Ks. Dariusz Oko urósł do rangi guru historiozofii polskiej ultraprawicy. Jej antyniemieckiemu ostrzu dostarcza pożądanego manichejskiego obrazu świata, w którym ideologia „gender” i „homo-lobby” walczą z narodowym katolicyzmem. Prof. Stempin obala mity katolickiego ideologa
Ksiądz Oko, duchowny, nader chętnie wypowiadający się w mediach i publikujący w niszowych periodykach naukowiec, przez 7 lat przebywał w Niemczech. Wyniósł stamtąd podziw dla niemieckiej myśli technicznej i cywilizacyjnej.
Ale lata spędzone w Niemczech ugruntowały jego przekonanie o wyższości polskiego katolicyzmu nad niemieckim. Polski kościół to „diament, włożony między dwa kamienie młyńskie – imperializm rosyjski i niemiecki”. One „nas mielą i mielą, chcą nas zniszczyć, wynarodowić, ale nie dają rady. Osiągają nawet odwrotny do zamierzonego efekt. Mieląc polski diament, szlifują go na jeszcze większy błysk”.
Tak peroruje duchowny w wywiadzie, którego udzielił na kanwie Kongresu Wieczystej Adoracji w dolnośląskim Krzeszowie.
Miażdżącą krytykę niemieckiego kościoła najbardziej skrupulatny w Polsce prokurator ścigający „ideologię gender” wyprowadza z historii 1000-letniego zdegenerowanego chrześcijaństwa niemieckiego i równie wiekowego imperializmu teutońskiego.
Ba, w mieleniu polskiego diamentu ksiądz Dariusz Oko dostrzega misyjność polskiego Kościoła. A ta polega na wskazywaniu palcem niemieckiemu katolicyzmowi istoty prawdziwego katolicyzm. Niemieckie chrześcijaństwo „zdradziło” Kościół Chrystusa. Zdrada to nic innego jak obecna „niemiecka droga synodalna”, czyli próba zmierzenia się nad Renem ze współczesnym kryzysem Kościoła. Proponowane rozwiązania celują w zniesienie celibatu, kapłaństwo kobiet, komunię w drugich związkach małżeńskich i akceptację w katolickiej wspólnocie osób nienormatywnych.
W wykładni ksiądz Oko to nic innego jak tylko „szatańska pycha Niemców”.
Steruje ona tamtejszym kościołem, jak zresztą całym niemieckim narodem i niemieckim imperializmem. Łatwo zgadnąć, że porównanie polskiego i niemieckiego katolicyzmu, z jednoznacznym wskazaniem na polski, bierze się z silnego afektu antyniemieckiego. Ksiądz Oko został niedawno sądownie oskarżony w Kolonii o „podżeganie do nienawiści”. W artykule zamieszczonym w niemieckim piśmie teologicznym porównał homoseksualnych duchownych do nowotworu, zżerającego zdrowy organizm. Wprawdzie sąd w Kolonii po wpłaceniu 5 tys. euro na organizację charytatywną oskarżenie oddalił, ale niechęć księdza Oko do Niemiec i tamtejszego kościoła pozostała.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.
Enuncjacje księdza Oko domagają się odpowiedzi historyka.
Zacznijmy od bałamutnej argumentacji, którą duchowny posiłkuje się na potrzeby swojej tezy. Skoro brakuje mu dowodów natury teologicznej, sięga po pseudo-historyczne. Domniemaną wyższość polskiego katolicyzmu nad niemieckim wyprowadza z faktu, że polski wariant od razu został wlany w polską państwowość. Owszem, zamieszkiwali wcześniej między Wisłą a Odrą słowiańscy poganie, ale kulturową formę cywilizacyjną Polska otrzymała wraz z chrztem Mieszka I.
To przesądzająca okoliczność, która „Polakom pozwala lepiej zrozumieć, czym jest chrześcijaństwo”, i „być lepszymi moralnie od Niemców”. Ci bowiem przed przyjęciem chrześcijaństwa posiadali dłuższą i bogatszą przeszłość pogańską. To dlatego plemiona germańskie przed chrztem dysponowały sprawniejszymi niż u Słowian strukturami organizacyjnymi. Stąd też do cywilizacji chrześcijańskiej wkroczyły z wysoko podniesionym czołem i pychą, konkluduje ksiądz Oko.
To impertynencka konfabulacja!
O plemionach słowiańskich, ich rzekomej niższości organizacyjnej wobec Germanów, niewiele wiadomo. Brakuje przede wszystkim dobrego historycznego rozpoznania Słowian. Nie zostawili oni po sobie świadectw pisemnych. Informacje o nich u autorów antycznych są śladowe. W przeciwieństwie do relacji o Germanach. Ale z nimi podczas podboju obszarów na północ od Alp Rzymianie zetknęli się bezpośrednio. Co zostawiło ślad u kronikarzy.
Brnąc na intelektualne mielizny, tezę o niemieckiej pysze i butności niemieckiego katolicyzmu ksiądz Oko wyprowadza z kultu wodza u plemion germańskich. W analogii do kultury mongolskiej, w której hordami wojowników rządził bezwzględny chan. I rzecz jasna, w przeciwieństwie do Słowian z ziem polskich. Silna struktura wodzowska w społeczeństwie niemieckim utrwalała się od czasów germańskich przez całe dzieje Niemiec do współczesności. Dlatego ksiądz Oko insynuuje Niemcom „totalitarny gen”.
Za tę wypowiedź musiałbym postawić ksiądz Oko niedostateczny na egzaminie.
Po pierwsze, współczesna nauka odrzuca zjawisko tzw. długowiekowego „charakteru narodowego” zdeterminowanego biologizmem. Po drugie, pozycja wodza u Germanów była bardzo względna. Silnie ograniczała ją instytucja zgromadzenia złożonego z liderów klanów (Ding). Po trzecie, od średniowiecza pozycja cesarza niemieckiego, długo wybieranego elekcyjnie, była rachityczna. Wzmocnili ją dopiero w czasach nowożytnych wiedeńscy Habsburgowie. Ale daleko im było do władzy królewskiej ich kuzynów w Hiszpanii i potęgi francuskich Burbonów. Po czwarte, słabość centralnej władzy na ziemiach niemieckich wyrażała się istnieniem konglomeratu kilkudziesięciu państw. Żadne z nich do XIX wieku nie było na tyle silne i nie posiadało „silnej struktury wodzowskiej”, by zdominować sąsiadów i utworzyć zjednoczone Niemcy.
Wydaje się jednak, że w swoich wywodach ks. Oko, po przemierzeniu 1,5 tysiąca lat na osi czasu, dopadł wreszcie modelowy „kult wodzostwa” w Niemczech – ten z epoki III Rzeszy. Niestety, wyprowadzenie kultu führera z korzeni germańskich trąci katastrofalną niewiedzą. To wtórna propaganda nazistowska uzurpowała dla nadludzi Hitlera i jego wodzowskiej pozycji legendarne korzenie germańskie i aryjskie. Odwołania do Germanów i Aryjczyków posiadały jedynie mitologiczny charakter. Znaczenie führera w III Rzeszy wywodziło się natomiast nie „genu niemieckiego”, a z samej istoty ruchu faszystowskiego. Jego konstytutywną cechą, w Hiszpanii, Italii i w każdym kraju, w którym faszyzm istniał, ale nie doszedł do władzy, była instytucja silnego wodza.
„Niemiecki gen przemocy”, który skaził tamtejsze chrześcijaństwo, w przeciwieństwie do bliższego Bogu polskiego chrześcijaństwa, deklinuje ksiądz Oko jeszcze na czterech historycznych przykładach.
Krzyżacy reprezentują dla niego chrześcijaństwo plemienne i butne, nawracające w pogańskich Prusach ogniem i mieczem. Ponadto – chyba jako ofiara literackiej wyobraźni Sienkiewicza – postrzega ksiądz Oko konflikt polsko-krzyżacki w kategoriach narodowych. Znów musiałbym mu postawić dwóję. Wszystkie zakony rycerskie, nie tylko krzyżacki, ale i joannitów, templariuszy i maltański, nawracanie pogan mieczem miały w swoim chrześcijańskim repertuarze. Ba, archetypiczne, krwawe krucjaty dla pomnożenia chwały Boga, rozgrywały się w każdym miejscu średniowiecznej Europy. Czaszki opornym poganom czy heretykom rozłupywano podczas wszystkich ośmiu krucjat do Ziemi Świętej, świętym wyprawom przeciwko katarom, albigensom i Żydom.
Także nasze rodzime rycerstwo niemniej krwawo misjonowało na Litwie. A nie słyszał ks. Oko o ultrakatolickich, rodzimych Lisowczykach, wolnych przecież od „teutońskiego genu”? Jeszcze dwa wieki po tym, jak zniknęli oni z areny dziejów, straszyły nimi swoje dzieci nawet polskie matki.
Siejąc postrach w Europie, nie oszczędzali Lisowczycy i swoich ziem, łupili je ochoczo, jeśli przyszło im na nich stacjonować.
Brnąc dalej na osi czasu, ks. Oko niezmiennie operuje mega-kwantyfikatorami, bo przywołuje postać Pawła Włodkowica, który po Grunwaldzie spór z Krzyżakami próbował rozwiązać dyplomatycznie i prawnie. Jednostkę (Włodkowica) wynosi do paradygmatu polskiego pokojowego chrześcijaństwa. I konstatuje, że tak jak dziś Polska ma przeciwników w UE, tak ich miała za życia średniowiecznego prawnika. Przeciwko jego koncepcji na soborze w Konstancji (1414-18) wystąpili przecież „europejscy wrogowie Polski”. Przewodzili im Jan z Bambergu i Jan z Falkenbergu. Zarzucali oni polskiej stronie, że przeciwko Krzyżakom sprzymierzyła się z poganami, litewskimi i ruskimi.
Tę okoliczność znów tłumaczy Oko niemieckim genem przemocy. Nie dostrzega w konflikcie polsko-krzyżackim różnicy twardych interesów między dwoma podmiotami stosunków międzynarodowych. Jan z Bambergu i Jan z Falkenbergu próbowali przed sądem papieskim podważyć prawo króla polskiego do misjonowania w Prusach, w unii z pogańską Litwą. Tak samo polska strona z Włodkowicem na czele starała się delegitymizować prawo Krzyżaków do akcji misyjnej w Prusach. Zresztą królowi francuskiemu Karolowi VI także nie podobał się sojusz Polski z ludami barbarzyńskimi. Dlatego wysłał do króla Jagiełły list z groźbą, że jeśli nie zachowa pokoju z Krzyżakami, Francja wypowie Polsce wojnę.
Ponadto, spór chrześcijańskiego państwa polskiego z chrześcijańskim zakonem rycerskim, nie kontemplacyjnym, nie był wyjątkiem w tym czasie. Twarde interesy zmusiły francuskiego króla Filipa IV do unicestwienia zakonu templariuszy, który utkał międzynarodową pajęczą sieć władzy. Ba, król Filip starł się z samym papieżem, któremu zarzucił bluźnierstwo, seks z mężczyznami, herezję, zabójstwo oraz czary – zadawanie się z duszkami domowymi lub oswojonymi diabełkami.
Żołnierze francuskiego monarchy pojmali 86-letniego pontyfeksa, na skutek czego staruszek zmarł.
W swoich wywodach o wyższości polskiego katolicyzmu nad niemieckim przeskakuje Dariusz Oko do wieku XVI i na potrzeby swojej tezy obrabia Marcina Lutra. Wmawia mu, zwyczajowo, ów niemiecki gen przemocy, w pakiecie z pychą, czyniąc odpowiedzialnym za krew przelaną przez Żydów i tych wszystkich, którzy młócili się w późniejszych wojnach religijnych w Niemczech i Europie. Stąd ksiądz Oko natychmiast przerzuca most do nazistów. Ci bowiem swój antysemityzm podpierali antyjudaizmem religijnym Lutra, ucieleśniającym dla księdza Oko niemiecką wersję chrześcijaństwa. Jej przeciwstawia tolerancyjne chrześcijaństwo I Rzeczpospolitej.
I znów ksiądz Oko miesza przyczyny ze skutkami.
Luter jako antysemita maszerował z milionami wcześniejszych chrześcijan, którzy od czasów św. Pawła na mocy doktryny całego Kościoła oskarżali Żydów o zabójstwo Chrystusa. Później do listy dorzucili zatruwanie przez nich miejskich studni i rytualne mordy chrześcijan. Od czasu krucjat do Ziemi Świętej chrześcijanie przystępowali ochoczo do masakrowania gmin żydowskich. Kościół mnożył dekrety, które legitymizowały prześladowania Żydów. Odwołanie się nazistów w XX wieku do religijnego antysemityzmu Lutra – w zamyśle księdza Oko koronny dowód na nikczemność niemieckiej wersji chrześcijaństwa – pełniło marginalną rolę. Antysemityzm XX wieku karmił się innymi trującymi sokami.
Lutrowi dostaje się jeszcze od księdza Oko za sprowokowanie reformacji, oderwanie się protestantów od chrześcijaństwa i za wojny religijne. Luter jednak reagował na liczne patologie na szczytach Kościoła, włącznie ze sprzedażą odpustów, wymazujących każdy grzech. Od obżarstwa po zabójstwo. Motywację, którą kierował się Luter należy wyjaśnić w kontekście niepewności osiągnięcia zbawienia – jedynego sensu ludzkiej egzystencji w XVI wieku.
Powiązanie niemieckiego reformatora z późniejszym o 400 lat Holocaustem, jakie sugeruje ks. Oko, jest intelektualnym nadużyciem, właściwie abdykacją logicznego myślenia.
Wkroczeniu Niemców na drogę wojen religijnych XVI wieku przeciwstawia Dariusz Oko tolerancyjną i tym samym bliższą Bogu Polskę. Tyle że ta wiek później wpadła w te same koleiny wojen religijnych: z protestancką Szwecją, mahometańską Turcją i prawosławną Rosją. Wojny prowadzone w imię maksymy „Polska zawsze wierna”, „Polska przedmurzem chrześcijaństwa” wyniszczyły ją bardziej niż Niemcy, gdyż okazały się gwoździem do trumny I Rzeczpospolitej.
Czyżby Bóg bardziej srogo ukarał Rzeczpospolitą niż protestanckie Niemcy?
Ten wątek ksiądz Oko obchodzi wielkim łukiem.
Kolejnym przykładem „totalitarnego genu” jest rzecz jasna sukces Hitlera w Niemczech. Ksiądz Oko sprowadza go do jednej przyczyny: słabości niemieckiego chrześcijaństwa, które ugięło się przed „niemieckim genem wodza”. „Trzeba być słabym chrześcijaninem i słabym na umyśle;
My Polacy jesteśmy za bardzo mądrzy, za bardzo chrześcijańscy, by wymyśleć führera” – dodaje.
Owszem, wśród rzeczywistych przyczyn dojścia do władzy Hitlera i ujarzmienia Niemców należy na pewno uwzględnić czynnik chrześcijaństwa. Jakkolwiek w innym, niż sugeruje to ks. Oko, aspekcie. Otóż Watykan za wszelką cenę postanowił z Hitlerem zawrzeć konkordat. Cenę politycznej ugody musieli zapłacić niemieccy katolicy. W zamian za zgodę na konkordat, Hitler wymógł na Watykanie przymuszenie do milczenie niemieckiej hierarchii i silnego a niechętnego mu do tej pory niemieckiego laikatu.
Wszystkie historyczne uproszczenia i koincydencje, którym ksiądz Oko nadaje charakter zjawisk przyczynowo-skutkowych, prowadzą do finalnej konstatacji. Dzisiejsza uległość niemieckiego kościoła przed „genderyzmem” i homo-ideologią, pod czym rozumieć należy „drogą synodalną”, wpisuje się w tradycję złego chrześcijaństwa niemieckiego.
Tu już rozgrywa ksiądz Oko mecz na swoim boisku. Przechodzi wszak do bliskiej sobie materii: obsesyjnej walki z „gender”. Wychwala przy tym Polskę i jej kościół „skutecznie broniący się przed »genderyzmem«”. W jego mniemaniu to koronny dowód na wyższość polskiego nad niemieckim katolicyzmem.
W istocie jednak jest to dyletancka pseudo-argumentacja na usługach dogmatycznego rozumowania.
Perspektywa „genderyzmu” przysłania ksiądz Oko panoramę spojrzenia. Czyniąc znak równości między „gender” a genem niemieckim, wyklucza on z polsko-niemieckiego sprzężenia historycznego pozytywne zjawiska. Choćby dialog między obydwoma episkopatami od lat 60. XX wieku, który komunistom w PRL wyrwał monopol na politykę niemiecką. Albo bezprecedensową pomoc materialną płynącą z RFN do Polski w mrokach stanu wojennego za pośrednictwem polskiego Kościoła, a za plecami reżimu Jaruzelskiego. Milczeniem pokrywa ksiądz Oko także zaproszenia dla byłych polskich więźniów obozów koncentracyjnych do niemieckich szkół z inicjatywy organizacji katolickich nad Renem.
Jako teolog urósł ksiądz Oko do rangi guru historiozofii polskiej ultraprawicy. Jej antyniemieckiemu ostrzu dostarcza pożądanego manichejskiego obrazu świata. W nim po jednej stronie sytuuje się zagrażająca polskiemu narodowi ideologia „gender”, „homo-lobby”, liberalna demokracja, Unia Europejska z Niemcami, a nawet monachijski kardynał Joachim Marx. Po drugiej umieszcza tradycjonalistyczny, mesjański narodowy katolicyzm.
W ten sposób kroczy ksiądz Oko pod wspólnym sztandarem elitarnego plutonu intelektualistów z całego świata, którzy jako „krzyżowcy, zwalczają ideologię śmierci”, jak to spuentował jego hiszpański kolega Ignatio Arsuaga. Także ks. Oko w przytaczanym tu wywiadzie określa się jako „żołnierz”. Weltanschauung (światopogląd) intelektualnych krzyżowców, od ultranacjonalizmu, etnocentryzmu, krytyki multilateralizmu i Unii Europejskiej, przez antyfeminizm, po obronę tradycyjnej rodziny, zawiera w sobie także putinowską wizję świata, opartą na koncepcjach suwerenności, tożsamości i tradycji.
W ten sposób rzeczony pluton z naczelnymi guru – Stevenem Banonem i kardynałem Ludwigiem Muellerem, nie tylko zasila europejskich populistów, amerykańską ultraprawicę i ponadnarodowy ruch antyaborcyjny Citizen Go, ale światopoglądowo podaje rękę ideologowi Putina – Aleksandrowi Duginowi.
„Ciemne i wrogie siły zewnętrzne zawsze walczyły przeciwko jedności Rusi i Kościoła rosyjskiego” – gardłował ministrant Putina patriarcha Cyryl.
Tym światopoglądowym pokrewieństwem niewiele przejmują się w Polsce ortodoksyjni duchowni w stylu abp. Jędraszewskiego i broniący szańców katolickiej Polski „lud boży”. Jakby nie rozumieli, że religijne symbole i wartości populiści tylko cynicznie wykorzystują, by umocnić swój polityczny autorytet. Jakby ignorowali, że populistów interesują wyłącznie kwestie tożsamościowe, podczas gdy religia koncentruje się na zagadnieniu wiary. Kiedy polski Kościół zrozumie i odrzuci te manipulacje?
Historyk, politolog i watykanista, prof. na Uczelni Korczaka w Warszawie i Uniwersytecie we Freiburgu.
Historyk, politolog i watykanista, prof. na Uczelni Korczaka w Warszawie i Uniwersytecie we Freiburgu.
Komentarze