Białoruskie władze odcięły wodę i ogrzewanie oraz zaplanowały całodobowe patrole OMON-u w dzielnicach słynących z aktywnych protestów. Parlament w trybie pilnym rozpatrzył też ustawę umożliwiającą odbieranie Białorusinom obywatelstwa, a skala przemocy stosowanej wobec protestujących zależy od nadanych im w trakcie zatrzymań kategorii.
OMON bije rekordy
Białoruscy siłowicy w niedzielę 15 listopada nie pozwolili uczcić pamięci zamordowanego przez OMON Ramana Bandarenki i podjęli próbę stłumienia wszystkich zgromadzeń w zarodku, czyli w poszczególnych dzielnicach białoruskich miast. Pobili rekord zatrzymań z poprzedniego tygodnia, z 8 listopada. Teraz wynosi on już 1 100 osób jednego dnia.
Szczególnie intensywnie OMON-owcy działali na osiedlu z „Placem Przemian”, z którego przed tygodniem zabrali Bandarenkę zamaskowani funkcjonariusze. 15 listopada doszło tam do pokazu siły OMON-u i zatrzymania kilkuset osób chroniących spontanicznie stworzone przez mińszczan miejsce pamięci skatowanego mężczyzny.
Oddziały prewencji działały według schematu stosowanego nieprzerwanie od sierpnia: rzucały granaty hukowo-błyskowe w tłum tak, by zranić, brutalnie biły, zastraszały, wulgarnie poniżały i odczłowieczały.
Szczególnie brutalnie traktowano ludzi, których ubrania oznaczono poszczególnymi kolorami i symbolami. Służby poniżały demonstrantów używających symboli narodowych i języka białoruskiego. Już w poprzednich tygodniach OMON-owcy zaczęli wyściełać podłogi nieoznakowanych busów i więźniarek biało-czerwono-białymi flagami i kazali zatrzymanym wycierać o nie nogi.
Funkcjonariusze następnie przeszukali pobliskie bloki i siłą wyciągnęli z klatek schodowych ukrywających się tam demonstrantów. Patrole OMON-u pozostały przy wejściach do bloków, by legitymować wszystkich wchodzących i wychodzących z budynków. Jeśli okazany paszport nie potwierdzał zameldowania na tym osiedlu, jego właściciel trafiał do więźniarki i w konsekwencji do aresztu – co oznaczało dalsze pobicia i poniżanie, poprzedzone kilkunastoma godzinami stania na dziedzińcach aresztów pod gołym listopadowym niebem.
Dzielnice pod specjalnym nadzorem
Przez kilka następnych dni patrole nie porzuciły swoich stanowisk. Funkcjonariusze nie pozwolili odnowić miejsca pamięci utworzonego na cześć Bandarenki. Zabierali każdego, kto chciał wejść do bloków na osiedlu bez odpowiednich dokumentów.
Co więcej, w blokach osiedla w dzielnicy Nowoj Borowoj na kilka dni odłączono wodę, ogrzewanie i prąd. Szybko wypłynęły też wewnętrzne postanowienia MSW o ustanowieniu całodobowych patroli OMON-u w dzielnicach, które w trakcie trzech miesięcy protestów wsławiły się niezłomnością i aktywnością.
W praktyce oznacza to, że dla mieszkańców tych dzielnic każde wyjście z domu wiąże się z realnym zagrożeniem pobicia i pozbawienia wolności, a ich swoboda ograniczona jest do całkowitego minimum. Nie mogą się swobodnie poruszać, nie mają pewności czy dostarczane będą im usługi komunalne i żyją w ciągłym strachu przed wtargnięciem OMON-u do ich mieszkań.
Odbieranie praw
Ponadto w czwartek, 19 listopada, białoruski parlament przegłosował ustawę pozwalającą odbierać obywatelstwo Białorusinom skazanym za „terroryzm lub inne działania ekstremistyczne”.
W tym samym tygodniu takie właśnie zarzuty otrzymali główni moderatorzy telegramowego kanału Nexta, który Łukaszenka kreuje na główne centrum koordynacji rewolucji.
Dotychczas białoruska konstytucja uniemożliwiała państwu cofanie obywatelstw, a sytuacja moderatorów, Sciepana Puciły oraz Ramana Protasiewicza, pokazuje jak łatwo w realiach panującego obecnie bezprawia można odebrać Białorusinom prawa gwarantowane im przez obywatelstwo.
Konsekwencje takich wyroków i odebrania obywatelstw łatwo sobie wyobrazić – Białorusinom przebywającym za granicą zablokowana zostanie możliwość powrotu do kraju, a ci znajdujący się wewnątrz będą w najlepszym wypadku wypychani z kraju.
Sądy bezprawia
Nie można też mieć żadnych złudzeń, że wyroki wydawane dzisiaj przez białoruskie sądy są jakkolwiek adekwatne. W listopadzie niemal każdy zatrzymany protestujący otrzymał zarzuty karne. Przyznanie się do winy – organizacji protestów i rzekomego otrzymania zapłaty za uczestnictwo w zgromadzeniach – wymuszane jest na wielu zatrzymanych torturami.
W przypadku spraw administracyjnych polityka władz również się zaostrzyła – o ile w pierwszych dwóch miesiącach standardem były orzeczenia skazujące na 15 dni więzienia, o tyle w listopadzie znacznie częściej padały wyroki 25 dni pozbawienia wolności. Przed wypaczonym wymiarem sprawiedliwości nikt się dzisiaj nie uchroni. W wyniku decyzji sądu niemal miesiąc spędzi w więzieniu nawet zatrzymana na Placu Przemian kobieta w ciąży.
Zdecydowanie ostrzejsze są też represje wobec dziennikarzy. Reporterkę Biełsatu Kaciarynę Andrejewą, relacjonującą protesty na pierwszej linii od początku ich trwania, zatrzymano na dwa miesiące i wytoczono jej sprawę, w której grożą jej nawet 3 lata więzienia.
Pierwsze wyroki wydawane przez białoruskie sądy w podobnych sprawach już padły, OKO.press pisało o nich w poprzednich relacjach z Białorusi. Na rozprawy nie są wpuszczani adwokaci, a część sądów odbywa się bezpośrednio w aresztach. Kilkuletnie wyroki więzienia padają na salach rozpraw coraz częściej, a według aktywistów Viasny, organizacji od wielu lat zajmującej się prawami człowieka w Białorusi, liczba więźniów politycznych już dawno przekroczyła setkę.
Konfiskata majątku
Białorusinom padającym ofiarą zaostrzających się represji dodają otuchy sprawnie działające fundusze pomocowe. W rozmowie z OKO.press mówił o tym Siarhiej Dyleuski, były przewodniczący komitetu strajkowego Mińskich Zakładów Traktorowych. Z tego powodu KGB usilnie pracuje nad ograniczeniem działalności zarówno pokrywającego koszty grzywien oraz leczenia szpitalnego BY_help, jak i zabezpieczającego życie zwolnionym i represjonowanym robotnikom BY_sol.
W minionych tygodniach władze posunęły się nawet do zajmowania kont osobom, którym pomagały zbiórki. Zarekwirowano w ten sposób równowartość ponad dwóch milionów złotych. Sądy administracyjne nie ustają również w nakładaniu kar finansowych, których łączna wartość wynosząca co tydzień kilkaset tysięcy złotych zwiększa się z miesiąca na miesiąc. Pojawiły się też pierwsze doniesienia o opróżnianiu kont prywatnych przedsiębiorstw.
Represje systemowe nie ograniczają się do doraźnych kar – władze starają się odbierać Białorusinom przyszłość. Do setek zwolnień robotników i pracowników budżetówki oraz przymusowych delegacji do kołchozów robotników przyłączających się do strajku, w połowie listopada doszły też decyzje o odbieraniu pensji i prawa do wyższej emerytury urzędnikom, którzy w taki czy inny sposób wyrażali na przestrzeni miesięcy dezaprobatę wobec działań władzy.
Łukaszenka i jego otoczenie próbują tym samym przekonać Białorusinów, że nie odejdą od władzy i wciąż mają wpływ na ich przyszłość. To narracja wymierzona jest szczególnie w coraz silniej wahających się pracowników systemu, zmartwionych metodami władzy albo wizją ostracyzmu w nowej Białorusi, która nadejdzie po erze Łukaszenki.
Mafijna lojalność
Łukaszenka nie tylko stara się pokazowo ukarać tych, którzy od niego odeszli, ale również skonsolidować kastę swoich popleczników. Stosuje wobec nich mafijne metody budowania lojalności – z jednej strony zalewa aparatczyków pieniędzmi i przywilejami, a z drugiej wciąga ich w kolejne zbrodnie swojej kliki.
Płaci szeregowym OMON-owcom po 6 tysięcy dolarów miesięcznie premii i oferuje im kredyty mieszkaniowe na preferencyjnych warunkach. Ambasadorów, którzy publikowali niesfałszowane wyniki wyborów albo krytyczne głosy wobec metod władzy, Łukaszenka zwolnił. W ich miejsce (np. do Argentyny czy Kazachstanu) wysłał byłych siłowików, którzy z różnych powodów podpadli dyktatorowi, ale nie „zdradzili” – to sygnał, że ci, którzy zostaną przy nim, mogą liczyć na lojalność swojego herszta.
Z drugiej strony strategia OMON-u od początku okresu terroru zmusza wszystkich milicjantów, również tych z innych wydziałów, do aktywnego udziału w torturach i przemocy. Jak donoszą anonimowe źródła, polityczna indoktrynacja, której poddawani są siłowicy, polega też na przekonywaniu ich, że nie mogą się już wycofać z systemu, bo w przypadku odejścia Łukaszenki w nowej Białorusi trafią do więzień.
Niektórzy eksperci tak właśnie interpretują wypłynięcie rozmowy kick-boksera Dmitrija Szakuty z Denisem Baskowem, byłym prezesem hokejowej drużyny Dinamo Mińsk, jednym z młodych wilków Łukaszenki. Mężczyźni zidentyfikowani jako prowodyrzy zatrzymania Bandarenki rozmawiali przez telefon na temat samej interwencji, co jednoznacznie wiąże ich z morderstwem. Mało prawdopodobne jest, by w obecnej sytuacji do rozmów na takim szczeblu miał dostęp ktokolwiek poza agentami KGB.
Próba personalnego i nieodwracalnego uwikłania kolejnych osób w zbrodnie systemu odcina im drogę wycofania się z działań reżimu. Analogicznie można rozumieć również fakt, że twarzą wspominanej wyżej ustawy umożliwiającej odbieranie obywatelstwa Białorusinom stała się Miss Białorusi 2018 Marija Wasilewicz, znana z bliskich kontaktów z Łukaszenką.
Zmartwiony „starszy brat”
Brzmi to zaskakująco, ale swoje zaniepokojenie metodami stosowanymi przez reżim Łukaszenki zaczął oficjalnie wyrażać nawet Kreml. Dmitrij Pieskow, rzecznik Putina, stwierdził, że „brutalność nie sprowokowana przez protestujących jest niedopuszczalna”. To pierwsza tak jednoznaczna deklaracja wsparcia dla Białorusinów płynąca z Moskwy. Dotychczas Kreml ograniczał się do braku krytyki wobec protestujących i podtrzymywaniu fałszywej narracji o podziale w białoruskim społeczeństwie.
Ustami swojego otoczenia Putin naciska na wypracowanie w Białorusi nowej konstytucji, a ta oznacza nowe wybory prezydenckie. Putinowi zaczyna się śpieszyć, bo Białorusini mentalnie coraz bardziej oddalają się od wyobrażenia nowej Białorusi, która w przyszłości funkcjonowałaby wciąż w bliskim sojuszu z Rosją. Na stratę Białorusi Putin pozwolić sobie po prostu nie może, szczególnie w momencie największego kryzysu jego poparcia w Rosji.
W tym samym momencie Łukaszenka po raz pierwszy od przedwyborczej kampanii próbuje stanąć w opozycji do nacisków „starszego brata”, jak wielokrotnie nazywał Putina w przeciągu ostatnich trzech miesięcy. Białoruski dyktator uwierzył najwyraźniej we własną narrację o małej stabilizacji i sądzi, że dzięki bezprecedensowej przemocy uda mu się przeczekać rewolucję.
W najbliższych dniach do Mińska ma przyjechać szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow, który w ostatnich miesiącach odpowiadał za przekazywanie sugestii Kremla, takich jak spotkanie z liderami opozycji w więzieniu oraz budowanie wspólnej linii działań z Łukaszenką. Dopiero przebieg jego wizyty pozwoli jednoznacznie określić, czy napięcie między Moskwą i białoruskim reżimem ponownie wejdzie w fazę konfliktu interesów.
Nie wyobrażalne zło. A ja krzyczę, że nasza Policja jest zbyt brutalna. Co ja mogę o tym wiedzieć…
Niestety ogromnymi krokami nasze wladze wchodza na podobny poziom represji, brutalnosci i uciszania. Srodowy strajk pokazuje jak bardzo nasza policja (dzialajaca jak milicjia z prl-u) nie jest po stronie obywateli, tylko calkowicie po stronie rzadu.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Policja nie ma 6k $ premii miesiecznie : )
Czy ktoś myśli że Polska może odłączyć się od Europy? I skończyć jak Białoruś?
Jeżeli nie będzie w Polsce protestów to myślę że tak…
Ani trójkąt lubelski ani Rosja nie są zainteresowani w niepodległej Białorusi. Łukaszenka też dobrem nie jest. I tu jest tragedia ludzi tam żyjących – albo dyktatura albo prywatyzacja mafijna w prezencie od życzliwych sąsiadów.
Putin jest oburzony skalą przemocy stosowaną przez białoruski rząd wobec protestujących. Zatroskany sąsiad wjedzie do Białorusi, wyzwoli ją spod krwawych rządów złego dyktatora i zostanie (ogłosi się) bohaterem narodowym.
Kto wymyślił taką bzdurę, jak pisanie "w Białorusi"? Język polski rozwija się już dosyć dawno, żeby nie trzeba było nagle robić takiej rewolucji. Czy autorzy tego pomysłu będą też namawiać do pisania "w Węgrzech", "w Słowacji", "w Morawach", "w Litwie" i "w Łotwie"? I niby dlaczego? To piękne rusycyzmy, tak się właśnie mówi po rosyjsku. Czy ktoś chce woluntarystycznie zmieniać zasady polskiego stylu literackiego? Nie dość mamy deformy kultury czynionej przez PiS? Ludzie, opamiętajcie się. Słuchałem raz audycji w jednej z radiostacji, redaktor/ka prowadzący/a rozmowę z Białorusinem mówił/a "w Białorusi", a gość czuł polski lepiej i cały czas mówił prawidłowo "na Białorusi". Monty Pyton!
Jak tak dalej pójdzie, to Putin i Łukaszenka będą wyrażać zaniepokojenie zachowaniem naszych "służb".
Do Artura Hoffmana: podobnie myśli Grzegorz Braun, który ostatnio jest nieslyszalny.
Aby nie było można analizować różnic bądź podobieństwa intermafijnego będzie na Białorusi interwencja Wielkiego Brata, znamienne, że zostały wycofane wojska Putina z obszaru Białorusi.
Ciekawe, czy Polacy tym samym dowiedzą się co im zaoszczedzono poprzez wprowadzenie stanu wojennego w latach 80. XX wieku.
Na taką możliwość wskazuje nawet upływ czasu.