Zasypialiśmy w trochę innej Polsce niż ta, w której się budzimy. Za minimalne zwycięstwo KO z PiS płacimy umocnieniem antyeuropejskiego tandemu PiS – Konfederacja. Polskie wyniki nie są lepsze niż francuskie. Dlaczego tak się dzieje i co ma być dalej?
„Dobry wynik Konfederacji i jest karą dla establishmentu politycznego. To dopiero początek. Kartel: PiS, Platforma, Lewica, PSL trzeba rozbić” – mówi lider Konfederacji Krzysztof Bosak. Zadowolona twarz nowego polskiego europosła Grzegorza Brauna jest jak ilustracja do tego komentarza, który wyraża znacznie trudniejszą do przyjęcia część prawdy o wyborach do Parlamentu Europejskiego 2024.
Wracając do nocy wyborczej 9/10 czerwca 2024, znowu pełnej niespodzianek. Otóż sondaż exit poll Ipsos z godz. 21:00, który był podstawą setek komentarzy (w tym OKO.press), dawał nam do 1 w nocy* wyniki, które rano okazały się mocno nieaktualne. Pracownia Ipsos zaniżyła wynik PiS (o 2.26 pkt. proc.), a także zawyżyła KO (o 0.84 pkt. proc.) oraz Trzeciej Drogi (o 1.29 pkt. proc.).
W efekcie przewaga KO nad PiS, którą komentowaliśmy także w OKO.press jako wyraziste, wręcz historyczne zwycięstwo,
zmalała z 4.3 pkt. proc. do ledwie 0.9 pkt. proc.
Na wykresie poniżej porównujemy wieczorny wynik Ipsos (lewy słupek każdej z partii) z podanym rano PKW (słupki po prawej).
W losowym błędzie pomiaru zapowiadanym przez Ipsos nie mieści się tylko niedoszacowanie PiS o 2,26 pkt. proc. (w 2019 roku było jeszcze większe 2,9 pkt. proc.), ale zmiana w wersji PKW jest więcej niż znacząca, bo pomyłki układają się w całość, która boli demokratów.
Poparcie dla partii koalicji rządowej (sił prodemokratycznych od prawa do lewa) wg sondaży exit poll wyniosło równe 53 proc., a prawica nacjonalistyczna (Konfederacja) i konserwatywno-populistyczna (PiS) uzbierały razem 45,9 proc.
Sondażowa przewaga „demokratów” nad „prawicą” wynosiła więc 7.2 pkt. proc. W rzeczywistości, jaką odsłoniło nam PKW, zmalala do ledwie 2.03 pkt. proc.
Okazało się bowiem, że wg danych PKW, koalicyjna trójka KO, TD i Lewica zdobyły razem 50,27 proc. głosów, a PiS z Konfederacją aż 48,24 proc.
Na zdjęciu: Prezes Konfederacji Korony Polskiej Grzegorz Braun na spotkaniu wyborczym w Rezydencji Alabaster w Rzeszowie, 16 marca 2024. Fot. Patryk Ogorzałek, Agencja Wyborcza.pl
Porównajmy to teraz z wyborami 15 października 2023. Siły ówczesnej opozycji prodemokratycznej (KO, TD i Lewicy) uzbierały razem 53,71 proc., a prawica musiała się zadowolić 42,54 proc.
Przewaga była ogromna – 11,17 pkt proc. W eurowyborach, powtórzmy, stopniała do 2,03 pkt proc.
W dłuższej perspektywie polskich wyborów do Sejmu i PE 2015-2024 wygląda na to, że 15 października 2023 nie otworzył nowego trendu, a wyniki z 9 czerwca są wręcz korektą anomalii, jaką były tamte zwycięskie dla demokratów wybory.
Oznacza to również, że polski sukces na europejskim tle wypada bardziej blado, niż się wydawało.
Owszem, PiS przegrał wybory, po raz pierwszy od samorządowych w 2014 roku, kiedy był o włos przed PO i PSL, ale przegrał minimalnie, a razem z Konfederacją zdobył niepokojąco dużo, niemal połowę głosów. Takiego wyniku eurosceptyczna i nacjonalistyczna prawica nie zanotowała w żadnym kraju UE, oczywiście poza Węgrami Orbána. We Francji, nad którą załamuje ręce pół Europy, łączne poparcie Zjednoczenia Narodowego, Republikanów i Rekonkwisty jest jednak minimalnie mniejsze – ok. 46 proc.
To oznacza, że polska radykalna prawica, która będzie dalej dąć w narodowe trąby w obronie „Europy ojczyzn” wydziwiając i oskarżając instytucje i wartości UE, ma się naprawdę dobrze. Można być niemal pewnym, że w PE będzie jednoczyć siły (nawet jeśli europosłowie Konfederacji znajdą się w innej rodzinie niż PiS) kompromitując polską narrację proeuropejską*. Znamienna jest tu poniedziałkowa (10 czerwca 2024) wypowiedź Mateusza Morawieckiego o pokrewieństwie ideowym PiS z Konfederacją: obrona polskich interesów w UE, nie dla eurobiurokratów, nie dla zielonego ładu i paktu migracyjnego.
Można też liczyć na europosła Grzegorza Brauna, że zadba o to, by zgasić (oby bez udziału odpowiedniego sprzętu) wrażenie, że – jak to ujął po ogłoszeniu wyników exit poll Donald Tusk – Polska jest „światłem nadziei dla Europy”.
Eurosceptyczna do bólu Beata Szydło, ciesząca się z triumfalnej reelekcji do PE (trzeci wynik w kraju 285 tys. głosów), z pewnością pokaże Europie swoje antyeuropejskie „pazurki”. Stwierdzenie Tuska, że wybory wygrała w Polsce uczciwość podważy obecność w PE takich postaci jak Obajtek, Kamiński czy Wąsik. Do PE nie dojechał tylko eurocwaniak od dojazdów Ryszard Czarnecki.
Oczywiście europejskie wybory były starciem najbardziej lojalnych zwolenników i zwolenniczek pięciu ugrupowań, ale to nie powinno osłabiać wymowy wyników. Zdolność mobilizacji wiele przecież mówi o kondycji sił politycznych.
Zobaczymy to na następnym wykresie, gdzie porównujemy wyniki eurowyborów 9 czerwca 2024 z parlamentarnymi 15 października 2023, ale tym razem w liczbach bezwzględnych, czyli rzeczywistej liczbie oddanych głosów. Wygląda to jeszcze bardziej sugestywnie:
Jak widać, straty poszczególnych partii są ogromne, z jednym wyjątkiem — Konfederacji. Po kolei:
Patrząc na koalicję rządową jako całość, możemy mówić o
małej katastrofie: straciła 5 mln 680 tys. głosów.
Aż tylu swoich wyborców z października 2023 nie potrafiła zmobilizować.
Rzeczywiste wyniki wymagają innej refleksji niż pierwsze wnioski (także wyżej podpisanego) o porażce populistycznej prawicy i wielkim zwycięstwie Donalda Tuska. Poranne (10 czerwca) wypowiedzi polityków KO (np. Marcina Bosackiego w TVN24) idą niezmienionym tropem triumfu KO, czyli trochę tak, jakby rzeczywistość polityczna była zgodna z sondażami exit poll. Ale nie jest i nie da się jej zaczarować.
Donald Tusk w pierwszych komentarzach do wyników exit poll zarysował dalszą drogę KO: jednoczyć siły w walce ze złem, które ucieleśnia PiS i – na tym samym oddechu – z rosyjskim zagrożeniem, bezwzględnie bronić polskiej granicy. Zaznaczył, że nie będzie rozliczał swoich koalicjantów z kiepskich wyników, muszą to zrobić sami, ale dał do zrozumienia, że nie zawsze trzymają się wspólnej linii.
