„Sytuacja sprzed dwóch dni. Jestem na chemioterapii w szpitalu. Syn spada z roweru, a Marta nie może jechać z nim na SOR. W świetle prawa jest dla naszego syna obcą osobą” – mówi Anna Strzałkowska, która wychowuje syna wspólnie z żoną. Do premiera: „Donaldzie, obiecałeś!”
Anton Ambroziak, OKO.press: Rozmawialiśmy po wywiadzie z Katarzyną Kotulą. Na zapowiedź okrojenia projektu ustawy o związkach partnerskich w emocjach powiedziałaś mi, że bardzo chorujesz, a twoja żona nie ma prawa do waszego dziecka. Zaprosiłem cię, żebyś o tym opowiedziała publicznie, dlaczego się zgodziłaś?
Anna Strzałkowska*: Jestem głęboko poruszona tym, co dzieje się w sprawie ustawy o związkach partnerskich. Po prawie dwóch latach współpracy z Katarzyną Kotulą słyszymy, że rząd cofa się do projektu Joanny Sosnowskiej z 2002 roku. To wtedy pierwszy raz słyszeliśmy o ustawie o partnerstwie, statusie osoby bliskiej.
Donald Tusk już zapowiada, że nie wszyscy będą zadowoleni. To, co wypadnie, to mała piecza, czyli zabezpieczenie naszych dzieci. Nie będzie też uroczystej ceremonii w urzędzie stanu cywilnego, tylko umowa zawarta u notariusza – kwit, który mogę podpisać nawet z sąsiadem. Wyraźnie widać, że odbiera nam nawet kwestie godnościowe.
To jest ustawa dla PSL-u, nie dla nas.
Od 20 lat działam aktywnie na rzecz praw człowieka, praw osób LGBT+, równości. A teraz słyszę, że właśnie przyklepali jakieś prawo nad naszymi głowami. I to jest dla mnie smutne, że robią to rękami lewicy. Byłam ich wyborczynią, a teraz wygląda na to, że nie mam już żadnej reprezentacji w Sejmie.
Jest mi niezmiernie przykro, że po całym moim dotychczasowym życiu, a mam 48 lat, każą mi się cieszyć, że dostanę cokolwiek, jakiś kadłubek ustawy, na którą tyle czasu czekałam. To jest upokarzające, a w sytuacji mojej choroby niebezpieczne.
Co to znaczy?
Cztery miesiące temu zdiagnozowano u mnie dwa nowotwory. Na szali jest dziś realne bezpieczeństwo mojej rodziny. Jak ktoś mi mówi, że idzie wojna i że nie czas teraz na dyskusję o związkach partnerskich, to szlag mnie trafia.
Uregulowanie życia rodzinnego obywateli – na wypadek choroby czy wojny – a szczególnie troska o dzieci, to dla mnie definicja bezpieczeństwa.
Jaka wygląda wasza sytuacja rodzinna?
Wzięłyśmy ślub 15 lat temu w Wielkiej Brytanii. Od 12 lat wspólnie wychowujemy dziecko. Żyjemy w Polsce. Jedyne, co nas zabezpiecza, to testament, który działa w ograniczonym zakresie.
Moja żona, Marta, jest osobą prawnie obcą dla naszego syna.
To oznacza koszmar codziennego życia, bo choć realnie jest drugą matką, nie może załatwić niemal żadnej sprawy w szpitalu albo urzędzie. Nie może też bez zgody notarialnej wyjechać z synem za granicę – nawet na wakacje.
Życie naszego dziecka zaczęło się od sytuacji, w której lekarz neonatolog w szpitalu stwierdził, że dziecko ma dwoje rodziców, więc jedno z nas – ja, Marta lub ojciec dziecka – nie dostanie widzenia. Poród odbył się w dramatycznych warunkach. Doszło do zakażenia i z dnia na dzień trzeba było rozwiązać ciążę. Syn był wcześniakiem, więc pojawiły się pytania, czy będzie oddychał, czy wszystko będzie dobrze. A lekarz w tej trudnej dla nas sytuacji powiedział Marcie, że może jesteśmy rodziną, ale nie w Polsce.
Zrzekłam się prawa do widzenia dziecka, bo wierzyłam, że mi, jako matce, która rodziła, na pewno go pokażą. I nie pokazali przez trzy dni. Trzymali go w zamkniętej sali, do której nie mogłam wejść. A przecież wiadomo, że im więcej dziecko zaraz po urodzeniu ma kontaktu z matką lub ojcem, tym lepiej się rozwija. Widziałam, jak do tej sali wpuszczano dziadków innych wcześniaków. Tylko w naszym przypadku szpital zastosował takie ograniczenia.
Politycy odpowiadają, że to wszystko można sobie załatwić pełnomocnictwami u notariusza.
Bzdura. Sytuacja sprzed kilku dni. Jestem na chemioterapii w szpitalu. Syn spada z roweru na wyjeździe, a Marta nie może jechać z nim na SOR, bo będzie musiała się wylegitymować i będą kłopoty, gdy okaże się, że nie jest opiekunem prawnym. Władzy rodzicielskiej nie można uregulować u notariusza.
Jeśli nie masz dziecka, nie jesteś chora i nic nie potrzebujesz od państwa, to jesteś w stanie sobie stworzyć przyjazny mikroświat. Szczególnie jeśli otaczają cię wspierający ludzie – rodzina i przyjaciele. Ale jeśli musisz zderzyć się z instytucjami publicznymi, edukacją czy ochroną zdrowia, to jesteś zupełnie bez ochrony. I wszystko zależy od dobrej woli konkretnych ludzi.
To znaczy?
W szpitalu zawsze są trudne sytuacje. Najgorsza była wtedy, kiedy syn miał problemy neurologiczne nieznanego pochodzenia. Do szpitala przywiozła go karetka. Byłyśmy tam obie, nie wiedziałyśmy, co się dzieje. Dziecko leżało półprzytomne na noszach, a lekarka zaczęła mu tłumaczyć, że Marta to nie jest prawdziwa mama i dlatego musi wyjść z gabinetu. I nie będzie mogła z nim zostać na noc w szpitalu.
Szkoła to też wyzwanie. W jednej z nich dyrektorka powiedziała, że wszyscy są bardzo wierzący i będzie problem. W drugiej, że musi się skonsultować z prawnikiem, czy w ogóle będzie mogła udzielić jakichkolwiek informacji Marcie o postępach syna, bo takie rzeczy wolno mówić tylko opiekunom prawnym.
W tym stresie mniejszościowym jesteśmy wytrenowani, żeby czytać najmniejsze zmiany na twarzy lekarza, pielęgniarki czy dyrektora, od których zależy nasz los.
Takich sytuacji się nie zapomina, bo one zaprzeczają naszemu istnieniu. Jak słyszę, że Szymon Hołownia albo Kosiniak-Kamysz mówią, że nie zgadzają się na dzieci „w tych związkach”, to ja sobie myślę, że panowie nie muszą się na nic zgadzać, bo my jesteśmy, żyjemy. Panowie są tylko od tego, żeby wypełnić zobowiązania z art. 71 i 72 Konstytucji. Rzeczpospolita zapewnia ochronę praw dziecka, a rodzina w trudnej sytuacji ma prawo do szczególnej ochrony ze strony władz publicznych.
My dziś nie mamy żadnej ochrony. Rozmawiamy za to o wprowadzeniu systemowej dyskryminacji osób LGBT.
Proponowane prawo nie tylko odbiera nam godność, ale jestem przekonana, że będzie przyczynkiem do wzmożenia przemocy wobec nas.
Nie uważasz, że nawet nie najlepsze przepisy, które uznają choć część praw społeczności LGBT, będą budować raczej społeczną akceptację?
A czy prawo dyskryminujące Żydów, mówiące, że Żydzi mają nie siadać w tych samych ławkach, przebywać w tych samych przestrzeniach, osłabiało czy nasilało ataki? To mocne porównanie, ale uważam, że państwo, które tworzy dla nas specjalne zasady zawierania związków, które wyklucza z ochrony tylko nasze dzieci, sankcjonuje przemoc.
Prawnie pozwalamy na homofobię, a więc i ludzkie uprzedzenia.
I to jest na tysiąc sposobów przebadane.
Ja naprawdę myślałam, że demokratyczna władza po ośmiu latach rządów PiS zacznie nas traktować poważnie; że przestaniemy być elementem gierek politycznych; że nie będą już przerzucać się naszymi prawami.
W społeczności LGBT ustawę, którą teraz nam proponują, nazywamy ogryzkową, kadłubkową. Przypomnę, że wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka obligują ten rząd do uregulowania życia par osób tej samej płci. A koalicja 15 października doszła do władzy pod hasłem uporządkowania kwestii związanych z prawami człowieka.
Szokuje mnie to, że pod dyktando ludowców rząd będzie proponować ustawę, która odbiera godność grupie szczególnie chronionej. Bo osoby LGBT są grupą szczególnie chronioną w świetle ustawy o równym traktowaniu. I żeby to zrobić, musi złamać cały system prawa w Polsce związany z regulacją związków w urzędzie stanu cywilnego.
Jeśli zawrę związek partnerski lub umowę o partnerstwie, zmieni się mój stan cywilny. I uregulowaniem tych kwestii zajmują się w Polsce urzędy stanu cywilnego. Rząd zamierza stworzyć wytrych, który pozwoli dokumenty podpisywać u notariusza, który nie ma tych kompetencji.
Jest coś przerażającego w tym, że demokratyczny rząd będzie łamać prawo, żeby dyskryminować osoby LGBT. Od czasów PiS-u pozbyliśmy się tylko takiej homofobii wprost. Tego, że Kaczyński wychodził i nas obrażał albo Duda bezkarnie mówił, że nie jesteśmy ludźmi. Ale ta władza, która mówi, że na małżeństwo się nie zgodzi, bo ono ma inny ciężar gatunkowy,
to homofobia ludzi łagodnych i dobrych.
I to jest dla nas trudniejsze do przyjęcia, bo straciliśmy partnera do rozmowy, instancję, do której możemy się odwołać. Skutki są daleko idące, bo chodzi o to, jak chcemy stanowić w Polsce prawo i jak postrzegamy demokrację. Wyobraźmy sobie, co by się stało, gdybyśmy taką ustawę wprowadzili tylko dla ludowców i ich rodzin? Podzielili w ten sposób ludzi na lepszych i gorszych?
Jakie słyszysz głosy ze strony społeczności? Jeszcze ktoś chce walczyć o pełen pakiet praw, czy raczej panuje zrezygnowanie?
Z jednej strony rozumiem tych, którzy mówią, że trzeba chociaż załatwić prawo do pochówku i wspólnego rozliczania, ale z drugiej strony uważam, że cała ta sytuacja jest okropna. Równość to małżeństwa dla wszystkich. Zgadzam się z rodzicami osób LGBT, którzy w apelu do premiera piszą, że czują się oszukani, a proponowane zapisy nie rozwiązują naszych problemów.
My w tworzenie prawa angażujemy się od ponad dwóch dekad. Przypominam sobie, jak w 2005 roku jechałam do Sejmu i stałam na galerii w koszulce „żądamy związków partnerskich”. Gdy dowiadujesz się, że masz dwa nowotwory, zaczynasz bardzo realistycznie patrzeć na swoje życie.
Całe moje życie poświęciłam edukacji, zmianie społecznej. I widzę, że zostaliśmy po drodze tyle razy oszukani, i nadal politycy uginają się przed radykałami, kościołem, prawicą. Pal licho rok 2005, ale pamiętam grudzień 2023, gdy po kolejnym wyroku ETPCz premier mówi o planie naprawczym, deklarował, że jeszcze tej zimy rząd przyjmie ustawę o związkach partnerskich.
No i my tak czekamy. Jak nie w lutym to w marcu, miesiąc po miesiącu robimy akcje uświadamiające, konsultujemy ustawę, potem w końcu pojawiła się ustawa i słyszmy, że teraz nie, bo czekamy, aż zmieni się prezydent.
Odmieniamy w Polsce przez wszystkie przypadki prawa dzieci, a w praktyce mamy dzieci kategorii A i B. Ten rząd nie widzi problemu, że mój syn jest dyskryminowany i każdego dnia narażony na większą przemoc.
Jako matka nigdy się z tym nie pogodzę.
Jak o waszej sytuacji rozmawiacie z synem?
Rozmawiamy głównie przy okazji przykrych zdarzeń, które go dotknęły. W szkole najgorszą obelgą wciąż jest „pedał”. Pamiętam, jak zatrzymaliśmy się kiedyś w Gdańsku na czerwonym świetle obok homofobusa. Z głośników leciał paskudny przekaz o tym, że osoby LGBT wykorzystują seksualnie swoje dzieci. Syn zapytał, dlaczego oni tak mówią. Ja nie mam na to pytanie odpowiedzi. Nie wiem, dlaczego prawo mnie nie chroni i w mieście Solidarności jestem narażona na szykany, a wszyscy rozkładają ręce. Przypomnę, że nadal w ustawie o mowie nienawiści orientacja seksualna nie jest przesłanką chronioną.
Jak przez te 20 lat zmieniały się wymówki polityków, dlaczego nie mogą wprowadzić w Polsce pełnej równości?
Najpierw był szantaż ze strony Kościoła. Przypomnę, że nawet biskup Pieronek powiedział, że nie poprze wejścia Polski do Unii Europejskiej, jeśli będziemy mieć związki partnerskie. Kościół zawarł wtedy z rządem pakt, że poprze akcesję, ale tylko wtedy, gdy prawa osób LGBT i prawa kobiet zostaną pogrzebane.
Pamiętam, że mieliśmy wtedy nadzieję, że po wejściu do UE prawo unijne będzie nas chronić. Tylko że Polska woli płacić kary i łamać Kartę Praw Podstawowych, niż wprowadzać równościowe rozwiązania.
Pamiętam, że mówiono nam też, że społeczeństwo nie jest gotowe. Także w tej kampanii prezydenckiej widzieliśmy, jak Rafał Trzaskowski wycofywał się ze wsparcia społeczności, bo myślał, że tak wygra wybory. Gdy schował flagę podczas debaty, stracił zaufanie centrolewicowego i lewicowego elektoratu.
Gdy był pytany o adopcję dzieci, powinien był powiedzieć, że według szacunków już 100 tys. dzieci wychowuje się w tęczowych rodzinach, a on jako prezydent będzie chronić wszystkie dzieci, więc domaga się uregulowania tej kwestii. Zamiast tego stwierdził, że on się na to nie zgadza. To było dla mnie szokujące, że władza, która dostała silny mandat od kobiet i grup mniejszościowych, zupełnie nas olała.
Czego w zasadzie oczekiwałabyś dziś od rządu?
Ja mam do powiedzenia tylko jedno: Donaldzie, obiecałeś. Obiecałeś premierze kilkanaście lat temu, obiecałeś kilkanaście razy w toku kampanii wyborczej i sprawowania urzędu. Jeśli nie możesz dotrzymać obietnicy, poszukaj innych rozwiązań.
Gdy słyszę, jak Agnieszka Dziemianowicz-Bąk mówi, że Lewica przyklepała temat związków partnerskich z PSL-em, to mam nadzieję, że nie ma na myśli, że Lewica będzie firmować ten ogryzek. Domagam się, żeby procedowany był rządowy projekt ustawy o związkach partnerskich, domagam się, żeby Lewica złożyła też projekt ustawy o równości małżeńskiej. Nie dajcie nas przehandlować.
Czujesz, że jest jeszcze z kim rozmawiać w rządzie?
Bardzo doceniam wkład Katarzyny Kotuli i jednocześnie trudno nie zauważyć, że polska prezydencja w Radzie Europy kończy się degradacją kwestii równościowych. To jest dla mnie jasny sygnał, w którą stronę skręca koalicja 15 października. Czujemy się oszukani.
Jak słucham społeczności LGBT, to widzę, że wiele osób uznało, że nie ma już na co czekać, trzeba polegać na indywidualnych strategiach przetrwania.
Wielu aktywistów mówi, że już nie ma nadziei, trzeba przestać się angażować, politycy i tak zrobią, co chcą ponad naszymi głowami.
Jak przychodzi temat choroby nowotworowej, koniec staje się bardzo namacalny.
Cieszę się, że nie uwierzyłam kolejnym rządom, że nam uchwalą te związki, że nie czekałam z życiem na Polskę.
I też namawiałabym wszystkich innych, żeby nie czekać z życiem.
W końcu wszyscy mamy te same potrzeby: bycia razem, bliskości, godności, budowania swojej rodzinności. To nas nie różni, nie różni nas miłość.
Anna Strzałkowska – od kilkunastu lat zajmuje się tematyką równego traktowania i przeciwdziałania dyskryminacji. W OKO.press opowiadała już o równościowej zmianie na poziomie samorządów.
LGBT+
Polityka społeczna
Katarzyna Kotula
Donald Tusk
Rząd Donalda Tuska (drugi)
równość małżeńska
związki partnerskie
Rocznik ‘92. Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o migracjach, społeczności LGBT+, edukacji, polityce mieszkaniowej i sprawiedliwości społecznej. Członek n-ost - międzynarodowej sieci dziennikarzy dokumentujących sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy nie pisze, robi zdjęcia. Początkujący fotograf dokumentalny i społeczny. Zainteresowany antropologią wizualną grup marginalizowanych oraz starymi technikami fotograficznymi.
Rocznik ‘92. Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o migracjach, społeczności LGBT+, edukacji, polityce mieszkaniowej i sprawiedliwości społecznej. Członek n-ost - międzynarodowej sieci dziennikarzy dokumentujących sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy nie pisze, robi zdjęcia. Początkujący fotograf dokumentalny i społeczny. Zainteresowany antropologią wizualną grup marginalizowanych oraz starymi technikami fotograficznymi.
Komentarze