Ekonomiści są zgodni, że w wyniku globalnej pandemii i czasowego zamrożenia niektórych sektorów gospodarki, Polskę dotknie w tym roku recesja, choć – jak wynika z prognozy Komisji Europejskiej – najprawdopodobniej będzie mniejsza niż w innych państwach UE. „Polska gospodarka jest w znacznie większym stopniu uodporniona na kryzysy niż inne” – mówił OKO.press ekonomista dr hab. Marcin Piątkowski.
Mimo tych względnie optymistycznych prognoz pierwsze od 30 lat kurczenie się gospodarki dotyka i jeszcze dotknie część społeczeństwa. Rządową odpowiedź na kryzys cechuje nierównowaga między wsparciem dla przedsiębiorstw, a wsparciem dla tracących pracę.
W najnowszym sondażu Ipsos dla OKO.press postanowiliśmy dowiedzieć się, jaka jest w tej chwili społeczna skala kryzysu. Sprawdziliśmy więc:
- kto już zmaga się z utratą dochodów;
- jak powszechny jest lęk o utratę pracy;
- oraz na jak długo Polakom starczy oszczędności w przypadku utraty dochodów.
Wnioski?
Prawie 1/3 wszystkich badanych – 30 proc. – przyznała, że już bezpośrednio odczuła gospodarcze skutki epidemii. Utraty pracy lub źródła dochodu boi się aż 42 proc. badanych, a 10 proc. Polaków ma oszczędności, które starczą na mniej niż tydzień.
Omawiamy wyniki badania biorąc płeć, wiek i preferencje polityczne. Dlaczego interesujemy się tym ostatnim? Demografia elektoratów jest różna, dlatego wyborcy różnych partii doświadczają kryzysu inaczej – jak zobaczymy, różnice są duże – a to z kolei ma konsekwencje dla polskiej polityki.
Jedna trzecia społeczeństwa dotknięta kryzysem. W wieku produkcyjnym nawet ponad 40 proc.
Na początek skala kryzysu. Zapytaliśmy szeroko o zapowiedź lub zmniejszenie dochodów, zapowiedź zwolnienia, utratę pracy lub zamówień.
Jednak żeby sprawdzić, na ile kryzys dotknął pracowników i samozatrudnionych, musimy popatrzeć na odsetek „strat” wśród Polek i Polaków wieku produkcyjnym. Ogólną średnią zaniżają bowiem osoby powyżej 60 r. ż., z których ogromna większość jest już na emeryturze, ma więc gwarancję stabilnych dochodów z ZUS lub budżetu państwa.
Na wykresie jaskrawo widać, że rynek pracy wpadł w poważne turbulencje, a skutki kryzysu wcale nie są odroczone w czasie.
Spore są dysproporcje między mężczyznami i kobietami – 37 do 23 proc. Częściowo może wynikać to z systemu emerytalnego, w którym kobiety o 5 lat wcześniej niż mężczyźni nabywają uprawnienia do świadczeń. W grupach w wieku produkcyjnym różnica wynosi:
- 5 pkt. proc. w przedziale 18-39 (41 proc. u mężczyzn i 36 proc. u kobiet );
- 10 pkt. proc. w przedziale 40-59 (46 proc. u mężczyzn i 33 proc. u kobiet).
Szybciej tracą mieszkańcy dużych miast. Aż 36 proc. z nich deklaruje, że ich sytuacja zawodowa uległa pogorszeniu, do 29 proc. w mniejszych miastach i na wsiach.
Taki stosunek nie powinien dziwić, bo pierwsze w kolejce do zamrożenia były branże, które najgęściej rozwijają się w dużych ośrodkach miejskich. Chodzi m.in. o branżę rozrywkową, kosmetyczną, turystyczną, fitness, gastronomię czy kulturę.
Duże w miasta w trwodze przez utratą pracy
Z sondażu Ipsos wynika też, że najdotkliwszego skutku kryzysu, czyli utraty pracy lub źródła dochodu, boi się aż 42 proc. badanych. Tu także rozszerzyliśmy problem, pytając o zwolnienia i trudności finansowe, które dotkną badanego lub jego najbliższych.
Taki sam odsetek osób wybrało skrajną opcję „zdecydowanie tak” i zdecydowanie nie”.
O zatrudnienie drżą tak samo kobiety i mężczyźni, młodzi i starzy. Różnice widać w miejscu zamieszkania i rozkładzie dochodów.
W największych miastach, których mieszkańcy – jak pokazaliśmy – już teraz na własnej skórze czują skutki kryzysu, utraty pracy lub źródła dochodu boi się 48 proc. badanych. Za to na wsi odsetek spada do 39 proc.
Zagrożenie spada też (ale nie drastycznie) wraz ze wzrostem dochodów. W grupach zarabiających od 1,5 do 4,5 tys. zł wizji bezrobocia boi się 44 proc. pytanych. Za to wśród zarabiających najwięcej (4,5 – 7 tys. zł i powyżej 7 tys.) jest to 35 proc.
Wyborcy PiS spokojniejsi
Ciekawie niepokoje rozkładają się w elektoratach. Bardziej odporni na kryzys wydają się być wyborcy PiS. Utraty pracy w tej grupie boi się 29 proc. pytanych. Tak niski odsetek może być odzwierciedleniem struktury wiekowej elektoratu rządzącej partii.
Znaczna część wyborców PiS to seniorzy, którzy już nie pracują, więc troszczą się raczej o emerytury czy dostęp do usług publicznych, a nie zatrudnienie. Ale pytanie dotyczyło też ich najbliższych, a więc większy spokój można odczytywać raczej jako wiarę w optymistyczny rządowy przekaz.
Rząd przekonuje, że kolejne odsłony tzw. tarczy antykryzysowej ratują polski biznes i miejsca pracy.
Tymczasem dane o bezrobociu nie oddają (jeszcze) skali kryzysu. W marcu stopa bezrobocia wzrosła do 5,4 proc. Minister Rodziny Marlena Maląg 6 maja w wywiadzie dla Radiowej Jedynki mówiła, że odczyty z kwietnia wynoszą 5,7 proc. Komisja Europejska w najnowszej prognozie gospodarczej szacuje, że bezrobocie w Polsce w skali roku może wzrosnąć do 7,5 proc. Ale najczarniejsze scenariusze, które na OKO.press rysował m.in. analityk rynku pracy Łukasz Komuda, mówią o dwucyfrowym wyniku.
Nastroje wśród wszystkich wyborców partii opozycji są rewersem odczuć wyborców PiS. W tej grupie zwolnień obawia się aż połowa badanych, a szacunki dla konkretnych ugrupowań rozkładają się tak:
- Konfederacja – 50 proc.
- Koalicja Obywatelska – 47 proc.
- PSL i Kukiz ’15 – 47 proc.
- Lewica – 44 proc.
Ponad połowa Polaków nie poradzi sobie bez wsparcia państwa
Spytaliśmy też o to, na jak długo w razie utraty pracy Polkom i Polakom wystarczą oszczędności.
Okazuje się, że ponad połowa pytanych (55 proc.) bez wsparcia państwa nie wytrzyma dłużej niż kwartał, a dokładnie:
- przez tydzień – 11 proc.
- miesiąc – 22 proc.
- trzy miesiące – 22 proc.
Zaskakuje wysoki odsetek osób, które z oszczędności mogłyby żyć ponad rok. Odpowiedział tak co piąty badany.
W najlepszej sytuacji są mężczyźni w wieku średnim (40-59 lat). 29 proc. z nich deklaruje, że w razie utraty pracy, oszczędności pozwolą im utrzymać się powyżej roku.
Za to co ósma kobieta do 59. roku życia ma pieniądze odłożone góra na tydzień, a więc żyje z dnia na dzień.
Mniejszą poduszkę finansową mają też osoby żyjące w małych miasteczkach (do 20 tys. mieszkańców). W tej grupie tydzień przetrwa 16 proc. z nich, miesiąc – 29 proc., a kwartał – 12 proc.
To jasny sygnał dla rządu do uzupełnienia pakietu antykryzysowego. Priorytetem, obok utrzymania miejsc pracy, powinno być podwyższenie bardzo niskiego i słabo dostępnego zasiłku dla bezrobotnych. Wyższy zasiłek na finiszu kampanii wyborczej zapowiedział prezydent Andrzej Duda, w Sejmie od paru tygodni leży projekt Lewicy, ale w kolejnych odsłonach tarczy antykryzysowej słowo „bezrobotny” nie pojawia się ani razu.
Sondaż telefoniczny Ipsos dla OKO.press, metodą CATI, 27-29 kwietnia 2020, na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie 1016 dorosłych Polaków
_ Oto perspektywa kruszynki w galarecie.
_ Przepychanki z ustalaniem ile komu ma dać kolejna „tarcza antykryzysowa” oznaczają, że nadal w planowaniu dominuje KRÓTKI HORYZONT CZASOWY. Problem z powszechnym zrozumieniem złożoności sytuacji, wynika również z tego, że perspektywa problemów pojedynczej firmy (lub człowieka), nie daje szans na zrozumienie przyczyn i skutków kryzysu we wszystkich naczyniach połączonych. Z tego powodu „wycinkowi ratownicy” gospodarki prędzej zaszkodzą interesom społeczeństwa, niż coś uratują. Politycy „jednokadencyjni” w większości tak właśnie postępują.
_ Dla pojedynczego człowieka, obecny totalny kryzys wygląda tak, jakby każda osoba była zawieszona jak KRUSZYNKA, w jakimś wielkim naczyniu wypełnionym mało przejrzystą galaretą. Jeszcze widzimy czubek swojego nosa, a nawet swoją wyciągniętą rękę. Wydaje nam się, że wszystko leży w naszych rękach. Gdy jednak ktoś walnie w naczynie (np. epidemia), to odczuwamy falowanie galarety, jej sprężanie i rozprężanie, ale zupełnie nie rozumiemy co się dzieje z innymi kruszynkami wiszącymi w tej samej galarecie, ani nie wiemy dlaczego ktoś huknął w naczynie. Najwyżej karmimy się mglistymi wyobrażeniami o otaczającym świecie. W dodatku sami doznajemy poczucia BEZSILNOŚCI i braku wpływu na otaczającą galaretę.
_ A teraz jeszcze wyobraźmy sobie, że to nie jest pojedyncze naczynie, ale zestaw wielu naczyń połączonych, wypełnionych różnymi galaretami. Realny świat kruszynki. Okrutny i bezwzględny.
Nie sama utrata dochodów jest podstawowym problemem. W skrajnych przypadkach przeżyć pozwoli pomoc rodziny czy przyjaciół. Problemem jest to, że niemała część ludzi "poślizgnie" się na kredytach czy należnościach do skarbu państwa. Ci ludzie w mniejszym lub większym stopniu na krócej lub dłużej wypadną z obiegu gospodarczego, bo prawo upadłościowe w Polsce, mimo poprawy w stosunku do lat ubiegłych, jest mocno kulawe i nie każdemu uda się upaść dostatecznie miękko, żeby zacząć budować życie od nowa. Niektórym nie uda się w ogóle…
O ile jeszcze na przedawnienie długów wobec skarbu państwa można liczyć (nie zawsze), o tyle banki czy firmy pożyczkowe będą ścigać do któregoś pokolenia, nie wahając się nawet działań na granicy prawa :/
po upadłości firmy powinien być całkowity zakaz prowadzenia takowej. Ja mam juz dość kolekcji umorzeń komorniczych bo się jakiś nygus wywalił. Jak ktoś chce zacząć od nowa niech spłaci długi. Upadłość konsumencka to zupełnie inny temat.
Te zwolnione z pracy fryzjerki, kosmetyczki, kelnerki to mężczyźni????