetu Warszawskiego i specjalista od badania nierówności, zwrócił na Twitterze uwagę, że nierówności w 2021 roku są mniej więcej takie same jak w 2015 roku:

View post on Twitter

Słowa o podręcznikach to też nadużycie. Walka z ubóstwem w ostatnich latach przyhamowała. A przewidywania specjalistów mówią o dużym wzroście ubóstwa za 2022 rok, do nawet 6,5 proc. Byłby to powrót do poziomu z 2015 roku. Czyli powrót do punktu wyjścia, który miał, według premiera, odmienić Polskę.

Przeczytaj także:

Morawiecki powtarza mit o kradzieży środków z OFE

Premier chwalił się, że za ich rządów płaca minimalna wzrosła o 1800 zł. Ale nie wspominał, że za czasów koalicji PO-PSL płaca minimalna też rosła dynamicznie. Dla rządów Donalda Tuska i Ewy Kopacz to podwyżka o 55,4 proc. Rządy Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego podniosą nominalnie płacę minimalną o 94,6 proc. Ale w ujęciu realnym te podwyżki są już bardzo zbliżone, bo w czasach PiS mamy wysoką inflację.

Kolejnym tematem, który z pewnością będzie wracał w kampanii to oskarżenie Donalda Tuska o kradzież środków z OFE.

Reforma Otwartych Funduszy Emerytalnych z czasów drugiej kadencji PO-PSL ma fatalną prasę. W mediach powtarzano wtedy tezy o kradzieży tych środków przez rząd, by ratować budżet państwa. PiS podchwycił te tezy i z przyjemnością je dziś powtarza. Ale to zupełnie nieprawdziwa historia.

Tak o reformie z 2014 roku pisał na łamach OKO.press ekonomista Adrian Oratowski:

„Ponad połowa środków zgromadzonych w OFE została przeniesiona z drugiego filaru do pierwszego. Z punktu widzenia wysokości przyszłych emerytur był to zabieg neutralny: zobowiązanie PTE do zwrotu środków emerytom zamienione zostało na zobowiązanie FUS i budżetu państwa do zwrotu środków, ale zabieg ten miał ogromne znaczenie dla obniżenia poziomu zadłużenia państwa oraz kosztów całego systemu.

Jednym ruchem umorzono 153,2 mld zł długu, od którego wszyscy płaciliśmy instytucjom finansowym zarządzającym OFE coraz wyższe odsetki”.

Niski dług publiczny? Będzie większy

Mateusz Morawiecki użył tego przykładu jeszcze raz, by pokazać, że rząd PO-PSL nie potrafił zarządzać finansami publicznymi, w przeciwieństwie do PiS, które radzi sobie z tym doskonale. A dowodem ma być wskaźnik długu publicznego. Morawiecki chwalił się bowiem, że dług publiczny Polski nie przekracza dziś 50 proc. PKB Polski.

Zapomniał jednak dodać, że według rządowych dokumentów jest to najniższa wartość na jakiś czas – według Aktualizacji Programu Konwergencji (dokumentu, który jesteśmy zobowiązani regularnie przedstawiać Komisji Europejskiej) stosunek długu publicznego do PKB będzie rosnąć, a w 2026 roku ma osiągnąć 55,4 proc. To już blisko poziomów z 2013 roku, co zaowocowało właśnie reformą OFE.

Być może więc ostatecznie premier Morawiecki powinien udać się na korepetycje do Donalda Tuska, jak taką sytuacją zarządzać?

Morawiecki: Tusk tak walczył z inflacją, że wywołał bezrobocie

„Tak walczyli z inflacją, że była deflacja, a bezrobocie sięgnęło 15 proc.” – to kolejny zarzut premiera Morawieckiego.

To już kompletne pomieszanie z poplątaniem. PiS na każdym kroku powtarza, że owszem, inflacja jest wysoka, ale trzeba z nią walczyć delikatnie, by nie wywołać wysokiego bezrobocia. Rzeczywiście jest tak, że silne podniesienie stóp procentowych może wywołać recesję w gospodarce a w konsekwencji – znaczący wzrost bezrobocia.

Deflacja w Polsce wystąpiła w latach 2014-2016. Ze stosunkowo wysoką inflacją mieliśmy do czynienia w 2011 roku. W maju 2011 osiągnęła 5 proc. W tym samym roku Narodowy Bank Polski między styczniem 2011 a styczniem 2012 podniósł stopę referencyjną łącznie o punkt procentowy, do 4,75 proc. (dziś to 6,75 proc.).

