0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Bertrand GUAY / POOL / AFPFot. Bertrand GUAY /...

Pod koniec czerwca i na początku lipca 2023 polską politykę rozgrzała niefortunna wypowiedź Manfreda Webera, przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej (EPP) i jednocześnie przewodniczącego jej frakcji w Europarlamencie. Wypowiedź była częścią wywiadu, którego udzielił 25 czerwca konserwatywnemu dziennikowi Frankfurter Allgemeine Zeitung (FAZ).

Aferę rozpętał minister Jacek Sasin na Twitterze i szybko przejęła ją reszta PiS-u oraz media bliskie partii rządzącej. Przez kilka dni urządzały nagonkę na Webera, jego partię CSU (bawarskich chadeków), EPP (do której oprócz niemieckich chadeków należą też m.in. PO i PSL) i przede wszystkim na Niemcy.

Wypowiedź Manfreda Webera o PiS

A co takiego powiedział Weber? Dosłownie:

„Wir stehen für einen Kurs, der Radikale ausgrenzt. AfD, Le Pen, das sind unsere politischen Feinde. Ich habe für jede Kooperation drei Bedingungen formuliert: Pro Europa, pro Ukraine, pro Rechtsstaat. Damit bauen wir eine Brandmauer zur PiS. Wir sind die einzige Kraft, die die PiS in Polen ablösen kann, das Land zurück nach Europa führt.“

Czyli tłumacząc na polski:

„Opowiadamy się za kursem, który wyklucza radykałów. AfD, Le Pen, to są nasi polityczni wrogowie. Sformułowałem trzy warunki jakiejkolwiek współpracy: proeuropejskość, poparcie dla Ukrainy, poparcie dla państwa prawa. W ten sposób budujemy zaporę ogniową przeciw PiS. Jesteśmy jedyną siłą, która w Polsce może wymienić u władzy PiS i poprowadzić kraj z powrotem do Europy”.

PiS, na użytek własnej kampanii wyborczej, postanowił zinterpretować „my” z pierwszego zdania jako oznaczający „Niemcy”, a nie „EPP”. I ogólnie jako próbę wtrącania się Niemiec w wewnętrzne sprawy Polski – i rozpętał publiczną akcję świętego oburzenia.

Przeczytaj także:

Zdawkowa reakcja Niemców

O ile w kwestii mobilizacji sympatyzujących z PiS krajowych mediów i aktywistów PiS odniósł sukces, to przeliczył się, jeśli chodzi o poruszenie niemieckiej opinii publicznej.

Choć Polska pojawia się często w niemieckich mediach, to burza w polskich mediach o wypowiedź Webera przeszła właściwie bez echa. Jedynym ważniejszym medium, które się do zarzutów z Polski odniosło, było same FAZ. I też w sposób oddalający zarzuty jako bezpodstawne.

W tym czasie całe Niemcy żyły wydarzeniami polityki wewnętrznej – nagłym wzrostem notowań skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD). Nikt nie miał głowy do sztucznie wykreowanych wojenek za wschodnią granicą.

W sumie trudno o bardziej wymowny przykład braku zainteresowania Niemiec wywieraniem wpływu na polską politykę wewnętrzną.

O co tak naprawdę chodziło w tej wypowiedzi?

Także sama wypowiedź Webera nie wywołała w Niemczech żadnej negatywnej reakcji. Jej kontekst był oczywisty dla niemieckiego czytelnika. Kto czytał ten wywiad w FAZ, wiedział, że dotyczył on przyszłości Europejskiej Partii Ludowej, która jest największą frakcją w Parlamencie Europejskim (liczy obecnie 187 europarlamentarzystów; wszystkich eurodeputowanych jest obecnie 705).

Oraz jej planów na przyszłoroczne wybory do Europarlamentu.

Niemiecki czytelnik musiał też przeczytać pytanie, na które feralna wypowiedź była odpowiedzią. A było ono jednoznaczne:

prowadzący wywiad Thomas Gutschker i Hendrik Kafsack zapytali Manfreda Webera, czy EPP, której Weber przewodniczy, przesuwa się dalej na prawo?

Na co Weber odpowiedział, że kurs EPP jest taki, że wyklucza radykałów. A kto z prawej strony sceny politycznej chce z EPP współpracować, musi spełniać podane trzy warunki.

PiS nie był też jedyną partią, którą Weber ze współpracy wykluczył.

To samo spotkało niemiecką Alternatywę dla Niemiec i francuską Rassemblement National (której przewodzi wymieniona Marie Le Pen). Dodatkowa uwaga o zmianie władzy w Polsce też ma dość oczywisty, trywialny powód. Tylko u nas odbywają się w tym roku wybory.

W dalszej części wywiadu mówił też o włoskiej premierce Giorgii Meloni, której partia Fratelli d’Italia (Bracia Włosi) stanowi razem z PiS trzon frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR), a mimo to stawia na bliską współpracę z Brukselą w wielu obszarach, w tym szczególnie w obszarze polityki migracyjnej (mój instytutowy kolega Giovanni de Ghantuz Cubbe przeprowadził ciekawą analizę tej współpracy).

Europejskie układanki

Dlaczego Weber w ogóle musiał się tłumaczyć z zarzutu, że Europejska Partia Ludowa przesuwa się na prawo? Tutaj mści się niestety to, że wiele z unijnej polityki nie przebija się do krajowych mediów państw członkowskich.

A pominięcie kontekstu brukselskiego przyczyniło się do przekłamania znaczenia wypowiedzi Webera.

W przyszłym roku odbędą się następne wybory do Europarlamentu.

Pod koniec maja Rada UE potwierdziła datę 6-9 czerwca 2024 roku. Może się to wydawać odległym terminem, szczególnie w Polsce skupionej obecnie na jesiennych wyborach do Sejmu, ale Europarlament już się do nich przygotowuje.

Szczególnie frakcje parlamentarne (skupiające członków z różnych krajów z partii o podobnych profilach ideologicznych) zaczynają już przygotowywać strategię.

Szykują się na to, jak rozkład sił może wyglądać w przyszłej kadencji. Najważniejsze jest to dla dwóch największych frakcji – centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej (EPP) i socjaldemokratycznego Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów (S&D), które z racji rozmiaru mają największe szanse na wystawienie swojego kandydata (lub kandydatki) na Przewodniczącego Komisji Europejskiej.

W obecnej kadencji EPP ma największą liczbę członków i swoją reprezentantkę na stanowisku Przewodniczącej Komisji – Ursulę von der Leyen. Jeśli chcieliby ją utrzymać na tym stanowisku, potrzebują już teraz pracować nad sojuszami z innymi grupami europarlamentarnymi.

Szczególnie że już nie mogą liczyć na głosy węgierskiego Fideszu Viktora Orbána i PiS. Te wsparły jej kandydaturę w 2019 roku, ale po tym, jak Komisja pod jej przywództwem zablokowała Polsce i Węgrom setki milionów euro za łamanie zasad praworządności, już tego pewnie nie zrobią.

Planowanie strategii jest szczególnie ważne dla EPP w obliczu tego, że cała Europa przesuwa się na prawo i w kolejnych wyborach (m.in. Włochy, Finlandia, Grecja) dochodzi do zmiany rządu na prawicowy.

W tym momencie lewicowe rządy w UE mają już tylko Hiszpania, Portugalia i Słowenia, a lewicowo-centrowe Rumunia i Niemcy – przy czym Hiszpania 23 lipca idzie do urn, a sondaże prognozują wyraźną przewagę konserwatywnej Partii Ludowej (Partido Popular) nad obecnie rządzącą socjalistyczną PSOE, i utrzymanie wysokiego poparcia przez nacjonalistyczną partię VOX.

Przed eurowyborami wybory parlamentarne odbędą się jeszcze w Słowacji, w Luksemburgu, Polsce, Niderlandach i Chorwacji, a równocześnie z eurowyborami – w Belgii. Wszystko to frakcje europejskie biorą pod uwagę przy planowaniu strategii.

Zaloty i podchody na europejskiej prawicy

Wydawałoby się, że to przesuwanie się na prawo jest korzystne dla EPP. Jednak w wielu krajach odbywa się już z poziomu umiarkowanej prawicy w kierunku skrajnej.

W niektórych krajach nowe rządy powstają z udziałem lub wsparciem skrajnej prawicy. Wiele z tych wzrostów poparcia nie przypada partiom wchodzącym w skład EPP, lecz partiom prawicowo-populistycznym czy skrajnie prawicowym, skupionym w dwóch innych frakcji w PE.

Dwie frakcje na prawo od EPP

Te dwie frakcje na prawo od EPP to:

  • narodowo-konserwatywni, „eurorealistyczni” Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (EKR), skupiający obecnie 66 europarlamentarzystów z 16 krajów (m.in. PiS, Fratelli d’Italia, Szwedzcy Demokraci, Partia Finów, hiszpański Vox, czeski ODS)
  • i skrajnie nacjonalistyczna i eurosceptyczna Tożsamość i Demokracja (ID), z 62 członkami z 9 krajów i 9 partii (m.in. włoska Lega, francuska Rassemblement National i niemiecka AfD).

Węgierski Fidesz po wyjściu z EPP w 2021 roku pozostaje niezrzeszony. Obie te frakcje najpewniej zwiększą swój stan posiadania po wyborach.

EPP najpewniej będzie w stanie utrzymać względną większość w przyszłej kadencji Europarlamentu. Ale może mieć problem, by bez głosów którejś ze skrajnych frakcji wybrać przewodniczącego lub przewodniczącą Komisji Europejskiej.

Przypomina to trochę sytuację w Polsce, gdzie rozkłady poparcia sugerują, że wszystkie partie w Sejmie mogą stać się zakładniczkami Konfederacji.

Zresztą próby zwerbowania Georgii Meloni do sojuszu z EPP przy mianowaniach na stanowiska i/lub niektórych unijnych polityków, a także sondowania ewentualnej długofalowej współpracy miedzy EPP a EKR, miały miejsce już zimą, choć na razie bez formalnych sukcesów.

Meloni oficjalnie nie chce się zobowiązywać do niczego i wiązać sobie rąk deklaracjami, a sama współpraca rozbiła się chwilowo o konflikt między PO (w EPP) a PiS-em (w EKR).

Europejska skrajna prawica sonduje EPP

Trzy tygodnie temu Matteo Salvini z Legi (ID), w porozumieniu z Marie Le Pen, zaproponował EPP szeroki sojusz partii prawicowych w Europarlamencie. Zaoferował też swoje usługi jako negocjatora porozumienia.

Ku zaskoczeniu Salviniego, EPP twardo odmówiła.

Uczyniła to poprzez jego kolegę z rządu Antonio Tajaniego (nowego przewodniczącego Forza Italia i członka EPP; obaj są członkami gabinetu Meloni w randze wicepremiera). Ten we włoskiej telewizji oświadczył, że w EPP „nie widzimy możliwości współpracy z AfD i partią pani Le Pen”.

Po publicznym odrzuceniu propozycji ID EPP oświadczyła, że o ile współpraca ze skrajną prawicą z ID nie wchodzi w grę, to współpraca z mniej ekstremistyczną EKR jest możliwa.

O ile właśnie spełni wspomniane wyżej trzy warunki.

Zresztą, symulacje wyborcze Politico Pro Analysis wskazują, że superprawicowa koalicja EPP-EKR-ID nie miałaby bez liberałów z Renew Europe (RE) większości, pozostaje więc na razie w sferze politycznego fantasy.

Za to koalicja EPP, EKR i RE najpewniej miałaby w nowym Europarlamencie większość.

Otwartym pozostaje pytanie, czy EPP i liberałowie nie wybiorą wtedy współpracy z EKR kosztem dotychczasowego triumwiratu z RE i umiarkowaną lewicą z S&D, lub – gdyby mu zabrakło większości – potencjalnego kwadrumwiratu dodatkowo z zielonymi z G/EFA.

Wielomiesięczne już zabieganie o sojusz z Meloni i publiczne wskazywanie przez Webera warunków współpracy z EKR zdają się sugerować, że ta opcja jest rozważana na poważnie w EPP.

Również europarlamentarna lewica nie pozostaje ślepa na wzajemne sondowanie się EPP i EKR.

EPP spotkała się z ostrą krytyką m.in. Rasmusa Andresena, rzecznika niemieckich Zielonych w PE. Nazwał on działalność Webera i EPP – nie tylko sondowanie EKR, ale także zablokowanie rozporządzenia w sprawie odbudowy zasobów przyrodniczych, które EPP odrzuciła wspólnie ze skrajną prawicą, „flirtowaniem z nacjonalistycznymi i antyeuropejskimi partiami”.

A także osłabianiem kordonu sanitarnego wokół skrajnej prawicy i działaniem na szkodę europejskiej demokracji.

S&D jeszcze w maju publicznie wyraziła niezadowolenie ze współpracy z EPP i oburzenie zachowaniem Webera szukającego współpracy ze skrajną prawicą, i zasugerowała, że po wyborach nie przedłuży współpracy z EPP.

Akcja Webera jest w interesie PiS

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Weberowi oberwało się w Polsce za to, co tak naprawdę jest w interesie politycznym PiS. Czyli wyciąganie ręki do frakcji Konserwatystów i Reformatorów, której PiS jest częścią.

Zemściło się to, że w PiS wewnętrzne interesy partyjne zawsze biorą górę nad jakimikolwiek interesami na forum europejskim. A pewnie także narodowość Webera zasłoniła PiS-owcom faktyczną treść jego wypowiedzi.

Można mieć oczywiście uwagi do Webera. Wyrażając swoje poglądy w sposób tak łatwo pozwalający na antyniemiecką interpretację, wykazał się polityczną nieostrożnością. Sam się wystawił na atak z Nowogrodzkiej.

Nie zmienia to jednak faktu, że politycy i sympatycy PiS, jak również trzymające z nimi media, wykazały się nierzetelnością. Wykorzystały potencjalną wieloznaczność do partykularnych interesów partyjnych i do nakręcania burzy medialnej.

Nie mówiąc już o tym, że w normalnej demokracji od polityków i mediów oczekiwana byłaby weryfikacja faktów.

Postawa taka, jak Michała Istela z TVN24, który poprosił o wyjaśnienie biuro poselskie Webera i otrzymał odpowiedź od jego rzecznika prasowego Dirka Gotnika, że jednoznacznie chodziło w tej wypowiedzi o EPP i inna interpretacja jest niewłaściwa, jest najwyraźniej czymś kompletnie obcym dla prorządowych mediów.

Polskim czytelnikom i odbiorcom mediów – prorządowych czy nie – przydałoby się także więcej wiedzy i kompetencji do oceniania polityki unijnej. Jest to jednak najpewniej marzenie ściętej głowy.

Polityka unijna większości ludzi wystarczająco nie interesuje ani nie jest na tyle przystępna, żeby się w niej orientować. Jesteśmy zatem skazani na media i polityków. I szkoda, że nie wszyscy oni mają nasze demokratyczne interesy na sercu.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Marta Kozłowska
Marta Kozłowska

socjolożka, europeistka i politolożka. Adiunktka (post-doc) w Forum Mercatora Migracja i Demokracja (MIDEM) na Uniwersytecie Technicznym w Dreźnie, gdzie odpowiada za analizy dyskursów politycznych w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej. Obroniony z wyróżnieniem doktorat napisała z politycznych znaczeń pojęcia solidarności.

Komentarze