0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Ina Fassbender / AFPFot. Ina Fassbender ...

Na zdjęciu: Kukły przedstawiające papieża Franciszka i Benedykta XVI, walczących ze sobą podczas parady karnawałowej w Düsseldorfie, 24 lutego 2020 roku.

Śmierć Josepha Ratzingera stanowi cezurę w historii Kościoła katolickiego. Jaki jest bilans jego rządów w Watykanie? Jaki wpływ niemiecki papież wywarł na myśl teologiczną? Co zmieni się w Kościele po jego odejściu? Czy Franciszek dokończy swoje reformy, blokowane przez konserwatystów, dla których Benedykt XVI był latarnią?

Publikujemy dwugłos, a właściwie trzy głosy na temat Benedykta XVI. Zaczynamy od tekstu prof. Arkadiusza Stempina, historyka, politologa i watykanisty, który pisze o swoistej cichej walce między Benedyktem a Franciszkiem, w której stawką były reformy Kościoła. Analizuje także konserwatywne rządy Ratzingera w Watykanie i jego wpływ na blokowanie myśli teologicznej i zmian w Kościele w Niemczech i Austrii.

Z kolei prof. Stanisław Obirek, historyk, teolog i antropolog oraz Artur Nowak, adwokat, publicysta i pełnomocnik ofiar wykorzystywania seksualnego, piszą w swoim artykule o ewolucji postaw Ratzingera wobec zbrodni seksualnych, popełnianych przez duchownych. I oceniają jego pontyfikat w kontekście dokonań, a właściwie zaniedbań jego poprzednika, Jana Pawła II.

Oba teksty składają się na wielowymiarowy, pełen sprzeczności i paradoksów portret nie tylko niemieckiego papieża, ale w ogóle współczesnego Kościoła.

* * *

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie

Przeczytaj także:

Wraz z odejściem Benedykta XVI do wieczności, co w Watykanie przynależy do aspektu transcendentalnego, wraca w rzymskiej centrali Kościoła tryb normalny, w wymiarze trywialnym. Na czele miliardowej organizacji od 31 grudnia 2022 roku stoi wyłącznie jeden papież.

Od początku pontyfikatu Franciszka unosił się nad nim cień papieża-emeryta, bezprecedensowy w dziejach ludzkości. Owszem, Benedykt XVI, ideologiczny konserwatysta, przez całe życie tropiący i ścigający liberalnych teologów, dokonał rewolucyjnego czynu. Od teologicznej strony przetestował, że abdykacja papieska nie narusza ani prawa kościelnego, ani dogmatów religijnych. Kłóci się jedynie z powszechnym wyobrażeniem o nierozłącznym spleceniu urzędu papieskiego z osobą papieża do śmierci, co jest problemem jednak tylko śmiertelników.

Watykan w cieniu Benedykta

Trzeba pamiętać, że w chwili abdykacji w 2013 roku Benedykt zachował status papieża, zapowiadając jednocześnie posłuszeństwo nowemu, swojemu następcy. Od tamtej chwili przez 9 lat, musiał rzeczywiście często gryźć się się w język. Nie sądził bowiem, że jego sukcesor obierze odwrotny do niego kurs i Kościół katolicki poprowadzi w kierunku liberalnych reform. Zbyt radykalnych dla konserwatywnego establishmentu Kościoła, czyli kardynałów i biskupów, z nominacji jeszcze samego Benedykta i Jana Pawła II.

Ta właśnie grupa próbowała nawet Franciszka wysiodłać z urzędu. I to ona wynosiła emerytowanego papieża do flagowej postaci swojej frondy. Najbardziej ochoczo podczas dwóch synodów w Rzymie (2015, 2016), poświęconych m.in. poluzowaniu reguł o dopuszczeniu do komunii osób w związkach niesakramentalnych (drugich małżeństwach). Frondystom przewodzili: amerykański ultrakonserwatysta kardynał Raymond Leo Burke i kardynał Ludwik Müller, rodem z Regensburga.

Ten pierwszy znany jest z noszenia jedwabnych rękawiczek do łokcia oraz 6-metrowej długości płaszcza z równie szlachetnego jedwabiu (magna cappa). Ten drugi to najbliższy współpracownik Benedykta i jego bliski przyjaciel z Niemiec. Franciszek pozbył się jednego i drugiego. Warto dodać, że na synodzie polscy biskupi z szefem episkopatu abp. Stanisławem Gądeckim wspierali antyfranciszkowe środowisko kardynała Müllera.

Fizycznie coraz słabszy Benedykt nie miał siły, by przeciwstawiać się wykorzystywaniu jego osoby jako flagowej postaci antyfranciszkowej frondy.

To dlatego inny ultrakonserwatywny kardynał z Afryki, Robert Sarah, mógł zmanipulować osobę emerytowanego papieża. W swojej publikacji potępiającej w czambuł celibatową reformę Franciszka, zamieścił rozdział napisany ręką Benedykta. O „wojnie między papieżami” donosiły media. Kardynał Sarah post factum musiał się tłumaczyć, że Benedykt XVI przysłał mu swój rozdział bez wiedzy, jak będzie on wykorzystany.

Hamulcowy papież-emeryt

Raz jednak, nie bacząc na swoje pierwotne przyrzeczenie, by trzymać język za zębami, sprzeciwił się Benedykt XVI publicznie Franciszkowi. Wysmażył pisemne stanowisko, które wyjaśniało przyczyny seksualnych przestępstw duchownych. Przypisał je seksualizacji przestrzeni publicznej, której mieli ulec także i księża. W ten sposób dał upust swojej traumie, jakiej doznał podczas kulturowej rewolty 1968 roku w Niemczech, kiedy to rewolucja seksualna przechodziła przez sale wykładowe Europy zachodniej.

Swoją wypowiedzią wszedł w paradę Franciszkowi, który znacznie trafniej określił przyczyny tuszowania przestępstw seksualnych duchownych przez biskupów, dopatrując się ich w strukturze władzy Kościoła. A de facto – w patologiach, drążących tę instytucję od środka.

Obecność papieża emeryta bez dwóch zdań blokowała impet reform urzędującego papieża. Nie udało się Franciszkowi ani poluzować reguł dla sakramentu komunii w przypadku rozwiedzionych osób, ani dopuścić do kapłaństwa żonatych mężczyzn. Teraz dopiero otwiera się przed nim, już 86-latkiem, perspektywa samodzielnych rządów. W kontekście planowanych reform okoliczność korzystna. Na ten rok zapowiadany jest w Rzymie kolejny synod, mający poluzować rzymski centralizm na rzecz synodalności. Czyli większej władzy biskupów w diecezjach, bez konieczności nerwowego oglądania się na Rzym.

Wieczna Kuria w Wiecznym Mieście

Łączy się to organicznie z drugim, pokrewnym zagadnieniem – samą rzymską centralą Kościoła. Kuria rzymska funkcjonowała co najmniej od pontyfikatu Pawła VI (1963–1978) do rządów Benedykta XVI (2005–2013) zgodnie z maksymą: „papieże przychodzą i odchodzą, Kuria zostaje”. Największą ofiarą tej dewizy padł sam papież Benedykt XVI.

Papież nie tyle utracił on kontrolę nad Kurią, ila ta od samego początku owinęła sobie pontyfeksa wokół palca.

Kardynał-sekretarz stanu, druga po papieżu osoba w Watykanie, eminencja Tarcisio Bertone, wysyłał profesora w białej sutannie do biurka, by pisał tam dwutysięczną książkę o Chrystusie. Ewentualnie do fortepianu, by wygrywał na nim ulubionego Mozarta. A sam pociągał za sznurki władzy, do spółki z włosko-południowoamerykańską wierchuszką kurialistów.

Kradzież dokumentów z papieskiego biurka, dokonana przez współpracowników Kurii i informacje o istnieniu w Watykanie klubów gejowskich uzmysłowiły papieżowi jego własny status figuranta na tronie. Dlatego abdykował i dlatego też Franciszek został wybrany na następcę. Zadanie, jakie zlecili mu kardynałowie (w większości spoza Kurii, bo z diecezji rozsianych po całym świecie), brzmiało: posprzątać watykańską stajnię Augiasza!

Franciszek sprząta Watykan

Nowy papież przystąpił do dzieła, pomijając przy tym rzymską Kurię. Tak powstały w Watykanie dwa konkurencyjne ośrodki władzy: rządzący ze swojego biura w Domu św. Marty papież oraz rzymska Kuria, czyli kongregacje i rady. Papież dużym łukiem omija kurialny aparat, powołując do rozwiązywania poszczególnych zagadnień własne komisje. To one wprowadzają małe reformy.

Do przyszłorocznego synodu w Rzymie Franciszek przykłada mniejszą wagę. Bo wie, że jego odważne plany i tak upadną na skutek sprzeciwu większości konserwatystów. Spór między nim a konserwatystami dotyczy nie tyle poszczególnych doktryn wiary, ale sytuuje się znacznie wyżej. W gruncie rzeczy, dotyczy fundamentalnej kwestii.

Franciszek życzy sobie Kościoła, który mniej przejmowałby się zakazami, a bardziej – radosnym przekazem o miłości Boga do człowieka i człowieka do człowieka.

Niechby nawet Kościół trzymał się kurczowo swoich doktryn, takich jak celibat, wykluczenie kobiet z kapłaństwa, homoseksualistów ze zbawienia, a rozwiedzionych z komunii. Przy nowym rozłożeniu akcentów, wszystkie te konserwatywne zakazy straciłyby na znaczeniu.

Konserwatyści obawiają się o jądro doktryny, podszytej strachem i epatującej piekłem. Najbardziej boją się, że poluzowanie w jednej sprawie, może doprowadzić do upadku całej doktrynalnej architektury. Bez Benedykta będą mieć trudniej. Zawsze mogli szachować Franciszka jego osobą. Wskazywać, że kilkaset metrów od Domu św. Marty żyje drugi papież, równy mu sakralną godnością, jedynie nie podpisujący oficjalnych watykańskich dokumentów. I czekający w blokach startowych do podmianki. Teraz obóz konserwatystów stracił możliwość szantażowania Franciszka. Utracił kluczowe instrumentarium w watykańskich zapasach.

Szansa na reformę Kościoła w Niemczech i Austrii

Nieobecność Benedykta jako konserwatywnego teologiczne filaru niemieckiego Kościoła zwiększy także szanse dla oddolnej reformy w Niemczech i w Austrii. Obydwa Kościoły, zwłaszcza po fali skandali związanych z pedofilią duchownych w 2010 roku, czyli jeszcze za pontyfikatu Benedykta XVI, popadły w otchłań kryzysu. Od tej cezury w każdym kolejnym roku notowana jest tam rekordowa liczba wystąpień wiernych z Kościoła.

Z drugiej strony zaangażowani katolicy nad Renem i Dunajem próbują od dołu skruszyć mury lokalnych struktur. W pakiecie: koniec z przywożeniem biskupów z Rzymu, tylko wybieranie ich na miejscu, także głosami laikatu.

Koniec z bezżennością duchownych i wykluczeniem kobiet z kapłaństwa. Więcej demokracji w zarządzaniu parafiami, dekanatami i diecezjami.

Tak zwana niemiecka droga synodalna i austriacki ruch „Wir sind Kirche” („Jesteśmy Kościołem”) przyprawiają o ból głowy biskupów w Niemczech i Austrii. W większości hierarchowie znajdują się między młotem (zbuntowanymi laikatem) a kowadłem (Rzymem).

Dla Franciszka propozycje z strefy niemieckojęzycznej idą stanowczo za daleko. Tak jak kiedyś dla papieża Leona X – idee Marcina Lutra. A Benedykt XVI, ustami swojego prywatnego sekretarza abp. Georga Gänsweina, oświadczył w 2022 roku, że reformy ruchu synodalnego tworzą „inny Kościół, który nie bazuje na Objawieniu”. Ponadto jest „niesakramentalny, a pseudodemokratyczny”.

O kryzysie w niemieckim Kościele i niemieckiej drodze synodalnej pisał w OKO.press prof. Stanisław Obirek:

Progresywny konserwatysta

Paradoks polega na tym, że Benedykt XVI, jeszcze pod świeckim imieniem i nazwiskiem Joseph Ratzinger, jako kardynał-prefekt Kongregacji Nauki Wiary wymógł na Janie Pawle II porzucenie wypróbowanej praktyki tuszowania skandali pedofilskich (2001). A ulubieńca polskiego papieża, psychopatycznego seksualnego maniaka Maciela Degollado, skazał finalnie na niebyt. Uczynił to niemal w pojedynkę w opozycji do całej kasty watykańskiej. Jednak jako papież-emeryt okazał się do końca życia konserwatywnym dogmatykiem.

Raztinger, rodem z niepokornego teologicznie i filozoficznie niemieckiego Kościoła, miał własną, progresywną przeszłość. Na uniwersytetach wykładał nie w sutannie, a pod krawatem. Jego flagowa publikacja „Wprowadzenie do chrześcijaństwa” została w Polsce przez kard. Wyszyńskiego zakazana w nauczaniu seminaryjnym jako zbyt liberalna. Po roku 1968 przeląkł się jednak zewnętrznego świata.

W usztywnieniu doktryny Ratzinger dopatrzył się ratunku przed falą „metafizycznych wygnańców”, którzy niedzielę traktują wyłącznie jako okazję do wyspania się.

Jako strażnik św. Graala katolickiej doktryny, u boku polskiego papieża zwalczał „cywilizację śmierci” (1981–2005), wciskając Kościół powszechny i swój rodzimy, niemieckojęzyczny, w prokrustowe łoże katolickiej ortodoksji. Tu lista “osiągnięć” Benedykta wypełniłaby wiele stron. Wystarczy wspomnieć o dyżurnym karceniu liberalnego kardynała Wiednia Franz Königa w latach 70. i 80. Czy o utrąceniu propozycji lidera niemieckiego episkopatu mogunckiego biskupa Karla Lehmanna, który już w latach 80. optował za dopuszczeniem rozwiedzionych małżonków do komunii.

Niejako w rewanżu za tę impertynencję, przez dwie dekady Ratzinger blokował, ku oburzeniu Niemców, kapelusz kardynalski dla Lehmanna. Sprzeciwił się ponadto praktyce większej obecności laikatu niemieckiego w duszpasterstwie i przed ołtarzem.

siwy mężczyzna w obłoku dymu z kadzidła
Benedykt XVI odprawia mszę w rzymskiej bazylice św. Jana na Lateranie, 3 czerwca 2010 r. Fot. Filippo MONTEFORTE / AFP

Pancerny kardynał

Zarówno w swojej ojczyźnie, jak i poza nią Benedykt ścigał nieprawomyślnych teologów. W Ameryce Południowej tamtejszą „teologię wyzwolenia”, która w oparciu o Ewangelię żądała sprawiedliwości nie w wieczności, ale tu i teraz, wysłał do diabła. Wprawdzie do swoich teologicznych koncepcji wprowadził znaczną dozę arystotelesowskiej i oświeceniowej racjonalności, co go różniło od mistyka Jana Pawła II. Ale współczesne demokratyczne społeczeństwo sprowadził do bezwładnej masy, owładniętej relatywizmem moralnym. Uważał, że zbawienie dla niej oferuje jedynie katolicka wiara i katolicki Kościół.

Za te dokonania rodzimi katolicy w Niemczech okrzyknęli go „pancernym kardynałem”, „rottweilerem Boga”, „Wielkim Inkwizytorem”.

Jako papież, z nieco mniejszym impetem, ale konsekwentnie poskramiał otwarty katolicyzm. Oczywiście w obawie, że raz uruchomiony proces reform wymknie się spod kontroli – jak w przypadku imperium radzieckiego i reform Gorbaczowa. Podczas spotkania z prezydentem Niemiec Christianem Wulffem (2011) przemilczał wstydliwie jego pytanie: „Ile miłosierdzia dopuszcza Kościół w przypadku tych katolików, których życie toczy się meandrycznymi zakrętami?”.

Gaśnie latarnia konserwatystów

Dał więc Benedykt XVI odpór pragnieniom katolików i protestantów nad Renem, by w mieszanych małżeństwach w obydwu Kościołach przyjmować komunię. Podczas papieskiej wizyty w Niemczech zdeprecjonował religię islamską, odmawiając jej elementu prawdy objawionej, opartej na logosie (słowie). Zdeprecjonował też Izrael i religię mojżeszową, modyfikując jedną z modlitw wielkopiątkowych na modłę przedsoborową, zawierającą prośbę o nawrócenie Żydów.

Odrestaurował archaiczny ryt trydencki katolickiej mszy (w języku łacińskim) i flirtował z ultrakonserwatywnym, antysemickim i rasistowskim, choć marginalnym Bractwem Św. Piusa. Ignorował przy tym fakt, że ma do czynienia z negacjonistami Holocaustu. Nic dziwnego, że przez ostatnie pół wieku świecił z uniwersyteckiego parnasu niczym latarnia morska dla konserwatystów. Brak tego światła utrudni im utrzymanie kursu.

Należy spodziewać się też, że śmierć Benedykta rozwiąże ręce Franciszkowi i w drugiej kwestii, uregulowania statusu papieża-emeryta. Swoim ustąpieniem Benedykt XVI stworzył precedens. Pozostał „drugim” papieżem, zachował przecież tytuł, herb, pierścień i białą sutannę. Możliwe, że w przyszłości emerytowany papież dla większej jednoznaczności nie będzie posiadał atrybutów papieskich. A jego status określi elegancki i dużo bardziej komfortowy dla urzędującej Głowy Kościoła tytuł „emerytowanego biskupa Rzymu”. Oraz purpurowa sutanna, jaką noszą kardynałowie.

Z Benedyktem XVI odchodzi ortodoksyjny i patriarchalny Kościół, uformowany przed Soborem Watykańskim II. Jego restauracja byłaby archaicznym i kontrproduktywnym, o ile nie zgubnym przedsięwzięciem. A sam Raztinger, swoim przetrąconym przez watykańskie gniazdo os pontyfikatem, jakby dowodzi, że machiny watykańskie są gotowe przetrącić głowę i konserwatystom, takim jak on, i progresistom, jak Franciszek.

Szanse reformatorów spoza Rzymu rosną. Alternatywą będzie zupełna marginalizacja Kościoła katolickiego.

Udostępnij:

Arkadiusz Andrzej Stempin

Historyk, politolog i watykanista, prof. w WSE KS. Tischnera w Krakowie i na Uniwersytecie we Freiburgu.

Komentarze