Ówczesne bezrobocie osiągnęło swój szczyt na początku 2013 roku i zaczęło spadać. Bank centralny od maja 2012 obniżał już stopy procentowe. Mimo tego inflacja dalej spadała, w 2014 zaczęły się odczyty deflacyjne.

Jeśli mielibyśmy do czynienia z klasyczną sytuacją, o jakiej mówi Morawiecki, inflacja nie powinna spadać, gdy stopy są coraz niższe. Ale w grę wchodziło znacznie więcej czynników, a 13-14 proc. bezrobocia nie wywołała walka z inflacją, a przede wszystkim dwa kryzysy – światowy kryzys finansowy w latach 2007 - 2009, a następnie kryzys strefy euro w latach 2012-2013.

Walka z kryzysem

Premier Morawiecki był natomiast zdeterminowany, żeby pokazać, że PiS z kryzysami walczy, a PO nie potrafi. Szef rządu jest przekonany, że „gdyby nie nasze programy – polska byłaby cmentarzyskiem małych i średnich przedsiębiorstw”.

To tylko kontrfaktyczna spekulacja, jest ona bardzo mało prawdopodobna. W 2020 roku wszystkie rządy na kontynencie działały tak samo – inwestowały miliardy w programy pomocowe, by utrzymać na powierzchni firmy i miejsca pracy.

Najpewniej pomoc firmom wyglądałaby podobnie bez względu na to, czy premierem byłby Donald Tusk, Szymon Hołownia czy Władysław Kosiniak-Kamysz. Opowieść o tym, że Tusk nie chciał pomagać w kryzysie, też nie jest nowa – dokładnie to samo premier mówił w kwietniu.

Tymczasem rząd PO-PSL mierzył się z innym kryzysem, na który potrzebne były inne recepty. Pisaliśmy o tym dokładnie tutaj.

Tak wyglądała większa część tego przemówienia – odniesienia do PO i wytykanie błędów poprzednikom, którzy zakończyli swoje rządy osiem lat temu. I brak konkretnych pomysłów na przyszłość, poza ogólnikowymi hasłami w stylu „uprościmy podatki”. Być może konkrety poznamy jutro, w drugim dniu konferencji.

Ospały panel

Po przemówieniu premiera przyszedł czas na zapowiadane panele. Premier był gościem panelu o gospodarce. Pomimo deklarowanej troski o pracowników, do rozmowy nie zaproszono żadnego przedstawiciela świata pracy.

O gospodarce rozmawiali Konrad Banecki (związek pracodawców Polskie Towarzystwo Gospodarcze), Jakub Rybacki (Polski Instytut Ekonomiczny), Gertruda Uścińska (prezeska ZUS) oraz Marek Jakubiak - były polityk, przedsiębiorca i stały komentator w porannym programie TVP Info „Jedziemy” (który polega na tym, że trzech komentatorów w rytm dyrygującego całością byłego rzecznika PiS Michała Rachonia wyśmiewa opozycję).

Jakubiak wnosił nieco energii do ospałej dyskusji. Nie było tutaj atmosfery wykuwania się nowych, ekscytujących pomysłów. Można było raczej odnieść wrażenie, że panel odbywa się, bo odbyć się musi. A PiS i tak zaprezentuje to, co zostało przygotowane wcześniej.

Ze schematu wyłamywał się od czasu do czasu Jakubiak, mówiąc rzeczy w stylu: „skoro z rolników zrobiliśmy przedsiębiorców, to zróbmy z przedsiębiorców rolników?”. Chciał w ten sposób zapisać przedsiębiorców do KRUS, bo, jak uważa, składki na ubezpieczenia społeczne dla przedsiębiorców są zbyt wysokie.

Reakcja premiera i reszty obecnych sugeruje, że nie będzie to pomysł wyborczy PiS.

Panel gospodarczy sugerował też lżejszy kurs PiS na kampanię wyborczą. Pozytywnie wypowiadano się o Unii Europejskiej, łagodnie o unijnym programie redukcji gazów cieplarnianych Fit for 55.

Później dyskutowano jeszcze w pięciu panelach:

  • Rodzina – liderką Beata Szydło
  • Rolnictwo – Robert Telus
  • Kultura – Piotr Gliński
  • Edukacja – Przemysław Czarnek
  • Sport – Kamil Bortniczuk

Konwencja będzie kontynuowana w niedzielę 14 maja.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze