0:000:00

0:00

12 października mija 530 lat od momentu, gdy Krzysztof Kolumb dotarł karaką „Santa Maria” do wypatrywanego lądu za Atlantykiem. Niezależnie od tego, czy domyślał się, że trafił do Nowego Świata, czy twardo utrzymywał, że dopłynął okrężną zachodnią drogą do Indii, data ta jest oficjalnie uznawana za odkrycie Ameryki.

Dziś rocznica wydarzenia z 1492 roku przybladła. Stało się tak z kilku powodów. Po pierwsze, coraz częściej się podkreśla, że przybycie Kolumba oznaczało początek wyniszczania rdzennej ludności Nowego Świata oraz rozwój amerykańskiego niewolnictwa z milionami nieszczęśników sprowadzanych z Afryki.

Po drugie, nie ma wątpliwości, że ktoś odkrył Amerykę już przed Kolumbem. Różnica jest taka, że to jego wyprawa przyniosła trwałą kolonizację i eksploatację Nowego Świata: najpierw przez Hiszpanów, potem przez Portugalczyków, Francuzów, Anglików i innych.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Sekret Jana z Kolna

Jest w tej historii wątek polski. I nie chodzi wcale o pogłoskę, jakoby Kolumb był synem żyjącego w ukryciu na wygnaniu króla Władysława Warneńczyka, o której tyle mówiono nad Wisłą w ostatnich latach za sprawą książki Manuela Rosy „Kolumb. Historia nieznana”.

Sprawa dotyczy legendarnego Jana z Kolna. Według XIX-wiecznego historyka Joachima Lelewela, był to polski żeglarz w służbie duńskiej. Jako Johannes Scolvus (Scolnus) dotarł rzekomo do wybrzeży Labradoru, czyli regionu w dzisiejszej Kanadzie, już w 1476 roku. Czyli szesnaście lat przed tym, jak Kolumb dopłynął do wysp karaibskich!

Niestety, informacje o tajemniczej wyprawie pochodzą ze źródeł już XVI-wiecznych. Pomimo wysiłków wielu badaczy, nie udało się jednoznacznie potwierdzić ani dotarcia Scolvusa do Labradoru, ani jego związków z Polską. Skandynawowie – Duńczycy i Norwegowie – wcale nie zamierzali oddawać tej legendy bez walki.

Powstała również teoria, że w rzeczywistości wyprawa mogła dotrzeć do Grenlandii (która zresztą geograficznie jest częścią Ameryki Północnej). Niektórzy łowcy sensacji zwracają zaś uwagę na podobieństwo nazwiska Scolnus do Colon, czyli hiszpańskiej wersji nazwiska Kolumba. Może chodzi o tę samą osobę? Tu koło się zamyka, a fani poloników mają znowu duże pole do popisu.

Przeczytaj także:

Polowanie na dorsze

Kolumb zrealizował w Hiszpanii pomysł wyprawy, której propozycję odrzuciły kilka lat wcześniej władze Portugalii. Wielu Portugalczyków przekonanych jest natomiast, że przed nim pływali do Nowego Świata ich rodacy ze znamienitej rodziny Corte-Real.

Jeden z nich, João Vaz, około 1470 roku odkrył ląd nazwany Nową Ziemią Dorszów. W jego wyprawie nawigatorem miał być – uwaga – Johannes Scolvus!

Sam nowy ląd, zdaniem badaczy, to Nowa Fundlandia lub jakaś pobliska wyspa. Portugalscy rybacy przez wieki lubili zapuszczać się na łowiska po zachodniej stronie Atlantyku. Nie jest to jednak żaden dowód na odkrycie Nowego Świata przez João Vaza Corte-Real. Nawet gdyby Johannesem Scolvusem był w rzeczywistości Krzysztof Kolumb, jak chcą niektórzy pasjonaci, też niewiele to zmienia.

Notabene, to nie tylko sława Kolumba, ale także jego dość niejasne pochodzenie powodują, że przyznają się do niego zarówno Portugalczycy, Włosi, Hiszpanie, a także Grecy, Żydzi i ostatnio Polacy.

Sprawę mogą rozstrzygnąć badania genetyczne, do których materiał naukowcy pobrali z domniemanego grobu żeglarza w Sewilli oraz z kości jego synów.

Tropy templariuszy

Jedna z teorii spiskowych podkreśla, że wprawdzie Kolumb dotarł do Nowego Świata na czele hiszpańskiej wyprawy, to jednak nie bez kozery na żaglach jego statków były krzyże przypominające symbole zakonu templariuszy. Czy to przypadek?

Templariusze, czyli Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona, oficjalnie zniknęli z kart historii na początku XIV wieku. Stało się tak za sprawą intrygi króla Francji Filipa Pięknego oraz papiestwa, które sobie podporządkował.

Rycerzy zakonnych ścigano, ogromny majątek przejęto. Jednak w Portugalii de facto przetrwali. W 1317 roku zasilili nowo powstały Zakon Chrystusa. I tak się składa, że wielu późniejszych członków tej wspólnoty – w tym słynny Henryk Żeglarz – odpowiadało za XV-wieczny boom na wielkie odkrycia geograficzne, poszukiwanie nowych lądów i powstanie kolonialnej potęgi Portugalii.

Czy to może oznaczać, że templariusze wiedzieli wcześniej o istnieniu Nowego Świata?

Mieli flotę, która operowała także na Atlantyku. Nieżyjący już znawca historii templariuszy Jerzy Prokopiuk zwracał uwagę, że z pewnych indiańskich kronik można domniemywać, jakoby pojawili się w Meksyku. Mowa o XVI-wiecznej, a więc napisanej już w czasach konkwisty, „Cronica Mexicayotl”.

Wspomina się w niej „bożych wojowników”, którzy dużo wcześniej przybyli zza wielkiej wody. Czy nie przypadkiem Aztekowie w czasach konkwisty potraktowali brodatych Europejczyków jako wysłanników boga, których ponownego przybycia się spodziewali? To jednak tylko poszlaki.

Kolejna sprawa to domniemana podróż szkockiego możnowładcy Henry’ego Sinclaira z zamku Rosslyn. Ponoć dotarł on do amerykańskich wybrzeży w 1398 roku. Tak można wywnioskować z listów braci Zeno z Wenecji, którzy mu towarzyszyli i nazywali księciem Zichmi. Opublikowano je jednak dopiero w 1558 roku i naukowcy uważają je za fałszywki.

A zwykłą bzdurą jest łączenie z templariuszami wieży stojącej w mieście Newport w stanie Rhode Island w USA. Ta 8,5-metrowa kamienna budowla wsparta jest na ośmiu kolumnach połączonych łukami i kojarzyć się może ze średniowiecznymi konstrukcjami. Historycy datują ją jednak na wiek XVII i uważają za pozostałość dawnego młyna.

Wszystkie takie spekulacje sprawiają jednak, że do dziś na słynnej Wyspie Dębów u wybrzeży Kanady pasjonaci szukają skarbu templariuszy w tajemniczej Studni Pieniędzy. Powstał o tym nawet popularny serial dokumentalny.

Wyprawa z Mali i olmeckie głowy

Nie tylko rozmaici Europejczycy chcą zdetronizować Kolumba. Za Atlantyk wyruszyła też w XIV wieku wyprawa z zachodnioafrykańskiego Imperium Mali.

Było ono wówczas potężnym i niezmiernie bogatym państwem, mającym wpływy z kopalń i karawan podróżujących przez Saharę. Malijski władca Mansa Musa wywołał sensację, gdy odbył pielgrzymkę do świętych miejsc islamu, nie szczędząc przy tym swej fortuny.

I to właśnie on opowiedział w 1324 roku uczonym z kairskiego uniwersytetu Al-Azhar o morskich wyprawach jego poprzednika Abu Bakra II na zachód. W pierwszą wysłał dwieście łodzi, z których wróciła jedna, informując o dotarciu do ujścia olbrzymiej rzeki. Wtedy Abu Bakr II zarządził w 1311 roku kolejną ekspedycję, jeszcze większą, i sam wziął w niej udział. Z tej wyprawy nie wrócił.

Czy Malijczycy dysponowali odpowiednimi statkami, które mogłyby dotrzeć np. do wybrzeży Brazylii? Mogło im się udać nawet przypadkiem. Przy odpowiedniej liczbie okrętów i ludzi mogliby nawet spróbować skolonizować nowy ląd. Nie ma jednak na to dowodów.

Niektórzy upatrywali ich w tzw. olmeckich głowach, wielotonowych kamiennych głowach z bazaltu, odkrytych w Meksyku. Ich rysy wydawały się pewnym badaczom „negroidalne”. Jednak naukowcy dowodzą, że głowy wyrzeźbili Olmekowie ponad dwa tysiące lat przed wyprawą z Mali: między 1200 a 900 r. p.n.e.

Innego zdania są Chińczycy, uważający, że olmeckie głowy to efekt dalekomorskich kontaktów z chińską dynastią Shang. Ponad trzy tysiące lat temu! Twierdzenia te zostały jednak przez naukowców wyśmiane. Podobnie jak książka Gavina Menziesa „1421: rok w którym Chińczycy odkryli Amerykę i opłynęli świat”, także starająca się odebrać palmę pierwszeństwa Kolumbowi.

Fantazja Erdoğana

Wróćmy jednak do muzułmańskich żeglarzy. Turecki prezydent Recep Erdoğan stwierdził publicznie w 2014 roku, że odkryli oni Amerykę 314 lat przed Kolumbem, a przepływając obok Kuby słynny żeglarz zobaczył zarys meczetu.

Skąd to przypuszczenie? Odnosi się ono nie do wspomnianej wyprawy Malijczyków, lecz do wzmiankowanej przez pewne źródła chińskie wyprawy muzułmańskich żeglarzy z 1178 roku. Mieli oni dotrzeć do tajemniczej krainy zwanej Mulan Pi. Niestety, nie ma żadnej pewności, że chodziło o Amerykę.

Z nieco wcześniejszych czasów, bo z X-go stulecia, pochodzą natomiast doniesienia poważanego arabskiego geografa i historyka Al-Masudiego. W księdze „Złote niwy i diamentowe kopalnie” napisał on o podróży z 889 roku przez Atlantyk, po której mauryjski żeglarz z Hiszpanii Khashkhash ibn Saeed ibn Aswad wrócił z bajecznymi skarbami.

Nawet jednak jeśli doszło do tej wyprawy, czy celem był nieznany nowy ląd za oceanem, a nie bardziej odległe wybrzeża Afryki? Taką podróż, tam i z powrotem, z pewnością łatwiej zniosłyby ówczesne okręty.

Polinezyjczycy, nie Walijczycy

Bez wątpienia natomiast coś połączyło przed wiekami prekolumbijskie ludy Ameryki oraz Polinezyjczyków. W 1947 roku norweski podróżnik Thor Heyerdahl pokazał poprzez swoją ekspedycję Kon-Tiki, że nawet archaiczną tratwą można przepłynąć z Peru na wyspy wschodniego Pacyfiku. A czy udałoby się w przeciwnym kierunku?

W 2020 roku swoistym komentarzem do tego stały się badania genetyczne ludzi i... słodkich ziemniaków. Te ostatnie noszą podobne nazwy u ludów andyjskich i na wyspach Polinezji: kumala.

Z analiz zaprezentowanych na łamach czasopisma „Nature” wynika, że około 1200 roku doszło do kontaktów Indian południowoamerykańskich oraz Polinezyjczyków z wyspy Fatu Hiva. Tak wskazują odkryte u obu grup identyczne fragmenty DNA. Zdaniem naukowców, mogło być jednak odwrotnie, niż sądził Heyerdahl. To Polinezyjczycy mogli dopłynąć do wybrzeży Ameryki Południowej, a słodkie ziemniaki zabrali stamtąd w podróż na kolejne wyspy!

W podobnym czasie jak Polinezyjczycy południową Amerykę, jej północną część miał zobaczyć... walijski książę Madoc. Jednak to tylko legenda, na nią nie ma żadnych dowodów.

Po raz pierwszy pojawiła się w XVI-wiecznym pamflecie, zachęcającym osadników do podróży do Nowego Świata. Prawdopodobnie legendę tę zainspirowała słynna średniowieczna „Podróż świętego Brendana”, powstała około 900 roku. Tytułowy irlandzki mnich miał dotrzeć do dalekich lądów na Atlantyku, które badacze próbowali identyfikować z Ameryką. Najpewniej jednak to tylko przypowieść, religijna alegoria.

Pokolenia Nordykoamerykanów

Irlandczycy i Walijczycy do dziś szukają w Nowym Świecie śladów po swoich domniemanych poprzednikach Kolumba, jednak nie są stanie natrafić na żadne konkretne, bezdyskusyjne dowody. Nie na takie, jakimi dysponują Skandynawowie, mówiąc o wyprawach wikingów do Ameryki.

Bez wątpienia dotarli oni najpierw na Grenlandię – pod wodzą banity Eryka Rudego. Następnie zaś na tereny Labradoru i Nowej Fundlandii. Jako pierwszy zobaczył ten teren dzisiejszej Kanady Bjarni Herjolfsson, potem jego śladem ruszył Leif Erikson, syn Eryka Rudego.

Tak przynajmniej mówią skandynawskie sagi, datując to wydarzenie na rok 1000-1002. Oprócz nich naukowcy mają dowody materialne i genetyczne. W Nowej Fundlandii, na stanowisku archeologicznym w L’Anse aux Meadows, znaleziono pozostałości po wikińskiej osadzie sprzed tysiąca lat. W 1978 roku UNESCO wpisało ją na listę światowego dziedzictwa ludzkości.

Jeśli zaś chodzi o geny, to w 2010 roku na Islandii przeprowadzono badania, które wykryły u kilkudziesięciu osób żeńskie linie genetyczne (haplogrupa C1e) typowe dla rdzennych Amerykanek. Rodziny tych Islandczyków żyły w tym samym miejscu wyspy od początku XVIII wieku i już wtedy miały w genach ową amerykańską linię.

Zdaniem naukowców, najbardziej prawdopodobna wydaje się hipoteza, że geny te pochodzą od Indianki, którą zabrali ze sobą z Ameryki – jako brankę lub żonę – jeszcze wikingowie. Osadnictwo wikińskie w Ameryce nie przetrwały bowiem długo. Klimat się pogarszał. Z powodu zmian klimatycznych i nieurodzaju zamierały osady na Grenlandii, a to utrudniało kontakt między Nową Fundlandią i Europą. Na dodatek dochodziło do starć z lokalnymi indiańskimi plemionami.

Na Grenlandii tzw. Osiedle Zachodnie opuścili wikingowie około 1350 roku, a Osiedle Wschodnie po kolejnych kilkudziesięciu latach. Jeśli osiedla wikingów na Nowej Fundlandii (można założyć, że L’Anse aux Meadows nie było jedyne) jeszcze istniały, to nie mogły przetrwać o wiele dłużej. Kto wie, może ostatni wiking w Ameryce umierał w 1451 roku, gdy na świat przychodził Krzysztof Kolumb?

Starożytne zagadki

A co z jeszcze wcześniejszymi odkrywcami Ameryki? W różnych miejscach USA znajdowano inskrypcje i artefakty mające wskazywać, że do Nowego Świata docierali już Rzymianie, Fenicjanie czy zaginione plemiona Izraela. Okazywały się to jednak fałszywki, czasem wręcz groteskowe (jak te z Tucson, gdzie na rzekomym dawnym mieczu wypatrzono wyrytego dinozaura).

Ciekawy przypadek stanowiła terakotowa główka znaleziona w Meksyku. Przypomina starożytne rzymskie dzieło z II-III w. n.e., a znaleziono ją w 1933 roku w grobie datowanym na XV-XVI wiek.

Naukowcy nie dopuszczają jednak możliwości, by trafiła do Ameryki na starożytnym statku. Podejrzewają raczej, że doszło do żartu, oszustwa lub przypadkowego pomieszania jakichś eksponatów. Zwłaszcza, że odkrywcy byli tak „zszokowani” znaleziskiem, że poinformowali o nim dopiero w roku 1960. Trudno, by taka pojedyncza mała główka zmieniła całą historię...

Są jednak pewne fakty, które zastanawiają. Dlaczego ślady tytoniu, przywiezionego przecież przez Kolumba z Karaibów, znaleziono współcześnie w mumii Ramzesa II z XIII w. p.n.e.? Otóż mogły znaleźć się tam w XIX wieku, gdy zabytek starano się zabezpieczyć przed insektami.

A dlaczego ananasy, także pochodzące z Nowego Świata, można zobaczyć na rzymskiej mozaice sprzed dwóch tysięcy lat? Cóż, być może ulegamy złudzeniu i to po prostu jakiś rodzaj szyszki, który trafił na rzymską ucztę w celach dekoracyjnych.

Thor Heyerdahl udowodnił w 1970 roku swoją wyprawą „Ra II”, że da się dopłynąć starodawną papirusową łodzią z północnej Afryki na Karaiby. Nie znaczy to jednak, że ktoś miał podobne pomysły i dokonał tego także w starożytności.

Udostępnij:

Adam Węgłowski

Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.

Przeczytaj także:

Komentarze