To może oznaczać, że KO i jej charyzmatyczny lider, pójdą dalej drogą wielkiej wojny, nazwijmy ją wręcz „ojczyźnianą”, oczekując jeszcze większej lojalności od osłabionych partnerów koalicyjnych.
Więcej tego samego – taka może być odpowiedź politycznego centrum.
Tymczasem potrzebna jest zupełnie inna refleksja: dlaczego ten plebiscyt polityczny, jakim były eurowybory, wypadł tak słabo dla koalicji rządzącej?
To temat na dalsze analizy, ale wydaje się, że koalicja płaci za to, że polityka wojny usuwa w cień politykę pokoju, rozumianą jako cierpliwe i skuteczne naprawianie państwa. Wojna to broń obosieczna, bo paradoksalnie mobilizuje także zwolenników i zwolenniczki PiS oraz Konfederacji, dla której polityczna agresja jest naturalnym żywiołem.
Partia Kaczyńskiego uzyskała (w odsetkach) wynik minimalnie lepszy niż w wyborach parlamentarnych 2023 (miała 35,38 proc.) i wyraźnie lepszy niż do sejmików w wyborach samorządowych w lutym 2024 (34,27 proc.).
Skok KO jest imponujący, także w porównaniu z lutowymi wyborami do sejmików samorządowych (miała 30,59 proc.), ale koalicja jako całość płaci za taką politykę wysoką cenę (wyniku KO w eurowyborach 2019 nie podajemy, bo występowała w szerszej Koalicji Europejskiej).
„Polityka wojny ojczyźnianej” umacnia w Polsce potęgę duopolu – suma poparcia PiS i KO sięga 73 proc. To o 6 pkt proc. więcej niż w wyborach 15 października.
W efekcie utraciliśmy to, co było siłą i zarazem radością wyborów 15 października: zróżnicowanie polityczne, wielobarwność demokracji, atrakcyjne opcje, zwłaszcza dla młodszych wyborców, bo starsi żyją w większym stopniu w cieniu wciąż tej samej wojny Kaczyńskiego z Tuskiem.
Sukces polskiej demokracji w wyborach 2023 był możliwy dzięki rezygnacji, także w pewnym momencie przez Donalda Tuska, z mirażu jednej listy wyborczej. Polityka rządu sprzyja reaktywacji tamtej koncepcji, która
wypycha poza politykę wielu wyborców prodemokratycznych, w tym zwłaszcza ludzi młodych.
Frekwencja w grupie 18-29 lat wyniosła – według sondażu Ipsos – w eurowyborach 26,5 proc., a najwięcej głosów (30 proc.) zdobyła Konfederacja (dalej była KO – 25,8 proc., PiS 15,3 proc., Lewica 15,1 i TD – 11,7 proc.).
W wyborach parlamentarnych 2023 frekwencja w tej grupie wiekowej wyniosła aż 68,8 proc. a Konfederacja była dopiero czwarta, razem z TD (16,9 proc.). Wygrywała KO (28.3) przed Lewicą (17.7 proc.), PiS był ostatni (14.4 proc.).
Wynik wyborów do PE można czytać jako sukces polityki wojny, w której liczy się najsilniejsza partia i jej lider, który faktycznie osiągnął wielki sukces polityczny: zastał KO w głębokim kryzysie i notowaniach rzędu kilkunastu procent, a doprowadził do odebrania władzy PiS.
Jest to jednak zarazem porażka polityki pokojowej, czyli tworzenia przemyślanych polityk w różnych dziedzinach życia, które przekonywałyby do władzy różne grupy.
Uderzająca jest także niezdolność rządu do głębszej demokratyzacji i uspołecznienia procesu rządzenia. Politycy nie potrafią wykorzystać dorobku i energii organizacji społecznych i środowisk eksperckich. Rząd chce wszystko robić sam, a silny lider, jakim jest Donald Tusk, pełni tu raczej negatywną rolę kontrolera, który pilnuje, by wszystko szło według planu i pomysłu, jaki rodzi się w kilku głowach, a zwłaszcza jednej.
Taką tendencję wzmacnia do bólu koalicyjna formuła rządu, według której wiceministry i wiceministrowie są dobierani według klucza politycznego, a niekoniecznie kompetencji. A paradoksalnie osobie mniej kompetentnej trudniej sięgać po pomoc i radę.
To wszystko razem sprawia, że pole manewru dla Trzeciej Drogi i Lewicy kurczy się, bo ich odrębność programowa i ambicje reformowania państwa ustępują przed bitwą z PiS i obroną ojczyzny przed zagrożeniem ze strony Rosji. Politycy i polityczki obu partii mniejszych nie wychylają się z szukaniem swej odrębności i forsowaniem swoich pomysłów, więc ich wyborcy tracą powód, by na nich głosować.
Koło się zamyka, bo osłabione wynikiem wyborczym do PE, mogą do reszty stracić rezon.
Szczególną ofiarą „wielkiej wojny ojczyźnianej” pada przede wszystkim Trzecia Droga, bo coraz trudniej powiedzieć, na czym miałaby polegać, skoro front jest jeden. Przedwyborczy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM wskazywał na pogubienie wyborców Hołowni i Kosiniaka-Kamysza z 2023 roku tylko 56 proc. deklarowało chęć głosowania w wyborach do PE na TD, a 17 proc. zapowiadało, że poprze KO, 8 proc. – Lewicę, 7 proc. – PiS, a 6 proc. nie wiedziało, na kogo głosować.
To byłby najbardziej pesymistyczny scenariusz: dalsze zwieranie szeregów w jednej jedynej bitwie z prawicą, w imię Polski uczciwej i bezpiecznej, dalsza marginalizacja TD i Lewicy, zatracanie przez nie specyfiki i odrębności, a wszystko z wykorzystywaniem lęku przez realnym zagrożeniem ze strony Rosji. Trudno powiedzieć, czy męskie szefostwo obu partii sprosta wyzwaniu, jakim było odwrócenie tego trendu.
KO może na takiej strategii jeszcze zyskać punkt czy dwa poparcia, ale zatracilibyśmy koalicję na rzecz Polski demokratycznej, otwartej, wielobarwnej i wolnej od historycznych obsesji. To zaś oznaczałoby szansę dla pohukującej prawicy na powrót na polski tron.
*Po 01:00 w nocy Ipsos podał wyniki tzw. late poll, czyli estymacji, która uwzględnia zarówno wyniki sondażu exit poll, jak i policzone do północy i wywieszone przed lokalami rzeczywiste wyniki ok. połowy 845 obwodowych komisji wyborczych. Przewaga KO nad PiS zmalała już wtedy do 1,7 pkt proc. (KO: 37,4 proc.; PiS: 35,7 proc.).
**Inna rzecz, że KO i Donald Tusk sięgają po argumenty eurosceptyków – odrzucając reformy traktatów, w tym broniąc absurdalnej zasady liberum veto w Komisji Europejskiej, głosując przeciw paktowi migracyjnemu czy dezawuując zielony ład. Taka jest jednak retoryka wielu partii mainstreamowych (w tym europejskiej chadecji), które ulegają szantażowi skrajnej prawicy.
Wybory
Grzegorz Braun
Szymon Hołownia
Jarosław Kaczyński
Mariusz Kamiński
Władysław Kosiniak - Kamysz
Daniel Obajtek
Donald Tusk
Maciej Wąsik
Koalicja 15 października
Koalicja Europejska
Koalicja Obywatelska
Konfederacja
Nowa Lewica
Polska 2050
Prawo i Sprawiedliwość
PSL
Trzecia Droga
exit polls
sondaż IPSOS
sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK.FM
wybory do parlamentu europejskiego
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze