Antoni Macierewicz jako szef podkomisji smoleńskiej włożył wielki wysiłek w kontrolę obiegu informacji dotyczących „zamachu” na Lecha Kaczyńskiego. Manipulował i uciszał ekspertów, by skutecznie podtrzymywać główne założenie „religii smoleńskiej”
Przez prawie osiem lat podkomisja Antoniego Macierewicza pielęgnowała tezę o smoleńskim zamachu. Jak można było bronić czegoś w tak oczywisty sposób nieprawdziwego? Konkretna odpowiedź na to pytanie może mieć większy potencjał dla rozliczenia i ukarania Macierewicza za przestęstwa urzędnicze, niż za domniemane związki z Rosją.
Z jednej strony to był prawdziwy zamach na uczciwość ekspertów, których Antoni Macierewicz zakontraktował, aby udowodnić, że 96 osób (z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele) zginęło 10 kwietnia 2010 roku w wyniku zamachu. Dokładniej – rządowy TU-154 M nr 101 miałby eksplodować w powietrzu już na 70-100 metrów przed słynną brzozą, wcale w nią nie uderzając (choć została złamana i naszpikowana odłamkami samolotu...), a jego szczątki w wyniku także drugiego wybuchu zostały rozrzucone przed lotniskiem wojskowym Smoleńsk-Siewiernyj.
Przedstawiony przez obecny resort obrony blisko 800-stronicowy rządowy raport „Ocena funkcjonowania Podkomisji do ponownego zbadania wypadku lotniczego” zawiera m.in. zapis korespondencji podkomisji Macierewicza z ekspertami zagranicznymi. Macierewicz i jego ludzie z rosnącą irytacją wywierają presję na przyjęcie wersji zamachu, wysyłają pogróżki i stosują szantaż finansowy. Eksperci odmawiają, wyrażają zdumienie a nawet oburzenie na metody polskich władz, czasem machają ręką na zapłatę.
Z drugiej strony Macierewicz stara się ograniczyć groźbę, że eksperci zainfekują członków jego podkomisji, zwłaszcza, że część z nich sama wyłamuje się z karkołomnej opowieści o zamachu i także ich trzeba dyscyplinować lub odsuwać.
Tematem tego tekstu jest wątek rządowego raportu, który mniej przebił się do opinii publicznej niż samo piramidalne kłamstwo o katastrofie.
Opiszemy, jak działała fabryka (czy raczej manufaktura) smoleńskiego kłamstwa.
W zamach smoleński według najnowszych sondaży wciąż wierzy 29 proc. Polek i Polaków. Tuż po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę w badaniu Ipsos dla OKO.press aż 36 proc. badanych uznawało, że to był zamach, a tylko 49 proc. że wypadek.
Ekspertyzy oraz prace badawcze dla Podkomisji prowadziło ponad 20 ośrodków i osób. Skupimy się na tych, którzy dokonywali rekonstrukcji toru lotu, zderzenia z brzozą oraz z ziemią, odnosząc się także do hipotezy wybuchu/ów. Podajemy ich honoraria:
Ekspertów zaproszono z inicjatywy Federacji Rodzin Katyńskich, która wynegocjowała to z Macierewiczem. Ich analizy powstawały od lipca 2018 do stycznia 2020 roku.
Grupą ekspertów kierował Christopher Protheroe, który w Wielkiej Brytanii od 35 lat analizuje w agencji rządowej wypadki lotnicze , specjalizując się w zamachach.
Praca większości ekspertów oraz Narodowego Instytutu Badań Lotniczych została przerwana na różnych etapach. Przyczyną było kwestionowanie przez podkomisję wyników analiz.
Eksperci otrzymali jako materiał dowodowy pół terabajta nieudokumentowanych i nieindeksowanych danych, w tym:
Zacznijmy od najboleśniejszego rozczarowania Macierewicza
Frank Taylor, brytyjski specjalista o niezłym CV, choć znany przede wszystkim jako teoretyk-wykładowca, dawał nadzieję na wzmocnienie smoleńskiej propagadny. Zanim wszedł do podkomisji, powtarzał, że „samolot eksplodował, bo ktoś podłożył bombę” i w 2018 został ulubieńcem prawicowych mediów. zwłaszcza w okolicach 8. rocznicy katastrofy.
Frank Taylor był jedynym zagranicznym ekspertem, który poparł teorię wielu wybuchów na pokładzie Tu-154M. Było to na posiedzeniu podkomisji w styczniu 2018 roku.
Dlatego Macierewicz prosi go 17 marca 2022 o zgodę na zamieszczenie tamtej prezentacji w raporcie końcowym:
„Materiał został za Twoją zgodą opublikowany w Raporcie Technicznym [w kwietniu 2018 – red.] i przywoływany jest w doniesieniach medialnych. Do tej pory nie spotkał się z merytoryczną krytyką (substantially critical reaction) ze strony jakiegokolwiek eksperta lotnictwa” – kusi i zwodzi Macierewicz.
Taylor odpowiada tego samego dnia:
"W tamtej opinii wyraziłem swoje ówczesne poglądy oparte na sugestywnych dowodach, które mi pokazano. Jednakże, jak dobrze wiesz, po przestudiowaniu większej liczby zdjęć, znalazlem kilka, które zachwiały moją opinią. Wątpliwości uwzgłędniłem w raporcie przysłanym wam w grudniu 2019 roku, który ponownie załączam.
W związku z tym
ufam, że zrozumiecie, że NIE wyrażam zgody na zamieszczenie tamtej wypowiedzi,
chyba że możecie zagwarantować, że poniższy raport również zostanie uwzględniony”.
Nie wiemy, jak zareagowal Macierewicz, ale trzy dni później Taylor pisze do niego: „Nie życzę sobie dalszego udziału w tym śledztwie”. Stwierdza też, że europejscy eksperci, których rekomendował, nie byli przez podkomisję smoleńską traktowani w sposób profesjonalny.
Czemu Taylor zmienił front? Tłumaczył, że jego pogląd podważyły zdjęcia wskazujące na uderzenie skrzydła samolotu w brzozę, ale recenzując raport Millera musiał przecież je znać. Może po prostu bliższy kontakt z Macierewiczem i jego ludźmi obudził resztki krytycyzmu u starego akademika? Nie da się go o to zapytać, bo zmarł w styczniu 2024.
NIAR to ośrodek badawczy na uniwesytecie stanowym Wichita w Arizonie z 1500 pracowników i budżetem 400 mln dol. Manufaktura kłamstwa w wykorzystaniu ekspertyz tego największego partnera podkomisji ostatecznie sięga po prostacką formę: w raporcie końcowym podkomisja MAcierewicza przekłamuje po prostu ustalenia NIAR, czasami wręcz odwraca ich sens. Tylko jeden przykład dotyczący oderwanych od kadłuba i mocno wbitych w ziemię drzwi samolotu, co wg Macierewicza dowodzi, że musiał być wybuch.
Według Podkomisji "NIAR pokazał, że do wbicia [drzwi] w ziemię potrzebna byłaby ponad dziesięciokrotnie większa prędkość pionowa niż ta, którą miał samolot. Wyraźnie widać, że
przy mniejszej prędkości drzwi zamiast wbijać się w ziemię, odbijają się od niej".
Tymczasem w raporcie NIAR mowa, że "do wciśnięcia drzwi w grunt po przeniknięciu warstwy wierzchniej potrzeba było średnio siły 25 000 funtów (11 337 kG). Z przeprowadzonej analizy wynika, że szacowana siła wywierana przez samolot wynosi 69 209 funtów, co przekracza wymagane 25 000 funtów.
Wskazuje to na możliwość wbicia drzwi w podłoże,
ze względu na obciążenia bezwładnościowe i elementy wewnętrzne konstrukcji przekazujące duże siły".
Zanim jednak Macierewicz sięgnie po taką obróbkę danych NIAR, domaga się od amerykańskiej agencji prowadzenia prac, które mogłyby wskazywać na zamach (przede wszystkim analizy przemieszczania się szczątków samolotu już po uderzeniu w ziemię). Tymczasem NIAR uskarża się, że nie otrzymuje danych do analiz, a wiosną 2018 roku rezygnuje nawet na kilka miesięcy ze współpracy z podkomisją smoleńską „ze względu na zły sposób zarządzania projektem”.
Odpowiedzialność za gromadzenie potrzebnych NIAR danych z pomiarów „sobowtóra” smoleńskiego Tupolewa, czyli TU-154 M nr 102 przejmuje członek Podkomisji, Glenn Joergensen. Przedstawiany jako uniwersytecki ekspert jest raczej pomysłowym biznesmanem, inżynierem i pilotem, ale w analizach prowadzonych w zaciszu duńskiej farmy, wyliczył już w 2011 roku, że prezydencki samolot nie mógł uderzyć w smoleńską brzozę.
Nawet tak idealny kandydat może jednak nawalić. We wrześniu 2018 roku Joergensen oskarża Macierewicza o próbę przekazania NIAR fałszywych danych i zostaje odsunięty od pomiarów na bliźniaczym Tupolewie nr 102. Dalej jednak krytykuje Macierewicza, choć zarazem naciska na prawdziwych ekspertów (patrz dalej).
W marcu 2020 Macierewicz przypomina Joergensenowi, że tylko przewodniczący podkomisji może „sprawować nadzór nad przebiegiem badań i reprezentować Podkomisję w relacjach z NIAR”. Pacyfikuje Duńczyka: „korespondencja z NIAR i kontakty z mediami łamią zobowiązanie zachowania tajemnicy”. W sierpniu 2020 Joergensen żali się na brak wypłaty (95 tys. zł).
W grudniu 2020 Macierewicz stwierdza, że prace NIAR „nie spełniają warunków umowy, ponieważ symulacja została przerwana w momencie, gdy samolot znajdował się w połowie pola szczątków. Tymczasem obliczenia należy przeprowadzić aż do chwili zatrzymania się szczątków”. Odmowę NIAR Macierewicz uznaje za dowód, że agencja oszukała podkomisję, deklarując, jaki ma potencjał badawczy.
W styczniu 2021 Macierewicz pisze do NIAR: „W tej sytuacji wszelkie [wasze] ustalenia należy traktować jedynie jako prywatne przypuszczenia i domysły, co drastycznie widać w analizach zniszczeń i rozmieszczenia elementów samolotu oraz ciał pasażerów i załogi. Opieranie wniosków na bezpodstawnych spekulacjach, które nie wynikają z uzyskanych wyników lub są wręcz sprzeczne z wynikami własnych wizualizacji NIAR, nie jest ani profesjonalne, ani etyczne”.
Macierewicz kilkakrotnie jeszcze oskarźa NIAR o działania w złej wierze.
W drugiej połowie 2020 roku i w latach następnych Macierewicz wielokrotnie twierdził, że podkomisja ustaliła, że „samolot został strącony w wyniku detonacji w locie serii ładunków wybuchowych, podłożonych wcześniej w wielu miejscach w strukturze samolotu, w akcie rosyjskiego sabotażu”.
Co więcej, powtarzał, że praca zagranicznych ekspertów potwierdza takie stanowisko.
Macierewicz i jego ludzie najwytrwalej próbują urobić Christophera Protheroe'a, eksperta z największym autorytetem. Brytyjczyk od początku nie kryje sceptycyzmu wobec teorii smoleńskiego zamachu, zwłaszcza, że zdjęcia z analizowanego przez niego zamachu bombowego na pokładzie samolotu Pan American nad szkockim Lockerbee w 1988 roku, zostały w tzw. Raporcie Technicznym Podkomisji z kwietnia 2018 użyte w sposób niefachowy i demagogiczny.
Joergensen (w porozumieniu z Macierewiczem) 20 grudnia 2019 zwraca Brytyjczykowi uwagę, że nie uwzględnia on przyczyn zniszczenia skrzydła Tu-154 innych niż zderzenie z brzozą. I odmawia wysłania informacji, o jakie Protheroe prosił.
„Musimy otworzyć twój umysł na inne możliwości zniszczenia skrzydła niż te, do których, jak ci się wydaje, doszedłeś”.
„We need to open your mind” – nie można jaśniej i zarazem beczelniej.
I dalej: „Na tym etapie twojej podróży (at this stage your journey, cóż za kwiecisty język – red.) powinniśmy zacząć od przeanalizowania twoich ustaleń. Jeśli twoja hipoteza przetrwa ten proces, może być w niej trochę prawdy. Jeśli jednak – czego spodziewalbym się po 8 latach pracy nad tą sprawą – nie przetrwa, powinno to ponownie otworzyć twój umysł (znowu! – red) jako dociekliwego i uczciwego badacza i pozwolić ci na rozważenie alternatywnych hipotez. Dopiero wtedy będzie miało sens, abyś zagłębił się w te kwestie, dlatego poczekam z przesłaniem szczegółowych informacji, aż do momentu, gdy osiągniemy wyjaśnienie twojej pracy”.
Ale 10 stycznia 2020 Protheroe składa swoje dwa raporty, ok. 120 stron, w tym 17 wniosków o przyczynach katastrofy. Reakcja: „Macierewicz odpowiedział, wysyłając mi dokument napisany z propozycją głównej przyczyny katastrofy innej niż ta, którą wskazywałem”.
Chodzi o raport dr. Kazimierza Nowaczyka, wiceszefa podkomisji i kolegi Macierewicza z obozu internowanych w 1981 roku, specjalisty spektroskopii, który nigdy nie badał katastrof lotniczych, a teraz dowodzi, że samolot nie uderzył w brzozę.
Dopóki Brytyjczyk nie uwzględni rewelacji Nowaczyka, podkomisja zwleka z zapłatą. A Macierewicz mnoży zarzuty.
W kwietniu 2024 Protheroe opowiedział komisji rządowej o kolejnym mailu Macierewicza z 8 czerwca: "Oskarżył mnie o potwierdzanie fałszywych oświadczeń Rosji oraz o zniesławianie prezydenta Kaczyńskiego i generala Błasika. Tymczasem żaden z moich raportów nic wspominał o żadnej z tych osób, ani o [rosyjskim] raporcie MAK czy komisji Millera.
Cztery strony listu Macierewicza z 8 czerwca można opisać jedynie jako niespójny bełkot".
27 czerwca 2020 Protheroe pisze do podkomisji smoleńskiej, że nadal nie dostał pieniędzy. Odmawia też uwzględnienia „materiału Nowaczyka, bo wykraczałoby to poza zakres umowy”. Krytykuje sposób, w jaki Podkomisja opisuje przebieg końcowej fazy lotu, w tym zachowania załogi: „Albo nie czytałeś moich raportów, albo też ich nie zrozumiałeś, jeśli tak, to sugeruję, abyś znalazł kogoś, kto ci je objaśni”.
Protheroe idzie na całość:
„Byłem skłonny potraktować Twój list jako oszczerczy, ale wykazuje on taką niespójność i słabe zrozumienie problemów, że trudno mi traktować go poważnie. Życzliwie zakładam, że jego niedociągnięcia wynikają z naiwności, a nie ze złych intencji”.
Macierewicz kontratakuje 8 lipca 2020. Materiał Nowaczyka to nie opinia, ale dowód, dlatego analiza Protheroe nie jest kompletna.
„Podkomisja wykazała błąd w Pańskim rozumowaniu i prosiła o naprawienie go. Przez ponad pół roku nie jest Pan w stanie merytorycznie ustosunkować się do przesłanego materiału.(...) Obnaża to pańską niekompetencję. Należy podkreślić, że podkomisja nie próbuje wpływać na Pańską niezależność, ani na treść ekspertyzy, co nam pan zarzuca. Wyżej wskazane okoliczności sprawiają, że nie mogę dokonać płatności w pełnej kwocie. Po skorygowaniu błędu, dokonam płatności w wysokości 5000 funtów”.
Macierewicz stwierdza, że raport Portheroe stanowi własność podkomisji smoleńskiej, a Protheroe musi milczeć: „Zamawiający posiada pełnię autorskich praw majątkowych, w tym prawo do rozpowszechniania. Jednocześnie Pan pozostaje zobowiązany do zachowania w tajemnicy (...) Jest Pan również zobowiązany do powstrzymania się od komentarzy (...) nie może Pan udzielać wywiadów w zakresie własnej ekspertyzy”.
Protheroe odpowiada 26 lipca: „Pana oferta zapłaty 5000 funtów uzależniona od wprowadzenia przeze mnie istotnych zmian w raporcie jest rażącym naruszeniem zobowiązania wynikającego z paragrafu 6 umowy i stanowi łapówkę. Jest to atak na moją uczciwość, który uważam za obraźliwy i jestem zdumiony, że był Pan gotów zlożyć taką ofertę na piśmie”.
Ale Protheroe o tyle posłuchał Macierewicza, że zachował milczenie. Wywiadu TVN udzielił dopiero w październiku 2024. Opowiedział też komisji rządowej, że od czasu, gdy odrzucił propozycję łapówki z 8 lipca 2020 roku, rezygnując z funkcji doradcy, nie otrzymał od Macierewicza żadnej wiadomości.
Christer Magnusson, szwedzki inżynier, pilot i specjalista m.in. od wypadków lotniczych, 8 maja 2019 roku w obszernym mailu do Macierewicza kwestionuje wszystkie hipotezy podkomisji o przyczynach katastrofy, co więcej, uznaje, że oficjalne raporty MAK i Millera są generalnie prawdziwe. Podkreśla, że kolizja z „brzozą Bodina“ została udowodniona ponad wszelką wątpliwość w raporcie Protheroe'a, zderzenie z drzewem spowodowało odcięcie końcówki lewego skrzydła Tu-154M i prawdopodobnie unieruchomiło sterowanie samolotem poprzez odcięcie wszelkiej hydrauliki.
Magnusson pisze do podkomisji: „Od początku zdawałem sobie sprawę, że podkomisja szuka poparcia teorii o rosyjskim sabotażu, ale wartość przedstawianych symulacji była wątpliwa, a dowody przeczyły wnioskom. Żadne ekspertyzy nie wskazują, że wykryte ślady materiałów wybuchowych przekraczają poziom, którego można się spodziewać w samolotach wykorzystywanych do transportu wojskowego personelu i sprzętu”.
W tym samym e-mailu Magnusson wypowiada umowę ekspercką.
Rządowej komisji Christer Magnusson tłumaczy 2 kwietnia 2024: „Wiosną 2020 roku stawało się coraz jaśniejsze, że Macierewicz nie zapłaci naszych faktur, jeśli nie zgodzimy się na teorie o materiałach wybuchowych. Kiedy zagroziłem opublikowaniem moich niezapłaconych raportów, Macierewicz napisał, że podkomisja podejmie kroki prawne, jeśli to zrobię. Ponieważ nie miałem ani czasu, ani ochoty wydawać dużych sum na prawników, postanowiłem zakończyć sprawę.
Nadal jestem przekonany, że wygrałbym w szwedzkim sądzie.
Wierzę również, że wszyscy wykwalifikowani śledczy ds. katastrof lotniczych zgodziliby się z moimi ustaleniami".
Goeran Lilja, który w 1980 roku analizował m.in. katastrofę samolotu Itavia Lot 870, czyli tzw. masakrę na wyspie Ustici (innym konsultantem był Taylor), swój raport końcowy przedstawił Podkomisji w lutym 2020 roku.
„Binienda nie przyjął go, stwierdzając, że wbrew żądaniom podkomisji nie odnioslem się do opracowania dr. Nowaczyka” – mówi Lilja. Wiceprzewodniczący Podkomisji Wiesław Binienda to specjalista inżynierii materiałowej, który od 2011 roku dowodzi, że prezydencki Tupolew nie uderzył w brzozę (a gdyby nawet, to skrzydło nie mogłoby odpaść).
Rządowej komisji Lilja opowiedział w kwietniu 2024: „Na ile byłem to w stanie stwierdzić, moje wysiłki nie pozostawiły śladu we wnioskach ogłoszonych przez podkomisję. Przewodniczący [Macierewicz] powiedział, że nie wypełniłem zobowiązań umowy, wielokrotnie wykraczając poza swoje kompetencje. Napisał również, że nie odpowiedziałem na jego życzenie uwzględnienia analiz dr. Nowaczyka. Nie zrobiłem tego właśnie dlatego, że nie chcialem przekroczyć granic swoich kompetencji, zwłaszcza w dozwolonym czasie na ukończenie analizy. Uznałem, że dwa argumenty przewodniczącego są ze sobą sprzeczne”.
Jak podała PAP, 7 maja 2021 komandor Wiesław Chrzanowski i inżynier Marek Dąbrowski zostali odwołani z podkomisji smoleńskiej, „gdyż od dłuższego czasu z nią nie współpracowali”. Rezygnację zglosił też trzeci członek Zespołu Lotniczo-Nawigacyjnego kmdr. Kazimierz Grono.
Określenie „nie współpracowali” to eufemizm. Załącznik 4.16 rządowego raportu przedstawia obfitą korespondecję Zespołu Lotniczo-Nawigacyjnego, który starał się być czymś w rodzaju fachowego sumienia podkomisji Macierewicza.
Już 13 lutego 2018 roku Zespół wysyła Macierowiczowi obszerną krytyczną analizę argumentów na rzecz tzw. trajektorii wysokiej Tupolewa (lotu powyżej brzozy), wskazując na liczne błędy merytoryczne.
Zespół systematycznie ocenia też występy medialne członków podkomisji, zwracając się coraz częściej wprost do ministra obrony z pominięciem Macierewicza. 30 maja 2019 Dąbrowski pisze do Mariusza Błaszczaka, że wypowiedzi w TV Republika członka podkomisji Tomasza Ziemskiego [rekodzista zarobków, 890 tys. – red.] to „w pełni świadome działanie ze złą wolą, polegajace na forsowaniu absurdalnych hipotez (...) na szkodę komisji”.
Co więcej, „możliwość takiego działania wynika z kompletnej ignorancji przewodniczącego Macierewicza”.
Otrzymawszy dymisje, członkowie Zespołu wychodzą na powierzchnię.
7 maja 2021 portal wPolityce.pl publikuje ich oświadczenie: „W materiałach związanych z raportem końcowym podkomisji przewodniczący Macierewicz umieścił nasze nazwiska. Zostało to zrobione bez naszej wiedzy i zgody. Nie zgadzamy się z treściami, znajdującymi się w tych materiałach, jak również z »metodologią« prac Podkomisji, narzuconą przez Macierewicza. Nie wyrażamy zgody na umieszczenie naszych nazwisk w raporcie końcowym”.
Zespół podsumowuje swoje zarzuty w 12 punktach: „Od wiosny 2018 roku narracja podkomisji skupiła się wokół domniemanego, szeroko rozgałęzionego spisku (...) dowody przeczące przyjętej tezie były ignorowane lub kwestionowane (...), ukrywano ekspertyzy i materiały źródłowe przed wybranymi członkami Podkomisji” itd.
Jak widać, Macierewicz musiał się mierzyć nie tylko z krytyką ekspertów zagranicznych, krajowych specjalistów typu Maciej Lasek, przewodniczacy Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych w latach 2012-2016, polityków opozycji oraz niezależnych mediów, ale także z dysydentami w podkomisji.
Wymagało to ich eliminowania i dyscyplinowania.
Zespół Lotniczo-Nawigacyjny był najpoważniejszą opozycją wewnętrzną, ale Macierewicz i jego ludzie mieli problemy także z innymi osobami z podkomisji. Prowadzili uznaniową politykę zwoływania posiedzeń i zapraszania członków. Frekwencja na posiedzeniach w 2016 roku sięgała 80 proc., w okresie 2020-2021 spadła do 40 proc.
Powyższy obraz pokazuje, jak wymagającym zadaniem bylo utrzymanie teorii spisku.
Sugestywną tego ilustracją stanowi wymiana maili Antoniego Macierewicza z Wiesławem Biniendą. Zastanawiają się, jak utrzymać dyscyplinę interpretacji w podkomisji wobec anty-zamachowego stanowiska NIAR i ekspertów, w tym nawet Franka Taylora.
16 maja 2020 roku Macierewicz pisze do Biniendy, że dyskusję w podkomisji trzeba jednak kontynuować: „Ale proszę nie przekazuj im materiałow NIAR do czasu jak otrzymamy końcowy raport. Oczywiście nie dotyczy to symulacji uderzenia w brzozę, ani wyników badań Kazika [Nowaczyka] (...) i identyfikacji szczątków przez Tomasza [Ziemskiego]. Te materiały powinny wystarczyć”.
Zgodnie z tym, co już wiemy, Macierewicz stara się ukryć przed podkomisją zagraniczne ekspertyzy.
Tego samego dnia Binienda narzeka w mailu do Macierewicza, że brzoza nie zniknęła z publicznych debat i analiz ekspertów podkomisji: „Antoni, wygląda, że to drzewo to jak wampir. Nie można go zatłuc (…) powinniśmy przygotować dokument, który jak najpełniej odpowie na ich wątpliwości. Warto poczekać na nowy raport NIAR-u i wybrać z niego symulacje, dodać prace Tomka [Ziemskiego] i analizę Kazika [Nowaczyka]. Nie wiem, czy coś jeszcze. Ja nic im nie wysłałem i wyślę tylko to, co przygotujemy razem jako jeden dokument. Może byłoby dobrze, abyś poprosił go [Franka Taylora] o »hard evidence«, jaki spowodował zmianę jego opinii”.
17 maja 2020 Binienda wraca do wątku Taylora, którego wystąpienie z 2018 roku w obronie teorii zamachu miało zostać wykorzystane, ale po wycofaniu się eksperta jest zbyt ryzykowne. Tym razem nie chodzi już o kontrolę informacji wewnątrz podkomisji, ale o debatę publiczną, jaka toczy się wokół jej pracy.
"Najważniejsze, żeby Ewa wycięła fragment Franka [Taylora]. Prawdopodobnie Lasek czeka na nasz krok, od swoich szpiegów wie albo liczy na to, że użyjemy nagrania Franka, a wówczas z wielką pompą pokaże zmianę jego stanowiska oraz raport Chrisa [Magnussona] i całkowicie przykryje nasz przekaz. Używając techniki flood the zone with your mesaage, czyli przez wypuszczenie wielu filmów i programów z ich przekazem zaatakują nas i zdominują przekaz. Dlatego oba filmy – film nasz i Ewy – są bardzo potrzebne i muszą dobrze współdziałać. Muszą być spójne, konkretne i jasne w przekazie.
Jeśli to prawda, że SKW [Służba Kontrwywiadu Wojskowego – red.] odebrała uprawnienia Glennowi [Joergensenowi], dlatego mamy utrudnioną dyskusję merytoryczną z Glennem, to należy zadać pytanie, kto tu pracuje na korzyść Polski.
Oni nie tylko, że nie chronią nas od Artymowicza [Pawła, prof. atrofizyki z Toronto], Lady [Piotra, inżyniera z Australii], Laska [Macieja] czy Sikorskiego [Radosława], ale pozwolili, aby EE [zewnętrzni eksperci] zostali przejęci przez wroga, a może też pozwolili na przejęcie NIAR. Natomiast wyraźnie sprzyjają naszym wewnętrzynym podziałom, a tym samym osłabiają Podkomisję"
– pisze Binienda do Macierewicza.
Ten ostatni wpis wskazuje na paranoiczny stosunek do sprawy, a nawet swego rodzaju „patriotyczną histerię” w obronie przed „onymi”, których – jak się okazuje – wspiera nawet SKW.
Nowaczyk, Binienda, Ziemski dostarczali „dowodów” na zamach, Macierewicz stawiał tezy i podbarwiał je ideologicznie. Wszyscy razem nakręcali się politycznie i „patriotycznie”. Gregory Szuladziński, autor czterech raportów, za które otrzymał 733 tys. zł, dodał do tego rozumowanie godne najbardziej bezczelnych cyników.
Szuladziński prowadzi w Australii firmę consultingową, jest nestorem inżynierii mechanicznej (rocznik 1940) i już w 2012 roku przedstawił podczas wysłuchania publicznego w Parlamencie Europejskim teorię dwóch wybuchów smoleńskich, za co otrzymał tytuł „Człowieka roku ”Gazety Polskiej" (razem z Biniendą, Nowaczykiem oraz Wacławem Berczyńskim, przewodniczącym, a potem członkiem Podkomisji).
W dodatku nr V do raportu podkomisji zatytułowanym „Logika dowodów” Szuladziński opisuje przyjęte przez siebie zasady wnioskowania:
"Co pewien czas ktoś stwierdza, że nie ma dowodu na wybuch, tzn. udowodniono, że wybuchu nie było. Narrator zwykle odnosi się do konkretnej kategorii dowodów, np. braku wyraźnego zapisu akustycznego. Takie stwierdzenie przeczy logice dowodów, która mówi nam, że:
– wskazuje Szuladziński.
Przy pomocy takiej „logiki dowodów” można też wykazać, że UFO istnieje. Bo nie można przecież udowodnić, że nie istnieje, jest kilka kategorii argumentów, są relacje świadków i zdjęcia, a jeśli dowodów w jakiejś kategorii nie ma, to się znajdą i zostaną opublikowane później.
Opisane w artykule wydarzenia pokazują wysiłek włożony w kontrolę obiegu informacji, który miał podtrzymywać – i zrobił to w znacznym stopniu skutecznie – główne założenie „religii smoleńskiej”, czyli teorię rosyjskiego zamachu z 10 kwietnia 2010 roku (a właściwie 2009-2010, bo wg tej teorii pierwszy ładunek podłożono pół roku przed katastrofą podczas przeglądu samolotu w rosyjskiej Samarze).
Ale ten sukces był możliwy dzięki komfortowym warunkom, w jakich działał Macierewicz.
Podkomisja pracowała pod parasolem politycznym PiS i osobistym Jarosława Kaczynskiego, dla którego „religia smoleńska” była jednym ze źródeł zwycięstwa w wyborach 2015 roku, ale także kwestią osobiście ważną z uwagi na śmierć brata.
Macierewicz działał też pod ochroną tytułów prawicowych i przede wszystkim opanowanych od 2015 roku przez PiS mediów publicznych, które wyciągały pomocną dłoń w podtrzymywaniu teorii zamachu.
Występując jako „Gość Wiadomości” 14 września 2022 Macierewicz został uprzejmie zapytany, jak komentuje „ataki przeciwników Podkomisji”. Odparł: „Niczym nie manipulowałem. Nikomu nie narzucałem swojego poglądu, wręcz odwrotnie”.
W domyśle – to wrogowie prawdy o zamachu, manipulują i narzucają swoje poglądy uczciwym Polakom.
Propaganda
Władza
Mariusz Błaszczak
Jarosław Kaczyński
Antoni Macierewicz
Bartłomiej Misiewicz
Ministerstwo Obrony Narodowej
brzoza smoleńska
Frank Taylor
katastrofa smoleńska
Kazimierz Nowaczyk
Maciej Lasek
Wiesław Binienda
zamach smoleński
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze