Ministerstwo obrony postanowiło walczyć z dezinformacją wokół sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Ale raport przygotowany w ramach kampanii, która miała przeciwdziałać fałszywym informacjom, sam jest dezinformacją - piszą ekspert i aktywista
Zamieszczony w Rzeczpospolitej artykuł Marka Kozubala „Granica fake newsów” z 2 czerwca 2022 roku zwrócił naszą uwagą na kampanię społeczną #fejkoodporni. Akcję prowadzi Centrum Operacyjne Ministerstwa Obrony Narodowej i Akademickie Centrum Komunikacji Strategicznej (ACKS). Deklarowane cele kampanii obejmują uświadomienie odbiorców, czym jest dezinformacja i jak się przed nią bronić.
Na potrzeby kampanii ACKS opracowało publikację „Badanie podatności na dezinformację” (biuletyn nr 3 opracowany przez Mateusza Kurzejewskiego i Annę Pacholską). Publikacja wykorzystuje wyniki badania zrealizowanego przez Fundację Instytut Badań Rynkowych i Społecznych (IBRiS). Wiodącym tematem raportu jest stosunek mieszkańców miejscowości objętych stanem wyjątkowym (obecnie strefą objętą zakazem przebywania) oraz pozostałej części kraju do informacji dotyczących sytuacji na granicy polsko-białoruskiej.
Podążając za wezwaniem kampanii #fejkoodporni do walki z dezinformacją, przeanalizowaliśmy ten raport. Czujemy się zobowiązani do rzucenia światła na jego zawartość oraz zagadnienia, których dotyczy.
Raport prezentuje tylko część informacji potrzebnych do oceny wiarygodności prezentowanych wyników (s. 3-8).
Dowiadujemy się, przez jaką instytucję badanie zostało przeprowadzone (IBRiS), na czyje zamówienie (ACKS) i kiedy (w grudniu 2021 roku). Publikacja zawiera informację o zastosowanych metodach, którymi były: wspomagany komputerowo wywiad telefoniczny (CATI) oraz telefoniczny wywiad pogłębiony.
W raporcie zamieszczono także kwestionariusz ankiety oraz zagadnienia do wywiadu pogłębionego. W opublikowanym kwestionariuszu pominięto część wprowadzającą (tzw. aranżację), w której respondenci zazwyczaj są informowani o tym, jaka instytucja prowadzi badanie oraz jaki jest jego temat lub cele, a także zapewniani o anonimowości odpowiedzi, których udzielą. Aranżacja badania jest istotna, ponieważ może wpływać na wiarygodność wyników.
Odnośnie do „wywiadów pogłębionych” wątpliwości budzi czas poświęcony na poszczególne rozmowy. Zgodnie z informacją zamieszczoną w raporcie (s. 21), trwały po około 20 minut. Oznacza to, że na pytanie przewidziane w scenariuszu przypadały średnio dwie minuty, nie uwzględniając pytań pomocniczych. Jest to czas wystarczający do udzielenia krótkiej odpowiedzi, ale nie do pogłębienia omawianych zagadnień.
Najistotniejszym mankamentem opisu badania jest lakoniczność informacji dotyczących doboru próby. Dowiadujemy się jedynie, że badanie przeprowadzono wśród mieszkańców miejscowości objętych stanem wyjątkowym oraz reprezentatywną grupę mieszkańców pozostałej części kraju (nie jest jasne, czy również pierwsza grupa objęta badaniem ankietowym była reprezentatywna dla populacji, do której odnoszone są wyniki). W raporcie nie znaleźliśmy informacji o tym, w jaki sposób zostały dobrane próby do badania ankietowego (w szczególności, czy dobór był losowy) ani nawet jaka była ich liczebność. W efekcie czytelnik/-czka nie może ustalić, jaka jest wielkość błędu statystycznego prezentowanych wyników. (Poprosiliśmy Fundację Instytut Badań Rynkowych i Społecznych IBRIS o przesłanie pełnego opisu zastosowanej metodologii badania, która odesłała nas do Akademii Sztuki Wojennej, zamawiającej badanie. 8 czerwca 2022 roku poprosiliśmy mailowo ACKS o uzupełnienie zamieszczonych w raporcie informacji dotyczących metodologii badania).
Publikacja zawiera wnioski, które nie wynikają z przywołanych jako przesłanki odpowiedzi respondentów. Z informacji o tym, że „Działania Wojska Polskiego na granicy są zauważalne zdaniem ponad 80 proc. pytanych” oraz że „90 proc. osób ocenia, że obecność żołnierzy jest w tym regionie potrzebna” autorzy wyprowadzają następujący wniosek: „Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której rola Wojska Polskiego w kryzysie przygranicznym jest właściwie rozumiana, a pojedyncze, choć chwytliwe próby szkalowania żołnierzy i funkcjonariuszy nie wpłynęły negatywnie na ogólną bardzo dobrą ich ocenę przez społeczeństwo zarówno przez ogół Polaków, jak i respondentów zamieszkujących rejon przygraniczny”. (s. 26-27).
W sformułowaniu tej konkluzji autorom raportu nie przeszkadza brak w kwestionariuszu pytania dotyczącego oceny działań Wojska Polskiego na granicy. Ignorują fakt, że zauważanie działań Wojska Polskiego oraz uznawanie potrzeby jego obecności na granicy z Białorusią nie wyklucza negatywnego oceniania jego działań. Nie jest również sprzeczne z przekonaniem, że powinno pełnić tam inną rolę, niż ta, którą dotychczas odgrywa w kontekście trwającego na granicy kryzysu humanitarnego.
We wstępie do raportu jego autorzy przywołują dwa stanowiska obecne w debacie związanej z sytuacją na granicy: „Część opinii publicznej prezentowała stanowisko, które zakładało konieczność konsekwentnej obrony granicy za wszelką cenę i braku zgody na niekontrolowaną migrację. Takie stanowisko w swoich działaniach przyjął również polski rząd. Z kolei środowiska skupione wokół opozycji politycznej i mediów lewicowo-liberalnych uważały, że migrantów należy wpuścić do Polski” (s. 2).
Takie przedstawienie sytuacji jest nieuprawnionym uproszczeniem. Stanowisko polskiego rządu zostało przedstawione adekwatnie. Pominięto natomiast kluczowe postulaty środowisk zajmujących się migracjami, w tym instytucji państwowych, środowiska akademickiego oraz organizacji humanitarnych, które domagają się:
Sposób zarysowania kontekstu badawczego w raporcie budzi poważne wątpliwości, co do rzetelności i adekwatności wniosków z badania.
Pominięcie w raporcie poświęconym odbiorowi mediów w kontekście sytuacji na granicy polsko-białoruskiej kwestii ograniczenia dostępu mediów do strefy przygranicznej wydaje się przemilczeniem najtrudniejszym do wytłumaczenia. Zgodnie z rekomendacjami kampanii #fejkoodporni jedną z metod weryfikowania informacji może być krytyczna ocena ich źródeł poprzez fact-checking (upraszczając - konfrontowanie ich z informacjami na ten sam temat, pochodzącymi z innych źródeł). Nietrudno zatem zauważyć, że ograniczenie dostępu dziennikarzom do relacjonowania wydarzeń z granicy wprost przyczynia się do ograniczania możliwości rozpoznania treści o charakterze propagandowym i fake-newsów związanych z sytuacją na granicy, zwłaszcza przez osoby, które – mieszkając poza strefą – nie mogą tej sytuacji bezpośrednio obserwować.
Fakt, że 48 proc. mieszkańców strefy przygranicznej, w porównaniu z 31 proc. próby ogólnopolskiej, uznało za prawdziwą informację, że „polska Straż Graniczna znęca się nad imigrantami” prowadzi autorów raportu do konstatacji, że „przebywanie w »centrum wydarzeń« zwiększa podatność na dezinformację”.
Zdaniem autorów raportu „Może to wynikać ze zwiększonego poczucia zagrożenia osób, które znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie wydarzeń” (s. 13). Przypuszczenie dotyczące związku pomiędzy poczuciem zagrożenia, a uleganiem dezinformacji nie ma jednak potwierdzenia w przedstawionych w raporcie wynikach badania. Co więcej, zgodnie z konkluzją zamieszczoną w innej części raportu „(…) w regionie przygranicznym Polacy znacznie aktywniej poszukują informacji i czerpią je z nieco bardziej różnorodnych źródeł niż w przypadku całego kraju” (s. 17). Nie jest jasne, na jakiej podstawie w dalszej części raportu jego autorzy określają dostęp osób znajdujących się w pobliżu sytuacji kryzysowej do „informacji z pierwszej ręki” jako pozorny (s. 31).
W opracowaniu całkowicie pominięto humanitarny wymiar sytuacji uchodźców oraz pozostałych migrantów na granicy. Fragmenty raportu odnoszące się do „prawdziwej” sytuacji osób migrujących dotyczą nielegalnych prób przekraczania granicy (w tym jej szturmowania) w ramach ataku hybrydowego prowadzonego przez Białoruś oraz powiązań części z nich z terrorystami. W opisie tym nie ma natomiast ludzi uciekających przed wojną lub represjami, okradanych, bitych, przerzucanych z jednej strony granicy na drugą, samotnych, przerażonych, chorujących i umierających.
Tymczasem wielokrotnie organizacje humanitarne i środowiska dziennikarskie alarmowały, że w istocie na granicy polsko-białoruskiej mamy do czynienia także (a z perspektywy praw człowieka przede wszystkim) z kryzysem humanitarnym. Ujęcie prezentowane przez ACKS jest w oczywisty sposób niepełne i dehumanizujące osoby, które na granicy polsko-białoruskiej się znalazły.
Przypomnijmy zatem pokrótce, że po pierwsze osoby przekraczające nielegalnie granicę polsko-białoruską pochodzą w bardzo wielu krajów, ale w zdecydowanej większości są to miejsca objęte wojną, prześladowaniami, katastrofalnym głodem, kraje autorytarne, stosujące nierzadko przemoc i tortury wobec swoich obywatelek i obywateli. Migracja tych osób wiąże się ze współpracą organizacji przestępczych z reżimem białoruskim, który wspiera otwieranie kanałów migracyjnych.
Zaangażowanie Białorusi nie ogranicza się do fizycznego ułatwiania przekroczenia granicy, ale polega także na współpracy z grupami przemytniczymi oraz agendami państw, z których pochodzą migranci, m.in. w zakresie dostępu do wiz, organizacji przelotów, noclegów i transportu na granicę. W dodatku z relacjonowanych w mediach świadectw osób migrujących jednoznacznie wynika, że białoruskie służby stosują przemoc i wykazują się nierzadko wielkim okrucieństwem.
Poza korzyściami materialnymi reżim Łukaszenki rozwija współpracę z organizacjami szmuglującymi ludzi na granicę także w celu destabilizacji sytuacji na wschodniej granicy Unii Europejskiej (ten aspekt słusznie został w omawianym raporcie wzięty pod uwagę). Wiarygodny sposób przedstawiania informacji o tak złożonej sytuacji nie powinien nadmiernie jej upraszczać.
Autorzy raportu stwierdzają, że na skutek działań propagandowych Białorusinów międzynarodowa opinia publiczna „niejednokrotnie nie była w stanie obiektywnie wskazać, które z państw – Polska czy Białoruś – jest odpowiedzialna za zaistniałą sytuację”. Sformułowanie takiej alternatywy zaciemnia kwestię odpowiedzialności Polski za sytuację migrantek i migrantów po naszej stronie granicy oraz za praktykę wypychania ich na stronę białoruską, pomimo udokumentowanej przemocy stosowanej wobec nich przez służby białoruskie.
Powtórzmy zatem, że niezależnie od propagandy białoruskiej Polska w pełni odpowiada za swoją reakcję na sytuację na granicy, w tym szczególnie:
Rzetelny raport dotyczący odbioru mediów w kontekście sytuacji na granicy polsko białoruskiej nie powinien mistyfikować toczącego się publicznie sporu na ten temat. Natomiast opracowanie ACKS zdaje się wspierać narrację polskich władz, która sugeruje, że push-backi i ochrona granicy w przyjęty przez rząd sposób (nawet kosztem ludzkiego cierpienia, zdrowia, a czasem życia) są jedynym możliwym sposobem uniknięcia bliżej nieokreślonej katastrofy.
Tymczasem krytyczne opinie wobec działań polskiego rządu i parlamentu kierowali publicznie m.in. Komisarz Praw Człowieka Rady Europy, Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR), Rzecznik Praw Człowieka, środowiska akademickie, organizacje pozarządowe, a także polskie sądy. W mediach konwencjonalnych i społecznościowych toczy się ożywiona dyskusja dotycząca decyzji polskiego rządu oraz działań polskich służb związanych z sytuacją na granicy.
Odnosimy wrażenie, że raport przygotowany w ramach kampanii, która miała przeciwdziałać fałszywym informacjom, sam nosi znamiona dezinformacji. Zgodnie z zalecaniami kampanii #fejkoodporni należy zastanowić się „Komu przekazywana wiadomość przynosi korzyści, a komu straty?”.
W naszej ocenie, jeżeli omawiany raport przynosi jakiekolwiek korzyści, to propagandowe – autorom i wykonawcom polityki polskiego rządu dotyczącej kryzysu na granicy polsko-białoruskiej.
Potencjalne straty polegają natomiast nie tylko na tworzeniu wybiórczego obrazu kryzysu humanitarnego na granicy, ale także – wbrew deklarowanym intencjom kampanii #fejkoodporni – na utrudnianiu odbiorcom odróżniania prawdy od manipulacji. Rozmiar wspomnianych strat staramy się przynajmniej częściowo zmniejszyć naszym komentarzem.
Tomasz Płachecki – badacz społeczny
Tomasz Thun-Janowski – wolontariusz Fundacji Ocalenie
Badacz społeczny
Badacz społeczny
Wolontariusz Fundacji Ocalenie
Wolontariusz Fundacji Ocalenie
Komentarze